Patrzyłam w lustro, w swoje ciemne
oczy i nie wiedziałam, co mam zrobić. Odkąd wróciłam do Harry'ego, wszystko w
moim życiu, wszystko, co mnie budowało i określało zdawało się trafić na
odpowiednie miejsce. Wszystko się ułożyło i stanowiło spójną, prawdziwą, trwałą
całość. Problemy życia codziennego zdawały się nie mieć dla mnie znaczenia. Nie
nazywałam ich nawet problemami. Z Harrym u boku nic nie było dla mnie za duże,
za ciężkie, za trudne. Miałam jego, miałam pewność, że jestem silna, miałam
prawdziwych przyjaciół, miałam rodzinę, miałam wszystko. Cały czas czułam się
szczęśliwa i nic ani nikt nie potrafił tego zmienić. Kiedy zobaczyłam dwie
kreski, dwie małe kreski nie do końca umiałam uświadomić sobie, co to właściwie
znaczy. Być może to moja artystyczna dusza, a może po prostu taka byłam, taki
miałam charakter, ale przeżywałam. Po prostu przeżywałam wszystko. Mimo że
znałam Harry'ego, wiedziałam, jaki jest, wiedziałam, co lubi a czego nie znosi,
znałam sposób, w jaki lubi całować i być całowany, dotykać i być dotykany,
widziałam jego uśmiech tysiące razy, czułam jego zapach nawet, gdy nie było go
przy mnie, moje serce wciąż zaczynało bić szybciej, gdy się do mnie uśmiechał,
gdy mnie przytulał, jego pocałunki i dotyk za każdym razem budziły do życia
motyle w moim brzuchu. Śpiewając piosenki o miłości wciąż potrafiłam po prostu
stanąć na scenie totalnie wzruszona, bo przeżywałam sam fakt, że śpiewam o nim.
Przeżywałam i podchodziłam emocjonalnie do wszystkiego, co było związane z
Harrym, ale nie tylko z nim. Byłam rozemocjonowana, jeśli chodziło o wszystkich
i wszystko, na czym mi zależało w życiu, dlatego widząc dwie kreski nie
wiedziałam czy powinnam dopuścić do siebie te emocje. Znałam siebie i
wiedziałam, że jeśli to zrobię i uświadomię sobie, co się stało, poczuję tak
ogromne szczęście, że zacznę płakać i chyba nikt nie będzie mnie w stanie
uspokoić. Poza Harrym. Ale jego nie było i musiałam poczekać z uświadamianiem
sobie tego jak wielkie szczęście na nas spadło aż Harry przyleci do Londynu.
Właściwie nawet nie byłam do końca pewna czy mogłabym nazwać to szczęściem, bo
to uczucie wypełniało mnie nieustannie od dawna, bo od dawna wiodłam szczęśliwe
i praktycznie bezproblemowe życie. Jako że nie mogłam dać się ponieść emocjom
zaczęłam szybko chować kosmetyki do szafki i kosmetyczki. Odłożyłam na miejsce
suszarkę do włosów i lakier. Test wzięłam ze sobą i schowałam w szafce nocnej
przy łóżku w sypialni. Gdy wyszłam z pokoju na końcu korytarza stał Steve. Nie
wiedziałam, co mam mu powiedzieć a on chyba nie wiedział czy chce mnie o coś w
ogóle pytać, dlatego gdy do niego podeszłam uśmiechnęłam się. Szeroko i
szczerze a on zrobił dokładnie to samo. Nic nie musiałam mu mówić, sam się
domyślił. Był pierwszą osobą, która się dowiedziała. Zanim się odezwał
przytulił mnie. Nie trwało to jakoś bardzo długo, nie obejmował mnie mocno, ale
kiedy mnie puścił spojrzał mi w oczy w ten sposób. To spojrzenie, które wyrażało
jego wzruszenie, to, którym obdarzył mnie jak do tej pory tylko dwa razy,
pierwszy wiele lat temu po moim wyjściu ze szpitala, drugi, gdy wychodziłam za
mąż.
-Plan na dziś jest aktualny czy
chciałabyś coś zmienić?- zapytał a wzruszenie można było usłyszeć w jego
głosie. Steve to twardziel o gołębim sercu. Kochał mnie tak jak ja jego i ten
rodzaj miłości, którą darzy się przyjaciela jest naprawdę wyjątkowy i ważny.
Bo, mimo że kochałam go w inny sposób niż Harry'ego czy moich rodziców nie
mogłabym zaprzeczyć, że kocham go z całych sił.
-Nie, wszystko jest okej, nie muszę
nic zmieniać.
-Olivia, Nina i przyjaciółka Gemmy
są już w salonie- powiedział cicho.
-W takim razie do nich chodźmy-
zaproponowałam a on kiwnął głową i pokazał żebym szła pierwsza.
-Ali! Hej, twoja kawa- powiedziała
na powitanie Olivia.
-Hej, super, że organizujemy tę
imprezę razem- oznajmiła Viki witając mnie niewielkim całusem w policzek.
-Hej, też się cieszę i dzięki za
kawę- odparłam i całą swoją uwagę skupiłam na nich. Zanim to zrobiłam
spojrzałam na Ninę, która bacznie mi się przyglądała. Uśmiechnęłam się do niej
tak jak wcześniej do Steve'a i tak samo jak jemu, jej to wystarczyło. Wiedziała
już wszystko, dlatego odwzajemniła mój uśmiech i złapała mnie za rękę. Wszystko
to trwało chwilę, ale tyle wystarczyło żebym zobaczyła radość na twarzy
przyjaciółki. Później obie skupiłyśmy się na rozemocjonowanej Viki i zajęłyśmy
się organizacją wieczoru panieńskiego. Wydawało mi się, że postronny obserwator
nie zauważyłby, że właśnie wydarzyło się w moim życiu coś, co kompletnie je
odmieniło. Osoby, które mnie nie znają nic by nie zauważyły. Olivia do nich nie
należała, dlatego zwróciła uwagę na to, że nie wypiłam choćby łyczka kawy. Nie
byłam nawet pewna, dlaczego tego nie zrobiłam, nie byłam pewna czy mogę ją
wypić. Właściwie w pewnym momencie poczułam się dziwnie skołowana i jakby poza
tym, co aktualnie robiłam i Liv to wychwyciła. Moje rozkojarzenie utrudniało mi
szybkie myślenie i początkowo praktycznie się nie odzywałam i nie
uczestniczyłam w ich żywo toczonej konwersacji. Dopiero po interwencji Olivii i
jej „Ali wypij kawę, bo śpisz" ogarnęłam się i skupiłam na tym, co
musiałam zrobić. Gdy zjadłyśmy śniadanie i wstępnie wszystko ustaliłyśmy
udałyśmy się na mały rajd po Londynie. Część rzeczy udało się ustalić
telefonicznie, ale resztę musiałyśmy załatwić osobiście. Wieczorem spotkałam
się z Gemmą, która przyjechała do mnie na kolacje i została aż do rana.
Oczywiście nie chciałam zdradzać jej szczegółów wieczoru, który dla niej
planowałyśmy i wszystkie niespodzianki trzymałam w tajemnicy jednak ogólnymi
informacjami musiałam się z nią podzielić. Poza tym cudownie było spędzić z nią
czas i tak po prostu, zwyczajnie usiąść na kanapie i pogadać. Następnego dnia
rozstałyśmy się w południe a ja rozpoczęłam przygotowania do balu
dobroczynnego, na którym miałam pojawić się wieczorem. Kurt i Nina szli ze mną,
jako moje osoby towarzyszące, dlatego to z nimi spędziłam prawie cały dzień,
podczas którego nic właściwie się nie wydarzyło. Nic nadzwyczajnego, ja też nie
zachowywałam się inaczej niż zwykle. Nie zapomniałam, co wydarzyło się
poprzedniego dnia, zdążyłam się nawet umówić do ginekologa, ale nie wpadłam w
obsesję myślenia o tym, że jestem w ciąży. Funkcjonowałam zupełnie normalnie a
moją głowę w pewnym momencie zajęło coś zupełnie innego. Gdy siedziałam przed
lustrem a fryzjerka układała mi włosy stało się coś, co na pierwszy rzut oka
było nieznaczące.
-Ali w tym roku nie będzie cię na
Teen Choice Awards- powiedziała Olivia, gdy skończyła rozmawiać na ten temat
przez telefon.
-Dlaczego?- zapytałam szczerze
zasmucona. Uwielbiałam TCA i podczas planowania trasy umieściłam tę imprezę na
liście spraw, które są ważne i chcę mieć wtedy wolne.
