Patrzyłam na niego i wydawało mi
się, że moje nogi odmówiły posłuszeństwa a serce zaczęło bić tak szybko i
mocno, że zaraz wyskoczy mi z piersi. Bałam się. Naprawdę czułam strach i chyba
pierwszy raz czułam go tak intensywnie. Pierwszy raz bałam się tak bardzo.
Wcześniej bałam się już nie raz. Nawet Harry robił rzeczy, które wywoływały we
mnie to uczucie. Reagowałam wtedy różnie, płakałam, krzyczałam. Przed moim
pierwszym koncertem prawie zemdlałam ze strachu. Stojąc przed Jessem czułam coś
więcej niż strach. Byłam przerażona i jak się okazało przerażenie mnie
paraliżowało. Stałam w bezruchu, patrzyłam na niego i nie mogłam się ruszyć.
Wiele razy widziałam takie sceny w filmach i dopiero w tym momencie umiałam
zrozumieć, że można stać przed swoim oprawcą zamiast uciekać ile sił w nogach,
bo strach przejmował władzę na ciałem całkowicie i mimo że chciałam nie mogłam
ruszyć choćby palcem.
-Nie zbliżaj się do mnie- wydusiłam
z siebie, gdy on zrobił niewielki krok w moją stronę. -Co ty tutaj robisz?- co
on chciał mi zrobić?
-Mam próbę- odpowiedział patrząc na
mnie w sposób, którego nie znałam.
-Nie kłam. Miałeś się do mnie nie
zbliżać- nie wiedziałam, jakim cudem udaje mi się w ogóle mówić i to
zrozumiale. Mój głos był wysoki i brzmiałam jakbym miała zaraz dostać ataku
paniki, ale mimo wszystko konstruowałam zdania i mówiłam. A raczej piszczałam.
-Wiem i nie kłamię. Mam próbę-
powtórzył a jego spojrzenie się zmieniło. Jakby zrozumiał, że się go naprawdę
boję. Nie wyglądał jakby go to cieszyło. Raczej wyglądał na zaskoczonego.
-Nie wierzę ci- powiedziałam i
zrobiłam krok w tył.
-To wejdź do środka i się sama
przekonaj- odparł i wskazał ręką na drzwi prowadzące do audytorium.
-Nie zamierzam. Jesse masz minutę
na opuszczenie...- przecież, gdy rozmawiałam z nim po raz ostatni wyraźnie mu powiedziałam,
co zrobię, gdy go jeszcze kiedykolwiek spotkam. Nie żartowałam wtedy i naprawdę
byłam gotowa zadzwonić na policję.
-Macy już wróciła i możemy
kontynuować- powiedziała jakaś dziewczyna, która pojawiła się obok niego
praktycznie znikąd.
-Mam próbę i wyjdę stąd dopiero,
gdy ją skończę- mogłam się spodziewać chyba każdej możliwej reakcji z jego
strony, łącznie z tym, że rzuci się na mnie i spróbuje mnie zabić, ale on po
prostu odwrócił się na pięcie i totalnie mnie olewając zaczął iść na próbę.
-Czego ode mnie chcesz?!- wrzasnęłam
dając upust wszystkim kłębiącym się we mnie emocjom.
-Przestań myśleć o tym, że jesteś
pępkiem świata- odparł, gdy odwrócił się w moją stronę. –Tak, pamiętam naszą
ostatnią rozmowę i może cię to zdziwi, ale nie zamierzam wylądować w areszcie. Poza
tym nie tęskniłem za tobą choćby przez pół sekundy odkąd widzieliśmy się po raz
ostatni i nie miałem najmniejszej ochoty by cię widzieć czy słyszeć, dlatego
wbrew twojemu przekonaniu nie spotkaliśmy się specjalnie, nie zaaranżowałem tej
sytuacji, to nie moja wina, że właśnie rozmawiamy. Nie chcę ci nic zrobić
chociaż ewidentnie myślisz, że jest inaczej- to jak wypowiadał te słowa... Było
w tym coś niepasującego do sytuacji, bo wydawał mi się taki... Szczery?
-Nie wierzę ci- powiedziałam znowu.
Udawałam, że jestem o tym przekonana, udawałam, że jestem twarda a tak naprawdę
byłam na siebie zła, bo mu wierzyłam. Wiedziałam, że Jesse, którego znam a
prawdziwy Jesse, który był jakimś psychicznym D. to dwie różne osoby i mimo
wszystko wydawało mi się, że mówi prawdę.
-Nie zależy mi na tym żebyś mi
wierzyła, ale nie chcę mieć przez ciebie kłopotów, dlatego chodź. Przekonasz
się sama, że jestem tutaj, bo pracuję a nie cię śledzę.
-Chyba nie myślisz, że pójdę z tobą
gdziekolwiek sam na sam- powiedziałam bezsensownie. Bo przecież nie byliśmy sami,
całej rozmowie przysłuchiwała się jakaś dziewczyna, która swoją drogą wyglądała
na nieco zszokowaną.
-W takim razie idź po kogoś,
Steve’a, Olivię i przekonaj się sama- nie wiedziałam jak mam się zachować
jednak im dłużej przebywałam w jego towarzystwie i im dłużej po prostu na niego
patrzyłam tym bardziej strach, który czułam wydawał się gdzieś znikać.
-Okej- powiedziałam jedynie a on
odwrócił się w stronę dziewczyny i coś do niej powiedział. Ja z kolei przez
kilka sekund zastanawiania się, co mam zrobić stwierdziłam, że przekonam się
czy mówi prawdę. Pobiegłam do garderoby, bo chciałam żeby ktoś ze mną poszedł.
Tak na wszelki wypadek.
-Ali ja się do tego nie nadaję-
zaczęła Nina, ale od razu jej przerwałam.
-Musisz iść ze mną- mój oddech był
tak przyspieszony jakbym przebiegła maraton.
-Jestem niegotowa- dziewczyna
machnęła ręką jakby poirytowana a ja wzięłam głębszy oddech.
-Musisz iść ze mną. Tutaj jest
Jesse- powiedziałam a ona otworzyła szeroko oczy.
-Ten psychol Jesse?- zapytała
niedowierzając.
-Tak, dokładnie ten.
-W takim razie dzwoń na policję...
-Nie. On mówi, że ma próbę i... I
nie wiem... On chyba mówi prawdę. I nie chcę dzwonić na policję.
-To zadzwoń chociaż po Steve’a.
-On jest teraz na siłowni.
-Dlaczego? Czy jako twój ochroniarz
nie powinien za tobą wszędzie łazić?- brunetka zadała to pytanie z taką agresją
w głosie, że byłam pewna, że jest w stanie rzucić się na Jesse’ego i biednego
Steve’a który niczemu nie był winny.
-Nie. To znaczy dobrze wiesz, że
jak mam próby, sesje, przymiarki to on nie siedzi ze mną cały czas, bo to nie
ma sensu. A przecież tutaj nie każdy może sobie wejść tak po prostu. Z resztą
po co ja ci to mówię, wiesz jak to wygląda- nie widziałam sensu w tłumaczeniu
jej tego i traceniu czasu, bo Nina doskonale wiedziała jak to działa.
-Co chcesz zrobić?- zapytała.
-Nie wiem. Iść tam? Chyba chcę tam
iść i zobaczyć czy mówi prawdę- odpowiedziałam a ona już stała przy drzwiach.
-Ali on jest chory psychicznie,
nigdy nie mówi prawdy.
-Wiem, ale co innego mam zrobić?
Aferę?- nie sądziłam, że los postawi mnie w takiej nielogicznej sytuacji. Ale
tak się właśnie stało i coś mi mówiło, że mam iść tam i zobaczyć na własne oczy,
o co chodzi. I właśnie tak zrobiłam. Poszłam tam razem z Niną i całą obstawą,
którą zorganizowała moja przyjaciółka. Nie powiedziała nikomu, o co dokładnie
chodzi, nie zdradziła nic poza „wróg Ali panoszy się na naszej scenie,
potrzebujemy obstawy”.
-Wow, myślałem, że przyjdziesz
tylko ze Stevem- powiedział Jesse, gdy weszliśmy do środka. On był chory
psychicznie, ale ja wcale nie byłam lepsza, bo ten strach, który czułam przez chwilę,
gdy go spotkałam ulotnił się już zupełnie i stojąc pod sceną poczułam
zażenowanie, że nie poszłam tam sama. Widziałam jak stoi w otoczeniu masy ludzi
i byłam zażenowana tym, że nie odważyłam się przyjść sama. Jesse to D., więc
nie powinnam uważać, że jestem tchórzem, ale tak właśnie myślałam i to z
pewnością kwalifikowało mnie w tej samej kategorii, co jego. Czyli czubek.
-Podobno masz próbę- odezwałam się
w końcu po chwili stania i bycia w szoku. Tak, zrozumiałam, że on nie kłamał i
chyba robiłam z siebie idiotkę przed nim i tymi ludźmi, z którymi pracował.
-Na ogół nie bawię się w pokazy
specjalne, ale dla ciebie zrobię wyjątek, skarbie- powiedział. Nie wiedziałam
czego się spodziewać, ale on razem ze swoim zespołem zaczęli ustalać ostatnie
szczegóły i po chwili zaczęli występ.
Oh.
Let's go!
Steve
walks warily down the street
With
his brim pulled way down low
Ain't
no sound but the sound of his feet
Machine
guns ready to go*
***
Siedziałam w samolocie do LA i
patrzyłam jak Nina śpi. Mi ten luksus nie był dany, bo mimo zmęczenia nie
chciało mi się spać. Od spotkania z Jessem minęło nieco ponad dwadzieścia
cztery godziny i przez ten czas zdążyłam już ochłonąć. I nie tylko. To
spotkanie coś mi uświadomiło i nie do końca wiedziałam, co mam zrobić. Bo znowu
w mojej głowie pojawiły się wątpliwości i te same pytania, co wcześniej.
Zaczęłam wątpić w to, co zaakceptowałam, jako prawdę. Co jeśli Jesse nie był
D.? Być może się myliłam. Być może to, że w ogóle rozważałam opcję, w której on
nie jest D. było niedorzeczne. Miałam taką nadzieję, ale w głębi serca czułam,
że to nie on. D. nie zachowałoby się tak jak zachował się Jesse. Wiedziałam to.
Już na samym początku, gdy się dowiedziałam, że niby on jest moim dręczycielem
miałam wątpliwości. Później po prostu zaakceptowałam to i stwierdziłam, że był
zły. Pomogła mi w tym między innymi opowieść Chloe o tym jak miłość połączyła
ją z Jessem a pieniądze z Harrym. Zaakceptowałam to, wzięłam to na logikę,
wszystko zdawało mi się pasować, a jakieś luki, które przecież w tej układance
istniały po prostu zignorowałam.
-Widzimy się jutro o siódmej rano-
powiedziałam do Steve’a i myślałam, że wyjdzie, ale on się zawahał. Spojrzał na
przestrzeń za mną i podszedł do mnie bliżej.
-Mogę zostać, mogę posiedzieć w
samochodzie przed domem- zaproponował, bo wiedział, że powiem Harry’emu, kogo
spotkałam w Nowym Jorku i tak jak ja zdawał sobie sprawę jak mój mąż może
zareagować.
-Nie ma takiej potrzeby. Bo co on
może zrobić? Wkurzy się, to jest pewne, ale Jesse jest na drugim końcu kraju.
Nie martw się. Poza tym muszę z nim pogadać o czymś jeszcze. Wiem, że
najprawdopodobniej to wszystko zakończy się małżeńską awanturą, która powinna
zostać między Harrym i mną.
-Co między Harrym i mną?- zapytał
mój mąż i objął mnie w pasie.
-Nic takiego- odpowiedziałam i
posłałam Steve’owi, w moim mniemaniu, uspokajające spojrzenie.
-W takim razie do jutra, będę o
siódmej- powiedział ochroniarz i kiedy wyszedł miałam nadzieję, że mimo
wszystko, jakimś cudem uda mi się uniknąć kłótni, wrzasków i łez. Nie miałam na
to ani siły ani ochoty.
-Jesteś zmęczona?
-Nie. Spałam w samolocie-
skłamałam.
-To super, bo bardzo się za tobą
stęskniłem- powiedział i mnie przytulił. Później zaczęliśmy się całować i przez
moment było perfekcyjnie. Mimo że byłam zmęczona przeciągnęłam tą idealną
chwilę i zanim przeszłam do sedna minęła godzina, którą spędziliśmy na leżeniu,
przytulaniu i rozmawianiu o pierdołach.
-Muszę ci o czymś powiedzieć- gdy
wypowiedziałam te słowa nie czułam zdenerwowania, ale smutek. Nie chciałam
przeprowadzać poważnych i ciężkich rozmów a właśnie na taką się zanosiło i
przez to czułam jakieś przygnębienie i zrezygnowanie.
-Słucham- odparł i odgarnął mi
zabłąkany kosmyk z czoła. Nie chcę tego robić, nie chce mi się kłócić –
pomyślałam i powoli, leniwie usiadłam na łóżku.
-Jestem wykończona i nie mam siły
na poważne rozmowy a tym bardziej na kłócenie się z tobą i krzyczenie.
Właściwie krzyczeć nie mogę, bo muszę oszczędzać gardło- wyjaśniłam na wstępie.
-Dlaczego mielibyśmy się kłócić?-
zapytał zaniepokojony.
-Bo spotkałam Jesse’ego- oznajmiłam
spokojnie.
-Tego?- zapytał jedynie. Żyłka,
która pojawiła się na jego czole nie zwiastowała niczego dobrego.
-Tak, tego.
-Gdzie? Kiedy?- wiedziałam, że mój
nerwus się zdenerwuje, ale ja, chyba pierwszy raz odkąd byliśmy razem i
mieliśmy rozmawiać na drażliwe tematy, w ogóle nie byłam zestresowana.
-Wczoraj. Miałam sesję, czekałam aż
audytorium się zwolni i wtedy wpadłam na niego na korytarzu. Okazało się, że to
on miał tam próbę- wyjaśniłam patrząc jak zareaguje na te rewelacje.
-I co zrobiłaś?- zapytał jakby z
pretensją.
-Nic. A co miałam zrobić?- moje
pytanie nie było tak naprawdę do niego skierowane. To było pytanie retoryczne,
ale Harry najwyraźniej postanowił na nie odpowiedzieć.
-No nie wiem? Może zadzwonić na
policję? Gdzie był Steve? Jakim cudem on w ogóle tam wszedł? Dlaczego mówisz to
tak po prostu? Mogła ci się stać krzywda.
-On tam był przez przypadek.
Naprawdę miał próbę. Widziałam ich występ, bo Jesse nie był tam sam tylko z
całą grupą ludzi. On nie zrobił tego specjalnie, jestem tego pewna- widziałam
jak poziom zdenerwowania rośnie w nim wraz z każdym wypowiadanym przeze mnie
słowem, ale tak naprawdę wkurzył się tym, co powiedziałam na końcu.
-Ten psychol umie tobą manipulować!
To jest pieprzone D.!- Harry nie krzyczał, ale był zły i przede wszystkim
poirytowany moim zachowaniem. Nie darł się na mnie, ale jego głos był
zachrypnięty i podniesiony.
-Nie denerwuj się tak. On naprawdę znalazł
się tam przez przypadek.
-Mówisz mi, nie denerwuj się, by
później powiedzieć coś przez co się nie denerwuję a wkurwiam. Na maksa-
powiedział zaciskając przy tym pięści.
-Harry...- westchnęłam i zbliżyłam
się do niego. Położyłam dłoń na jego ciepłym policzku i starałam się zmusić go
do patrzenia mi w oczy. –Co chciałbyś teraz zrobić?
-Najchętniej pojechałbym do niego i
obił mu mordę tak jak wtedy- odpowiedział potwierdzając moje przypuszczenia.
-Na szczęście on jest na drugim
końcu kraju i nie możesz tego zrobić- być może właśnie, dlatego nie byłam
zdenerwowana.
-Wiem i nie wiem, kto ma większe
szczęście on czy ja.
-Ani on, ani ty. Ja- powiedziałam a
wyraz twarzy Harry’ego uległ zmianie. Moje słowa uświadomiły mu, że gdyby znowu
odwalił coś takiego jak wtedy to bardzo by mnie zranił.
-Ali nie może dojść drugi raz do
takiej sytuacji. Olivia albo Steve, ktoś musi bardziej uważać, musimy
kontrolować gdzie on jest i co robi. Moim zdaniem zrobił to specjalnie i spotkaliście
się, bo ten chuj tego chciał, ale jeśli byłoby tak jak mówisz to do takich
sytuacji nie może dochodzić. D. nie może cię dręczyć i zrobię wszystko żebyś
była bezpieczna- ilość emocji jakie podczas tej krótkiej wypowiedzi Harry miał
wypisanych w oczach była tak wielka, że nie wiedziałam, co on właściwie czuje.
Złość? Strach? Irytację?
-Wiem... Rozluźnij się-
powiedziałam i chwyciłam go za rękę.
-Dlaczego jesteś taka opanowana?
-Nie wiem. Ale wkurzanie się teraz
nic nie da.
-Jak mam się nie wkurzać? Ali ty
nawet sobie nie wyobrażasz, co chciałbym teraz zrobić. Poza obiciem mu tej
parszywej mordy mam ochotę wstać i zacząć rzucać dosłownie wszystkim, chcę coś
zniszczyć.
-Ale tego nie zrobisz i nawet nie wiesz,
jaka jestem z ciebie dumna- powiedziałam cicho. Wiedziałam, że nic złego nie
zrobi, bo widziałam to w jego oczach. Był rozgniewany, ale to nie był ten
przerażający, obezwładniający go gniew.
-Gdybyś umiała czytać mi w myślach
nie byłabyś dumna- przyznał a ja chciałam mu coś wyznać. Być może powinnam
ugryźć się w język i odpuścić, ale chciałam się z nim podzielić moimi
wątpliwościami.
-Chyba jednak wiem, dlaczego jestem
opanowana i spokojna... Wydaje mi się, że się pomyliliśmy Harry- wyznałam z
nadzieją, że on mnie wysłucha.
-O czym ty do cholery mówisz?
-Już wtedy, kiedy wszystko się
wydało nie mogłam w to uwierzyć. Pamiętasz jak mnie to męczyło? Co jeśli się
pomyliliśmy? Co jeśli oskarżyliśmy go niesłusznie? Co jeśli osądziliśmy go
niesprawiedliwie?
-Ali czy ty się słyszysz?- zapytał
niedowierzając a ja już zaczynałam żałować tego, że chciałam być z nim szczera.
-A ty nawet nie próbujesz mnie
słuchać- przecież nie musiał przyznawać mi racji. Wystarczyło żeby nie patrzył
na mnie jak na idiotkę.
-Bo wygadujesz głupoty.
-Czuję, że to nie on. Spotkałam go
wczoraj i to nie było jak spotkanie z D., tylko jak spotkanie z kimś, kogo
bardzo zraniłam.
-Ali zaakceptuj w końcu prawdę.
-On nigdy się nie przyznał.
-Po co miał to robić? Zapomniałaś
już o dowodach? Te wiadomości wysyłano z jego telefonu, z jego komputera...-
dla Harry’ego wszystko było jasne, bo to nie on żył z Jessem. Nie był z nim
blisko. Nie rozumiał tego, że mogę mieć wątpliwości.
-A co jeśli to Jess? Co jeśli on ją
krył i wziął winę na siebie? Harry ja z nim rozmawiałam w szpitalu i on się nie
przyznał. Nie odpowiedział na moje pytania. Dlaczego?
-Bo jest psycholem i chce ci
mieszać w głowie!- mój mąż był uparty i nawet przez pół sekundy nie rozważał żeby,
chociaż się zastanowić nad tym, o czym mówię.
-A co jeśli nie znał odpowiedzi na
te pytania? Może milczał, bo nie wiedział, co ma odpowiedzieć.
-Wiem, że ciężko ci uwierzyć w jego
winę, bo był dla ciebie kimś ważnym, ale prawda jest taka, że to on cię dręczył.
I nic ani nikt już tego nie zmieni. Więc przestań o nim myśleć, to był on. Te
wiadomości to on i przysięgam ci, że dopilnuję żeby już nigdy w życiu się do
ciebie nie zbliżył.
-Ale...- chciałam powiedzieć coś
jeszcze, coś co miało przekonać go, że nie zwariowałam tylko naprawdę mogę mieć
rację, ale on nie dopuścił mnie do głosu.
-Przestań.
-Nie rozumiesz, on...
-Koniec dyskusji- uciął szybko i
wstał z łóżka. Chciał wyjść a mi się zrobiło przykro. Rozumiałam, że ten temat
działał mu na nerwy, ale chciałam mu tylko wyjaśnić jak bardzo męczy mnie ta
sprawa. Nie rozumiałam, dlaczego wcześniej tak po prostu osądziłam Jesse’ego i
żyłam sobie z tą świadomością. Jedynym, co mogło mnie usprawiedliwić to, że w
gruncie rzeczy naprawdę wszystko jakoś się zazębiało i ta historia miała sens.
Dopiero to przypadkowe spotkanie przypomniało mi, że wtedy zapomniałam o
jednym. Znałam Jesse’ego. Nie spędziłam z nim miesiąca tylko znałam go znacznie
dłużej, byliśmy parą prawie rok. Poznałam jego rodzinę. Budziłam się przy nim.
To przypadkowe spotkanie w Nowym Jorku przypomniało mi, że przecież go znam. I
chciałam się podzielić tymi wątpliwościami z Harrym. Bo co jeśli miałam
rację? Co jeśli moje przeczucie wcale
nie było głupie? Co jeśli?
-Chciałam ci tylko o tym
powiedzieć.
-I powiedziałaś. Dotarło do mnie,
że on naprawdę umie tobą manipulować i wystarczyło mu jedno spotkanie by
wzbudzić w tobie wątpliwości- Harry miał taką minę jakby się na mnie zawiódł,
przez co zrobiło mi się jeszcze smutniej.
-Może masz rację, ale może prawda
jest zupełnie inna- i jeśli jest inna być może wciąż mamy kłopoty nawet o tym
nie wiedząc – pomyślałam.
-Ile czasu z nim rozmawiałaś? Kto
był przy tej rozmowie?- zapytał.
-Wpadłam na niego na korytarzu, zapytałam,
co robi, zagroziłam policją i wtedy przyszła jakaś dziewczyna. Powiedział mi,
że ma próbę a kiedy ja stwierdziłam, że mu nie wierzę kazał mi przyjść i się
przekonać. Poszłam, więc po Ninę a ona zabrała tam z nami dosłownie wszystkich
i przez dwie minuty stałam tam i gapiłam się jak Jesse śpiewa. Później spojrzał
na mnie jakby chciał mi pokazać, że wcale się nie przejął tym spotkaniem, ale
zanim wyszedł bez słowa...
-Jak miał się przejąć skoro sam je
zaaranżował?- to nie miało sensu. Po prostu. Postanowiłam, że nie będę już się
produkować. –Co śpiewał?
-Another One Bites the Dust- odpowiedziałam.
-Domyślasz się, dlaczego wybrał tę
piosenkę?- zapytał a ja wiedziałam do czego zmierza.
-Olivia sprawdziła i Jesse bierze
udział w koncercie poświęconemu twórczości Queen.
-Ale dlaczego przed tobą zaśpiewał
akurat ten utwór?- drążył, bo widział w tym drugie dno.
-Bo go lubi- odparłam i spojrzałam
na niego jak na wariata.
-Ali ja nie żartuję.
-Ja też. Jesse kocha Queen. A ta
piosenka? Jest jedną z jego ulubionych. Skąd to wiem? Wyobraź sobie, że
poznałam go i wiem, co lubi. Wiem, jakiej muzyki słucha i jakich wykonawców
kocha.
-Ja pierdole! Skończmy już ten temat,
bo jestem na granicy i albo zaraz coś rozwalę, albo wsiądę w samochód i pojadę
na lotnisko.
-Okej. Przepraszam, nie chciałam
cię zdenerwować. Może masz rację i on rzeczywiście umie mną manipulować-
powiedziałam nawet nie bez przekonania, ale bez wiary, że tak jest.
-Nie bój się- Harry spojrzał na
mnie przepraszająco. Momentalnie się opanował i już nie był taki rozgniewany,
bo pewnie stwierdził, że w końcu przyznałam mu rację, bo się boję, że zrobi coś
głupiego. A ja się tego nie bałam i nie dlatego odpuściłam. Zrobiłam to,
ponieważ nie widziałam sensu w prowadzeniu tej dyskusji. Po co miałam mu
opowiadać o moich wątpliwościach i rozterkach skoro on tego nie potrafił pojąć?
Sprzeczanie się i kłócenie, wzajemne denerwowanie prowadziło przecież donikąd.
-Nie boję się- odparłam i wstałam z
łóżka.
-Wiem, że możesz mieć wątpliwości,
ale ja to widzę inaczej. Moim zdaniem on wybrał tę piosenkę specjalnie. Tam
nawet pada imię Steve’a, nie wspominając już o ogólnym przesłaniu. Nie widzisz
tego?- Olivia dowiedziała się, że Jesse miał wystąpić na koncercie poświęconemu
twórczości Queen. Dlatego na próbie wykonywał ich piosenkę, którą zresztą
uwielbiał. Taka była prawda, ale ugryzłam się w język i nic nie powiedziałam.
-Dlaczego chciałeś rzucić rolę, o
którą starałeś się rok i nic mi o tym nie powiedziałeś?- zapytałam a na jego
twarzy pojawiło się zdziwienie.
-Skąd o tym wiesz?- zapytał i
spojrzał na drzwi żałując pewnie, że nie wyszedł, gdy miał okazję.
-Najpierw ty mi odpowiedz.
-Nie chciałem niczego rzucać, ale
trochę się postawiłem. To wszystko.
-Dlaczego?
-Bo nie chcieli przesunąć próbnych
zdjęć. Miały się zacząć dokładnie w dzień twojego pierwszego koncertu. Ale nie
martw się, już jest po sprawie- wiedziałam, że powinnam poczuć ulgę, bo
powiedział, że jest po sprawie, ale wcale nie przestałam się martwić.
-Wiesz, że jeśli jednak nie mógłbyś
być na tym koncercie nic by się nie stało?- zapytałam a on spojrzał na mnie tak
jakbym złamała mu serce. –Nie patrz tak na mnie. Dobrze wiesz, że byłoby mi przykro,
bo chcę żebyś tam był. Nie muszę cię o tym zapewniać. Ale nie chcę żeby miłość
do mnie komplikowała ci życie i zastępowała logiczne myślenie.
-Obiecałem...
-Wiem. Obiecałeś mi, że będziesz na
pierwszym koncercie, ale nie możesz ryzykować utratą takiej szansy przeze mnie.
Doceniam to, ale nie pozwolę ci robić takich rzeczy. Wiem, jaką mamy pracę i
sama przekonałam się wiele razy, że w związku z tą pracą nigdy nie można być
niczego pewnym na sto procent. Więc następnym razem nie rób głupstw-
powiedziałam poważnie.
-Kto ci powiedział? Rick?- zapytał.
-Chloe. Chyba myślała, że o
wszystkim wiem- odpowiedziałam a on się zaśmiał.
-Nie wiem jak ty, ale ja widzę w
tym jakiś paradoks- odparł.
-Być może. Harry następnym razem
nie miej przede mną tego typu sekretów. To znaczy w ogóle nie miej przede mną
sekretów.
-Nie mam żadnych sekretów i to też
nie był sekret. Po prostu nie chciałem cię niepotrzebnie niepokoić- wyjaśnił i
wiedziałam, że mówi prawdę tyle tylko, że ja chciałam żeby mnie niepokoił.
-Następnym razem zadecydujmy
wspólnie czy coś mnie zaniepokoi czy nie, okej?
-Jak chcesz. Ali pójdę poćwiczyć-
miałam ochotę wywrócić na niego oczami.
-Jak chcesz. Harry pójdę spać- jak
to mówią jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie.
-Nie złość się. Po prostu wciąż
jestem mega wkurwiony i mam ochotę rozwalić całe to miasto i muszę się wyżyć.
***
-Jeszcze raz- powtórzył mój
nauczyciel śpiewu, więc zaczęłam ćwiczenie rozgrzewające głos kolejny raz.
-Zaraz sprawdzimy słuchawki- powiedział
mężczyzna odpowiedzialny za dźwięk.
-Przyniesiesz mi wodę?- poprosiłam Olivię,
gdy skończyłam się rozgrzewać.
-Jak się czujesz?- zapytała Nina a
ja uniosłam do góry ręce.
-O dziwo dobrze, ale bardzo się
stresuję- odpowiedziałam i zwróciłam się do pana technicznego. –Ten kabelek
może się odczepić jak wykonam jakiś gwałtowniejszy ruch.
-Już to sprawdzam.
-Zaraz przyniosę mikrofon.
-Zespół już się instaluje, sprawdzili
czy wszystko działa i działa. Idę na dół, wiesz gdzie będę stał, gdyby coś było
nie tak wiesz, co robić. Powodzenia, daj czadu- powiedział Steve i zanim
wyszedł mocno mnie uściskał.
-Ali twoja woda- Olivia podała mi
butelkę a ja poczułam, że chcę minuty dla siebie. Zaraz wyjdę na scenę, to mój
pierwszy koncert, potrzebuję chwili by zaczerpnąć powietrza – pomyślałam.
-Unieś ręce jeszcze raz- powiedział
pan techniczny i jeszcze raz sprawdził czy wszystko jest dobrze podłączone.
-Zuza mi napisała, że mam ci
powiedzieć, że cię kocha i że rozniesiesz wszystko i wszystkich swoim talentem
i zajebistością- oznajmiła mi Nina czytając wiadomość z telefonu.
-Napisz jej, że też ją kocham- odparłam
jedynie.
-Możesz skakać i tańczyć, bo
wszystko dobrze się trzyma- powiedział mężczyzna a ja opuściłam ręce.
-Kochani dajmy mojej żonie chwilę
na zebranie myśli- wtrącił Harry, gdy wszedł do pomieszczenia. Po chwili
zostałam z nim sam na sam. Musiałam się skoncentrować, dlatego usiadłam na
moment i się wyłączyłam. Nigdy bym nie przypuszczała, że uda mi się odciąć od
świata minutę przed wyjściem na scenę, ale chyba zawdzięczałam to jodze. Zamknęłam
oczy, wzięłam kilka głębokich wdechów a gdy spojrzałam w końcu na Harry’ego
czułam, że jestem gotowa. W głowie ostatni raz powtórzyłam sobie cały plan
koncertu i byłam pewna, że długie miesiące prób sprawiły, że trema, którą
odczuwałam nie była jakaś ogromna. Nie byłam sparaliżowana strachem, wręcz
przeciwnie.
-Jestem gotowa- powiedziałam a
Harry się uśmiechnął.
-Moja mama kazała przekazać, że mam
ci życzyć połamania nóg.
-Dziękuję- odparłam i utonęłam w
jego ramionach.
-Denerwujesz się?- zapytał szepcząc
mi do ucha.
-Tak, ale w ten dobry sposób-
odpowiedziałam i zaczęłam ściskać go mocniej.
-Jestem taki dumny, mam wrażenie, że
puszę się jak paw tak bardzo mnie ta duma rozpiera- powiedział.
-Zauważyłam, chodzisz dzisiaj
wyprostowany jak struna z głową tak wysoko uniesioną, że to aż dziwnie wygląda-
przyznałam a on się zaśmiał.
-Ali mam ci przekazać, że została
minuta- powiedziała Nina, gdy weszła do pokoju.
-Przedstawienie czas zacząć-
oznajmiłam i spojrzałam jeszcze raz na Harry’ego.
-Kocham cię skarbie- wyszeptał i
pochylił się nade mną, po czym dał mi szybkiego buziaka w usta. –Jesteś
niesamowita.
Kiedy szłam korytarzem byłam tak
bardzo naładowana pozytywną energią, że myślałam, że eksploduję, nie mogłam
uwierzyć w to, że czuję się tak komfortowo, ale wiedziałam, że składa się na to
wiele czynników. Nie myślałam jednak o tym. Stanęłam w wyznaczonym miejscu i
wtedy zespół zaczął grać. Gdy usłyszałam jak publiczność zaczyna reagować na
pierwsze dźwięki piosenki musiałam się powstrzymać by nie wejść na scenę za
wcześnie. Nie sądziłam, że to będzie takie trudne i podczas planowania
koncertów myślałam, że takie przedłużanie tej chwili będzie fajne – niewiele
razy mogłam przyznać sama przed sobą, że aż tak się pomyliłam. Nie mogłam się
doczekać aż usłyszę odliczanie w słuchawce. Sekundy wydawały mi się zamieniać w
minuty, miałam wrażenie, że będę czekać nieskończoność i wtedy w końcu
usłyszałam...
-Dziesięć.
Będzie dobrze.
-Dziewięć.
Dam radę.
-Osiem.
To jest moje miejsce.
-Siedem.
Tu mogę być sobą.
-Sześć.
Taka właśnie jestem.
-Pięć.
Zwykła ja.
-Cztery.
Robi niezwykłe rzeczy.
-Trzy.
Przysięgałam sobie kiedyś...
-Dwa.
Że ogromy tłum przyjdzie tylko dla
mnie.
-Jeden.
Udało mi się – pomyślałam, w końcu
weszłam na scenę i zaczęłam śpiewać.
Break
it down
I
was scared to death I was losing my mind
Break
it down
I
couldn’t close my eyes I was pacing all night**
***
Siedziałam na hotelowym łóżku w
lewej dłoni trzymając spory plik moich zdjęć a w prawej czarny marker. Ile
zdjęć podpisałam tego wieczora? Patrząc na to ile ich leżało wokół mnie miałam
wrażenie, że milion. Na uszach miałam słuchawki i starałam się zrelaksować.
Moja druga trasa się rozpoczęła a pierwszy koncert był już historią. Zapisał
się w mojej pamięci, jako piękne, ekscytujące przeżycie. Przez dwie godziny
byłam wypełniona tylko i wyłącznie pozytywnymi emocjami, które były tak wielkie,
że kilka razy nie mogłam pohamować łez. Ale koncert był już historią i być może
powinnam myśleć o kolejnym, jednak moje myśli skupione był na zupełnie innej
rzeczy. Byłam smutna. Wcześniej obiecałam sobie, że nie będę tego pokazywać, że
uda mi się to jakoś zamaskować, ale moje serce cierpiało i ja nie umiałam tego
ukryć. Harry musiał wracać do Stanów. Wiedziałam od wielu tygodni, że zaraz po
pierwszym koncercie będzie musiał wrócić do LA, ale kiedy rzeczywiście mieliśmy
się rozstać czułam się tak jakby wszystko zupełnie straciło sens.
-Czas na kolację- powiedział mój
mąż a właściwie entuzjastycznie wykrzyczał, gdy wszedł do pokoju.
-Nie jestem głodna- chyba pierwszy
raz w życiu.
-Zaraz zachce ci się jeść jak zobaczysz,
co ci przyniosłem. Możesz pozbierać te zdjęcia?- poprosił. Chciał usiąść obok
mnie, dlatego niemrawo zaczęłam sprzątać.
-Za ile musisz jechać na lotnisko?-
zapytałam, bo specjalnie od jakiegoś czasu nie sprawdzałam godziny.
-Za dwie...- zanim zdążył jakoś
sformułować zdanie od razu mu przerwałam żałując, że w ogóle pytałam.
-Szkoda, że musisz jechać-
powiedziałam bez sensu. Nie chciałam się tak zachowywać, ale to było silniejsze
ode mnie.
-Ali...
-Daj mi to jedzenie- muszę przestać
zachowywać się tak żałośnie!
-Okej, ale może zdejmiesz, chociaż
te słuchawki żebyśmy mogli przez te dwie godziny normalnie gadać?
-Nie wiem czy chcesz ze mną
rozmawiać- ja sama nie chciałabym ze sobą prowadzić żadnych rozmów, gdy byłam
taka marudna, smutna i bez energii.
-Mi też jest ciężko cię zostawiać-
a mogłam być samolubna i zgodzić się, gdy proponował, że zrobi sobie przerwę by
móc być ze mną w trasie.
-Usiądź koło mnie i po prostu bądź,
dobrze?- może nie byłoby mi tak ciężko gdyby wszystko było tak jak zakładał
plan początkowy. Bo wstępnie mieliśmy się nie widzieć przez miesiąc jednak Harry’emu
wszystko poprzestawiali i miałam zobaczyć go dopiero po ponad dwóch miesiącach.
Przez tak długi okres czasu miałam go nie widzieć, nie słyszeć, nie dotykać,
nie całować.
-Czego słuchasz?- zapytał. Chciał
jakoś odwrócić moją uwagę, ale nic nie mogło sprawić żebym przestała myśleć o
naszej rozłące.
-Roxette- odpowiedziałam a on
zerknął na wyświetlacz iPoda.
-It Must Have Been Love? Może
lepiej posłuchać czegoś weselszego?- Harry wziął odtwarzacz do ręki i odłączył
od niego słuchawki. Chwilę jeździł palcem po ekranie a ja patrzyłam na niego z
myślą, że będą musiały minąć dwa miesiące zanim będzie mi dane patrzyć na niego
kolejny raz.
-Nie chcę nic wesołego-
odpowiedziałam a on uśmiechnął się szeroko i jak mogłam się domyślić znalazł
odpowiednią piosenkę. Nagle w pokoju zaczęła rozbrzmiewać piosenka The Ronettes
a Harry wstał i stanął przede mną.
-The night we met I knew I needed you so***- zaczął śpiewać a ja nie
mogłam się opanować by jakoś mu nie dokuczyć.
-Nieprawda, spotkaliśmy się w dzień
i wcale mnie wtedy nie potrzebowałeś- powiedziałam a on dalej śpiewał. Cóż ja
trzymałam się jakoś do drugiego refrenu. Wtedy też zaczęłam śpiewać a gdy
piosenka się skończyła i urządzenie wylosowało „Hungry Eyes” Erica Carmena nie
pozostało nam nic innego jak kontynuować to, co robiliśmy. Później nie tylko
śpiewaliśmy, bo „Diana” Paula Anki porwała nas do tańca. Harry totalnie popłynął
przy „Something About The Way You Look Tonight” Eltona Johna i zaśpiewał tę
piosenkę tak pięknie, że żałowałam, że tego nie nagrywam. W gorsze dni mogłabym
do tego wracać. Kołysaliśmy się przytuleni i chciałam żeby ta chwila trwała
wiecznie. Tęskniłam za nim, mimo że wciąż był ze mną. Chciałam mu powiedzieć,
że bardzo go kocham i będę odliczać dni do naszego spotkania i wtedy pokój
wypełniły dźwięki jednej z najpiękniejszych piosenek miłosnych, która wyrażała
dosłowne wszystko to, co chciałam mu przekazać. Nawet nie wiedziałam jak to się
stało, że przestaliśmy tańczyć i śpiewać, po prostu tuliliśmy się do siebie.
Pożegnanie z kimś, kogo kochasz to najgorsza i najtrudniejsza rzecz w życiu. Ściskałam
Harry’ego w akompaniamencie pięknej muzyki i wydawało mi się, że to najgorszy
moment podczas tej trasy. Że to pożegnanie będzie dla mnie najtrudniejszym
zadaniem do wykonania. Ale czas miał to brutalnie zweryfikować i podczas tej
trasy miałam poznać, co znaczy pożegnać kogoś, co znaczy stracić kogoś, miałam zrozumieć,
dlaczego to najgorsza i najtrudniejsza rzecz w życiu...
Love
me tender, love me sweet, never let me go.
You
have made my life complete and I love you so****
*fragment piosenki Another One Bites the Dust - Queen
** fragment piosenki Cannonball - Lea Michele
*** fragment piosenki Be My Baby - The Ronettes
**** fragment piosenki Love Me Tender - Evlis Presley
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz