środa, 20 września 2017

Rozdział 40





Siedziałam w samochodzie i co minutę spoglądałam na zegarek. Wiedziałam, że Blaine kończy za dwadzieścia minut, ale i tak uparcie sprawdzałam, która jest godzina. Nienawidziłam siedzieć bezczynnie i czekać. Spojrzałam na Steve’a, który jak zaczarowany gapił się w telefon i co chwilę przesuwał po nim palcem.
-Co robisz?- zapytałam, mimo że widziałam, czym dokładnie zajmuje się brunet.
-Sprawdzam wyniki wczorajszych meczyków, nasi wygrali- odpowiedział podekscytowany. Właściwie wyglądał jakby naprawdę miło spędzał czas i było to dla mnie zupełnie niezrozumiałe.
-A ja się nudzę- powiedziałam a przyjaciel spojrzał na mnie w taki sposób, że wiedziałam, że nie ma zamiaru nigdzie ze mną łazić i mam sobie wybić z głowy każdy pomysł zakładający wyjście z auta.
-Real wygrał, są nie do zatrzymania- wiedziałam, że próbuje udawać, że nie wie, co zaraz powiem.
-Wiem, sprawdziłam wyniki i skrót meczu już przy śniadaniu. Strzał Asensio to poezja.
-A Modrić? Ty widziałaś jak czaruje w środku pola?
-Wiem, widziałam. To po prostu magia- odpowiedziałam dając mu jeszcze pół minuty zanim oznajmię, że idę się przejść.
-W tym składzie nie ma słabych ogniw. Oni wszyscy są na dwa razy wyższym poziomie niż reszta zespołów. I nie mam tutaj na myśli samej Hiszpanii, ale mówię o całej Europie.  
-W końcu to Real. Wiesz co? Ty sobie tutaj posiedź i oglądaj te gole a ja się przejdę- powiedziałam w końcu a on wywrócił na mnie oczami.
-A nie możemy po prostu posiedzieć w aucie?- zapytał wyraźnie zirytowany.
-Ale, po co siedzieć jak można się przejść?
-Jesteś gorsza niż pięcioletnie dziecko i nawet minuty nie możesz usiedzieć w miejscu.
-Przecież nie musisz ze mną iść- zauważyłam i dopiero w tym momencie coś do mnie dotarło.
-Taaa. Nie muszę- westchnął zrezygnowany i zaczął gramolić się z auta.
-No nie musisz. Bo właściwie, dlaczego nadal mnie tak pilnujesz?- zapytałam, bo właściwie dopiero to zauważałam. –Przecież nie ma już D., okazało się, że pożar domu Harry’ego był wypadkiem. Myślałam, że przez to chodzę z obstawą cały czas.
-Męczę cię już?- zapytał Steve i się uśmiechnął.
-Dobrze wiesz, że nie o to chodzi. Po prostu miało być mniej ochrony. No chyba, że jest coś, o czym nie wiem?- zapytałam podchodząc do sprawy nieco sceptycznie. Może jednak było coś jeszcze, coś o czym nie mówił, bo nie chciał mnie niepokoić.
-Nie ma nic, o czym nie wiesz- odpowiedział.
-Na pewno?- zapytałam i spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Na pewno. Ali wybacz, ale to ja w tej kwestii jestem szefem i czy chcesz czy nie pewne rzeczy się nie zmienią. Nie jesteś osobą anonimową i moim zadaniem jest dopilnować żeby nic ci się nie stało. Znam się na swojej robocie i skoro uważam, że centrum Nowego Jorku może stwarzać dla ciebie zagrożenie to nie puszczę cię samej.
-No okej, wyluzuj. Nie podważam twoich kompetencji tylko tak po prostu powiedziałam o tym, bo myślałam, że wrócimy do tego, co było kiedyś.
-Rozumiem i wiem, że gdy jeszcze byłaś z Jessem miałaś więcej swobody, ale od tego czasu wiele się zmieniło.
-Wiem. Nie musisz mi tego mówić.
-Bo wy nie zdajecie sobie z tego sprawy. Tak samo było z chłopakami, gdy dla nich pracowałem. Nie rozumieli, że stali się bardzo rozpoznawalni. I tak samo jest z tobą Ali.
-Ale żeś się nawiedził. Czaję, jestem rozpoznawalna. Zadowolony?- zapytałam i uśmiechnęłam się szeroko a Steve zamiast prawić mi kazanie zaśmiał się tylko i westchnął głośno. Nic więcej już na ten temat nie powiedział i ja też nie miałam już nic więcej do dodania. Zaczęłam się zastanawiać nad jego słowami. Od tego czasu wiele się zmieniło. To było jak niedopowiedzenie, bo w ciągu roku moje życie zmieniło się diametralnie i to pod każdym względem. Rozmyślałam o tym przez chwilę nie zwracając uwagi na otaczających mnie ludzi. Szłam powoli i po chwili spaceru znaleźliśmy się pod jednym z broadwayowskich teatrów. Nad wejściem wisiał wielki afisz, na którym było napisane „ANASTASIA THE NEW MUSICAL” a nieco niżej widniała krótka informacja, że na premierowe przedstawienie bilety zostały wyprzedane. Patrzyłam przez chwilę na ten ogromny plakat a w mojej głowie od razu pojawił się milion myśli. Moja wyobraźnia od razu zaczęła mi podsuwać różne scenariusze. W tym roku wydam płytę, w kolejnym pojadę w trasę, później zrobię sobie przerwę a po niej wrócę do świata muzyki w innej formie niż dotychczas. Wyobraziłam sobie, że to ja jestem na takim plakacie, że dostaję główną rolę w nowym musicalu i z ekscytacji poczułam jak przez ciało przebiega mi dreszcz. Spełniałam się zawodowo, ale cześć mnie wciąż marzyła o tym by wystąpić właśnie na deskach tak uwielbianego przeze mnie Broadwayu. I kiedy moja wyobraźnia zaczynała szaleć coraz bardziej postanowiłam zejść z obłoków na ziemię i spojrzałam w prawo. Dostrzegłam dziewczynę, która tak samo jak ja chwilę wcześniej patrzyła w górę a jej rozmarzone spojrzenie sprawiło, że poczułam, że chcę ją poznać. Podeszłam, więc nieco bliżej i wtedy ona spojrzała na mnie. Na chwilę. Rozpoznała mnie. Wiedziałam o tym, bo nagle jej oczy zrobiły się dwa razy większe a ona sama wydawała się być speszona. Mimo wszystko nie chciałam odpuścić.
-Hej- powiedziałam a ona rozejrzała się dookoła. Na jej policzki zdążyły się już wkraść pokaźne rumieńce.
-Hej?- odparła wciąż nie do końca wiedząc czy powiedziałam to do niej.
-Jestem Ali- przedstawiłam się i wyciągnęłam w jej kierunku dłoń.
-W... Wiem. Bardzo lubię. To znaczy fanką. To znaczy bardzo cię lubię i jestem twoją fanką. Przepraszam- dodała i mimo tego, że była teraz skrajnie zawstydzona i speszona było w niej coś, co sprawiło, że była wyjątkowa.
-A jak ty masz na imię?- zapytałam i starałam się dodać jej pewności siebie uśmiechem.
-Madison- odparła.
-Lubisz teatr?- zadałam kolejne pytanie a ona wydawała się nieco rozluźnić.
-Kocham. Broadway to moja prawdziwa miłość- wyznała i gdy wypowiadała te słowa nie dało się nie dostrzec błysku w jej oczach.
-Wybierasz się na przedstawienie?- zapytałam i wskazałam na plakat.
-Nie. Nie jestem stąd. Pochodzę z Ohio. Do Nowego Jorku przyjechałam wraz ze szkolnym chórem, bo w tym roku tutaj odbywają się mistrzostwa- odpowiedziała i z każdym wypowiadanym słowem wydawała się być coraz bardziej pewna siebie.
-Śpiewasz?- zapytałam, choć odpowiedź była oczywista.
-Śpiew to całe moje życie- odpowiedziała i naprawdę było w niej coś takiego, że zwykłymi słowami potrafiła przekazać, że naprawdę to jest jej życie. A może rozumiałam ją tak dobrze, bo byłam taka jak ona?
-Zdaje mi się, że właśnie znalazłam swoją bliźniaczkę- powiedziałam podekscytowana a ona najpierw się uśmiechnęła a zaraz potem posmutniała. –Opowiedz mi o sobie coś więcej.
-Nie wiem co- przyznała. Z jednej strony zupełnie nie rozumiałam, dlaczego rozmowa ze mną ją krępuje, ale z drugiej wiedziałam dokładnie, co czuje się w momencie, kiedy poznajesz osobę, którą wcześniej widziałaś tylko na YouTube’ie.
-W której klasie jesteś?- zapytałam, bo to było pierwsze, co przyszło mi na myśl.
-W ostatniej. W tym roku kończę liceum. A po liceum zamierzam aplikować tutaj, na AAoDA* by później za kilka lat zostać gwiazdą Broadwayu. Taki mam plan. Wiem, że wydaje się być łagodnie mówiąc, nierealny. Słyszę to codziennie.
-Moim zdaniem to całkiem dobry i solidny plan. Nie nierealny- powiedziałam szczerze. Tak naprawdę wydawało mi się, że ta dziewczyna ma większą szansę by wystąpić Broadwayu niż ja. Ona była jak czysta karta a ja może i miałam już doświadczenie i w pewnym sensie byłam znaną marką, ale związana byłam tyloma umowami i miałam tyle zobowiązań, że stojąc obok niej wiedziałam, że mimo wszystko i mimo że ona nie była tego świadoma to ona z nas dwóch miała w tym momencie większą szansę na spełnienie tego marzenia.
-W mojej szkole chór to dno dna a ja dzień w dzień słyszę, że jestem loserem. Ale naprawdę staram się wierzyć w moje marzenia. Przeważnie- dodała a ja zauważyłam, że kilka metrów od nas idzie Blaine.
-Warto marzyć. Wiem co mówię. Warto mieć cel i do niego dążyć. A ci którzy ci dokuczają robią to dlatego, że widzą jak wyjątkowa jesteś i to ich wkurza- ludzie potrafią być tacy okrutni. Ciężko jest się stawiać i walczyć o siebie cały czas.
-Hej, już jestem- przerwał nam głos mojego przyjaciela.
-Hej. Blaine poznaj Madison.
-Miło mi cię poznać- powiedział mój przyjaciel i wtedy zwrócił się do mnie. –Musimy już iść, bo trochę się śpieszę.
-Jasne. Bardzo cieszę się, że cię spotkałam Madison.
-To ja się cieszę... Nikt mi nie uwierzy, że rozmawiałam z tobą, kiedy im opowiem- wyraz jej twarzy nieco się zmienił. Znowu wyglądała tak jakby nie dowierzała, że to się dzieje naprawdę.
-To wyciągaj telefon- zaproponowałam i kilka sekund później pozowałam do zdjęcia. Wiedziałam, że to naprawdę wiele dla niej znaczy i najdziwniejsze było to, że dla mnie to spotkanie też miało ogromną wagę. Drugi raz w ciągu kilku dni rozmawiałam z kimś, kto użył słowa „loser”. Drugi raz poczułam, że chcę jakoś tej osobie pomóc i w mojej głowie pojawił się plan. Właściwie to nie był plan tylko pomysł. Te dwie rozmowy, jedna z Niną, moją przyjaciółką i druga z Madison, dziewczyną, którą poznałam i rozmawiałam zaledwie dwie minuty sprawiły, że poczułam natchnienie. Wena i pomysły często przychodziły do mnie nagle. Tak już chyba po prostu jest. Coś zobaczymy, usłyszymy i nagle w naszej głowie pojawia się pomysł. Tak było w tym przypadku.
-Kiedy macie występ? To znaczy, kiedy są te zawody?- zapytałam jeszcze zanim w eskorcie Blaine’a i Steve’a udałam się do samochodu.
-Jutro- odpowiedziała a ja wiedziałam, że mam swego rodzaju misję do spełnienia.
***
-Dziękuję, że zechcieliście przyjechać tutaj ze mną- powiedziałam uradowana do Blaine’a i Kurta.
-Wiesz, że zawsze możesz na nas liczyć- odparł Kurt. To była święta prawda.
-Wiem. Jesteście super. Jestem taka podekscytowana. Nigdy wcześniej nie byłam na takich zawodach i w sumie nie wiem, czego się spodziewać.
-Myślę, że te dzieciaki mogą cię bardzo zaskoczyć- stwierdził Blaine a za jego plecami dostrzegłam mężczyznę, który szedł w naszym kierunku i gdy tylko na niego spojrzałam obdarzył mnie szerokim uśmiechem.
-Witam. To ogromy zaszczyt, że mogę cię poznać. Jestem Will- powiedział na powitanie mężczyzna. Will był nauczycielem i trenerem chóru, do którego należała Madison. Wszystko rano ogarnęła dla mnie Olivia, która nie miała ze mną łatwego życia. W nocy, gdy nie mogłam zasnąć stwierdziłam, że muszę nieco pozmieniać swoje plany i muszę zaleźć się na tym konkursie. Zadzwoniłam o drugiej do Olivii by ją poprosić by mi w tym pomogła i na szczęście udało nam się poprzesuwać wszystko tak bym mogła zobaczyć konkurs.
-Bardzo miło mi pana poznać- odparłam i wyciągnęłam dłoń w kierunku mężczyzny. Chwilę później poszłam razem z nim by przywitać się z jego uczniami i życzyć im powodzenia. Zaraz potem razem z chłopakami i Willem udaliśmy się na salę gdzie zajęliśmy swoje miejsca i zanim konkurs się rozpoczął nauczyciel opowiedział mi nieco o chórze i tym jak wyglądają jego realia. Zdradził, że jego uczniowie nie mają łatwego życia nie tylko, dlatego że w ich szkole przynależność do chóru to tak zwany obciach, ale też, dlatego że dyrekcja patrzy na chór krzywym okiem i nie chce go finansować. Przede wszystkim mężczyzna jednak opowiadał o tym jak utalentowani są jego podopieczni. Robił to z taką pasją, że jeszcze bardziej nie mogłam się doczekać, kiedy zobaczę ich w akcji. A gdy już to się stało byłam w szoku. Spodziewałam się, że zobaczę dobry występ, ale nie sądziłam, że aż tak! Cały konkurs był na o wiele wyższym poziomie niż mogłabym się spodziewać. Te dzieciaki były jak nieoszlifowane diamenty i w głowie mi się nie mieściło jak ktoś może się z nich śmiać i mówić, że są frajerami. Wiedziałam, że takich osób jak oni jest więcej a gdy dłużej o tym myślałam stwierdziłam, że właściwie każdy może się z nimi utożsamiać. Nawet ktoś taki jak Nina. Dla otoczenia pewna siebie, arogancka, ambitna. A naprawdę? Zagubiona, zawiedziona i przerażona tym jak wygląda jej codzienność. Dlatego dzień po poznaniu chóru z liceum Mckinley’a powiedziałam Olivii, że chcę nagrać jeszcze jedną piosenkę. Nie na płytę, ale na trasę. Byłam zainspirowana ostatnimi rozmowami, historią chóru, historią Niny, historią Kurta, który w liceum był prześladowany. Dodatkowo moje własne przeżycia, wzloty i upadki, każdy zawód, ale też sukces, każde złe słowo, każdy hejt i każda łza, którą wylałam czytając jaka jestem brzydka, beznadziejna, bez talentu, wszystko to sprawiło, że doskonale rozumiałam jak ciężko jest czasami wierzyć w siebie, w swoje marzenia, w to czy mają one w ogóle sens. Wiedziałam jak czasami może być ciężko i zajęło mi sporo czasu zanim od łez przeszłam do myślenia „Niech mówią co chcą, niech piszą, co chcą. Znam swoją wartość i żaden bezpodstawny hejt tego nie zmieni”. Miałam już pewien pomysł odnośnie piosenki, ale do jej nagrania potrzebowałam więcej wokalistów i stwierdziłam, że w jej tworzeniu i późniejszych nagraniach pomogą mi osoby, które pojadą ze mną w trasę, jako moi goście. Przez aferę związaną z Jessem i tym, że wtedy byłam rozkojarzona i zła obejrzałam jedynie nagrania castingowe tych osób a główne castingi przełożono. Oczywiście nie wszyscy musieli przechodzić tego etapu, bo w przeciwieństwie do poprzedniej trasy tym razem na niektórych koncertach razem ze mną mieli wystąpić też znani artyści. Wciąż jednak zależało mi na promowaniu młodych, utalentowanych, ale nieznanych osób. Dlatego przeprowadzany był casting. Początkowo miałam być tylko jednego dnia, ale później stwierdziłam, że chcę zobaczyć ich wszystkich i jak się okazało to był strzał w dziesiątkę. Wybór gości na trasę był ostatnią dużą sprawą, którą miałam do załatwienia w Nowym Jorku. Oczywiście niektóre rzeczy wciąż były otwarte, chociażby lekcje tańca. Co prawda nie zamierzałam latać dwa razy w tygodniu przez cały kraj po to by przez godzinę sobie potańczyć na zajęciach Cassie, ale blondynka była zaangażowana w tworzenie choreografii na trasę a dokładniej miała mnie jej nauczyć, bo tancerzami zajmowali się trenerzy. W związku z tym część prób miałam mieć w Nowym Jorku, dlatego tak naprawdę nie żegnałam się ze znajomymi czy współpracownikami, bo do momentu rozpoczęcia koncertowania miałam się w Nowym Jorku pojawiać regularnie. Dodatkowo zamierzałam tam pracować nad nową piosenką i traktowałam ją, jako projekt specjalny. Po przesłuchaniach nawet nie miałam czasu wrócić do mojego mieszkania by pożegnać się z Niną i chłopakami. Z sali prób wsiadłam w samochód i od razu pojechałam na lotnisko skąd poleciałam do Londynu. Nie myślałam o tym, że po krótkim pobycie w Anglii będę wracać na kilka dni do domu, czyli do LA. Nie do Nowego Jorku. Nie rozmyślałam o tym, co wydarzy się w ciągu następnych dni, bo ja właściwie nie miałam siły na myślenie o czymkolwiek. Byłam wykończona. Założyłam słuchawki na uszy, włączyłam muzykę i chwilę po starcie zasnęłam. Mimo że na ogół nie spałam podczas podróży tym razem było inaczej, bo przespałam prawie cały lot. W Londynie wysiadłam, więc względnie wypoczęta. Jeszcze na lotnisku pożegnałam się ze Stevem, który miał mieć tydzień wolnego. Gdy zapakował mnie do taksówki rozpoczął się jego urlop a ja pojechałam prosto do mieszkania Harry’ego. Tam wypiłam kawę i gdy się odświeżyłam po podróży spotkałam się z Gemmą. Blondynka przyjechała do mnie obładowana całym stosem albumów i czasopism przedstawiających miliony sukien ślubnych, butów, wiązanek, biżuterii...
-Moja mama ma mnie już dość. Sama mam już siebie dość. Ale chyba pierwszy raz w życiu jestem aż tak niezdecydowana- powiedziała, gdy z małej walizki zaczęła wypakowywać gazety i teczki.
-Ja jestem niezdecydowana zawsze- myślałam, że ją tym rozbawię albo pocieszę, ale ona spojrzała na mnie jeszcze bardziej zdesperowana i wręcz nieco przestraszona. –Ale spokojnie, postaram się ci pomóc w wyborze.
-Ali w tobie jedyna nadzieja. Jesteś moją ostatnią deską ratunku- Gemma raczej nie bywała taka nerwowa i spięta, ale w tamtej chwili wydawała się być zniechęcona, zmartwiona, zdenerwowana.
-Może zanim w ogóle zaczniemy przeglądać to, co przywiozłaś wypijemy kawę? Albo herbatę?- zaproponowałam a ona kiwnęła głową i westchnęła głośno.
-Nigdy nie rozumiałam moich przyjaciółek czy kuzynek, gdy mówiły, że ślub to nic poza stresem. Myślałam, że przesadzają, ale teraz i tak wydaje mi się, że były jakieś bardziej ogarnięte niż ja- powiedziała, gdy weszłyśmy do kuchni by zrobić napoje. Gemma stanęła przy oknie a ja wyciągnęłam z szafki dwie filiżanki.
-Najważniejsze to nie panikować- stwierdziłam. Co prawda dla mnie było to oczywiste, ale blondynka wyglądała tak jakby panika była nieodłączną częścią planowania ślubu.
-Łatwo ci mówić- westchnęła.
-Z mlekiem czy bez?- zapytałam, gdy nalałam do filiżanek kawę. Gemma spojrzała na mnie jakby była zaskoczona a ja zrozumiałam, że ona naprawdę żyje jakby na innej planecie.
-Szybko ci poszło- stwierdziła i chyba nie mogła zrozumieć, jakim cudem udało mi się zaparzyć napój tak szybko.
-Wypiłam kawę zanim przyszłaś. Jest świeżo parzona- wyjaśniłam. –To jak? Mleka?
-Nie dzięki- odpowiedziała.
-Dwie łyżeczki cukru?- zapytałam, bo o ile dobrze pamiętałam właśnie tyle słodziła.
-Nie!- odparła szybko i zdecydowanie. –Nie. Muszę dbać teraz o linię.
-Przeginasz- powiedziałam a ona spiorunowała mnie spojrzeniem.
-Łatwo ci mówić, bo ty nie przechodziłaś przez to. Stwierdziliście sobie z Harrym „O weźmy sobie jutro ślub” i mając wszystko w nosie po prostu to zrobiliście.
-Nie musisz być dla mnie niemiła- wiedziałam, że nie chciała sprawić mi przykrości, ale ostry ton jej wypowiedzi sprawił, że poczułam się niepewnie.
-Przepraszam. Nie chcę być niemiła i nie chciałam cię urazić.
-Luz. Wiem. Nie uraziłaś mnie- zapewniłam i podałam jej filiżankę z kawą.
-Właściwie to zazdroszczę wam tego, co zrobiliście. Naprawdę- przyznała idąc za mną do salonu.
-Pamiętaj, że mimo wszystko i przed nami ślub kościelny. Wtedy najprawdopodobniej wszystko będzie wyglądać bardziej typowo niż przy tym naszym pierwszym, szalonym ślubie- powiedziałam i usiadłam wygodnie na kanapie. Blondynka zajęła miejsce koło mnie i zanim znowu się odezwała upiła niewielki łyczek kawy. Zmarszczyła przy tym nieco nos, dokładnie tak jak Harry, przez co momentalnie poczułam ogromną tęsknotę. Wzięłam telefon do ręki i wysłałam do niego krótką wiadomość. „Tęsknię”.
-Znając was poczujecie natchnienie i załatwicie to od razu i wtedy nawet mnie nie zaprosicie.
-O to nie musisz się bać. Nasze rodziny muszą się w końcu kiedyś poznać.
-Masz rację. Moje ciotki już się nie mogą doczekać i ciągle wypytują mamę o to, kiedy weźmiecie, jak to mówią, ten drugi, cywilizowany ślub.
-Nie prędko- powiedziałam i się uśmiechnęłam, bo na wyświetlaczu mojej komórki pojawił się SMS. „Jeszcze 2 dni”.
-Serio?- zapytała Gemma a ja stwierdziłam, że dwa dni to jednak bardzo dużo czasu. Wiedziałam też, że jeśli będę miała przy sobie telefon nie będę mogła się opanować i zacznę pisać milion SMS-ów, więc odłożyłam go na stolik i przykryłam gazetą żeby mnie nie korciło.
-No tak. Początkowo mieliśmy to zrobić w przyszłym roku, równo rok po ślubie cywilnym, ale mamy tyle pracy, że już uzgodniliśmy, że jeśli przyszły rok będzie wchodzić w grę prędzej w okolicy później jesieni a może w Boże Narodzenie? A jeśli nie wtedy to po prostu zimą, ale nie chcemy też zbyt długo czekać- powiedziałam i się uśmiechnęłam. Gemma chyba się domyśliła, dlaczego nie chcemy „zbyt długo czekać”. Wiedziała, że chcemy z Harrym założyć rodzinę i domyśliła się, że mam na myśli dziecko. Chcieliśmy zdążyć ze ślubem kościelnym zanim zajdę w ciążę ewentualnie zaraz na początku jej trwania. Te kwestie mieliśmy dość dobrze zaplanowane i pewnej nocy, gdy siedzieliśmy w samochodzie, gdzieś na jakimś parkingu rozmawialiśmy o tym długo i szczerze i oboje wiedzieliśmy, czego oczekujemy i w tej kwestii byliśmy bardzo zgodni. –Nie rozmawiajmy o tym, bo to odległa przyszłość. Pogadajmy o tobie. Co konkretnie cię tak stresuje?
-Wszystko- westchnęła a na jej twarzy pojawił się grymas.  
-Przede wszystkim musisz zmienić swoje nastawienie.
-Łatwo ci to mówić skoro... No wiesz.
-Skoro wyszłam za mąż mając wszystko w nosie. Wiem. Ale właśnie o to chodzi- powiedziałam pełna entuzjazmu.
-Ali konkretniej proszę. Jeśli znasz jakiś sekret i wiesz jak zachować spokój w takim momencie życia to mi go zdradź- powiedziała i znowu brzmiała nerwowo. Jej zachowanie naprawdę do niej nie pasowało.
-Przede wszystkim musisz się cieszyć tym wszystkim. Tymi przygotowaniami.
-Nie pomagasz.
-Chodzi mi o to, że wychodzisz za mąż za cudownego mężczyznę, którego kochasz i który kocha ciebie. To będzie wasz dzień, wasze święto i tak naprawdę nic poza tym się nie liczy. Nie liczą się buty, suknie, wiązanka, garnitur, tort, sala weselna. Liczycie się tylko wy i przecież oto w tym chodzi. O was i to, że się kochacie. A cała otoczka wizualna tak naprawdę schodzi na drugi, trzeci czy nawet setny plan i gdy będziesz stać przed ołtarzem patrząc w jego oczy, przysięgając mu miłość do końca życia nie będziesz myśleć o tym, w co jesteś ubrana. Dla mnie się to nie liczyło. Kiedy patrzyłam wtedy na Harry’ego nic się nie liczyło tylko to, że go kocham i on kocha mnie. Cieszyłam się, że mogę obiecać mu, że będę z nim do końca moich dni w obecności najbliższych. Pewnie byłoby mi trochę przykro, że mimo wszystko nie było tam ze mną wszystkich bliskich mi osób, ale przez to, że planujemy ślub kościelny w ogóle się tym nie martwię i o tym nie myślę, bo wiem, że wtedy będą z nami. A jeśli mam być tak zupełnie szczera, to w tamtym momencie nie myślałam nawet o was. Wtedy w mojej głowie był tylko Harry i myślałam tylko o nim i o tym jak bardzo jestem szczęśliwa. I uwierz mi, z tobą będzie tak samo.
-Masz rację- przyznała i przez moment wyglądała na przekonaną moimi słowami. –Ale z drugiej strony Adam jest jedynakiem. Jego mama już wszystko ustala po swojemu. Myślisz, że, od kogo dostałam te albumy i gazety o ślubach? Ona chce żeby było tak bardzo uroczyście, bo Adam to jej oczko w głowie. Ona wybiera mi już nawet suknię, wybiera jakieś falbany, kryształy Swarovskiego...
-Rozumiem. Teściowa to zupełnie inna sprawa i niestety dla ciebie ja mam cudowną teściową a mój mąż na szczęście jedynakiem nie jest- pod tym względem naprawdę miałam szczęście.
-Mama Adama nie jest jakaś okropna. Ona jest naprawdę kochana. Tylko, że nie widzi tego, że mnie stresuje i narzuca swoje zdanie.
-Wiem, że nie chcesz się z nią kłócić, ale to ty wychodzisz za mąż nie ona i to ty masz być tego dnia najszczęśliwsza.
-Nie chodzi o kłótnię, bo ona serio jest cudowna. Ja nie chcę jej sprawić przykrości.
-Za bardzo to wyolbrzymiasz i za bardzo się nakręcasz. Skoro to taka super babka to zrozumie wszystko, kiedy z nią spokojnie o tym porozmawiasz. A teraz proponuję żebyś przestała być tak negatywnie nastawiona. Pamiętaj, że ślub nie ma być stresujący, masz się cieszyć i ekscytować a nie podchodzić do wszystkiego negatywnie. Nie możesz myśleć o uszczęśliwianiu innych tylko w tej kwestii musisz być samolubna i przede wszystkim musisz skupić się na uszczęśliwianiu samej siebie. No i przyszłego męża. Więc jeśli już chcesz coś robić dla kogoś to właśnie dla niego. Zrozumiano?- wiedziałam, że entuzjazm, który był słyszalny w moim głosie może jej się wydawać nieco udawany, do tego cały czas się uśmiechałam, ale mnie naprawdę cieszył ten ślub i ta radość była szczera.
-Taaa. Choć nie obiecuję, że nie zacznę panikować jeszcze ze sto milionów razy.
-Ważne żebyś przestała się dołować i zaczęła cieszyć tym wszystkim. To jak? Gotowa by przejrzeć na spokojnie zdjęcia sukni? Pójdę po kolorowe karteczki i możemy od razu zaznaczać modele, które ci się spodobają i te, które kategorycznie odrzucasz- zaproponowałam.
-Okej. Zacznijmy- powiedziała i nie umiałam określić czy poprawił jej się nastrój dzięki temu, co jej powiedziałam czy może jest bardziej pobudzona, bo kawa tak na nią podziałała.
-Na początek mam podstawowe pytanie. Chcesz klasyczną biel czy może coś innego?- zapytałam, gdy wróciłam z karteczkami a ona się uśmiechnęła. Pierwszy raz. W końcu.
-Klasyczna biel. To chyba jedyne, czego jestem pewna. Choć nie wykluczam na przykład jakiś delikatnych beżowych wstawek. Ale tylko, jeśli mi się spodobają. Ogólnie wybieram biel- odpowiedziała a chwilę później przeglądałyśmy zdjęcia i z każdą kolejną minutą Gemma wydawała się być coraz bardziej spokojna i podekscytowana jednocześnie. Oglądałyśmy projekty sukni, ale też wiązanki, buty, biżuterię aż do wieczora. Udało nam się wybrać kilka projektów i miałam wrażenie, że Gemma z pesymistki znowu stała się optymistką. Chyba potrzebowała kogoś, kto jej wysłucha i przypomni, o co w tym wszystkim chodzi, bo ewidentnie w tym przedślubnym szale o tym zapomniała. Gdy już miałyśmy wyraźnie nakreślone, czego będziemy szukać nazajutrz zostawiłyśmy temat ślubu i do nocy po prostu rozmawiałyśmy. Obie się rozluźniłyśmy i obie chyba potrzebowałyśmy takiej zwykłej, normalnej rozmowy. Długo się nie widziałyśmy, dlatego miałyśmy sporo do nadrobienia i gadałyśmy nawet, gdy leżałyśmy już w łóżku. Rano, kiedy jadłyśmy śniadanie widziałam, że blondynka znowu nieco się stresuje, ale jak się później okazało zupełnie niepotrzebnie. Gdy piłyśmy kawę dołączyła do nas Anne i najlepsza przyjaciółka Gemmy i razem ruszyłyśmy na poszukiwania wymarzonej sukni ślubnej. Po wizytach w dwóch domach mody poszłyśmy na lunch a po nim udałyśmy się do jeszcze jednego sklepu i wtedy blondynka stwierdziła, nie kryjąc radości, że suknia, którą widziała w pierwszym salonie spodobała jej się tak bardzo, że nie zamierza szukać już niczego innego. Wiedziałam, że spadł jej ogromny kamień z serca, z resztą nie tylko jej. Wszystkie tryskałyśmy dobrym humorem i mimo że tego nie planowałyśmy wieczorem wybrałyśmy się do kina. Musiałam przyznać, że dawno nie spędziłam tak odstresowującego dnia. Poza tym cieszyłam się, że byłam z Gemmą i Anne. Rozmowy przez telefon nie są w stanie choćby w jednym procencie zastąpić tych w cztery oczy. Naprawdę wspaniale było z nimi spędzić czas i żałowałam, że nie mogę sobie pozwolić częściej na takie wizyty. Cieszyłam się, że udało mi się wygospodarować jakoś te trzy dni, choć mimo całej sympatii, jaką miałam do mojej teściowej i szwagierki, mimo że były moją rodziną i obie je kochałam w Londynie znalazłam się nie tylko dlatego, że Gemma poprosiła mnie o pomoc. Trzecim, głównym powodem był Harry. Trzeciego dnia mojego pobytu miałam mu towarzyszyć w miejscu gdzie wszystko dla niego się zaczęło. Rano spotkałam się z Anne i Gemmą, zjadłyśmy wspólnie śniadanie a po nim udałyśmy się na „Wembley Arena”. Harry już tam był, razem z chłopakami. Prosto z lotniska od razu pojechali do studia. Nikt nie wiedział o tym, co się wydarzy tego wieczora. Wszystko było trzymane w tajemnicy. Ale to był właśnie ten dzień. X Factor. Wszystko zaczęło się w tym programie i właśnie tam miało się zakończyć. Chłopaki postanowili właśnie tam ogłosić światu zakończenie wspólnej kariery. To nie miało nastąpić od razu. Ale w tę sobotę miał być emitowany pierwszy odcinek na żywo. Zgodnie z menadżerem i agencją ustalono, że chłopaki zaprezentują swoją nową piosenkę, pierwszy singiel pochodzący z ich ostatniej wspólnej płyty. W grudniu, podczas finału i ostatniego odcinka sezonu mieli wystąpić razem po raz ostatni. I to wszystko zamierzali ogłosić światu a ja nie wyobrażałam sobie nie być przy nich w tej chwili. Zamierzałam być tam z nimi, podczas gdy będą wydawać oficjalne oświadczenie o końcu zespołu oraz gdy w grudniu będą występować ostatni raz. Wiedziałam, że to nie jest dla nich łatwe. Wiedziałam, że dla Harry’ego to nie będzie łatwe, ale nie było już odwrotu a on mimo wszystko chciał zacząć robić coś innego, swojego. Chciał być wolny. Przynajmniej tak mi tłumaczył, gdy wciąż powtarzałam, że przyczyniałam się do tego, że kilku milionom dziewczyn na świecie pękną serca z rozpaczy, że ich ukochany zespół postanowił zakończyć karierę. Z jednej strony wiedziałam, że dla całej czwórki nadchodzące wydarzenia będą ciężkie, ale po wielu długich rozmowach zrozumiałam, że tak naprawdę każdy z nich tego chce. Zbyt długo żyli na walizkach, zbyt długo ktoś non stop narzucał im swoje zdanie. Na początku nie mieli nic przeciwko, ale z każdym kolejnym rokiem byli coraz dojrzalsi i wyrośli z tego jak wytwórnie i agencje chciały ich kreować. Było im ciężko zakończyć coś tak pięknego jak One Direction, w końcu osiągnęli bardzo dużo w życiu właśnie dzięki zespołowi, ale jednocześnie chcieli zrobić coś, co wyraziłoby ich bardziej i pokazało od nowej, nieznanej strony. Wiedziałam, że nie mogą się doczekać by zrobić coś innego. By pojechać na wakacje, by pojechać do domu, by zrobić coś, na co mają ochotę i wiedziałam, że są podekscytowani, że wkrótce będą mogli być po prostu sobą i będą mogli robić to, co im w duszy gra. Jedyne, co ich ogromnie smuciło to fani. Chyba wszyscy z ich otoczenia wiedzieli jak bardzo oddani są i wiadomość o rozpadzie ukochanego zespołu miała sprawić im ogromną przykrość. Niall powiedział, że w pewnym stopniu czuje, że ich zawiodą i to było w ich rozstaniu najgorsze. Bo żaden z nich nie myślał o tym, co będzie za pięć lat. Nie wiedzieli, co będą robić i czy będą chcieli wrócić. Liczyło się tylko tu i teraz a w tym momencie chcieli zmiany i fani musieli to zrozumieć.
-Synku! Jak ja tęskniłam- Anne rzuciła się na szyję Harry’ego od razu, gdy weszłyśmy do garderoby. Zaczęła go ściskać i robiła to tak długo, że ja zdążyłam się przywitać z chłopakami i całą ekipą. Gdy go puściła jej miejsce zajęła Gemma a ja nie mogłam doczekać się, kiedy i mi w końcu uda się go objąć. Mimo że to było niestosowane cieszyłam się w myślach, że blondynka nie witała się z nim tak długo jak jej mama. Gdy w końcu nadeszła moja kolej, podeszłam do niego a on spojrzał mi w oczy, uśmiechnął się do mnie i nagle cały świat zniknął.
-Skarbie- wyszeptał i właśnie w tym momencie, gdy miał mnie przytulić wszedł mężczyzna, który powiedział, że nadeszła kolej chłopców i muszą iść na próbę.
-Nigdzie nie pójdziesz dopóki mnie nie przytulisz. I to tak porządnie- powiedziałam a Harry w końcu mnie objął.
-Tęskniłem- wyszeptał mi do ucha i dał mi szybkiego całusa w usta. Właściwie tylko je delikatnie musnął.
-Nie przeciągajmy tego, próba musi się odbyć teraz- powiedział postawny brunet, przez którego nie mogłam pocałować mojego męża. Harry niestety odsunął się ode mnie i wtedy zdałam sobie sprawę, że Anne się nam przygląda.
-Chodź ze mną- dłoń bruneta wylądowała na mojej i chwilę później szłam z nim na próbę. Nie chciałam przeszkadzać, więc stanęłam za kulisami, podczas gdy on wraz z zespołem ćwiczyli przed wieczornym występem. Mimo że Harry zawsze był pełen energii na scenie i zawsze oddawał całego siebie, nawet na próbach tym razem było inaczej. Od razu widać było, że jest nieswój. Był podenerwowany a gdy zaczęłam przyglądać się całej czwórce zrozumiałam, że pierwszy raz od bardzo dawna się stresują. Kiedy zeszli ze sceny Harry od razu mnie objął i robił to cały czas idąc do garderoby a także, gdy się już w niej znaleźliśmy.
-Stresujesz się?- zapytałam cicho tak żeby tylko on słyszał. Jako że obok niego siedziała Anne ona też usłyszała moje pytanie i spojrzała na niego w sposób, w jaki tylko mama może patrzeć na swoje dziecko.
-Trochę- przyznał a na czole jego mamy od razu uformowało się kilka zmarszczek. Wiedziałam, że skoro Harry „trochę” się denerwuje ona jest już kłębkiem nerwów. W końcu mamy już tak mają.
-Jeśli chcesz wciąż możesz się wycofać- powiedziałam, chociaż to nie było przecież takie proste.
-Ale ja nie chcę się wycofać.  Nie zmieniłem decyzji. Wręcz przeciwnie. Po prostu ogłoszenie tego światu jest stresujące.
-Nie będziecie z tym sami. Jesteśmy tutaj wszyscy dla was- spojrzałam na Anne a ona posłała mi niewielki uśmiech. –Ale jeśli nie jesteś w stu procentach...
-Jestem. Bo to nie tak, że nie będę za tym tęsknił a z drugiej strony chcę żeby to się już skończyło, takie życie. A po wielu rozmowach wiem, że chłopaki też tego chcą. Wszyscy tego chcą- poza milionami waszych fanów. Niby wiedziałam, że to jednak nie jest moja wina, ten ich rozpad i koniec zespołu. Niby rozmawiałam z Harrym i chłopakami o tym milion razy, ale wciąż jakaś część mnie obwiniała się o to, co się miało stać. To ja, prawie rok temu, dokładnie w tym pomieszczeniu wykrzyczałam wszystko, co wtedy leżało mi na sercu. Obwiniłam ich o to, że się ode mnie odsunęli i wyjawiłam to, co mi zrobili. Powiedziałam, że dla mnie są martwi. A Harry wtedy dowiedział się choćby o tym jak potraktowała mnie Gemma... Przeze mnie, przez to, że wtedy nie zachowałam spokoju Harry podjął tę decyzję i nikt ani nic mnie nie przekona by myśleć inaczej. –Skarbie wiem, o czym teraz myślisz i to nie przez ciebie.
-Mów co chcesz, ale wiem, że to ja dałam ci ten impuls- wiedziałam, że Anne wszystko słyszy, ale nie krępowało mnie to z jednego powodu. Już wcześniej z nią o tym rozmawiałam.
-Ali, mój syn już wcześniej chciał to zrobić. Ile nocy nie spał i bił się z myślami jak ma to zrobić i czy da radę. Jeśli rzeczywiście ty dałaś mu ten impuls to to nie jest nic złego- powiedziała brunetka a ja posłałam jej uśmiech. „To nie jest nic złego”, ale dobrego też nie – pomyślałam.
-Dzwonili do mnie dzisiaj z LA. W domu są już wszystkie nasze rzeczy i w sumie wszystko jest już gotowe- Harry postanowił zmienić temat na o wiele przyjemniejszy, dlatego od razu cała nasza trójka nieco się rozluźniła. Przez jakiś czas rozmawialiśmy o tym, pokazywaliśmy Anne zdjęcia i to, co miało się wydarzyć wieczorem zeszło na drugi plan jednak im bliżej było rozpoczęcia programu tym bardziej wszyscy się denerwowali. Mimo że ich występ miał być trzymany w sekrecie do samego końca w pewnym momencie Twitter obiegło zdjęcie Louisa i Nialla zrobione przez kogoś, gdy siedzieli na miejscach dla jurorów. Nagle połowa światowych trendów dotyczyła One Direction i wszyscy pisali tylko o tym, że na pewno zespół zaprezentuje nową muzykę. Wystarczyła chwila by tajemnica przerodziła się w szał i ekscytację tysięcy osób. Nikt jednak nie przypuszczał, że poza piosenką usłyszą dzisiaj coś jeszcze. Kilka minut przed występem razem z rodzinami i przyjaciółmi chłopaków zajęliśmy miejsce za kulisami. Nie sądziłam, że czekanie na ten występ będzie aż tak stresujące również dla nas. Nie mogłam się doczekać, kiedy już będzie po wszystkim i zejdzie z nas całe to napięcie. Mimo że starałam się skupić na występie, gdy w końcu się zaczął nie potrafiłam tego zrobić.
-Co to był za występ!- wykrzyczał prowadzący starając się zagłuszyć aplauz publiczności. –Louis, Liam, Niall i Harry! Chłopaki dajecie nieźle czadu. Jak się czujecie, tutaj, na tej scenie?
-Tutaj zawsze czujemy się świetnie. Uwielbiamy tutaj wracać, bo ta scena jest dla nas jak prawdziwy dom- odpowiedział Liam. Po jego słowach znowu wszyscy zaczęli krzyczeć i bić brawo, dlatego prowadzący kolejny raz musiał podnieść głos by chłopcy mogli go usłyszeć.
-A my uwielbiamy jak do nas wracacie. Tym bardziej w takim stylu, z nowy singlem. Nikt się nie spodziewał, że usłyszymy go właśnie dziś- powiedział mężczyzna, tym razem patrząc na Harry’ego.
-Lubimy zaskakiwać- odparł mój ukochany i wydawało mi się, że nie ma nic więcej do dodania. Uśmiechnął się jedynie udając, całkiem przekonywująco, totalnie wyluzowanego.
-Fani od jakiegoś czasu znają już datę premiery płyty, ale mimo tego lubimy zrobić coś niezapowiedzianego by nie tracili czujności- Niall się bardziej wykazał. Zaśmiał się po swojemu, ale w przeciwieństwie do Harry’ego wciąż było po nim widać, że tak naprawdę najtrudniejsze dopiero przed nimi.
-Skoro jesteśmy już przy niezapowiedzianym... Wydaje mi się, że macie nam coś do przekazania- to był ten moment. Harry spojrzał w lewo, tam gdzie były kulisy. Nie widział nas, ale wiedziałam, że chciałby żeby jego bliscy stali tam z nim.
-Tak. Chcielibyśmy coś ogłosić- zaczął Lou. Wydawało mi się, że nawet przez chwilę nie zastanawiali się, który z nich ma zakomunikować światu, że to koniec. Louis zawsze był ich liderem i to właśnie na jego barki spadło to zadanie. –Otóż od momentu, kiedy wystąpiliśmy tutaj pierwszy raz aż do teraz minęło już kilka wspaniałych, szalonych lat... Lat, które były dla nas czymś, o czym nawet nie marzyliśmy przychodząc na przesłuchanie do tego programu. Lat pełnych niesamowitych przeżyć, podróży dookoła świata, zwiedzania najpiękniejszych miejsc na Ziemi, poznawania tysięcy pięknych, oddanych, najlepszych fanów na świecie... Ale też lat bez wytchnienia, pełnych wyrzeczeń, pracy czasami kosztem zdrowia i naszych najbliższych...- głos Lou zadrżał a on się uśmiechnął. –Dziś chcielibyśmy ogłosić, że płyta, którą wkrótce wydamy będzie ostatnią a nasza niesamowita przygoda pod tytułem One Direction dobiega końca...
***
Kiedy wsiedliśmy na pokład samolotu lecącego do LA początkowo wciąż żyliśmy tym, co wydarzyło się kilka godzin wcześniej. Harry się cieszył, że ma to już za sobą a ja zaczęłam sprawdzać Twittera. Po pięciu minutach odpuściłam, bo panowała tam tak wielka rozpacz i histeria, że od razu zrobiłam się nerwowa. Brunet widzą moją minę zabrał mi telefon i powiedział, że mam przestać o tym myśleć i skupić się na najbliższych dniach. Po ogłoszeniu światu, że One Direction, niestety, wkrótce przestanie istnieć wszyscy dostali kilka dni wolnego by dać ochłonąć i zespołowi i ich fanom. Ja też miałam mieć te dni luźniejsze i dzięki temu mogliśmy w spokoju wprowadzić się do domu, choć prawda była taka, że lecąc do LA nie czułam, że lecę do domu. Niby wiedziałam, że teraz to tam mieszkam, ale naprawdę to do mnie nie docierało. By to sobie uzmysłowić musiałam się tam znaleźć. Przez brak czasu nie myślałam o tym, wciąż coś się działo i dopiero, gdy wysiadłam z samolotu i zobaczyłam minę Harry’ego, który patrzył na mnie tak, że nie dało się nie dostrzec w nim podekscytowania sama też zaczęłam być podekscytowana i w pełni udało mi się odciąć od tego, o czym myślałam jeszcze kilka godzin wcześniej. Jadąc samochodem byliśmy bardzo rozgadani. Niby auto, którym jechaliśmy nie było nadzwyczajne, ulice Los Angeles też nie zmieniły się od ostatniego razu, kiedy nimi jechaliśmy, podobnie jak nasza ulubiona restauracja, w której wzięliśmy obiad na wynos, supermarket, do którego wstąpiliśmy by zrobić zakupy nie wyróżniał się niczym na tle milionów innych supermarketów, ale tym razem wszystko wydawało mi się być jakieś niesamowite. Mój umysł podświadomie zapamiętywał wszystkie szczegóły i dodatkowo je idealizował. Gdy w końcu dojechaliśmy na miejsce serce biło mi jak szalone. Harry wysiadł z samochodu, jako pierwszy. Ja wciąż siedziałam na miejscu pasażera i po prostu przeżywałam ten moment. Wtedy mój mąż otworzył drzwi i pomógł mi wyjść z auta. Nie zdążyłam jednak zrobić nawet kroku, bo Harry mnie podniósł, szybko i sprawnie i sekundę później trzymał mnie w swoich ramionach.
-Nie możemy zapominać o tradycjach- powiedział i zaczął iść w stronę drzwi.
-A czy to nie chodzi o przeniesienie przez próg panny młodej po ślubie?- zapytałam i przysięgam, że czułam ekscytację nie do opisania. Właśnie do mnie docierało, że zaraz wejdziemy do naszego domu. Wcześniej tego nie czułam. Byłam w wirze pracy, myślami byłam już w trasie, pisałam nową piosenkę i moje myśli skupiały się na innych rzeczach. Dopiero, kiedy Harry pokonywał ostatnie metry niosąc mnie na rękach zrozumiałam, że właśnie wprowadzam się z moim mężem do naszego domu.
-Gotowa?- zapytał zanim weszliśmy do środka. Jako że nagle byłam niesamowicie wzruszona nie mogłam z siebie nic wydusić i kiwnęłam tylko głową na znak, że jestem gotowa. I wtedy on otworzył drzwi i wniósł mnie do środka. Kiedy znaleźliśmy się w holu spojrzeliśmy sobie w oczy. W moich nieśmiało zatańczyły łzy, ale oczy Harry'ego też wyrażały wzruszenie. Patrzyliśmy na siebie ogarnięci wieloma uczuciami i emocjami. Wciąż trzymając mnie w swoich ramionach Harry pochylił głowę w moją stronę i nasze usta się spotkały w wyjątkowym pocałunku, który był nadzwyczajnie niespieszny i delikatny. Był jednym z tych, które miałam zapamiętać do końca życia. Był pierwszy w naszym domu. Był inny niż wszystkie dotychczasowe. Był idealny.
-Udało się- wyszeptałam, gdy Harry postawił mnie na nogi.
-Ja wciąż nie mogę w to uwierzyć- wyznał i wiedziałam, dlaczego nie dowierza. Patrząc na całą naszą znajomość, od momentu, kiedy się poznaliśmy aż do teraz rozumiałam, że mamy prawo czuć to wszystko, co czuliśmy w tej chwili. Mieliśmy prawo przeżywać to bardziej niż powinniśmy, bo przeszliśmy długą i krętą drogę by być właśnie w tym miejscu. W dużej mierze chodziło o nas i pokonywanie nas samych, naszych demonów, ale też czegoś, co nie zależało od nas.
-Jestem szczęśliwa- wyszeptałam przerywając na moment pocałunek. Byłam szczęśliwa, wzruszona i zakochana.
-To co robimy najpierw?- zapytał, gdy jego usta przestały całować moje i przeniosły się na moją szyję.
-Nie mam pojęcia- wyszeptałam i objęłam go w pasie. Przytuliłam go z wdzięcznością za to, że go mam.
-A ja mam już pewien pomysł- wyszeptał zmysłowo. Oczywiście wiedziałam, na jaki genialny pomysł wpadł, przez co odsunęłam się od niego i pokiwałam tylko głową z dezaprobatą.
-Nic z tego. Na początek chcę wszystko jeszcze raz obejrzeć- powiedziałam a on westchnął nie do końca zadowolony.
-Okej, ale ostrzegam, że wszędzie jest wciąż pełno pudeł z naszymi rzeczami.
-Wiem- odparłam. Wiedziałam o tym, bo firma przeprowadzkowa jedynie przewiozła nasze rzeczy. Nie mieli ich wypakowywać, bo chcieliśmy to zrobić sami. Może to było dziwne, ale skoro nie mogliśmy sami urządzić domu od podstaw to chcieliśmy, chociaż sami się rozpakować. Poza tym nie chciałam by obcy ludzie grzebali w moich rzeczach i wolałam spędzić tydzień czy dwa na rozpakowaniu. W tych wszystkich pudłach było moje życie, nie tylko prywatne zdjęcia, pamiątki, ubrania, ale też dokumenty, dlatego wolałam to zrobić sama, ewentualnie z pomocą przyjaciół.
-Na moje oko zejdzie nam ze dwa tygodnie zanim wszystko znajdzie się na swoim miejscu- powiedział Harry, gdy weszliśmy do salonu. Na początku „zwiedziliśmy” parter. Co z tego, że wiedziałam już wcześniej jak wygląda, teraz wyglądał jakoś inaczej i nie chodziło o to, że na przykład w salonie stały dwa pudła. Wszystko było inne, bo uświadomiłam sobie, że wszystko, na co patrzę jest nasze. 
-Proponuję żebyśmy zaczęli od garderoby, sypialni i gabinetu. Moje ciuchy nie mogą się gnieść w walizkach i musimy na początek urządzić nasz pokój i lepiej mieć od razu porządek w dokumentach- powiedziałam nieskładnie a mój głos zdradzał jak bardzo to przeżywam i jak wielkie emocje szaleją wewnątrz mnie.
-A ja proponuję żebyśmy zjedli obiad.
-Jesteś głodny?- zapytałam a on kciukiem starł łzę z mojego policzka.
-Nie, ale widzę, że potrzebujesz chwili żeby się ogarnąć- odpowiedział i się uśmiechnął.
-Przepraszam. Nie wiem, dlaczego jestem aż taka rozemocjonowana- wymamrotałam i wzięłam głęboki oddech. –Nie zwracaj na mnie uwagi.
Po obiedzie byłam już nieco bardziej stabilna emocjonalnie. Właściwie stało się tak chyba, dlatego że zrozumiałam ile pracy przed nami. Na piętrze było zdecydowanie więcej do zrobienia a ja miałam o wiele więcej rzeczy niż myślałam, że mam.
-Ali nie wiem, po co ci to wszystko, już mnie bolą ramiona od układania tych ton twoich swetrów... Po co ci swetry w LA?- westchnął Harry nieco poirytowany, gdy po godzinie wciąż stał na musiał układać moje ubrania na górnych półkach.
-Nie narzekaj. Poza tym ty też masz sporo ubrań- odparłam i pomachałam jego koszulą, którą właśnie miałam w ręce.
-W porównaniu z tobą wydaje mi się, że w ogóle ich nie mam- wymamrotał a ja opanowałam śmiech. Zawsze w takich sytuacjach, gdy widziałam jego naburmuszoną minę, miałam ochotę śmiać się jak opętana.
-Kiedy już poukładasz wszystko na górnych półkach możesz iść ogarniać dokumenty- powiedziałam a on od razu się uśmiechnął. Zabrał się żwawo do roboty i miał tyle energii jakby wypił kilka dużych kaw. Gdy tylko zrobił to, co musiał, dał mi szybkiego całusa i poszedł do sypialni by zająć się papierami. Właściwie cieszyło mnie, że tak ochoczo podjął się tego zadania, bo ja wolałam wieszać moje sukienki, układać buty i biżuterię niż stosy dokumentów. Może to było dziwne, ale to zajęcie mnie odprężyło. Nuciłam sobie pod nosem ulubione piosenki, piłam którąś kawę z kolei i wcale nie czułam, że tracę czas czy robię coś monotonnego. Początkowo Harry zaglądał do mnie co chwilę, przynosił kawę, gdy go o to poprosiłam i mimo że nie powinnam jeść słodyczy przyniósł dla mnie tabliczkę mlecznej czekolady, którą nieświadomie, kosteczka po kosteczce zjadłam prawie całą. Później Harry zajął się na poważnie papierami. Przynajmniej tak mi się wydawało. Nie zwróciłam uwagi na to, że nagle przestał pytać czy chcę pić albo jeść, przestał przychodzić, co pięć minut by mnie przedrzeźniać i się wygłupiać, przestał śpiewać razem ze mną. Myślałam, że wynikało to z tego, że bądź, co bądź musiał się skupić by posortować umowy, ubezpieczenia, część rachunków, bo niestety jakimś cudem wszystko się pomieszało podczas przeprowadzki. Także część naszych zapisów dotyczących pracy. Nie wiedziałam jak to się stało, choć wydawało mi się, że to wina mojego męża, który jeszcze w Nowym Jorku zadeklarował się, że to on zajmie się papierami.
-I jak ci idzie? Ja skończyłam i przyszłam ci pomóc- powiedziałam, gdy weszłam do gabinetu i podeszłam do niego. Przez moment, gdy usłyszał mój głos, miałam wrażenie, że coś bardzo szybko przede mną schował, ale zwaliłam to na zmęczenie, które już odczuwałam.
-Dam sobie radę, ale możesz zająć się książkami i płytami- o ile kilka sekund wcześniej myślałam, że mam jakieś przewidzenia o tyle teraz, gdy jego głos zadrżał w doskonale znany mi sposób wiedziałam, że jednak coś jest nie tak. Był zdenerwowany i zły. Coś ewidentnie popsuło mu humor.
-Jesteś zły?- zapytałam a on pokiwał głową próbując zaprzeczyć.
-Nie, po prostu irytują mnie już te papiery- odpowiedział a ja nie doszukiwałam się drugiego dna.
-No to może za chwilę zrobimy sobie przerwę?- zapytałam a on tylko kiwnął głową wpatrzony w kartkę papieru. Jako że nie chciałam mu przeszkadzać otworzyłam jeden w z wielu kartonów z napisem „książki” i starałam się je ulokować tak by to miało ręce i nogi. Na swój sposób sprawiało mi to przyjemność. Cieszyłam się, że mieliśmy takie pomieszczenie, w którym mogliśmy przechowywać książki i dokumenty. Było to takie biuro połączone z biblioteką i fakt, że miałam w domu takie pomieszczenie był cudowny. W Nowym Jorku nie miałam miejsca na takie rzeczy. Część książek trzymałam w pudłach w garderobie i sypialni a po wprowadzeniu się Niny musiałam wynająć magazyn i część rzeczy musiałam po prostu wyeksmitować, bo nie było dla nich miejsca. Harry też miał sporo swoich rzeczy. Właściwie miał ich bardzo dużo i jak się okazało potrzebowaliśmy całego pokoju by pomieścić same książki nie wspominając już o reszcie innych przedmiotów choćby płyt, nagród, gitar... Naprawdę mieliśmy tego sporo. Gdy wyciągałam kolejne książki i ustawiałam je na półkach w dłoń wpadła mi pozycja, o której zapomniałam. Była to książka, którą czytałam dość dawno temu i nigdy jej nie skończyłam. Stwierdziłam, że aby i tym razem o niej nie zapomnieć od razu wyniosę ją do sypialni. Idąc z jednego pokoju do drugiego czytałam opis, który znajdował się z tyłu książki by przypomnieć sobie, o czym jest. Zanim odłożyłam ją na szafkę nocną otworzyłam ją jeszcze żeby zobaczyć gdzie skończyłam. Co prawda zamierzałam ją czytać od początku, ale chciałam sprawdzić, do którego momentu doczytałam za pierwszym razem z nadzieją, że znam treść tylko kilku pierwszych rozdziałów. W pół sekundy moje myśli zmieniły się o sto osiemdziesiąt stopni, gdy zobaczyłam, czego użyłam, jako zakładki. Zamknęłam książkę nie patrząc na numer strony i odłożyłam ją na łóżko, po czym zaczęłam przyglądać się zdjęciu, które nieświadomie ukryłam między jej stronami. Fotografia, którą trzymałam w dłoniach przedstawiała Jesse’ego i mnie. Staliśmy przytuleni a w tle było widać część LA. Doskonale pamiętałam, kiedy zrobiliśmy to zdjęcie. Tego dnia było pięknie i nie chodziło wcale o pogodę. Jesse przyleciał wtedy z Londynu. Mimo że był zmęczony uległ moim namowom i wsiadł na rower. Jechał obok mnie a ja pierwszy raz wtedy przebiegłam taki dystans. Wybrałam wymagającą trasę i przez pół biegu cały czas mieliśmy pod górę. Gdy wbiegłam na szczyt byłam cała podekscytowana. Przez cały bieg Jesse mnie motywował. „Mała ciałem, ale wielka duchem! Dasz radę! Później będzie już z górki! Uda ci się!” Kiedy dotarłam na półmetek zrobiłam sobie przerwę a gdy ochłonęłam i złapałam oddech zgodnie stwierdziliśmy, że taką chwilę trzeba uwiecznić. Poprosiliśmy jakiegoś mężczyznę by zrobił nam zdjęcie. Przytuliliśmy się... Mimo że minęło tyle czasu ja doskonale pamiętałam, co wtedy czułam. W tamtej chwili nie myślałam o nikim innym poza Jessem. Cieszyłam się, że wrócił i że jest ze mną. Patrzyłam na to zdjęcie i nie widziałam na nim D. tylko osobę, która była dla mnie naprawdę ważna. Patrzyłam na jego uśmiech i w tym momencie nie czułam nienawiści. Jakby część mnie wciąż nie wierzyła, że to on mnie nękał. Przecież przeżyliśmy razem wiele takich chwil i to nie mogło być bez znaczenia. Skoro dla mnie nie było... Nawet mimo tego, że wiedziałam, że moją jedyną prawdziwą miłością był, jest i będzie Harry, mimo że potrafiłam kochać tak tylko Harry’ego... Mimo wszystko Jesse nie był mi obojętny i niby cała sprawa D. była już wyjaśniona i zamknięta, ale patrząc na to zdjęcie czułam w głębi serca, że Jesse z tej fotografii nie mógłby mnie skrzywdzić.   
-Możemy zrobić już tę przerwę- usłyszałam za swoimi plecami. Harry. Mój umysł z prędkością światła ogarnął, że ja wpatrująca się w zdjęcie Jesse’ego i Harry odkrywający, że w ogóle mam takie zdjęcie to totalnie zła kombinacja.
-Okej, napijemy się herbaty?- zapytałam i uniosłam nieco lewą nogę, pod którą wcisnęłam zdjęcie z nadzieją, że Harry tego nie widział.
-Może być- odpowiedział i podszedł do mnie. Spojrzał na mnie a potem na książkę, która leżała obok mnie. Wyglądał dziwnie. Był zły.
-To idź już do kuchnia a ja zaraz zejdę na dół- naprawdę starałam się brzmieć normalnie, ale to było trudne z Harrym stojącym nade mną i patrzącym na mnie tak jakby miał jakieś promienie prześwietlające w oczach.
-Wstań- polecił a ja udawałam, że nie wiem dlaczego. Poczułam jak moje policzki zaczynają płonąć.
-Dlaczego?- zapytałam cicho.
-Błagam cię nie rób ze mnie idioty. Widziałem jak coś przed mną chowasz- powiedział a z tonu jego głosu wnioskować mogłam, że nie odpuści.

-Okej, tylko się nie złość- odparłam cicho i podałam mu zdjęcie a on zaczął się mu przyglądać i to tak intensywnie, że gdyby mógł wypaliłby w nim dziurę. Już wcześniej był poirytowany, ale ta fotografia była jakby jedną kroplą za dużo. Widziałam, że jego złość przeradza się we wściekłość i wiedziałam już, że Harry z delikatnego wietrzyku przerodził się w prawdziwe tornado a mnie czeka pierwsza, epicka awantura w nowym domu.

*American Academy of Dramatic Arts