-Wiem, że lubisz tę galę, ale
jednak nie damy rady tam dotrzeć- skłamała. Wiedziałam, że kłamie, bo nominacje
do nagród ogłoszono już jakiś czas temu i wiedziałam, w jakich kategoriach mam
szansę wygrać. Wszyscy bardzo chwalili moją trasę i między innymi w tej
kategorii byłam nominowana. Bal a właściwie przyjęcie połączone z wręczeniem
nagród, na które się wybierałam też był z nią związany.
-Przecież...- chciałam powiedzieć,
że wszystko było już wcześniej ustalone, ale ona natychmiast mi przerwała.
-Wiem, miałaś się tam pojawić, ale
to nie nasza wina tylko organizatorów. Przepraszam, ale muszę zadzwonić, bo
wszystko się pomieszało. Przykro mi Ali- powiedziała i wyszła z komórką w
dłoni. Na początku to mi wystarczyło i było mi po prostu przykro, że nie będzie
mi dane zjawić się wtedy w LA, ale tak naprawdę nie miałam czasu nawet o tym
pomyśleć i się zastanowić. Nina od razu mnie zagadała, później Kurt i zupełnie
zapomniałam o całej sprawie. Jadąc na galę powtarzałam jeszcze swoje
przemówienie i to na tym byłam skupiona w stu procentach. Już od jakiegoś czasu
wiedziałam, że trasa zostanie doceniona i razem z całym zespołem ułożyłam
przemowę na tę okazję. Zanim weszłam na scenę by odebrać symboliczną statuetkę
puszczono nagranie z jednego z koncertów. Był to fragment piosenki „Loser Like
Me" i oglądając ten filmik zupełnie opuścił mnie stres i poczułam radość i
dumę, że ktoś docenił to, co robię.
Kiedy wyszłam na scenę czułam
ogromne wzruszenie i mimo że miałam świetnie przećwiczoną przemowę nieco ją
zmieniłam. Nie planowałam tego, bo z czasem zatraciłam w sobie tę cząstkę
spontaniczności, przynajmniej w takich momentach. Ta trasa znaczyła dla mnie
bardzo dużo i zaczęłam o tym mówić. Wyjaśniłam, że nie byłoby mnie tam gdyby
nie wspaniałe, inspirujące osoby, które nie tylko były ze mną podczas koncertów
i tworzyły je razem ze mną, ale udało mi się osiągnąć to wszystko także dzięki
tym, których poznałam a ich siła, pasja, unikalność były dla mnie inspiracją.
Zależało mi żeby pokazać światu jak ja rozumiem słowo tolerancja i właśnie tym
kierowałam się podczas dobierania osób, które dzieliły ze mną miejsce na
scenie. Oczywiście podczas wyboru ja i cały sztab ludzi kierował się tym by
każdy artysta, który był częścią show był utalentowany i profesjonalny, ale
jednocześnie zależało nam na znalezieniu osób niepowtarzalnych. Dlatego cały
nasz zespół wydawał się być zbieraniną indywidualności na pierwszy rzut oka
niepasujących do siebie, ale właśnie to sprawiało, że byliśmy tacy wyjątkowi.
Bo poza tymi wszystkimi super ważnymi kryteriami, dla mnie najistotniejsza była
jedna, podstawowa zasada. Nikogo nie dyskryminujemy. To było dla mnie
najważniejsze i właśnie, dlatego częścią mojej ekipy był chociażby
niepełnosprawny, ale obdarzony wspaniałym głosem, Artie. Musiałam o tym
opowiedzieć, dlatego, mimo że miałam minutę na wygłoszenie przemówienia mówiłam
znacznie dłużej.
-Chyba kilka osób miało przeze mnie
mały zawał serca, bo zaburzyłam im plan, ale natchnęło mnie, więc mówiłam-
wymamrotałam do telefonu niewyraźnie.
-Miałaś mały zawał serca?- zapytał
Harry a ja starałam się przeżuć szybko to, co miałam w ustach.
-Oni mieli, bo za długo mówiłam.
-Ali mów wyraźniej, bo nie dość, że
cię nie rozumiem to jeszcze tutaj jest głośno i ledwo słyszę- powiedział
głośno, przez co musiałam odsunąć komórkę od ucha.
-Nie krzycz, bo ogłuchnę.
-Co? Ali, jeśli tak ma wyglądać ta
rozmowa to może ją zakończmy- po tonie jego głosu stwierdzałam, że jest
poirytowany, marudny i wkurzony. Gdyby wiedział, co mu powiem, gdy przyleci do
Londynu od razu przeszłyby mu te humorki. W końcu to ja byłam w ciąży i to ja
miałam prawo je mieć a nie on.
-Jeju nie zrzędź tak. Ciesz się, że
ze mną rozmawiasz, że niedługo do mnie przylecisz a nie zachowujesz się jak
zdziadziały dziad.
-Po prostu ludzie bywają bardzo
irytujący i upierdliwi.
-Kto cię tak wkurzył?- zapytałam i
spojrzałam na Steve'a, który prowadził samochód.
-Dzisiaj wkurwiło mnie tyle osób,
że mógłbym przez godzinę o tym mówić.
-Skarbie, tak już czasami bywa,
jeśli ci to jakoś pomoże to śmiało, mów, kto cię tak wkurzył- westchnęłam i na
początku było mi przykro, że Harry ma taki zły dzień. Kiedy jednak powiedział,
co go tak „wkurwiało" zachciało mi się śmiać. Nie, dlatego że miał zły
dzień tylko, dlatego że myślałam, że stało się coś poważnego a on po prostu
wstał lewą nogą i robił z igły widły.
-A teraz poszedłem po kawę i
oczywiście jest za słaba. Nie da się jej wybić i jakoś dziwnie smakuje- stwierdził
poważnie.
-Mówisz, że kawa za słaba... Może
zamów sobie drugą- powiedziałam starając się ukryć rozbawienie. Steve za to
niczego nie krył i śmiał się na głos kręcąc tylko głową. Właściwie cała nasza
rozmowa tak wyglądała i gdy się rozłączyłam czułam się bardziej zmęczona jego
marudzeniem niż tym wszystkim, co robiłam tego dnia.
-Ale narzekał. Ty jesteś w ciąży a
on ma humorki- skomentował Steve.
-Niektórzy faceci, kiedy ich
partnerka jest w ciąży, zapadają na ciążę urojoną, więc może Harry telepatycznie
już ją sobie uroił- stwierdziła zupełnie serio Nina. Minęło kilka sekund zanim
cała nasza trójka zrozumiała, co tak właściwie powiedziała brunetka i razem,
dosłownie w tym samym momencie parsknęliśmy śmiechem. Przez resztę drogi cały
czas żartowaliśmy, głównie z Harry'ego, ale nie tylko. Gdy dojechaliśmy do domu
Steve nas zostawił a Nina szybko poszła spać. Ja nie czułam się jakoś bardzo
zmęczona i najpierw długo rozmawiałam przez telefon z mamą a później z Zuzą.
Opowiadając im jak mi minął dzień przypomniało mi się to, że nie pojawię się na
Teen Choice Awards i stwierdziłam, że to jest dziwne. Sama nie wiedziałam,
dlaczego, ale weszłam na stronę imprezy. Nie sądziłam, że znajdę tam odpowiedź
na moje pytanie nawet jej nie szukając a tak się stało. Na stronie głównej od
razu zobaczyłam wielki napis obwieszczający, kto wystąpi na gali. Kliknęłam na
niego bez zastanowienia i gdy przeniosło mnie na odpowiednią stronę wszystko
było jasne. Jesse był jednym z artystów, których nazwisko widniało na liście. Dlatego
ja nie mogłam się tam pojawić. Zdenerwowałam się i zasmuciłam, bo nikt mi o tym
nie powiedział. Nie rozumiałam, dlaczego Olivia nie powiedziała mi o tym wprost
i zaczęłam się zastanawiać czy oni mają przede mną jakieś tajemnice. Po co
ukrywają takie coś? Przecież powinnam wiedzieć, że zmieniamy plany przez
Jesse'ego. On wciąż był dla mnie jedyną niewiadomą i wydawało mi się, że w tym
nawale pracy mogłam nie zauważyć, że ta sprawa właściwie się toczy a Olivia,
Harry, Steve, moi rodzice – oni mogli po prostu mnie o niczym nie informować
żeby mnie nie martwić. Na początku trasy rozmawiałam o nim ze Stevem i już
wtedy okazało się, że nikt mi nie powiedział o tym, że próbowano się z Jessem
skontaktować. Wiedziałam, że jedyną osobą, z którą mogę o tym szczerze
porozmawiać jest najlepszy ochroniarz na świecie i właśnie to zamierzałam
zrobić. Oczywiście zaczęłam o tym rozmyślać i to jeszcze bardziej mnie
rozbudziło. W mojej głowie najpierw nieśmiało kiełkował pomysł żeby zajrzeć do
tych wiadomości, które D. mi przysyłało, ale początkowo odczuwałam też
niewielki strach. Nie byłam pewna czy chcę to jeszcze raz czytać, nie
wiedziałam jak się poczuję, nie widziałam sensu by wracać do tych okropieństw,
ale koniec końców wzięłam komputer do łóżka i zaczęłam je przeglądać. Nie
poczułam się tak jak myślałam, że będę się czuć. Nie było mi smutno czy przykro
chyba, dlatego że analizowałam je pod innym kontem. Starałam się wychwycić coś,
co wcześniej mogło mi umknąć. Jedyny moment, w którym poczułam się dziwnie był
ten, gdy uświadomiłam sobie, że wcześniej przeczytałam te wiadomości tak wiele
razy, że wciąż znałam je wszystkie na pamięć i mogłam je właściwie recytować
jak jakieś popieprzone wiersze. Szukałam czegoś, co byłoby dla mnie jakimś
punktem zaczepienia. Wiedziałam, że to raczej głupie, bo nie tylko ja
przeanalizowałam je już ze sto razy, ale zrobiła to też chociażby policja.
Zatraciłam zupełnie poczucie czasu i czułam się jak bohaterka jakiegoś
kryminału próbująca rozwiązać tę zagadkę i im dłużej nad tym siedziałam tym
bardziej upewniałam się w swoim przekonaniu, że to nie Jesse. On po prostu nie
pasował. W ogóle mężczyzna nie pasował by być D., to były słowa pisane przez
kobietę a jedyną osobą, która pasowała mi idealnie do tej roli była Jessica.
Wcześniej rozważałam nawet Chloe, ale ona nie była tak blisko mnie jak Jessica
przed laty. Poza tym wydawało mi się, że robiła wszystko w sposób tak
oczywisty, że to nie pasowało do stylu D., nie była skryta w swojej niechęci do
mnie, nie kryła się z zamiarem mieszania w moim małżeństwie. Jedno w tej
sprawie było pewne, musiałam to w końcu wyjaśnić, bo chciałam mieć już spokój.
Chciałam móc w pełni cieszyć się tym, co mnie czekało a nie wiecznie
zastanawiać się czy mam rację nie wierząc w winę Jesse'ego czy może naprawdę
się mylę i to jednak był on. Właściwie tej drugiej opcji nie brałam pod uwagę.
Uważałam, że to Jessica mnie dręczyła i po prostu musiałam się upewnić skoro
wkrótce miałam być odpowiedzialna też za małą istotkę, którą nosiłam pod
sercem. Gapiłam się na ekran laptopa, który wyświetlał pierwszą wiadomość jaką
dostałam od D. po tej kilkuletniej przerwie. Przyszła ona zaraz po imprezie
halloweenowej, na której Harry nie tylko się pojawił, ale przede wszystkim mnie
pocałował. Pierwszy raz od wieków mnie pocałował i oczywiście było to sensacją
nie tylko dla mnie, ale też dla osób, które postanowiły nam wtedy zrobić
zdjęcia i udostępnić je światu. Spojrzałam na datę i godzinę i coś mi nie
pasowało. Pamiętałam tamten wieczór, noc i poranek jakby to wydarzyło się
wczoraj. Być może uważałam, że coś jest nie tak, bo po prostu chciałam coś
znaleźć, czułam, że nie widzę czegoś istotnego i jeszcze raz spojrzałam na datę
i godzinę. Może w tym był klucz? W tych datach? Zanim jeszcze raz do tego
usiadłam wstałam z łóżka i poszłam do kuchni zaparzyć herbatę. Ta kilkuminutowa
przerwa podziała na mój mózg oczyszczająco, bo gdy ponownie wzięłam komputer do
rąk od razu zauważyłam coś, co przegapiłam wcześniej. Chodziło o godzinę i nie
rozumiałam jak mogłam nie tyle, co nie zwrócić na nią uwagi wcześniej, ale w
ogóle nie myślałam o tym, że czas, kiedy dostawałam maile czy smsy może być
kluczem do rozwiązania tej zagadki. Pierwsza wiadomość dotarła do mnie za
wcześnie. D. często pisało do mnie, gdy w Internecie czy prasie już o czymś
napisano. D. zawsze dodawało do tego swój komentarz, ale zawsze, gdy działo się
coś przełomowego, pisało do mnie po tym jak cały świat już wiedział. Z imprezy
halloweenowej wyszłam dość szybko, właściwie uciekłam stamtąd, bo wiedziałam,
że jeśli tego nie zrobię całą noc będę całować, przytulać Harry'ego a wtedy
tego nie chciałam. Byłam zagubiona i zamiast dać się ponieść emocjom ja
opuściłam imprezę wcześniej. Co prawda nie pamiętałam dokładnie, o której Harry
mnie pocałował albo, o której wyszłam z lokalu, ale miałam z tego dnia zapisane
zdjęcia na komputerze. Każda fotka miała nie tylko automatycznie zapisaną datę,
ale także godzinę, kiedy została zrobiona. Od razu poszukałam ten folder i gdy
go przejrzałam byłam pewna, że D. wysłało do mnie wiadomość przed dwunastą,
jeszcze gdy byłam na imprezie. Ta osoba nie dowiedziała się o naszym pocałunku
z prasy czy Internetu tylko była tam wtedy z nami. Zastanawiałam się czy
policja to sprawdziła. Byłoby dziwne gdyby oni do tego nie doszli skoro
sprawdzali wszystko. Mimo tego postanowiłam przeprowadzić własne dochodzenie i
mimo że od tej imprezy minęły wieki musiałam jakoś sprawdzić listę gości z tego
wieczora. Pamiętałam, że to było otwarcie nowego lokalu, wszystko było robione
z rozmachem i było wtedy wiele znanych osób. Nie chciałam angażować w to
Olivii, bo ona na pewno by mi nie pomogła. Kazałaby mi zapomnieć o wszystkim i
przyjąć do wiadomości w końcu fakt, że Jesse jest D. i właśnie, dlatego
zadzwoniłam w tej sprawie do Brody'ego. On wtedy tam występował a później bywał
nie raz. Znał właściciela lokalu i mógł mi pomóc. Mimo że w Londynie była już
noc bez przeszkód mogłam do niego zadzwonić, bo od kilku dni miał urlop, był w
Nowym Jorku a moja ekipa przez kilka nadchodzących koncertów musiała radzić
sobie bez niego. Brody nie zadawał pytań i wiedziałam, że spełni moją prośbę by
nic nikomu nie mówić. Chłopak obiecał, że postara się to dla mnie załatwić i ze
świadomością, że być może to jest jakiś trop poszłam spać. Następnego dnia rano
czekała na mnie wiadomość, że mam do bruneta zadzwonić, dlatego to była
pierwsza rzecz, którą zrobiłam po przebudzeniu. On telefonicznie dał mi hasło
do swojej poczty, bo umówiłam się z nim, że niczego nie będzie przesyłać do
mnie. Nie chciałam by Olivia albo Steve przechwycili te informacje, bo o ile
ochroniarz podszedłby do sprawy na spokojnie o tyle Olivia pewnie byłaby na
mnie zła, że znowu odgrzebuję to, co jest już od dawna załatwione. Poza hasłami
do e-maila Brody podał mi numer telefonu do menażera lokalu i bez zadawania
zbędnych pytań życzył mi miłego dnia. Ja, będąc jeszcze w łóżku od razu
zabrałam się do ustalenia tego, co było dla mnie takie ważne. Naprawdę byłam
taka głupia i myślałam, że mi się uda, ale niczego się nie dowiedziałam.
Owszem, Jesse był wtedy na liście, ale był wpisany, jako moja osoba
towarzysząca, jako mój chłopak. Nikt nie powiadomił ich o tym, że się
rozstaliśmy, bo, po co? To przecież była moja prywatna sprawa i to logiczne, że
nie informowałam o tym wszystkich. Właściwie nie informowałam przecież o tym
nikogo. Poza listą, która była zupełnie nieprzydatna, telefon, który wykonałam
okazał się równie bezużyteczny. Dowiedziałam się jedynie, że tak naprawdę nie
ma spisu osób, które tamtego wieczora bawiły się w klubie, mimo że teoretycznie
był sporządzony. Nie chodziło o czas, problemem nie było to, że ta impreza była
dawno temu. To było głośne otwarcie nowego, super luksusowego klubu w Nowym
Jorku i właścicielom zależało na tym by przekazać światu, kto tam w
rzeczywistości się pojawił. Problemem było to, że „prawdziwa" lista
magicznie zniknęła. Właściciel potwierdził moje przypuszczenia na temat
policji, która już wcześniej postanowiła to sprawdzić jednak mężczyzna, z
którym rozmawiałam tak samo jak mi przekazał im tę pierwotną listę i chyba nie
powiedział im, że tak naprawdę połowy z tych osób wcale wtedy w klubie nie
było. Teoretycznie jakimś dowodem mogłyby być nagrania z monitoringu, które
klub wciąż posiadał, ale z racji tego, że to było Halloween i wszyscy byli
przebrani, nie można było ustalić tożsamości ponad pięćdziesięciu procent
imprezowiczów – co z resztą sprawdziła policja. Podsumowując, moje małe
dochodzenie nie przyniosło żadnych skutków. Byłam pewna, że D. było na tej
imprezie, ale dowody na to po prostu nie istniały. Gdy zeszłam na śniadanie
byłam przygaszona i nie miałam ochoty by tego dnia robić cokolwiek poza
leżeniem w łóżku. Straciłam niepotrzebnie czas na coś co wciąż uparcie
wałkowałam nie wiedząc nawet czy dobrze postępuję, nie dopuszczając do siebie,
że być może się mylę i naprawdę wszystko jest wyjaśnione. Ale ja naprawdę
czułam, że Jessica była D., byłam tego pewna. Jesse ją chronił, nie wiedziałam
dlaczego, ale tak było. To była prawda i wciąż do tego wracałam, bo miałam
przeczucie, że wszyscy wokół już o tym wiedzą tylko nikt nie chce mnie o tym
poinformować. Może Harry bał się, że jeśli się dowiem będę pragnęła jakoś
wynagrodzić Jesse'emu to co go spotkało, może bał się, że będę chciała
utrzymywać przyjacielskie stosunki z byłym chłopakiem? Na pewno nie zakładał
takiej opcji, że Jesse może nie chcieć mnie znać za to co go spotkało, bo
według mojego męża wszyscy mnie uwielbiali i byli dla niego zagrożeniem.
Wiedziałam, że umarłby z zazdrości a najgorsze dla niego było to, że miałabym
przewagę. Bo przecież on do pewnego momentu też był super blisko swojej byłej i
zanim odwaliła tą chorą akcję jakoś ją i tę ich nieszczęsną znajomość
tolerowałam.
Rozmyślałam o tej sytuacji przez
cały poranek i nie umiałam poskładać swoich myśli. Później na szczęście
spotkałam się z Anne i Gemmą. To był dzień ostatecznych przymiarek a ja miałam
ten zaszczyt, że byłam jej druhną. Czas spędzony z teściową i szwagierką
sprawił, że odzyskałam energię, uspokoiłam się i wieczorem, gdy się położyłam
poczułam spokój. Właściwie wszystko ułożyło mi się w spójną całość i zrozumiałam,
że być może nie potrzebuję robić znowu jakiejś afery. Nie chciałam się z nikim
kłócić, nawet, jeśli wiedzieli o Jessem coś więcej i mi o tym nie powiedzieli.
Może mieli jakiś poważniejszy powód niż zazdrość mojego męża? Ja po prostu, by
móc przestać wracać, co jakiś czas do tej sprawy, musiałam wiedzieć i chciałam
by potwierdzenie moich przekonań, domysłów i pomysłów padło z ust Steve'a. On
był jedyną osobą, od której miałam realne szanse wyciągnąć jakieś informacje i
to sprawiło, że tego wieczora usnęłam dziwnie spokojna, bo moje pokrętne
rozumowanie zawiodło mnie już tak daleko, że będąc w połowie przytomna
stwierdziłam, że choćby ochroniarz nie powiedział mi tego wprost wcale nie
muszę z nikim innym o tym znowu rozmawiać, bo po pierwsze wyczytam wszystkie
myśli z oczu Steve'a niczym Edward ze Zmierzchu a po drugie znam prawdę i to mi
wystarcza by żyć w spokoju. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że gdy się
rano obudziłam to właśnie czułam. Spokój. Jeśli Edward naprawdę by istniał i
mógłby przeczytać moje myśli i robiłby to przez te dwa dni doszedłby do
wniosku, że mam rozdwojenie jaźni. Nie sądziłam żeby moje nagłe zmiany nastroju
były spowodowane ciążą, choć z drugiej strony może to miało znaczenie. Kiedy
się obudziłam czułam jedynie spokój i szczęście i może hormony miały na to
jakiś wpływ, ale głównym powodem mojej radości był Harry. Tego dnia miał
przylecieć do Londynu i to było dla mnie w tym momencie najważniejsze. Miałam
go wyściskać, wycałować i powiedzieć, że zostanie tatą. Odrzuciłam, więc na bok
wszystkie troski i zastanawiałam się, w jaki sposób mam mu o tym powiedzieć.
Chciałam zrobić to w wyjątkowy sposób, chciałam by zapamiętał ten moment do
końca życia. Powiedziałam o tym Ninie przy śniadaniu, kiedy zapytała, dlaczego
się tak idiotycznie uśmiecham. Niestety w tej kwestii nie mogłam na nią liczyć.
Nina stwierdziła tylko, że nie rozumie „dlaczego kobieta dowiaduje się o tym,
że będzie mamą w kiblu a facet ma się dowiadywać o tym w wyjątkowy
sposób". Chciałam zrobić coś super, ale sama nie wiedziałam, co to
„super" w ogóle oznacza. Kiedy jechałam na spotkanie z Anne i Gemmą
wpadłam na pewien pomysł, ale nie wiedziałam czy powinnam to zrobić. Musiałam
się jeszcze raz spotkać z mamą i siostrą mojego męża, bo ostateczne przymiarki,
który odbyły się poprzedniego dnia oczywiście nie były ostatecznymi i moja
sukienka wymagała takich korekt, że Gemma wolała żebym przymierzyła ją jeszcze
raz. Ktoś błędnie musiał podać moje wymiary, bo od momentu, kiedy je podawałam
nie przytyłam, ale przede wszystkim nie urosłam a suknia była na mnie za duża i
za długa. Skrócenie jej sprawiało, że traciła nieco fason i po prostu
bezpiecznie było ją jeszcze raz ubrać żeby w dzień ślubu nie panikować, że
wyglądam jak pokraka.
-Witaj skarbie- powiedziałam, gdy
stojąc w korku odebrałam telefon. Zanim to zrobiłam spojrzałam na godzinę i
wiedziałam, że Harry najprawdopodobniej jest już na lotnisku a może nawet
siedzi już w samolocie. Zawsze przed podróżą musiał do mnie zadzwonić, albo,
chociaż napisać, że zaraz leci. To był jego obowiązek i po prostu musiał mnie o
tym informować.
-Hej- odparł jakoś niemrawo, ale ja
właściwie nie zwróciłam na to uwagi. Nie zauważyłam, że powiedział to hej cicho
i nerwowo, bo byłam skupiona na sobie i tym, co mu powiem.
-Nie mogę się doczekać jak
przylecisz, to już tylko kilka godzin. Muszę ci coś powiedzieć i...- mówiłam
szybko uśmiechając się od ucha do ucha i wtedy on mi przerwał.
-Ali jeszcze nie jestem w
samolocie- mimo tej informacji nadal nie ogarnęłam, że coś jest nie tak. Byłam
zbyt przejęta tym, że gdy się spotkamy w końcu się dowie.
-Myślałam, że masz już teraz lot,
musiało mi się coś pomylić. Nie ważne. Gdy się spotkamy czekać będzie na ciebie
niespodzianka, nie jedna...
-Ali stop. Przestań mówić i mnie
posłuchaj- powiedział nerwowo. Dopiero, gdy mi przerwał usłyszałam
zdenerwowanie w jego głosie.
-Co się stało?- zapytałam.
-Tylko się nie denerwuj i nie
gniewaj. W sumie nie wiem Ali. Jestem w potrzasku- odpowiedział a ja cała się
spięłam.
-Powiedz, co się dzieje a nie, że
mam się nie denerwować.
-Chodzi o Chloe- odparł a ja
zrozumiałam, dlaczego kazał mi się nie denerwować i nie gniewać.
-A dokładniej?- zapytałam brzmiąc
jak jakaś jadowita żmija.
-Ali ona do mnie zadzwoniła jakieś
piętnaście minut temu i nie brzmiała dobrze- odpowiedział. Był zdenerwowany.
Nie zły tylko zaniepokojony, wręcz spanikowany.
-To znaczy?
-Ona chyba sobie coś zrobi a może
już zrobiła. Przeprosiła mnie i się pożegnała- powiedział i wiedziałam, że jest
niesamowicie przejęty. A ja byłam pewna, że to jej gierka.
-Myślisz, że mówiła to na
poważnie?- zapytałam a z tonu moje głosu można było wywnioskować, że nie
dowierzam w to co on mówi a nawet mnie to bawi.
-Nie znosisz jej, ale nie bądź
taka. Oczywiście, że mówiła na poważnie, gdybyś ją słyszała nie miałabyś
wątpliwości- odparł wyraźnie zirytowany a ja przed oczami miałam moją ostatnią
rozmowę z Chloe.
-Nie możesz mu zakazać
przyjaźnić się ze mną.
-Nie muszę mu niczego zakazywać,
sama zakończyłaś tę pseudo-przyjaźń. Ale jeśli mimo wszystko, za jakiś czas
chciałby choćby napisać do ciebie głupiego SMS-a nie powiem mu, że nie może
tego zrobić. Każę mu wybrać, ja albo ty. Harry zawsze wybierze mnie- odparłam a
wyraz jej twarzy nieco się zmienił. Jakby moje słowa, w końcu odsłoniły nieco
jej prawdziwą twarz.
-Jesteś jego taka pewna-
powiedziała i się uśmiechnęła. –Ale zapomniałaś, że byłam kiedyś jego
dziewczyną.
-Masz rację, zapomniałam, bo
było to tak dawno temu. Poza tym wiesz, co?- zapytałam i uniosłam do góry dłoń
by lepiej widziała obrączkę na moim palcu. –Jestem jego żoną. On zawsze
wybierze mnie.
-Jeszcze się zdziwisz-
stwierdziła pewnie. Naprawdę wypowiedziała te słowa takim tonem jakby była w
stu procentach przekonana, że tak będzie. Podeszła do mnie i jeszcze raz, patrząc
na mnie z góry powtórzyła te słowa. Właściwie zrobiła to tak jakby składała mi
obietnicę. –Jeszcze się zdziwisz.
-Harry co ty właściwie chcesz mi
powiedzieć?- zapytałam widząc wyraźnie ten wredny wyraz twarzy Chloe, gdy pewna
siebie zapewniała mnie, że wybierze ją. Zrozumiałam, że to jest ten moment.
Harry był zdenerwowany i bał się o nią a ja brzmiałam jak jakaś bezuczuciowa,
bezduszna jędza, królowa lodu o sercu z kamienia.
-Ali nie mogę znowu popełnić tego
samego błędu. Nie zapomniałem co zrobiła, ale pamiętam też, że już raz
nawaliłem i nie zareagowałem na czas, prawie się spóźniłem. Jak możesz udawać,
że nie pamiętasz skoro byłaś na jej miejscu?
-Nie byłam na jej miejscu-
odpowiedziałam, bo to była prawda.
-Nie rozumiesz, że wydaje mi się,
że ona sobie coś zrobi? Jak mam to olać?- nie chciałam wyjść na potwora, ale
ona nie potrzebowała niczyjej pomocy, doskonale wiedziała, co robi, bo jakby na
to spojrzeć inaczej to właściwie mnie uprzedziła, że coś takiego zrobi.
-Moim zdaniem ona udaje.
-Ali nie mogę uwierzyć w to, że
możesz być aż tak nieczuła. Nie znałem cię od tej strony- powiedział głosem
wypełnionym zawodem, rozczarowaniem, smutkiem, złością i paniką. Podsumowując
wręcz emanował negatywnymi emocjami, które czułam mimo że byłam na innym kontynencie.
-Bo obiecałem sobie, że już
nigdy w życiu nie przegapię tego momentu.
-Jakiego momentu?
-Tego, w którym powinienem komuś
pomóc a tego nie zrobiłem. Przegapiłem to, ten moment, kiedy chodziło o ciebie.
Mogłem coś zrobić. A co zrobiłem? Wyciągnąłem cię z wanny pełnej krwi. I tak
wiem, że jej nie znosisz, ale wydaje mi się, że dzieje się z nią coś złego.
Odkąd Daniel ją zdradził. Może tylko mi się wydaje, ale może nie? Nie przegapię
tego. I tu nie chodzi o nią, ale o mnie. Boję się, że znowu popełnię taki błąd.
-Nie o to chodzi. Ona przy tobie
zachowuje się inaczej niż przy mnie. Podczas naszej ostatniej rozmowy
powiedziała wprost, że...- nie zdążyłam nawet dokończyć, bo on stanowczo mi
przerwał.
-Rozumiem. Nie zapomniałem, co się
wtedy stało. Ale co jeśli ona naprawdę mnie teraz potrzebuje? Nie mogę
przegapić tego...
-Momentu. Wiem- ale wtedy wcale go
nie przegapiłeś- pomyślałam. To ja nie chciałam żeby Harry widział. Ukryłam
swoje bolące serce i duszę przed całym światem, ukryłam siebie przed wszystkimi.
Chloe wcale nie przechodziła przez to, co ja wtedy. Ona po prostu chciała
triumfować. Chciała mi pokazać jak ważna jest dla mojego męża, chciała
udowodnić, że bez problemu, bez wysiłku może między nami namieszać.
-Ali nie wiem, czy ona kłamie czy
nie, ale nie mógłbym żyć ze świadomością, że wiedziałem, że coś z nią się
dzieje złego i to zignorowałem- powiedział i brzmiał tak jakby nie dowierzał,
że w takiej sytuacji musi się tłumaczyć.
-Czyli teraz jedziesz z lotniska do
niej?- zapytałam i spojrzałam na Steve'a.
-Nie, nie pojechałem w ogóle na
lotnisko. Jadę do niej, ale są straszne korki- odpowiedział jakby od
niechcenia.
-A kiedy masz następny samolot?-
zadałam kolejne pytanie a mój wzrok powędrował na Ninę.
-Nie wiem, dam ci znać jak upewnię
się, że nie zrobiła czegoś głupiego- odparł chcąc chyba by ta rozmowa się
zakończyła.
-Okej- wymamrotałam i nie
wiedziałam, co jeszcze mam powiedzieć. Na końcu języka miałam same wredne
słowa, których nie chciałam wypowiedzieć by nie wyjść na osobę całkowicie
pozbawioną empatii.
-Skarbie nie złość się, wiem, że to
niespodziewane i rozumiem, że nie wierzysz, że ona może nie udawać, ale ja
muszę to sprawdzić. Jak miałbym z tym żyć?- powiedział po chwili milczenia.
-Okej- odparłam jeszcze raz i przez
kolejne kilkanaście długich sekund panowała cisza.
-A gdyby...- zaczął i przez chwilę
znowu milczał. Słyszałam jak bierze głęboki wdech zanim zaczął mówić dalej. –A
gdyby to Jesse napisał teraz do ciebie, że przeprasza za to, co zrobił, że jest
mu źle, że nie daje rady, gdyby się pożegnał. Co byś zrobiła?
-Pewnie chciałabym mu pomóc-
przyznałam i rozumiałam, do czego zmierza. Właściwie cały czas go rozumiałam,
wiedziałam, co kieruje jego zachowaniem i nie przejęłam się tym tak jak on, bo
miałam zupełnie inny punkt widzenia.
-Przepraszam, że powiedziałem, że
jesteś nieczuła. Poniosło mnie, ale jestem zdenerwowany. Mam nadzieję, że to
jakaś jej gierka, że tam pojadę a ona po prostu... Nie wiem. Że tam będzie, że
powie coś głupiego, że będzie cała i zdrowa- powiedział niewyraźnie, jakby
bardziej do siebie niż do mnie.
-Harry ona mnie zapewniła, kiedy
jej powiedziałam, że cokolwiek się wydarzy...
-Nie wiem, co wtedy ci powiedziała,
ale w tym momencie się to dla mnie nie liczy- nie podobało mi się to, że mi
przerwał i nie chciał usłyszeć, co mam do powiedzenia.
-Obiecała, że się zdziwię, gdy
powiedziałam jej, że nie ważne, co zrobi ty zawsze wybierzesz mnie. A teraz...-
kiedy kolejny raz mi przerwał miałam ochotę porządnie na niego nakrzyczeć.
-Ali przecież wiesz, że zawsze
byłaś, jesteś i będziesz na pierwszym miejscu. Zawsze wybiorę ciebie, chociaż
właściwie nigdy nawet nie pomyślałbym o tym by dokonać wyboru, ja nigdy go nie
dokonałem. Mam po prostu szczęście, że mnie chcesz. Jesteś moim światem i nie
ma drugiej takiej, która mogłaby stanowić dla ciebie jakąś konkurencję. Poza
tym teraz nie chodzi o jakieś wybory. Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza i
to oczywiste, że zawsze będziesz na pierwszym miejscu. Skarbie przecież o tym
wiesz. Kocham cię jak szaleniec i tak jak mówię zawsze wybieram ciebie, choć w
moim przekonaniu tak naprawdę tego nie robię. W tym momencie tym bardziej nie
chodzi o to. Błagam cię, rozumiem, że uważasz, że ona zmyśla, ale ty zrozum, że
muszę to sprawdzić- powiedział, choć ta jego przejmująca przemowa była
niepotrzebna. Wyglądało to tak jakby on chciał ratować komuś życie a ja
stroiłam przez to fochy.
-Rozumiem to. Jedziesz do niej sam?
-Nie. Jest ze mną Phil- ta
informacja sprawiła, że moje samopoczucie zmieniło się natychmiastowo. -Ali nie
możesz sprawiać, że czuję się tak jakbym robił coś złego, bo jestem już
wystarczająco zdenerwowany.
-Przepraszam. Nie chcę żebyś przeze
mnie miał przeze mnie jeszcze większy mętlik w głowie, naprawdę przepraszam. I
cieszę się, że nie jedziesz tam sam, mam nadzieję, że to serio jakaś jej
gierka, mimo wszystko nie jestem taka okropna i nie życzę jej źle. Nie chcę
żeby jej się stała jakaś krzywda, a jeszcze bardziej nie chcę żebyś się za to
obwiniał- powiedziałam zgodnie z prawdą. To, że uważałam, że Harry właśnie dał
się wplątać w jakąś jej gierkę nie oznaczało, że tak naprawdę chciałam by jej
się źle wiodło. Byłyśmy wrogami, ale musiałabym być naprawdę złym człowiekiem
żeby komukolwiek życzyć źle.
-Skarbie, naprawdę cieszę się, że
to powiedziałaś, jesteś najlepsza- odparł. Ton jego głosu zmienił się
diametralnie i świadczyło to o tym jak wiele znaczyła dla niego moja akceptacja
tej „misji". O ile można to było nazwać akceptacją.
-Dobra, dobra, przed chwila byłam
nieczuła- powiedziałam i się zaśmiałam. On też zachichotał. Nie gniewałam się
już na niego, pewnie, dlatego że wiedziałam, że nie wyruszył na tę misję
ratunkową sam. Poza tym zdrowy rozsądek podpowiadał mi, że na jego miejscu
zachowałabym się tak samo i to, że zamiast siedzieć w samolocie do mnie on
jechał ją ratować świadczyło o tym, że Harry jest po prostu dobrym człowiekiem.
Nawet, jeśli moim zdaniem ona nie potrzebowała ratunku.
-Powiedziałem to w złych emocjach-
usprawiedliwił się szybko.
-Jak będziesz już coś wiedział, w
sumie nie, informuj mnie o wszystkim nawet jak nic byś nie wiedział. Ja
naprawdę nie życzę jej źle.
-Okej, będę do ciebie pisał.
-Nie mogę się doczekać jak
przylecisz i nie będę musiała się tobą dzielić- westchnęłam i wiedziałam, że
brzmię samolubnie. On niczym Superman biegnie na pomoc Chloe w potrzebie a ja
myślę tylko o sobie. Ale miałam do przekazania najważniejszą wiadomość w naszym
życiu i to sprawiało, że byłam niecierpliwa. I czułam się jakaś bipolarna.
-Gdybym miał pewność, że ona zmyśla
już leciałbym do ciebie- zapewnił mnie.
-Nieważne, co się wydarzy pamiętaj,
że ja tutaj czekam na ciebie i gdy się spotkamy mam dla ciebie prezent i nie
martw się, nie myśl teraz o mnie i o tym, że mam focha. Ona na pewno nic sobie
nie zrobiła, bądź dobrej myśli- powiedziałam z nadzieją, że odstresuję go
jeszcze bardziej.
-Zaraz, zaraz. Jakiego focha?-
zapytał a ja się zaśmiałam. Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę a kiedy
skończyliśmy streściłam wszystko Steve'owi i Ninie. Brunet tak samo jak ja był
przekonany, że to jakaś głupia gierka Chloe i obiecał, że gdy będę na spotkaniu
z Anne i Gemmą skontaktuje się z Harrym i dowie się czy mój mąż nie ukrył
przede mną jakiejś informacji. Oczywiście nie poinformowałam teściowej o tym,
dlaczego Harry nie siedzi właśnie w samolocie do Londynu i powiedziałam
jedynie, że napisał mi, że coś mu wypadło i przyleci później. Początkowo byłam
cała spięta i mimo że starałam się skupić na tym, co się wokół mnie działo moje
myśli cały czas krążyły wokół Harry'ego i jego misji. Nie chciałam, ale
zaczęłam wyobrażać sobie najgorsze scenariusze. Na szczęście Harry tak jak
obiecał, pisał do mnie, ale przede wszystkim Steve do niego zadzwonił i
dowiedział się, że to był fałszywy alarm. Brunet też mi to napisał. Nic więcej
nie wyjaśnił a ochroniarz tylko przekazał mi, że Chloe nic nie jest, że Harry
jej nie znalazł, ale z nią rozmawiał przez telefon a ona stwierdziła, że musiał
ją źle zrozumieć. Nie roztrząsaliśmy tego przy Anne i Gemmie a ja po prostu
cieszyłam się, że ta sprawa zakończyła się happy endem, w dodatku tak szybkim.
Przez dalszą część spotkania byłam o wiele lepszym towarzyszem niż wcześniej i
dzięki temu, że mój dobry humor wrócił i poczułam jakaś falę odwagi zrobiłam
coś, co chciałam zrobić od jakiegoś czasu – zapytałam swoją teściową o przepis
na ulubioną pieczeń Harry'ego. Sama nie do końca wiedziałam, dlaczego wcześniej
bałam się o to zapytać, chyba po prostu ich relacja była dla mnie jakimś
hamulcem. Anne bez najmniejszego problemu podała mi przepis i opowiedziała całą
jego długą historię jak to jej mama, czyli babcia Harry'ego, dostała ten
przepis w spadku od swojej mamy – prababki mojego męża. Ta z kolei dostała go
od swojej matki. Przez moment czułam się tak jakbym dostawała jakąś
wielopokoleniową tajemnicę. Po spotkaniu, które przeciągnęło się na pół dnia
zadzwoniłam do mojego męża by zapytać jak się mają jego sprawy. Harry właściwie
udawał, że jedynie cieszy się, że źle zinterpretował jej słowa i szybko uciął
ten temat. Nie zająknął się nawet o tym, że miałam rację a ona po prostu
chciała między nami znowu namieszać. Jako że byłam super żoną nie chciałam się
nad nim pastwić i mówić, że od razu przewidziałam, że to było jakiejś jej
głupiezagranie, bo wiedziałam, że musi czuć się idiotycznie, że znowu dał się
zwieść tej krętaczce. Ona kolejny raz go oszukała, kolejny raz zawiodła i
miałam nadzieję, że do niego w końcu dotrze to, że ona nie jest taka jak on
myśli.
-Ciąża działa na ciebie tak
uspokajająco?- zapytała Nina, która jechała razem ze mną i Stevem. Oboje
pracowali w związku ze zbliżającymi się koncertami i nowymi wywiadami, podczas
gdy ja spędzałam czas z rodziną.
-Nie wiem. Ale w sumie jak
uspokajająco?
-Dziwimy się, że nie wydzierasz się
na niego- wyjaśnił Steve a ja stwierdziłam, że po pierwsze mają rację a po
drugie już od dawna nie pokłóciłam się z Harrym jakoś poważnie.
-Nie pamiętam, kiedy ostatni raz
się na niego wydzierałam. Poza tym nie róbcie ze mnie jakiejś furiatki-
wymamrotałam udając urażoną.
-Po prostu masz charakterek-
stwierdziła z dumą Nina.
-Obie macie- dodał po minucie
myślenia o tym Steve.
-To nie chodzi o charakterek. Po co
mam się awanturować? Harry sam widzi, że znowu wyszedł na... Sam widzi, że jej
nie można wierzyć i może w końcu to do niego dotrze? Nie będę go jeszcze
bardziej dołować- wyjaśniłam. Poza tym tak naprawdę było mi go żal, było mi
przykro, że ktoś tak bardzo uwielbia bawić się jego uczuciami. Zamiast tracić
czas i energię na kłócenie się z nim wolałam skupić się na tym, że jak do mnie
przyleci to się dowie. Przez moment było mi przykro, że zamiast za kilka godzin
miałam go spotkać dopiero rano, ale wtedy Steve włączył jedną z naszych
ulubionych playlist i się rozpogodziłam. Moje myśli podążyły w kierunku tak
niezwykłym, że właściwie nadal nie mogłam uświadomić sobie, że to nie
abstrakcja tylko prawda. Naprawdę będę miała dziecko. Naprawdę będziemy mieć z
Harrym rodzinę. Naprawdę będziemy rodzicami.
-Zrobię głośniej- powiedział
brunet, gdy z głośników zaczęła płynąć piękna melodia.
-Kocham tę piosenkę- stwierdziłam.
Steve też ją uwielbiał, choć mogłoby się wydawać, że taki olbrzym jak on
gustuje w innej muzyce. Ale „Make You Feel My Love" w wykonaniu Adele było
zdecydowanie jedną z jego ulubionych piosenek.
-Mogłabyś ją kiedyś zaśpiewać na
koncercie- zaproponował.
-Pomyślę o tym- odparłam i się
uśmiechnęłam. Naprawdę musiałam to rozważyć, bo Steve podsuwał mi ten pomysł
już chyba z dziesiąty raz.
-Ale chyba już na następnej trasie.
Teraz już nic nie zmieniamy, inaczej Olivia nas zabije a na koniec rzuci tę
robotę. Wszystko jest już ustalone do samego końca i ostatnio stwierdziła, że
prędzej da się zabić niż zmienić coś w tej trasie- powiedziała szybko Nina.
-Przecież Liv nie musi o tym
wiedzieć, Ali może być następnym razem troszkę bardziej spontaniczna-
stwierdził ochroniarz.
-Właściwie, czemu nie, muszę
jedynie nieco poćwiczyć i podczas koncertu wykonać tę piosenkę acapella-
powiedziałam i zostałam obdarzona pięknym uśmiechem.
-Okej, ale jakby, co ja o niczym
nie wiedziałam, nie wiem i nie będę wiedzieć.
-Umowa stoi- odparł Steve.
Resztę drogi do domu pokonaliśmy
rozmawiając na zupełnie zwyczajne tematy nie wracając do Harry'ego czy Chloe.
Kiedy dojechaliśmy na Nina pobiegła na górę po swoje rzeczy, które zabierała do
Nialla a ja ze Stevem rozmawialiśmy o jakiś błahostkach. Początkowo, bo miałam
wrażenie, że i on i ja chcemy coś powiedzieć. Ja nie chciałam wyjść na
ogarniętą paranoją zazdrośnicę, ale musiałam zapytać go o to jeszcze raz.
-Z Harrym naprawdę wszystko
dobrze?- wypaliłam w końcu.
-Oczywiście. Nie okłamuję cię, on
też tego nie robi. Myślałem, że już o tym nie myślisz.
-Bo niby nie myślę, ale znam was i
wiem, że lubicie mnie nie martwić- powiedziałam z wyrzutem.
-Tym razem nie musisz się martwić.
Wydaje mi się jednak, że należy w końcu raz na zawsze rozwiązać ten problem.
Ona lubi mieszać a ja nie chcę żeby dochodziło do takich sytuacji jak dziś.
Niby Harry tylko nie przyleciał na czas, ale teraz trzeba zmieniać plany na
jutro. Co jeśli ona następnym razem tak namiesza, że opóźni twój koncert? Co
jeśli przez nią to ty spóźnisz się na samolot i koncert trzeba będzie
przełożyć? Albo odwołać?
-Nie wspominając już o moich
zszarganych nerwach.
-A to już zupełnie oddzielna sprawa.
-Może to ty powinieneś z nim
pogadać, jakoś do niego przemówić. Może nakrzycz na niego czy coś? Nie wiem,
ale ta wywłoka musi się od niego odczepić. Swoją drogą, po tym, co zrobiła
dzisiaj i gdy przypomniało mi się jak z nią rozmawiałam... Nie myślałeś kiedyś,
że ona mogłaby być D.?- zapytałam, bo ja kiedyś o tym myślałam.
-Ja podejrzewałem wszystkich. Nawet
Harry'ego- przyznał szczerze.
-A dlaczego już jej nie
podejrzewasz?- zapytałam ciekawa jego odpowiedzi ignorując fakt, że podejrzewał
mojego męża.
-Po pierwsze, dlatego że wiemy, kim
jest D. a po drugie ona jest na to za głupia.
-Kocham cię za to po drugie.
-Jestem gotowa, możemy jechać-
powiedziała brunetka, gdy weszła do kuchni.
-Okej- powiedzieliśmy równocześnie
z brunetem i cała nasza trójka zaczęła się zbierać.
-Widzimy się za dwa dni?- zapytałam
Ninę by się upewnić. Nie byłam najszczęśliwsza z tego powodu, przede wszystkim
nie chciałam zostawać sama. Nie musiałabym być taka osamotniona gdyby Harry nie
był taki naiwny i przyleciał zgodnie z planem. Nina specjalnie umówiła się z
Niallem tak żebyśmy mieli trochę czasu tylko dla siebie. To nie tak, że nagle
przestałam być niezależna i zawsze potrzebowałam obok siebie kogoś. Nigdy nie
bałam się być sama, przez spory okres czasu mieszkałam przecież sama, ale nie
to było dla mnie problemem tylko to, że nie do końca czułam się w tym domu
dobrze. Niby po ślubie wszystko, co Harry'ego było też moje a to był nasz
wspólny dom, ale ja tak o tym nie myślałam. Dla mnie to była ogromna willa
Harry'ego, do której pierwszy raz przywiózł mnie wiele lat temu myśląc, że tego
od niego oczekuję. Na pewno nie była dla mnie miejscem, które mogłabym nazwać
domem, stawała się nim tylko, gdy Harry był przy mnie.
-Jeśli chcesz mogę pogadać z
Niallem i mogę zatrzymać się u niego dłużej. Tylko on za dwa dni wyjeżdża i
dziwnie by mi było być samej w tym jego wielkim, wypasionym domu- powiedziała
nie zdając sobie sprawy jak świetnie ją rozumiem.
-Nie. Ja to w ogóle nie chcę żebyś
do niego jechała- przyznałam, gdy doszliśmy do samochodu a ona się zaśmiała.
-Mogę do niego zadzwonić, jeśli nie
chcesz zostawać sama...
-Nie dzwoń. Nie zmieniaj planów
przez jakąś wywłokę oszukującą mojego męża. Spędź z Niallem super wieczór. A ja
i tak jestem jakaś zmęczona i pewnie pójdę spać a później zabiorę się za
opracowanie nowej piosenki na trasę- powiedziałam i spojrzałam na Steve'a,
który słysząc wzmiankę o piosence posłał mi szeroki uśmiech.
-Jesteś pewna, że nie mam
zostawać?- zapytała jeszcze Nina, kiedy otworzyła już drzwi od strony pasażera.
-Jestem pewna- odpowiedziałam i się
uśmiechnęłam. Brunetka zanim wsiadła do auta dała mi całusa w policzek.
-Gdyby coś to dzwoń, przyjadę-
powiedział Steve.
-Nie przesadzajcie. Przecież nic mi
nie będzie jak spędzę jeden dzień sama, a właściwie pół dnia- i całą długą noc.
-Ale w twoim stanie- zaczął a ja
przerwałam mu gromkim śmiechem. Naprawdę mnie tym rozbawił.
-W jakim stanie? Steve ogarnij się-
wydusiłam z siebie a on patrzył na mnie tak jakby nie rozumiał, o co mi chodzi.
-Nie ważne, jedzcie już, bo zaraz miasto się zakorkuje i do jutra nie
dojedziecie do Horana.
-Okej, ale gdyby coś to wiesz.
-Gdyby, co?- zapytałam rozbawiona.
-Nie wiem, ale jak coś jestem pod
telefonem- odparł i myślałam, że w końcu wsiądzie do auta.
-Okej. Koniec tych pogaduszek,
jedźcie już, bo naprawdę utkniecie w korkach. Bawcie się z Niallem dobrze a ty
Steve, nie przesadzaj. Do jutra- powiedziałam i odsunęłam się od niego.
Zamierzałam już iść do domu, ale jego głos mnie zatrzymał.
-Ali zaczekaj- powiedział i
podszedł do mnie bliżej.
-Tak?- nie do końca wiedziałam, o
co mu chodzi i dlaczego wydaje się nieco skrępowany, choć już wcześniej
wydawało mi się, że chce mi coś powiedzieć. Myślałam, że chodzi mu o Chloe. Albo
D.
-Chciałbym z tobą porozmawiać o
czymś ważnym- zaczął a ja od razu nabrałam podejrzeń.
-O czym? O D.?
-Nie. To nie tego typu sprawa-
wyjaśnił i zamiast patrzeć na mnie gapił się na swoje buty.
-A jaka?- zapytałam nawet nie
próbując domyślać się, co tak właściwie go trapi.
-Spotykam się z kimś i chciałbym
się ciebie o kilka rzeczy poradzić. To znaczy poradzić i nie tylko- odparł a ja
słysząc jego odpowiedź uśmiechnęłam się tak szeroko, że aż mnie policzki
zabolały.
-Cóż, bardzo chętnie ci poradzę i
odpowiem na wszystkie twoje pytania- powiedziałam a do głowy przyszło mi jedno
pytanie. -Znam ją?
-Lepiej niż ja- odpowiedział.
-Wiem, że dzisiaj nie masz już
czasu, ale jakby jednak plany ci się zmieniły możesz śmiało przyjechać pogadać-
zaproponowałam. Miałam nadzieję, że tak się stanie, bo umierałam z ciekawości.
O kogo chodzi? Znam ją lepiej niż on? Długo są parą? Czy mogę już planować ich
ślub?
-Dzisiaj nie dam rady, ale może
jutro? Będziesz chciała jechać po Harry'ego na lotnisko?
-Nie wiem, ale chyba nie. Poczekam
nie niego tutaj.
-To może przyjadę rano? Na
śniadanie. I jeśli przy okazji się zdecydujesz to zawiozę cię na lotnisko-
zaproponował.
-Świetnie- odpadłam. Nie wiedziałam
jak wytrzymam do rana. Jak mógł powiedzieć, że ją znam, ale nie zdradzić, kto
to?
-To do jutra- powiedział i jak
gdyby nigdy nic odwrócił się na pięcie i podszedł do auta. –Jak coś by się
działo to jestem pod telefonem- dodał jeszcze i wsiadł do samochodu.
Kiedy weszłam do domu poczułam, że
już nie chce mi się spać. Zajęłam się ogarnięciem przepisu od Anne i okazało
się, że muszę iść do sklepu. Poszłam na górę, przebrałam się w szorty, t-shirt,
kapelusz i trampki i poszłam do supermarketu. Przechadzając się między
sklepowymi półkami rozmawiałam z Harrym. Wiedziałam, że nie chce rozmawiać o
Chloe, więc nasza rozmowa dotyczyła zupełnie innych spraw. Kolejny raz
powiedziałam, że mam dla niego niespodziankę a on albo nie chciał albo naprawdę
niczego się nie domyślał. Zapytał jedynie czy to kulinarna niespodzianka, czym
mnie rozbawił a mój śmiech wziął za potwierdzenie jego przypuszczeń. Zaskoczył
mnie, gdy powiedział, że on także ma coś dla mnie i właściwie czeka to na mnie
już w domu. Nie chciał zdradzić, o co chodzi, ale znając jego mogłam spodziewać
się róży, którą pewnie kazał dostarczyć w ramach przeprosin. Gdy wychodziłam z
domu była w nim jeszcze gosposia, która zajmowała się willą. Co prawda kończyła
pracę pięć minut po moim wyjściu, ale wiedziałam, że mój mąż znalazł pewnie
sposób by jakoś romantycznie mnie udobruchać. Kiedy wyszłam z marketu nie
chciałam jeszcze wracać. Miałam ochotę na spacer. Pogoda tego dnia była idealna
– przynajmniej dla osób, które tak jak ja uwielbiały lato, słońce i wysokie
temperatury. Mimo że Londyn nie należał do najsłoneczniejszych i
najcieplejszych stolic Europy tego dnia mógł spokojne równać się z Lizboną czy
Madrytem. Rozkoszowałam się tą pogodą i tym, że nikt za mną nie idzie. Przed
sklepem spotkałam dwóch paparazzi, z którymi dogadałam się, że po krótkiej
sesji fotograficznej rozstaniemy się w pełnej zgodzie. Obaj mężczyźni przystali
na mój pomysł i gdy obfotografowali mnie z każdej strony uprzejmie mi
podziękowali i nawet zaproponowali pomoc w niesieniu zakupów. Przez to, że byli
tacy mili postanowiłam odpłacić się im tym samym i poczęstowałam ich pysznymi
mini babeczkami, która kupiłam w pobliskiej piekarni. Kiedy szłam już w
samotności przez chwilę jeszcze o nich rozmyślałam żałując, że wszyscy
paparazzi nie mogą być tacy kochani. Idąc i rozkoszując się tym pięknym popołudniem
i małymi muffinkami, które zaczęłam pałaszować wątpiąc w to, że doniosę je do
domu. Przez chwilę rozmyślałam o tym, co mi powiedział Steve. Wciąż
niedowierzałam w to, że ktoś skradł jego serce. To było wspaniałe i zaskakujące
zarazem, choć po tym jak zaczęłam analizować jego zachowanie w ostatnim czasie
mogłam stwierdzić, że wydawał się jakiś bardziej uśmiechnięty i taki beztroski.
Nie mogłam się doczekać naszej rozmowy, chciałam poznać więcej szczegółów,
przede wszystkim jednak pragnęłam dowiedzieć się, kim ona jest. Jednocześnie
nie chciałam się nakręcać tą sytuacją, dlatego jedyne, co mogłam zrobić to w
spokoju czekać na to, co miało wydarzyć się nazajutrz. Przez resztę spaceru
rozkoszowałam się chwilą. Mijając plac zabaw, widząc dzieci, słysząc ich śmiech,
czując słońce na skórze i wiatr we włosach, mając poczucie wolności i jakiegoś
wewnętrznego spokoju wydawało mi się, że naprawdę mogę wszystko. Jeszcze nigdy,
w całym moim życiu nie czułam, że mam świat u stóp tak bardzo jak w tamtej
chwili. W mojej głowie od razu pojawił się Harry. Bez niego nigdy bym tego nie
poczuła. Uzupełniał mnie, dodawał sił, wspierał, kochał, wkurzał i denerwował.
Był mój. Dał mi coś najpiękniejszego w życiu, coś, czego wielkości nie umiałam
jeszcze zrozumieć – wiedziałam, że musimy uświadomić sobie to razem. I z tym
przekonaniem weszłam do domu. Zdjęłam trampki i zostawiłam je w szafce w holu
ignorując fakt, że nie było w niej nic oprócz tych butów. Zaniosłam zakupy do
kuchni i gdy je wypakowałam zamierzałam iść na górę. Wyszłam z pomieszczenia i
bez namysłu spojrzałam w stronę salonu. Zauważyłam, że na stoliku leży jedna
czerwona róża i byłam pewna, że wcześniej jej tam nie było. Uśmiechnęłam się od
ucha do ucha pewna, że to niespodzianka Harry'ego. Nie rozumiałam, dlaczego gosposia
nie włożyła kwiatka do wazonu, ale stwierdziłam, że być może bardzo się
śpieszyła i najzwyczajniej w świecie nie zdążyła. Gdy podeszłam do róży bliżej
zauważyłam, że obok niej leży niewielka karteczka. Najpierw wzięłam do ręki
kwiat, którego główkę uniosłam wyżej. Przymknęłam na moment powieki i
zaciągnęłam się pięknym zapachem. Później w mojej dłoni wylądował niewielki
kawałek papieru, który zawinięty był w rulonik. Odwijając go nie sądziłam, że
za chwilę, za kilka sekund wszystko się zmieni.
„Stąd już nie ma odwrotu,
to ostatni próg...
Będziesz przeklinać dzień, w którym
nie zrobiłaś
wszystkiego co upiór chciał od
ciebie!
Stąd już nie ma odwrotu,
nie ma ucieczki...
Stąd już nie ma odwrotu...*
Całuski D."
-Tęskniłaś? Wiem, że tak. Ciągle
mnie szukałaś. Pora to zakończyć. Nie sądzisz, że za długo to wszystko trwa?-
usłyszałam znajomy głos. –Zastanawiałaś się, dlaczego D. więc pozwól, że ci to
wyjaśnię. D. to pierwsza litera mojego imienia. D jak Death.
* fragmenty pochodzą z musicalu
Upiór w Operze
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz