piątek, 9 marca 2018

Rozdział 46






Patrzyłam na niego i wydawało mi się, że moje nogi odmówiły posłuszeństwa a serce zaczęło bić tak szybko i mocno, że zaraz wyskoczy mi z piersi. Bałam się. Naprawdę czułam strach i chyba pierwszy raz czułam go tak intensywnie. Pierwszy raz bałam się tak bardzo. Wcześniej bałam się już nie raz. Nawet Harry robił rzeczy, które wywoływały we mnie to uczucie. Reagowałam wtedy różnie, płakałam, krzyczałam. Przed moim pierwszym koncertem prawie zemdlałam ze strachu. Stojąc przed Jessem czułam coś więcej niż strach. Byłam przerażona i jak się okazało przerażenie mnie paraliżowało. Stałam w bezruchu, patrzyłam na niego i nie mogłam się ruszyć. Wiele razy widziałam takie sceny w filmach i dopiero w tym momencie umiałam zrozumieć, że można stać przed swoim oprawcą zamiast uciekać ile sił w nogach, bo strach przejmował władzę na ciałem całkowicie i mimo że chciałam nie mogłam ruszyć choćby palcem.
-Nie zbliżaj się do mnie- wydusiłam z siebie, gdy on zrobił niewielki krok w moją stronę. -Co ty tutaj robisz?- co on chciał mi zrobić?
-Mam próbę- odpowiedział patrząc na mnie w sposób, którego nie znałam.
-Nie kłam. Miałeś się do mnie nie zbliżać- nie wiedziałam, jakim cudem udaje mi się w ogóle mówić i to zrozumiale. Mój głos był wysoki i brzmiałam jakbym miała zaraz dostać ataku paniki, ale mimo wszystko konstruowałam zdania i mówiłam. A raczej piszczałam.
-Wiem i nie kłamię. Mam próbę- powtórzył a jego spojrzenie się zmieniło. Jakby zrozumiał, że się go naprawdę boję. Nie wyglądał jakby go to cieszyło. Raczej wyglądał na zaskoczonego.
-Nie wierzę ci- powiedziałam i zrobiłam krok w tył.
-To wejdź do środka i się sama przekonaj- odparł i wskazał ręką na drzwi prowadzące do audytorium.
-Nie zamierzam. Jesse masz minutę na opuszczenie...- przecież, gdy rozmawiałam z nim po raz ostatni wyraźnie mu powiedziałam, co zrobię, gdy go jeszcze kiedykolwiek spotkam. Nie żartowałam wtedy i naprawdę byłam gotowa zadzwonić na policję.
-Macy już wróciła i możemy kontynuować- powiedziała jakaś dziewczyna, która pojawiła się obok niego praktycznie znikąd.
-Mam próbę i wyjdę stąd dopiero, gdy ją skończę- mogłam się spodziewać chyba każdej możliwej reakcji z jego strony, łącznie z tym, że rzuci się na mnie i spróbuje mnie zabić, ale on po prostu odwrócił się na pięcie i totalnie mnie olewając zaczął iść na próbę.
-Czego ode mnie chcesz?!- wrzasnęłam dając upust wszystkim kłębiącym się we mnie emocjom.
-Przestań myśleć o tym, że jesteś pępkiem świata- odparł, gdy odwrócił się w moją stronę. –Tak, pamiętam naszą ostatnią rozmowę i może cię to zdziwi, ale nie zamierzam wylądować w areszcie. Poza tym nie tęskniłem za tobą choćby przez pół sekundy odkąd widzieliśmy się po raz ostatni i nie miałem najmniejszej ochoty by cię widzieć czy słyszeć, dlatego wbrew twojemu przekonaniu nie spotkaliśmy się specjalnie, nie zaaranżowałem tej sytuacji, to nie moja wina, że właśnie rozmawiamy. Nie chcę ci nic zrobić chociaż ewidentnie myślisz, że jest inaczej- to jak wypowiadał te słowa... Było w tym coś niepasującego do sytuacji, bo wydawał mi się taki... Szczery?
-Nie wierzę ci- powiedziałam znowu. Udawałam, że jestem o tym przekonana, udawałam, że jestem twarda a tak naprawdę byłam na siebie zła, bo mu wierzyłam. Wiedziałam, że Jesse, którego znam a prawdziwy Jesse, który był jakimś psychicznym D. to dwie różne osoby i mimo wszystko wydawało mi się, że mówi prawdę.
-Nie zależy mi na tym żebyś mi wierzyła, ale nie chcę mieć przez ciebie kłopotów, dlatego chodź. Przekonasz się sama, że jestem tutaj, bo pracuję a nie cię śledzę.
-Chyba nie myślisz, że pójdę z tobą gdziekolwiek sam na sam- powiedziałam bezsensownie. Bo przecież nie byliśmy sami, całej rozmowie przysłuchiwała się jakaś dziewczyna, która swoją drogą wyglądała na nieco zszokowaną.
-W takim razie idź po kogoś, Steve’a, Olivię i przekonaj się sama- nie wiedziałam jak mam się zachować jednak im dłużej przebywałam w jego towarzystwie i im dłużej po prostu na niego patrzyłam tym bardziej strach, który czułam wydawał się gdzieś znikać.
-Okej- powiedziałam jedynie a on odwrócił się w stronę dziewczyny i coś do niej powiedział. Ja z kolei przez kilka sekund zastanawiania się, co mam zrobić stwierdziłam, że przekonam się czy mówi prawdę. Pobiegłam do garderoby, bo chciałam żeby ktoś ze mną poszedł. Tak na wszelki wypadek.
-Ali ja się do tego nie nadaję- zaczęła Nina, ale od razu jej przerwałam.
-Musisz iść ze mną- mój oddech był tak przyspieszony jakbym przebiegła maraton.
-Jestem niegotowa- dziewczyna machnęła ręką jakby poirytowana a ja wzięłam głębszy oddech.
-Musisz iść ze mną. Tutaj jest Jesse- powiedziałam a ona otworzyła szeroko oczy.
-Ten psychol Jesse?- zapytała niedowierzając.
-Tak, dokładnie ten.
-W takim razie dzwoń na policję...
-Nie. On mówi, że ma próbę i... I nie wiem... On chyba mówi prawdę. I nie chcę dzwonić na policję.
-To zadzwoń chociaż po Steve’a.
-On jest teraz na siłowni.
-Dlaczego? Czy jako twój ochroniarz nie powinien za tobą wszędzie łazić?- brunetka zadała to pytanie z taką agresją w głosie, że byłam pewna, że jest w stanie rzucić się na Jesse’ego i biednego Steve’a który niczemu nie był winny.
-Nie. To znaczy dobrze wiesz, że jak mam próby, sesje, przymiarki to on nie siedzi ze mną cały czas, bo to nie ma sensu. A przecież tutaj nie każdy może sobie wejść tak po prostu. Z resztą po co ja ci to mówię, wiesz jak to wygląda- nie widziałam sensu w tłumaczeniu jej tego i traceniu czasu, bo Nina doskonale wiedziała jak to działa.
-Co chcesz zrobić?- zapytała.
-Nie wiem. Iść tam? Chyba chcę tam iść i zobaczyć czy mówi prawdę- odpowiedziałam a ona już stała przy drzwiach.
-Ali on jest chory psychicznie, nigdy nie mówi prawdy.
-Wiem, ale co innego mam zrobić? Aferę?- nie sądziłam, że los postawi mnie w takiej nielogicznej sytuacji. Ale tak się właśnie stało i coś mi mówiło, że mam iść tam i zobaczyć na własne oczy, o co chodzi. I właśnie tak zrobiłam. Poszłam tam razem z Niną i całą obstawą, którą zorganizowała moja przyjaciółka. Nie powiedziała nikomu, o co dokładnie chodzi, nie zdradziła nic poza „wróg Ali panoszy się na naszej scenie, potrzebujemy obstawy”.
-Wow, myślałem, że przyjdziesz tylko ze Stevem- powiedział Jesse, gdy weszliśmy do środka. On był chory psychicznie, ale ja wcale nie byłam lepsza, bo ten strach, który czułam przez chwilę, gdy go spotkałam ulotnił się już zupełnie i stojąc pod sceną poczułam zażenowanie, że nie poszłam tam sama. Widziałam jak stoi w otoczeniu masy ludzi i byłam zażenowana tym, że nie odważyłam się przyjść sama. Jesse to D., więc nie powinnam uważać, że jestem tchórzem, ale tak właśnie myślałam i to z pewnością kwalifikowało mnie w tej samej kategorii, co jego. Czyli czubek.
-Podobno masz próbę- odezwałam się w końcu po chwili stania i bycia w szoku. Tak, zrozumiałam, że on nie kłamał i chyba robiłam z siebie idiotkę przed nim i tymi ludźmi, z którymi pracował.
-Na ogół nie bawię się w pokazy specjalne, ale dla ciebie zrobię wyjątek, skarbie- powiedział. Nie wiedziałam czego się spodziewać, ale on razem ze swoim zespołem zaczęli ustalać ostatnie szczegóły i po chwili zaczęli występ.
Oh. Let's go!
Steve walks warily down the street
With his brim pulled way down low
Ain't no sound but the sound of his feet
Machine guns ready to go*
***
Siedziałam w samolocie do LA i patrzyłam jak Nina śpi. Mi ten luksus nie był dany, bo mimo zmęczenia nie chciało mi się spać. Od spotkania z Jessem minęło nieco ponad dwadzieścia cztery godziny i przez ten czas zdążyłam już ochłonąć. I nie tylko. To spotkanie coś mi uświadomiło i nie do końca wiedziałam, co mam zrobić. Bo znowu w mojej głowie pojawiły się wątpliwości i te same pytania, co wcześniej. Zaczęłam wątpić w to, co zaakceptowałam, jako prawdę. Co jeśli Jesse nie był D.? Być może się myliłam. Być może to, że w ogóle rozważałam opcję, w której on nie jest D. było niedorzeczne. Miałam taką nadzieję, ale w głębi serca czułam, że to nie on. D. nie zachowałoby się tak jak zachował się Jesse. Wiedziałam to. Już na samym początku, gdy się dowiedziałam, że niby on jest moim dręczycielem miałam wątpliwości. Później po prostu zaakceptowałam to i stwierdziłam, że był zły. Pomogła mi w tym między innymi opowieść Chloe o tym jak miłość połączyła ją z Jessem a pieniądze z Harrym. Zaakceptowałam to, wzięłam to na logikę, wszystko zdawało mi się pasować, a jakieś luki, które przecież w tej układance istniały po prostu zignorowałam.
-Widzimy się jutro o siódmej rano- powiedziałam do Steve’a i myślałam, że wyjdzie, ale on się zawahał. Spojrzał na przestrzeń za mną i podszedł do mnie bliżej.
-Mogę zostać, mogę posiedzieć w samochodzie przed domem- zaproponował, bo wiedział, że powiem Harry’emu, kogo spotkałam w Nowym Jorku i tak jak ja zdawał sobie sprawę jak mój mąż może zareagować.
-Nie ma takiej potrzeby. Bo co on może zrobić? Wkurzy się, to jest pewne, ale Jesse jest na drugim końcu kraju. Nie martw się. Poza tym muszę z nim pogadać o czymś jeszcze. Wiem, że najprawdopodobniej to wszystko zakończy się małżeńską awanturą, która powinna zostać między Harrym i mną.
-Co między Harrym i mną?- zapytał mój mąż i objął mnie w pasie.
-Nic takiego- odpowiedziałam i posłałam Steve’owi, w moim mniemaniu, uspokajające spojrzenie.
-W takim razie do jutra, będę o siódmej- powiedział ochroniarz i kiedy wyszedł miałam nadzieję, że mimo wszystko, jakimś cudem uda mi się uniknąć kłótni, wrzasków i łez. Nie miałam na to ani siły ani ochoty.
-Jesteś zmęczona?
-Nie. Spałam w samolocie- skłamałam.
-To super, bo bardzo się za tobą stęskniłem- powiedział i mnie przytulił. Później zaczęliśmy się całować i przez moment było perfekcyjnie. Mimo że byłam zmęczona przeciągnęłam tą idealną chwilę i zanim przeszłam do sedna minęła godzina, którą spędziliśmy na leżeniu, przytulaniu i rozmawianiu o pierdołach.
-Muszę ci o czymś powiedzieć- gdy wypowiedziałam te słowa nie czułam zdenerwowania, ale smutek. Nie chciałam przeprowadzać poważnych i ciężkich rozmów a właśnie na taką się zanosiło i przez to czułam jakieś przygnębienie i zrezygnowanie.
-Słucham- odparł i odgarnął mi zabłąkany kosmyk z czoła. Nie chcę tego robić, nie chce mi się kłócić – pomyślałam i powoli, leniwie usiadłam na łóżku.
-Jestem wykończona i nie mam siły na poważne rozmowy a tym bardziej na kłócenie się z tobą i krzyczenie. Właściwie krzyczeć nie mogę, bo muszę oszczędzać gardło- wyjaśniłam na wstępie.
-Dlaczego mielibyśmy się kłócić?- zapytał zaniepokojony.
-Bo spotkałam Jesse’ego- oznajmiłam spokojnie.
-Tego?- zapytał jedynie. Żyłka, która pojawiła się na jego czole nie zwiastowała niczego dobrego.
-Tak, tego.
-Gdzie? Kiedy?- wiedziałam, że mój nerwus się zdenerwuje, ale ja, chyba pierwszy raz odkąd byliśmy razem i mieliśmy rozmawiać na drażliwe tematy, w ogóle nie byłam zestresowana.
-Wczoraj. Miałam sesję, czekałam aż audytorium się zwolni i wtedy wpadłam na niego na korytarzu. Okazało się, że to on miał tam próbę- wyjaśniłam patrząc jak zareaguje na te rewelacje.
-I co zrobiłaś?- zapytał jakby z pretensją.
-Nic. A co miałam zrobić?- moje pytanie nie było tak naprawdę do niego skierowane. To było pytanie retoryczne, ale Harry najwyraźniej postanowił na nie odpowiedzieć.
-No nie wiem? Może zadzwonić na policję? Gdzie był Steve? Jakim cudem on w ogóle tam wszedł? Dlaczego mówisz to tak po prostu? Mogła ci się stać krzywda.
-On tam był przez przypadek. Naprawdę miał próbę. Widziałam ich występ, bo Jesse nie był tam sam tylko z całą grupą ludzi. On nie zrobił tego specjalnie, jestem tego pewna- widziałam jak poziom zdenerwowania rośnie w nim wraz z każdym wypowiadanym przeze mnie słowem, ale tak naprawdę wkurzył się tym, co powiedziałam na końcu.
-Ten psychol umie tobą manipulować! To jest pieprzone D.!- Harry nie krzyczał, ale był zły i przede wszystkim poirytowany moim zachowaniem. Nie darł się na mnie, ale jego głos był zachrypnięty i podniesiony.
-Nie denerwuj się tak. On naprawdę znalazł się tam przez przypadek.
-Mówisz mi, nie denerwuj się, by później powiedzieć coś przez co się nie denerwuję a wkurwiam. Na maksa- powiedział zaciskając przy tym pięści.
-Harry...- westchnęłam i zbliżyłam się do niego. Położyłam dłoń na jego ciepłym policzku i starałam się zmusić go do patrzenia mi w oczy. –Co chciałbyś teraz zrobić?
-Najchętniej pojechałbym do niego i obił mu mordę tak jak wtedy- odpowiedział potwierdzając moje przypuszczenia.
-Na szczęście on jest na drugim końcu kraju i nie możesz tego zrobić- być może właśnie, dlatego nie byłam zdenerwowana.
-Wiem i nie wiem, kto ma większe szczęście on czy ja.
-Ani on, ani ty. Ja- powiedziałam a wyraz twarzy Harry’ego uległ zmianie. Moje słowa uświadomiły mu, że gdyby znowu odwalił coś takiego jak wtedy to bardzo by mnie zranił.
-Ali nie może dojść drugi raz do takiej sytuacji. Olivia albo Steve, ktoś musi bardziej uważać, musimy kontrolować gdzie on jest i co robi. Moim zdaniem zrobił to specjalnie i spotkaliście się, bo ten chuj tego chciał, ale jeśli byłoby tak jak mówisz to do takich sytuacji nie może dochodzić. D. nie może cię dręczyć i zrobię wszystko żebyś była bezpieczna- ilość emocji jakie podczas tej krótkiej wypowiedzi Harry miał wypisanych w oczach była tak wielka, że nie wiedziałam, co on właściwie czuje. Złość? Strach? Irytację?
-Wiem... Rozluźnij się- powiedziałam i chwyciłam go za rękę.
-Dlaczego jesteś taka opanowana?
-Nie wiem. Ale wkurzanie się teraz nic nie da.
-Jak mam się nie wkurzać? Ali ty nawet sobie nie wyobrażasz, co chciałbym teraz zrobić. Poza obiciem mu tej parszywej mordy mam ochotę wstać i zacząć rzucać dosłownie wszystkim, chcę coś zniszczyć.
-Ale tego nie zrobisz i nawet nie wiesz, jaka jestem z ciebie dumna- powiedziałam cicho. Wiedziałam, że nic złego nie zrobi, bo widziałam to w jego oczach. Był rozgniewany, ale to nie był ten przerażający, obezwładniający go gniew.
-Gdybyś umiała czytać mi w myślach nie byłabyś dumna- przyznał a ja chciałam mu coś wyznać. Być może powinnam ugryźć się w język i odpuścić, ale chciałam się z nim podzielić moimi wątpliwościami.
-Chyba jednak wiem, dlaczego jestem opanowana i spokojna... Wydaje mi się, że się pomyliliśmy Harry- wyznałam z nadzieją, że on mnie wysłucha.
-O czym ty do cholery mówisz?
-Już wtedy, kiedy wszystko się wydało nie mogłam w to uwierzyć. Pamiętasz jak mnie to męczyło? Co jeśli się pomyliliśmy? Co jeśli oskarżyliśmy go niesłusznie? Co jeśli osądziliśmy go niesprawiedliwie?
-Ali czy ty się słyszysz?- zapytał niedowierzając a ja już zaczynałam żałować tego, że chciałam być z nim szczera.
-A ty nawet nie próbujesz mnie słuchać- przecież nie musiał przyznawać mi racji. Wystarczyło żeby nie patrzył na mnie jak na idiotkę.
-Bo wygadujesz głupoty.
-Czuję, że to nie on. Spotkałam go wczoraj i to nie było jak spotkanie z D., tylko jak spotkanie z kimś, kogo bardzo zraniłam.
-Ali zaakceptuj w końcu prawdę.
-On nigdy się nie przyznał.
-Po co miał to robić? Zapomniałaś już o dowodach? Te wiadomości wysyłano z jego telefonu, z jego komputera...- dla Harry’ego wszystko było jasne, bo to nie on żył z Jessem. Nie był z nim blisko. Nie rozumiał tego, że mogę mieć wątpliwości.
-A co jeśli to Jess? Co jeśli on ją krył i wziął winę na siebie? Harry ja z nim rozmawiałam w szpitalu i on się nie przyznał. Nie odpowiedział na moje pytania. Dlaczego?
-Bo jest psycholem i chce ci mieszać w głowie!- mój mąż był uparty i nawet przez pół sekundy nie rozważał żeby, chociaż się zastanowić nad tym, o czym mówię.
-A co jeśli nie znał odpowiedzi na te pytania? Może milczał, bo nie wiedział, co ma odpowiedzieć.
-Wiem, że ciężko ci uwierzyć w jego winę, bo był dla ciebie kimś ważnym, ale prawda jest taka, że to on cię dręczył. I nic ani nikt już tego nie zmieni. Więc przestań o nim myśleć, to był on. Te wiadomości to on i przysięgam ci, że dopilnuję żeby już nigdy w życiu się do ciebie nie zbliżył.
-Ale...- chciałam powiedzieć coś jeszcze, coś co miało przekonać go, że nie zwariowałam tylko naprawdę mogę mieć rację, ale on nie dopuścił mnie do głosu.
-Przestań.
-Nie rozumiesz, on...
-Koniec dyskusji- uciął szybko i wstał z łóżka. Chciał wyjść a mi się zrobiło przykro. Rozumiałam, że ten temat działał mu na nerwy, ale chciałam mu tylko wyjaśnić jak bardzo męczy mnie ta sprawa. Nie rozumiałam, dlaczego wcześniej tak po prostu osądziłam Jesse’ego i żyłam sobie z tą świadomością. Jedynym, co mogło mnie usprawiedliwić to, że w gruncie rzeczy naprawdę wszystko jakoś się zazębiało i ta historia miała sens. Dopiero to przypadkowe spotkanie przypomniało mi, że wtedy zapomniałam o jednym. Znałam Jesse’ego. Nie spędziłam z nim miesiąca tylko znałam go znacznie dłużej, byliśmy parą prawie rok. Poznałam jego rodzinę. Budziłam się przy nim. To przypadkowe spotkanie w Nowym Jorku przypomniało mi, że przecież go znam. I chciałam się podzielić tymi wątpliwościami z Harrym. Bo co jeśli miałam rację?  Co jeśli moje przeczucie wcale nie było głupie? Co jeśli?
-Chciałam ci tylko o tym powiedzieć.
-I powiedziałaś. Dotarło do mnie, że on naprawdę umie tobą manipulować i wystarczyło mu jedno spotkanie by wzbudzić w tobie wątpliwości- Harry miał taką minę jakby się na mnie zawiódł, przez co zrobiło mi się jeszcze smutniej.
-Może masz rację, ale może prawda jest zupełnie inna- i jeśli jest inna być może wciąż mamy kłopoty nawet o tym nie wiedząc – pomyślałam.
-Ile czasu z nim rozmawiałaś? Kto był przy tej rozmowie?- zapytał.
-Wpadłam na niego na korytarzu, zapytałam, co robi, zagroziłam policją i wtedy przyszła jakaś dziewczyna. Powiedział mi, że ma próbę a kiedy ja stwierdziłam, że mu nie wierzę kazał mi przyjść i się przekonać. Poszłam, więc po Ninę a ona zabrała tam z nami dosłownie wszystkich i przez dwie minuty stałam tam i gapiłam się jak Jesse śpiewa. Później spojrzał na mnie jakby chciał mi pokazać, że wcale się nie przejął tym spotkaniem, ale zanim wyszedł bez słowa...
-Jak miał się przejąć skoro sam je zaaranżował?- to nie miało sensu. Po prostu. Postanowiłam, że nie będę już się produkować. –Co śpiewał?
-Another One Bites the Dust- odpowiedziałam.
-Domyślasz się, dlaczego wybrał tę piosenkę?- zapytał a ja wiedziałam do czego zmierza.
-Olivia sprawdziła i Jesse bierze udział w koncercie poświęconemu twórczości Queen.
-Ale dlaczego przed tobą zaśpiewał akurat ten utwór?- drążył, bo widział w tym drugie dno.
-Bo go lubi- odparłam i spojrzałam na niego jak na wariata.
-Ali ja nie żartuję.
-Ja też. Jesse kocha Queen. A ta piosenka? Jest jedną z jego ulubionych. Skąd to wiem? Wyobraź sobie, że poznałam go i wiem, co lubi. Wiem, jakiej muzyki słucha i jakich wykonawców kocha.
-Ja pierdole! Skończmy już ten temat, bo jestem na granicy i albo zaraz coś rozwalę, albo wsiądę w samochód i pojadę na lotnisko.
-Okej. Przepraszam, nie chciałam cię zdenerwować. Może masz rację i on rzeczywiście umie mną manipulować- powiedziałam nawet nie bez przekonania, ale bez wiary, że tak jest.
-Nie bój się- Harry spojrzał na mnie przepraszająco. Momentalnie się opanował i już nie był taki rozgniewany, bo pewnie stwierdził, że w końcu przyznałam mu rację, bo się boję, że zrobi coś głupiego. A ja się tego nie bałam i nie dlatego odpuściłam. Zrobiłam to, ponieważ nie widziałam sensu w prowadzeniu tej dyskusji. Po co miałam mu opowiadać o moich wątpliwościach i rozterkach skoro on tego nie potrafił pojąć? Sprzeczanie się i kłócenie, wzajemne denerwowanie prowadziło przecież donikąd.
-Nie boję się- odparłam i wstałam z łóżka.
-Wiem, że możesz mieć wątpliwości, ale ja to widzę inaczej. Moim zdaniem on wybrał tę piosenkę specjalnie. Tam nawet pada imię Steve’a, nie wspominając już o ogólnym przesłaniu. Nie widzisz tego?- Olivia dowiedziała się, że Jesse miał wystąpić na koncercie poświęconemu twórczości Queen. Dlatego na próbie wykonywał ich piosenkę, którą zresztą uwielbiał. Taka była prawda, ale ugryzłam się w język i nic nie powiedziałam.
-Dlaczego chciałeś rzucić rolę, o którą starałeś się rok i nic mi o tym nie powiedziałeś?- zapytałam a na jego twarzy pojawiło się zdziwienie.
-Skąd o tym wiesz?- zapytał i spojrzał na drzwi żałując pewnie, że nie wyszedł, gdy miał okazję.
-Najpierw ty mi odpowiedz.
-Nie chciałem niczego rzucać, ale trochę się postawiłem. To wszystko.
-Dlaczego?
-Bo nie chcieli przesunąć próbnych zdjęć. Miały się zacząć dokładnie w dzień twojego pierwszego koncertu. Ale nie martw się, już jest po sprawie- wiedziałam, że powinnam poczuć ulgę, bo powiedział, że jest po sprawie, ale wcale nie przestałam się martwić.
-Wiesz, że jeśli jednak nie mógłbyś być na tym koncercie nic by się nie stało?- zapytałam a on spojrzał na mnie tak jakbym złamała mu serce. –Nie patrz tak na mnie. Dobrze wiesz, że byłoby mi przykro, bo chcę żebyś tam był. Nie muszę cię o tym zapewniać. Ale nie chcę żeby miłość do mnie komplikowała ci życie i zastępowała logiczne myślenie.
-Obiecałem...
-Wiem. Obiecałeś mi, że będziesz na pierwszym koncercie, ale nie możesz ryzykować utratą takiej szansy przeze mnie. Doceniam to, ale nie pozwolę ci robić takich rzeczy. Wiem, jaką mamy pracę i sama przekonałam się wiele razy, że w związku z tą pracą nigdy nie można być niczego pewnym na sto procent. Więc następnym razem nie rób głupstw- powiedziałam poważnie.
-Kto ci powiedział? Rick?- zapytał.
-Chloe. Chyba myślała, że o wszystkim wiem- odpowiedziałam a on się zaśmiał.
-Nie wiem jak ty, ale ja widzę w tym jakiś paradoks- odparł.
-Być może. Harry następnym razem nie miej przede mną tego typu sekretów. To znaczy w ogóle nie miej przede mną sekretów.
-Nie mam żadnych sekretów i to też nie był sekret. Po prostu nie chciałem cię niepotrzebnie niepokoić- wyjaśnił i wiedziałam, że mówi prawdę tyle tylko, że ja chciałam żeby mnie niepokoił.
-Następnym razem zadecydujmy wspólnie czy coś mnie zaniepokoi czy nie, okej?
-Jak chcesz. Ali pójdę poćwiczyć- miałam ochotę wywrócić na niego oczami.
-Jak chcesz. Harry pójdę spać- jak to mówią jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie.
-Nie złość się. Po prostu wciąż jestem mega wkurwiony i mam ochotę rozwalić całe to miasto i muszę się wyżyć.
***
-Jeszcze raz- powtórzył mój nauczyciel śpiewu, więc zaczęłam ćwiczenie rozgrzewające głos kolejny raz.
-Zaraz sprawdzimy słuchawki- powiedział mężczyzna odpowiedzialny za dźwięk.
-Przyniesiesz mi wodę?- poprosiłam Olivię, gdy skończyłam się rozgrzewać.
-Jak się czujesz?- zapytała Nina a ja uniosłam do góry ręce.
-O dziwo dobrze, ale bardzo się stresuję- odpowiedziałam i zwróciłam się do pana technicznego. –Ten kabelek może się odczepić jak wykonam jakiś gwałtowniejszy ruch.
-Już to sprawdzam.
-Zaraz przyniosę mikrofon.
-Zespół już się instaluje, sprawdzili czy wszystko działa i działa. Idę na dół, wiesz gdzie będę stał, gdyby coś było nie tak wiesz, co robić. Powodzenia, daj czadu- powiedział Steve i zanim wyszedł mocno mnie uściskał.
-Ali twoja woda- Olivia podała mi butelkę a ja poczułam, że chcę minuty dla siebie. Zaraz wyjdę na scenę, to mój pierwszy koncert, potrzebuję chwili by zaczerpnąć powietrza – pomyślałam.
-Unieś ręce jeszcze raz- powiedział pan techniczny i jeszcze raz sprawdził czy wszystko jest dobrze podłączone.
-Zuza mi napisała, że mam ci powiedzieć, że cię kocha i że rozniesiesz wszystko i wszystkich swoim talentem i zajebistością- oznajmiła mi Nina czytając wiadomość z telefonu.
-Napisz jej, że też ją kocham- odparłam jedynie.
-Możesz skakać i tańczyć, bo wszystko dobrze się trzyma- powiedział mężczyzna a ja opuściłam ręce.
-Kochani dajmy mojej żonie chwilę na zebranie myśli- wtrącił Harry, gdy wszedł do pomieszczenia. Po chwili zostałam z nim sam na sam. Musiałam się skoncentrować, dlatego usiadłam na moment i się wyłączyłam. Nigdy bym nie przypuszczała, że uda mi się odciąć od świata minutę przed wyjściem na scenę, ale chyba zawdzięczałam to jodze. Zamknęłam oczy, wzięłam kilka głębokich wdechów a gdy spojrzałam w końcu na Harry’ego czułam, że jestem gotowa. W głowie ostatni raz powtórzyłam sobie cały plan koncertu i byłam pewna, że długie miesiące prób sprawiły, że trema, którą odczuwałam nie była jakaś ogromna. Nie byłam sparaliżowana strachem, wręcz przeciwnie.
-Jestem gotowa- powiedziałam a Harry się uśmiechnął.
-Moja mama kazała przekazać, że mam ci życzyć połamania nóg.
-Dziękuję- odparłam i utonęłam w jego ramionach.
-Denerwujesz się?- zapytał szepcząc mi do ucha.
-Tak, ale w ten dobry sposób- odpowiedziałam i zaczęłam ściskać go mocniej.
-Jestem taki dumny, mam wrażenie, że puszę się jak paw tak bardzo mnie ta duma rozpiera- powiedział.
-Zauważyłam, chodzisz dzisiaj wyprostowany jak struna z głową tak wysoko uniesioną, że to aż dziwnie wygląda- przyznałam a on się zaśmiał.
-Ali mam ci przekazać, że została minuta- powiedziała Nina, gdy weszła do pokoju.
-Przedstawienie czas zacząć- oznajmiłam i spojrzałam jeszcze raz na Harry’ego.
-Kocham cię skarbie- wyszeptał i pochylił się nade mną, po czym dał mi szybkiego buziaka w usta. –Jesteś niesamowita.
Kiedy szłam korytarzem byłam tak bardzo naładowana pozytywną energią, że myślałam, że eksploduję, nie mogłam uwierzyć w to, że czuję się tak komfortowo, ale wiedziałam, że składa się na to wiele czynników. Nie myślałam jednak o tym. Stanęłam w wyznaczonym miejscu i wtedy zespół zaczął grać. Gdy usłyszałam jak publiczność zaczyna reagować na pierwsze dźwięki piosenki musiałam się powstrzymać by nie wejść na scenę za wcześnie. Nie sądziłam, że to będzie takie trudne i podczas planowania koncertów myślałam, że takie przedłużanie tej chwili będzie fajne – niewiele razy mogłam przyznać sama przed sobą, że aż tak się pomyliłam. Nie mogłam się doczekać aż usłyszę odliczanie w słuchawce. Sekundy wydawały mi się zamieniać w minuty, miałam wrażenie, że będę czekać nieskończoność i wtedy w końcu usłyszałam...
-Dziesięć.
Będzie dobrze.
-Dziewięć.
Dam radę.
-Osiem.
To jest moje miejsce.
-Siedem.
Tu mogę być sobą.
-Sześć.
Taka właśnie jestem.
-Pięć.
Zwykła ja.
-Cztery.
Robi niezwykłe rzeczy.
-Trzy.
Przysięgałam sobie kiedyś...
-Dwa.
Że ogromy tłum przyjdzie tylko dla mnie.
-Jeden.
Udało mi się – pomyślałam, w końcu weszłam na scenę i zaczęłam śpiewać.
Break it down
I was scared to death I was losing my mind
Break it down
I couldn’t close my eyes I was pacing all night**
***
Siedziałam na hotelowym łóżku w lewej dłoni trzymając spory plik moich zdjęć a w prawej czarny marker. Ile zdjęć podpisałam tego wieczora? Patrząc na to ile ich leżało wokół mnie miałam wrażenie, że milion. Na uszach miałam słuchawki i starałam się zrelaksować. Moja druga trasa się rozpoczęła a pierwszy koncert był już historią. Zapisał się w mojej pamięci, jako piękne, ekscytujące przeżycie. Przez dwie godziny byłam wypełniona tylko i wyłącznie pozytywnymi emocjami, które były tak wielkie, że kilka razy nie mogłam pohamować łez. Ale koncert był już historią i być może powinnam myśleć o kolejnym, jednak moje myśli skupione był na zupełnie innej rzeczy. Byłam smutna. Wcześniej obiecałam sobie, że nie będę tego pokazywać, że uda mi się to jakoś zamaskować, ale moje serce cierpiało i ja nie umiałam tego ukryć. Harry musiał wracać do Stanów. Wiedziałam od wielu tygodni, że zaraz po pierwszym koncercie będzie musiał wrócić do LA, ale kiedy rzeczywiście mieliśmy się rozstać czułam się tak jakby wszystko zupełnie straciło sens.
-Czas na kolację- powiedział mój mąż a właściwie entuzjastycznie wykrzyczał, gdy wszedł do pokoju.
-Nie jestem głodna- chyba pierwszy raz w życiu.
-Zaraz zachce ci się jeść jak zobaczysz, co ci przyniosłem. Możesz pozbierać te zdjęcia?- poprosił. Chciał usiąść obok mnie, dlatego niemrawo zaczęłam sprzątać.
-Za ile musisz jechać na lotnisko?- zapytałam, bo specjalnie od jakiegoś czasu nie sprawdzałam godziny.
-Za dwie...- zanim zdążył jakoś sformułować zdanie od razu mu przerwałam żałując, że w ogóle pytałam.
-Szkoda, że musisz jechać- powiedziałam bez sensu. Nie chciałam się tak zachowywać, ale to było silniejsze ode mnie.
-Ali...
-Daj mi to jedzenie- muszę przestać zachowywać się tak żałośnie!
-Okej, ale może zdejmiesz, chociaż te słuchawki żebyśmy mogli przez te dwie godziny normalnie gadać?
-Nie wiem czy chcesz ze mną rozmawiać- ja sama nie chciałabym ze sobą prowadzić żadnych rozmów, gdy byłam taka marudna, smutna i bez energii.
-Mi też jest ciężko cię zostawiać- a mogłam być samolubna i zgodzić się, gdy proponował, że zrobi sobie przerwę by móc być ze mną w trasie.
-Usiądź koło mnie i po prostu bądź, dobrze?- może nie byłoby mi tak ciężko gdyby wszystko było tak jak zakładał plan początkowy. Bo wstępnie mieliśmy się nie widzieć przez miesiąc jednak Harry’emu wszystko poprzestawiali i miałam zobaczyć go dopiero po ponad dwóch miesiącach. Przez tak długi okres czasu miałam go nie widzieć, nie słyszeć, nie dotykać, nie całować.
-Czego słuchasz?- zapytał. Chciał jakoś odwrócić moją uwagę, ale nic nie mogło sprawić żebym przestała myśleć o naszej rozłące.
-Roxette- odpowiedziałam a on zerknął na wyświetlacz iPoda.
-It Must Have Been Love? Może lepiej posłuchać czegoś weselszego?- Harry wziął odtwarzacz do ręki i odłączył od niego słuchawki. Chwilę jeździł palcem po ekranie a ja patrzyłam na niego z myślą, że będą musiały minąć dwa miesiące zanim będzie mi dane patrzyć na niego kolejny raz.
-Nie chcę nic wesołego- odpowiedziałam a on uśmiechnął się szeroko i jak mogłam się domyślić znalazł odpowiednią piosenkę. Nagle w pokoju zaczęła rozbrzmiewać piosenka The Ronettes a Harry wstał i stanął przede mną.
-The night we met I knew I needed you so***- zaczął śpiewać a ja nie mogłam się opanować by jakoś mu nie dokuczyć.
-Nieprawda, spotkaliśmy się w dzień i wcale mnie wtedy nie potrzebowałeś- powiedziałam a on dalej śpiewał. Cóż ja trzymałam się jakoś do drugiego refrenu. Wtedy też zaczęłam śpiewać a gdy piosenka się skończyła i urządzenie wylosowało „Hungry Eyes” Erica Carmena nie pozostało nam nic innego jak kontynuować to, co robiliśmy. Później nie tylko śpiewaliśmy, bo „Diana” Paula Anki porwała nas do tańca. Harry totalnie popłynął przy „Something About The Way You Look Tonight” Eltona Johna i zaśpiewał tę piosenkę tak pięknie, że żałowałam, że tego nie nagrywam. W gorsze dni mogłabym do tego wracać. Kołysaliśmy się przytuleni i chciałam żeby ta chwila trwała wiecznie. Tęskniłam za nim, mimo że wciąż był ze mną. Chciałam mu powiedzieć, że bardzo go kocham i będę odliczać dni do naszego spotkania i wtedy pokój wypełniły dźwięki jednej z najpiękniejszych piosenek miłosnych, która wyrażała dosłowne wszystko to, co chciałam mu przekazać. Nawet nie wiedziałam jak to się stało, że przestaliśmy tańczyć i śpiewać, po prostu tuliliśmy się do siebie. Pożegnanie z kimś, kogo kochasz to najgorsza i najtrudniejsza rzecz w życiu. Ściskałam Harry’ego w akompaniamencie pięknej muzyki i wydawało mi się, że to najgorszy moment podczas tej trasy. Że to pożegnanie będzie dla mnie najtrudniejszym zadaniem do wykonania. Ale czas miał to brutalnie zweryfikować i podczas tej trasy miałam poznać, co znaczy pożegnać kogoś, co znaczy stracić kogoś, miałam zrozumieć, dlaczego to najgorsza i najtrudniejsza rzecz w życiu...
Love me tender, love me sweet, never let me go.
You have made my life complete and I love you so****

*fragment piosenki Another One Bites the Dust - Queen
** fragment piosenki Cannonball - Lea Michele
*** fragment piosenki Be My Baby - The Ronettes
**** fragment piosenki Love Me Tender - Evlis Presley



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz