poniedziałek, 11 stycznia 2016

Rozdział 11




Do hotelu wracaliśmy w zupełnej ciszy. Ja wciąż byłam w szoku a Jesse był po prostu zły. Z każdą minutą głowa zaczynała mnie boleć coraz bardziej i sama nie wiedziałam czy to przez to, że nieźle przywaliłam o tą podłogę czy po prostu z nadmiaru przeżyć i emocji. Miałam niewyobrażalne wyrzuty sumienia, bo doskonale zdawałam sobie sprawę, że to wszystko to była moja wina. W pierwszej chwili nie myślałam o konsekwencjach tego co się stało, ale z każdą kolejną minutą coraz więcej pytań torpedowało mój umysł.
-Jesteśmy na miejscu- odezwał się Steve.
-Jesteś pewna, że nie chcesz jechać do lekarza. Naprawdę mocno się uderzyłaś- Jesse spojrzał na mnie zmartwiony.
-Jestem pewna- powiedziałam i zaczęłam wysiadać z samochodu. Fakt, że uderzyłam się w głowę był aktualnie moim najmniejszym problemem.
-Olivia przyjedzie?- zapytał Steve.
-Rano. Teraz jest mega zajęta- Liv razem z agentem chłopaków właśnie robi wszystko żeby rano Ameryki nie powitała sensacyjna nowina o tym co się wydarzyło na tym nieszczęsnym after party.
-Ali nie martw się- nie tylko ja miałam wyrzuty sumienia. Jesse także je miał. Nie zamierzałam jednak o tym wszystkim z nim rozmawiać. A na pewno nie w tym momencie. Szłam w asyście bruneta i mojego ochroniarza i marzyłam tylko o tym by znaleźć się już w pokoju, by się umyć i zasnąć. Chciałam spać najdłużej jak się dało, bo bałam się tego co będzie rano. Bałam się tego, że pod hotelem będzie na mnie czekał tłum paparazzi, bałam się tego, że przez to Jesse będzie miał jakieś problemy. Przecież dopiero co zaczynał, pisał piosenki, szukał menadżera i tak naprawdę dopiero teraz jego kariera miała wystartować i taki skandal na samym początku na pewno mu nie pomoże. Przecież Harry ma za sobą całą armię zakochanych w nim do szaleństwa fanek, których nie będzie obchodziło to, kto zaczął, kto kogo uderzył pierwszy, dla nich najważniejszy będzie fakt, że ktoś uderzył Harry’ego. A Jesse w tym wszystkim był najmniej winny a mógł być najbardziej poszkodowany.
Kiedy w końcu dowlekłam się do pokoju natychmiast zaczęłam się rozbierać. Marzyłam o prysznicu jakby miał on zmyć ze mnie, choć część win. Kładąc się do łóżka wiedziałam już, że nic z tego, woda to nie magiczny płyn, który zmywa z człowieka poczucie winy.
-Olivia mówiła ci, o której dokładnie jutro przyjedzie?- zapytał Jesse, kiedy położył się koło mnie.
-Nie- powiedziałam cicho otulona połową kołdry.
-Ali bardzo mi przykro.
-Jesse nie, nie gadajmy o tym teraz- a najlepiej w ogóle o tym nie gadajmy. Nie miałam na to ani siły ani ochoty. Bałam się tego co mogę powiedzieć, bo nie chciałam go zranić jeszcze bardziej a prawda była taka, że myślałam też o Harrym. O tym gdzie jest? Czy jest sam? Jak się czuje? Co robi? Chciałam wiedzieć to wszystko a najgorsze było to, że chciałam być teraz przy nim. Chciałam go pocieszyć tak jak kiedyś. Bałam się, że Harry w przeciwieństwie do Jesse’ego zniesie to o wiele gorzej. Jednocześnie przytuliłam się do mojego chłopaka, bo czułam, że po prostu mnie potrzebuje, przez co sama nie miałam zielonego pojęcia co dzieje się w mojej głowie i sercu. Czułam się jakbym miała rozdwojenie jaźni.
-Tak bardzo chciałbym dowiedzieć się w końcu co się miedzy wami wydarzyło w przeszłości…
-Jestem naprawdę zmęczona- i nie chcę ci o tym mówić a już na pewno nie teraz. Bo w tym momencie nawet mnie nie interesuje przeszłość i liczy się tylko to, że martwię się o Harry’ego pomimo tego co się kiedyś wydarzyło. To chyba pierwszy raz od naszego rozstania, kiedy nie myślałam o tym, co złego zrobił. I właściwie te myśli tak bardzo poplątane towarzyszyły mi przez całą noc. Kiedy rano wstałam w dalszym ciągu nie chciałam rozmawiać z Jessem o mnie i Harrym. Dzięki Bogu Olivia przyjechała z samego rana, dzięki czemu uniknęłam nieprzyjemnego tematu, na co najmniej tydzień. Jesse wylatywał bowiem do Londynu i przez tydzień miało go nie być.
-Ali- przywitała się ze mną Liv kiedy otworzyłam jej drzwi.
-Jak bardzo źle jest?- zapytałam od razu i poczułam jak jakiś niewidzialny supeł ściska mi wnętrzności.
-Jest znacznie lepiej niż powinno być- powiedziała i uśmiechnęła się do mnie szeroko.
-To znaczy?- nie chciałam wcześniej niczego sprawdzać, wolałam wszystko usłyszeć od mojego najwiarygodniejszego źródła. No i chciałam jak najdłużej liczyć na to, że jakimś cudem nikt się o tym całym nieszczęsnym zdarzeniu nie dowie.
-To znaczy, że nie musisz się martwić. Nikt się nie dowie. Największą sensacją będzie fakt, że pojawiliście się na tej samej imprezie, to wszystko. Żadne nagranie nie trafi do sieci, to samo tyczy się zdjęć jednak oczywiście plotki krążą jednak są tak jakby bez jakiegokolwiek dowodu więc sprawa powinna ucichnąć za kilka dni.
-Jak mam ci za to wszystko podziękować?!- praktycznie wykrzyknęłam i zaczęłam ją ściskać.
-Nie tylko mi, Harry ma naprawdę super menadżera a agencja dobrych prawników- dlaczego wypowiadając słowa „Harry ma naprawdę super menadżera” Olivia spuściła wzrok a jej policzki nieco się zaróżowiły?! Że co?! Że jak?! –A gdzie jest Jesse?- zapytała chcąc nie dopuścić bym zadała jakieś niewygodne pytania.
-W łazience, za godzinę jedzie na lotnisko, leci do Londynu- powiedziałam i postanowiłam jej odpuścić jakiekolwiek przesłuchania. Po pierwsze nie chciałam jej zawstydzać, tym bardziej, że załatwiła całą sprawę a po drugie to było po prostu dziwne.
-A no tak- pokiwała śmiesznie głową niby przypominając sobie o tym fakcie. –Chyba myje zęby- stwierdziła po chwili nasłuchiwania i znowu się odezwała jednak zrobiła się poważniejsza. -Ali wracając do tego wczorajszego incydentu, musisz wiedzieć, że najprawdopodobniej pojawi się gdzieś informacja o tym, że coś się na tej imprezie wydarzyło dlatego prawdopodobnie w najbliższym czasie będziecie pod większym ostrzałem obiektywów, cała wasza trójka dlatego jeśli nie chcesz kłopotów to przystopuj- wyszeptała a ja doskonale wiedziałam o jakie kłopoty jej chodzi. Olivia wiedziała, że Jesse jest o Harry’ego zazdrosny, wiedziała, że w pewnym sensie zabronił mi się z nim spotykać.
-Jesse ci coś gadał, prawda?- zapytałam chociaż byłam pewna odpowiedzi. Jesse nie wiedział praktycznie nic o tym co zrobił kiedyś Harry, ale domyślał się, że nie zerwaliśmy z powodu błahostki i byłam pewna, że wypytywał Olivię o moje teraźniejsze spotkania z Harrym.
-On się po prostu martwi a ty sama mi powiedziałaś, że go nie skrzywdzisz i nie dasz powodu do zmartwień.
-Bo tak będzie- powiedziałam nie patrząc w jej oczy.
-Ali, ty i Harry to znowu gorący temat, każde wasze wspólne zdjęcie jest na wagę złota, dlatego na razie nie spotykaj się z nim. Przede wszystkim teraz, kiedy to wszystko się wydarzyło. Uspokój to i zastanów się czy to wszystko naprawdę jest warte takich akcji jak wczoraj. Możesz zaszkodzić nie tylko Harry’emu, ale tez sobie, Jesse’emu, nawet Niallowi.
-Okej- powiedziałam i nie chciałam już więcej o tym rozmawiać. Nie teraz.
-Po prostu chcę dla ciebie, dla was dobrze- powiedziała głośniej i wiedziałam, że naprawdę jej na tym zależy. Olivia była po prostu dobrym człowiekiem i nie chciała żeby komukolwiek działa się krzywda.
-Wiem i właśnie dlatego uważam, że jesteś najlepsza i cię kocham i jeszcze raz dziękuję za to wszystko co dla mnie zrobiłaś dzisiaj i co robisz od pierwszego dnia kiedy się poznałyśmy- powiedziałam skruszona.
-Dobra, nie gadajmy o tym więcej. Na tę chwilę wszystko jest w porządku. Sytuacja jest opanowana i mimo tego, że wiesz jakie mam zdanie na temat twojego głupiego planu to i tak też cię kocham- powiedziała i wywróciła oczami kiedy zobaczyła jak szeroko się uśmiecham.
-Hej- przywitał się Jesse, kiedy wszedł do pokoju, w przeciwieństwie do mnie był już ubrany i ogarnięty, ja byłam po prostu w proszku.
-Cześć, wszystko jest załatwione- powiedziała od razu brunetka chcąc jak najszybciej uspokoić chłopaka, który odetchnął z ulgą, choć wydawało mi się, że wcale aż tak bardzo się nie przejmował. Właściwie odkąd wstał nie wyglądał na przejętego.
-Jesteś niesamowita- powiedział tylko i przemierzył cały pokój by ją uściskać a mi dać buziaka.
-Musisz tylko jakoś zamaskować tego sińca, załóż okulary albo nie wiem, przypudruj to jakoś i nie pokazuj publicznie tego lima do czasu aż ci zniknie.
-Okej.
-Zamówiłam ci śniadanie- oznajmiłam najszybciej jak się dało, bo nie zamierzałam więcej słuchać o tym co było wczoraj. -Liv pewnie będziesz się zbierać, nie?- zapytałam naszą a raczej moją bohaterkę.
-Chcesz się mnie pozbyć?- odpowiedziała pytaniem na pytanie i śmiesznie poruszyła brwiami, przez co zrozumiałam, że zabrzmiało to tak jakbym chciała żeby już sobie poszła skoro została mi z Jessem tylko godzina. A ja miałam nadzieję, że mnie nie zostawił i przez tę godzinę nie padną żadne niewygodne dla mnie pytania.
-Oczywiście, że nie po prostu całą noc odkręcałaś to wszystko i należy ci się odpoczynek- powiedziałam zupełnie szczerze a ona chyba stwierdziła, że rzeczywiście o to mi chodziło.
-Właściwie nie chce mi się spać, to chyba przez te wszystkie kawy, które pochłonęłam- powiedziała jakby bardziej do siebie a ja pokiwałam tylko w dezaprobacie głowa, bo doskonale wiedziałam, że Liv na co dzień wlewa w siebie za duże ilości kawy a w taką noc wypiła jej pewnie hektolitry. Widząc moje karcące spojrzenie wywróciła tylko teatralnie oczami i zaczęła mówić dalej. –Poza tym idziemy dzisiaj na zakupy, o czym z pewnością zapomniałaś.
-Może troszkę- przyznałam i po chwili mi się przypomniało. Przymiarka!
-No to może ci przypomnę- Olivia westchnęła głośno i spojrzała na mnie tak samo karcąco jak ja na nią przed chwilą. Ale halo?! Ja nie pamiętam takich rzeczy, poza tym mój umysł był zbyt zajęty martwieniem się by pamiętać o jakiejś tam kiecce.
-Pamiętam już. Mam przymiarkę sukni na tę imprezę u Jona.
-Brawo. Do tego zaplanowałam nam nieco większe zakupy- powiedziała i uśmiechnęła się szeroko. Skąd ona brała na to wszystko siłę?
-Kobieto ty jesteś jakimś cyborgiem- powiedział pełen podziwu Jesse, który chyba jednak mimo wszystko się wcześniej martwił, bo teraz wydawał się jakiś weselszy.
-Uznam to za komplement- jeśli ktoś chciałby kiedykolwiek zobaczyć człowieka, który przedawkował kawę Liv była właśnie idealnym przykładem. Jej twarz wydawała się nieco zmęczona, ale tempo mówienia czy nawet gesty wskazywały na to, że jest pobudzona. I nie przestała być taka przez kolejną godzinę kiedy siedzieliśmy po prostu w pokoju i cała nasza trójka udawała, że wczorajszy wieczór nie miał miejsca. Kiedy Jesse pojechał i zostałyśmy same od razu pobiegłam do łazienki gdzie wzięłam odświeżający prysznic, bo w przeciwieństwie do Olivii mój poziom energii wynosił okrągłe zero i już wiedziałam, że także będę musiała się wspomóc kofeiną. Z jakiegoś powodu czas, który spędziłam w łazience minął mi w dalszym ciągu na zamartwianiu się. Okej, Jesse był bezpieczny. Miał co prawda niewielkie limo pod okiem, ale nikt nie miał się dowiedzieć o tej nieszczęsnej bójce. Mi także się upiekło. Żadnych zdjęć, żadnych nagrań czyli żadnych konsekwencji. I mimo tego ja cały czas martwiłam się o Harry’ego. O to jak minęła mu noc? Był sam? A może Niall u niego został? I kiedy stałam owinięta jedynie w ręcznik a z włosów kapała mi woda mój telefon zawibrował przez co prawie wpadł do umywalki. To był Niall. Pytał jak się czuję. Oczywiście odpisałam mu natychmiast, że czuje się dobrze, że Liv powiedziała, że wszystko udało się zatuszować i że nie musi się o mnie martwić. Horan odpisał, że cieszy go to wszystko i zapytał co zamierzam dziś robić. Chciał się spotkać na kawę, ale odpisałam mu, że nie dam rady się z nim zobaczyć, bo idę z Olivią na zakupy a późnym popołudniem mam samolot. Niall napisał, że nie ma sprawy a ja mimo tego, że mega chciałam zapytać go o Harry’ego nie zrobiłam tego. Już nawet napisałam „A jak się czuje Harry?”, ale nie wysłałam tej wiadomości i gdyby nie Olivia i to, że zaczęła mnie pośpieszać stałabym tam cały dzień zastanawiając się czy wysłać tego smsa czy nie. Mój początkowy entuzjazm, który pojawił się wraz z dobrą wieścią przyniesioną przez Liv przygasł kiedy zaczęłam przypominać sobie przerażenie na jego twarzy kiedy zorientował się, że mnie popchnął. Wspomnienia z tego nieszczęsnego wieczoru zaczęły powracać jedno po drugim, łącznie z tym jak bardzo chciałam go po tym wszystkim przytulić. Musiałam się jednak wziąć w garść. Zaczęłam się malować a później wysuszyłam włosy i podkręciłam lokówką końce. Gdy w końcu wyszłam z łazienki okazało się, że Olivia wybrała już dla mnie ciuchy dzięki czemu nie musiałam stać przed szafą i zastanawiać się w co mam się ubrać, co w tempie, które prezentowałam zajęłoby mi chyba z pół godziny. Oczywiście zanim w ogóle poszłyśmy na te zakupy pojechałyśmy jeszcze do kawiarni po kawę, która była także moim śniadaniem, bo przez to, że było mi jakoś źle i smutno nie miałam apetytu. Pojechałyśmy same, chciałam dać chwilę wytchnienia Steve’owi. Pierwszym przystankiem był butik, w którym miałam przymierzyć suknię. Znajdował się on w jednej z najsławniejszych dzielnic LA , Beverly hills, przy ulicy North Rodeo Drive. Gdy wysiadłyśmy z samochodu moim oczom ukazał się sklep, który już z zewnątrz wręcz emanował luksusem. Ściany były bowiem wyłożone jakimś ciemnym marmurem a miedzy wielki witrynami mieszącymi się na parterze i piętrze widniał napis „VALENTINO”. Kiedy weszłyśmy do środa od razu powitała nas Cami, która wybrała dla mnie sukienkę oraz dwie elegancko ubrane panie, które zdążyłam już poznać podczas moich wcześniejszych zakupów w tym sklepie. Chwilę później ja z pomocą jednej z nich ubierałam na siebie piękną suknię a Olivia i Cami siedziały na jednej z pokaźnych kanap i o dziwo obie piły wodę. Gdy po niewielkich trudach ubrałam na siebie w końcu sukienkę i wyszłam na środek sklepu oczywiście okazało się, że jest ona na mnie za duża. Zjeżdżała mi nieco z ramion, do tego materiał na biuście i w pasie był za luźny. Sukienka miała duży dekolt więc musiała przylegać idealnie. Oczywiście standardowo była też za długa, jak wszystkie tego typu kiecki. Przez dziesięć minut stałam tam i się nudziłam kiedy krawcowe zaznaczały, w których miejscach dokładnie mają być poprawki. Wszystko musiało być odmierzone idealnie, bo to była moja jedyna przymiarka. Później suknia miała być wysłana do Nowego Jorku gdzie miała odbyć się impreza. Uwielbiałam sukienki od Valentino. W każdej czułam się kobieco, każda dodawała mi pewności siebie. Nawet w tej poczułam się dobrze od razu, gdy ją ubrałam, mimo tego, że źle leżała. Poza tym te sukienki to istne dzieła sztuki, każdy czułby się w nich dobrze. Nawet napakowany Steve doceniłby ich wyjątkowość gdyby dane mu było jakąś ubrać.
Gdy wyszłyśmy z tego sklepu i odwiedziłyśmy jeszcze dwa inne udałyśmy się na lunch. Średnio miałam ochotę na zakupy. Głowa mnie bolała a do tego nie mogłam się skupić. Po prostu czułam się jakaś dziwnie roztargniona i jakimś cudem wszystko kojarzyło mi się z Harrym, czego w żadnym wypadku nie ułatwiała mi Cami, kiedy to oświadczyła, że kolejnym sklepem, do którego pójdziemy będzie pieprzony Saint pieprzony Laurent. Kiedy stanęłam przed drzwiami, nad którymi widniało tak dobrze znane mi logo składające się z trzech liter: YSL, ułożonych w znany na całym świecie symbol marki myślałam, że głowa mi eksploduje. Nie dość, że cały czas miałam go w głowie to jeszcze ten cholerny sklep. Jego ulubiony! Opanowując się, dosłownie w dwie sekundy, wzięłam głęboki oddech i weszłam do sklepu, który znajdował się obok mojego ukochanego Valentino. Już po trzydziestu sekundach przebywania w nim nieco mi przeszło głównie dlatego, że zobaczyłam piękną torebkę i cudowny płaszcz. Do tego Cami znalazła dla mnie idealne czarne rurki i jeszcze bardziej idealne czarne botki na obcasie. Pocieszona faktem, że prawdopodobnie zaraz wyjdę stąd z czterema torbami zakupów potruchtałam do przebieralni gdzie zamierzałam wszystko przymierzyć. Cami miała naprawdę świetne oko wyszukując mi takie ciuchy. Cieszyłam się, że nie kazała mi się ubierać wbrew sobie. Lubiłam bowiem ubrać się cała na czarno przełamując stylizację odcieniami szarości czy ponadczasową bielą. Cóż, teraz w przymierzalni miałam same czarne ciuchy, ale jesienią i zimą w takich kolorach czułam się najlepiej. Kiedy wyszłam by pokazać się kobietom miałam na sobie czarny płaszczyk, czarne spodnie, czarne botki i czarną torebkę i mimo wszystko nie wyglądało to źle. Wszystkie ciuchy komponowały się ze sobą w idealny sposób i mimo tego, że nie lubiłam tego sklepu, bo kojarzył mi się głównie z jedną osobą musiałam przyznać, że uwielbiam nosić ciuchy z tego sklepu. Ogólnie chyba wszystkie moje czarne płaszcze i kurtki kupiłam w Saint Laurent. Zdecydowanie mogłam kupić tu ciuchy na co dzień. Nie były zwyczajne, jednocześnie były wygodne i praktyczne. Do tego były wykonane z materiałów najwyższej jakości i miały w sobie coś oryginalnego, coś charakterystycznego dla tej marki. Kiedy stałam w przymierzalni i zdejmowałam spodnie stwierdziłam, że chyba wszystkie moje spodnie pochodzą właśnie z tego sklepu. Mimo tego nie lubiłam patrzeć na ich logo na metce dlatego odcinałam je. Od razu po zakupie w tym sklepie zawsze odcinałam przyszyty do ubrania paseczek, na którym widniało logo marki i udawałam, że to wcale nie Saint Laurent. Tak naprawdę to była to jedna z moich ulubionych marek, nigdy nie było tak żebym weszła do ich sklepu i wyszła z pustymi rękoma. Zawsze znalazłam coś wyjątkowego, jednak to logo kojarzyło mi się z nim. Z jego ciuchami, z tymi wszystkimi koszulami, które posiadały dokładnie taki sam paseczek, z tym samym znaczkiem co moje ciuchy. Dlatego je odcinałam. Dla świętego spokoju. I kiedy analizowałam to wszystko stało się coś niemożliwego. Usłyszałam jego głos. Początkowo pomyślałam, że popadam w jakąś paranoję, ale po pięciu sekundach byłam już w stu procentach pewna, że nic mi się nie zdaje. To Harry. Jest w tym sklepie i rozmawia z Liv. Jego głos był nieco przyciszony, ale poznałam go od razu. Bez najmniejszego problemu i choć było to raczej żałosne wiedziałam, że rozpoznam głos Harry’ego zawsze i wszędzie, nawet jeśli miałabym osiemdziesiąt lat i leżałabym sama w domu spokojnej starości z Alzhaimerem trawiącym mój mózg.
-Czuje się dobrze- nie do końca byłam pewna czy dobrze rozumiem, ale wydawało mi się, że to właśnie słyszę.  
-Chcę tylko ją zobaczyć- usłyszałam już całkiem wyraźnie wkładając całą siłę w to by się skupić i wytężyć słuch co nie było proste, bo się zdenerwowałam. Momentalnie moje serce zaczęło bić chyba sto razy szybciej, aż dudniło mi w uszach.
-Harry, całą noc siedziałam z Patrickiem odkręcając całą sytuację z imprezy, bo doskonale wiesz, że nie możecie teraz wzbudzać żadnych sensacji…- Olivia nie wydawała się zła tylko zdenerwowana a ja mogłam myśleć tylko o tym, że Harry chce mnie zobaczyć. Mam mu się pokazać?
-Wiem, przysięgam, że nikt za mną nie jechał- powiedział starając się ją przekonać. A ja niewiele już myśląc zadziałałam pod wpływem impulsu. Najpierw wychyliłam głowę, ale nikogo nie zobaczyłam.
-Ale za Ali od pół godziny chodzi…- kiedy wyszłam z przebieralni nogi same prowadziły mnie do niego. A kiedy mnie zobaczył a ja ujrzałam jego poczułam coś w rodzaju chorej radości i wydawało mi się, że on czuje dokładnie to samo.
-Hej- odezwałam się i właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że stoję na środku luksusowego butiku w samych majtkach i koszuli i gapi się na mnie nie tylko Cami, Liv i Harry, ale także obsługa sklepu i jakaś kobieta, która zanim tak wparowałam przyglądała się z pewnością ślicznym, czarnym sandałkom.
-Hej. Możemy chwilę pogadać?- zapytał a ja nic nie mogłam poradzić na to, że się do niego uśmiechnęłam, nieznacznie oczywiście. Właściwie miałam ochotę zacząć się z niego śmiać, ale uznałam to za totalnie niestosowne. Harry nie był ubrany jak Harry. Miał na sobie szerokie, dresowe spodnie, czarno-szaro-białe air maxy na nogach i bluzę z kapturem, na której widniał znaczek adidasa. Oczywiście miał też na nosie okulary przeciwsłoneczne, których nie zdjął nawet jak był już w budynku i słońce raczej go nie oślepiało.
-Okej, ale…- nie zamierzałam z nim gadać tak przy wszystkich. –Chodź ze mną- dopiero kiedy wypowiedziałam te słowa zrozumiałam co robię. To nie powinno tak wyglądać.
-Ali wiesz, że od pół godziny chodzi za nami jakiś koleś, wiesz, że robi zdjęcia, jak zrobi wam zdjęcia będziesz mieć kłopoty- powiedziała a ja doskonale wiedziałam, że ma na myśli Jesse’ego i całą naszą poranną rozmowę. Jeśli zobaczyłby zdjęcia moje i Harry’ego nie byłby zadowolony. Dał mi to do zrozumienia już nie raz.  Ale nic nie mogłam poradzić na to, że czułam się tak bardzo winna, że zapomniałam w tym momencie nawet o tym, że chcę się na Harrym mścić. Chciałam po prostu z nim porozmawiać, właściwie myślałam o nim cały czas i naprawdę miałam gdzieś odpowiedzialne zachowywanie się.
-Przysięgam, że nikt nie wie, że tu przyjechałem, nawet pożyczyłem samochód od ogrodnika- powiedział a kąciki jego ust uniosły się nieznacznie ku górze.
-Pięć minut, daj nam pięć minut- powiedziałam starając się zignorować fakt, że brzmiałam jak jakaś desperatka.
-Okej, ale tylko pięć.
-Daj nam znać jeśli ktoś by szedł- powiedziałam jeszcze a Liv spojrzała na mnie i naprawdę nie musiała nic mówić bym wiedziała, że chce powiedzieć „Przeginasz!”. Zamiast tego kiwnęła tylko nieznacznie głową a ja szybko ruszyłam w kierunku przebieralni. Harry szedł zaraz za mną i dosłownie kiedy tylko weszliśmy do środka a on zasłonił zasłonę po prostu, bez uprzedzenia mnie przytulił. I to jak! Przycisnął mnie do siebie mocno a ja jak ta ostatnio idiotka wtuliłam się w niego zapominając przez moment o całym otaczającym nas świecie. Kiedy upadłam chciałam żeby mnie przytulił, ale kiedy teraz to robił wydawało mi się, że sama nie zdawałam sobie sprawy wcześniej z tego jak bardzo w rzeczywistości tego pragnęłam. Moje ciało wciąż reagowało na niego tak samo. Mimo upływu czasu. Poczułam przechodzące przez moje ciało dreszcze. A najbardziej w tym wszystkim porąbane było to, że słyszałam jak szybko bije mu serce. Jakby przebiegł maraton. To niedorzeczne, ale jego serce biło tak samo szybko i głośno jak moje.
-Przepraszam Ali. Nie chciałem zrobić ci krzywdy. Przysięgam. Nie chciałem- wyszeptał w moje włosy wydając się być niesamowicie poruszony a ja się od niego odsunęłam. Cóż właściwie nie odsunęłam się jakoś bardzo, bo ta przymierzalna była jakaś wyjątkowo mała i mimo tego, że nie trwaliśmy już w uścisku, wciąż staliśmy zaledwie kilkanaście centymetrów od siebie. Tak blisko, że mogłam czuć ciepło bijące od jego ciała i zapach. Jego zapach, który wciąż był piękny. Właściwie nadal uważałam, że to najpiękniejszy zapach na świecie. Na jego twarzy przez moment malował się szok i ulga. Podejrzewałam, że na mojej również. Byłam zszokowana, że dałam się przytulić i nawet to odwzajemniałam jednocześnie poczułam ulgę, bo widziałam, że nic mu nie jest, że jest cały i zdrowy.
-Wiem i naprawdę nie mam ci tego za złe. To nie była twoja wina- tylko moja, pomyślałam.
-Kiedyś obiecałem, że już nigdy…
-To nie twoja wina- powtórzyłam bardziej stanowczo a do głowy napłynęło mi pewne pytanie. -Wiedziałeś, że tu będę? Czy zobaczyłeś mnie przez przypadek?- zapytałam niesamowicie ciekawa jego odpowiedzi.
-Wiedziałem- odpowiedział od razu.
-Skąd?
-Niall- odpowiedział tylko i patrzył na mnie z poczuciem winy. Niall mu powiedział gdzie będę i najwyraźniej musiałam z Horanem o tym porozmawiać. I zmienić numer telefonu, tak na wszelki wypadek gdyby Harry dzięki blondynowi go znał. -Jak się czujesz?- zapytał a ja z nieznanych mi przyczyn zaczęłam się zastanawiać dlaczego on nadal ma na sobie te okulary.
-Całkiem dobrze- powiedziałam i postanowiłam nie komentować na głos tego, że za sprawą Irlandczyka mnie odszukał. –Dlaczego chciałeś mnie widzieć?
-Martwiłem się- Ali nie daj po sobie poznać jak bardzo działają na ciebie jego słowa i to jak bardzo szczery jest, pomyślałam.
-Martwiłeś się? Dlaczego?
-Bałem się, że zrobiłem ci krzywdę i chciałem cię zobaczyć. Musiałem zobaczyć, że wszystko jest w porządku. I chciałem cię przeprosić za to co się wczoraj stało, naprawdę nie chciałem żeby tak wyszło.
-Nie zrobiłeś mi krzywdy, czuję się dobrze i naprawdę nie musisz mnie za to przepraszać- powiedziałam i stwierdziłam, że w tym momencie nie mogę myśleć o tym co powiedział.
-Mam nieco odmienne zdanie na ten temat- wyszeptał i przysunął się do mnie nieznacznie.
- A ty? Jak ty się czujesz? I po co ci te okulary?- zapytałam a on westchnął nieco zmieszany.
-Po nic. Boli cię głowa? Byłaś u lekarza? Wydawało mi się, że mocno się uderzyłaś.
-Zdejmij je- powiedziałam ignorując jego pytanie. Podejrzewałam dlaczego wciąż się nimi zakrywa. Nie wiem dlaczego mnie posłuchał, czy nie chciał się w tym momencie o to sprzeczać czy po prostu miałam taką siłę przekonywania. Ale zdjął je a kiedy to zrobił ujrzałam, że pod jego lewym okiem znajduje się sporych rozmiarów siniak. Czyli Jesse też mu nieźle przywalił.
-Pojutrze mam koncert i uwierz mi boję się co mi zrobi Lou, kiedy to zobaczy- powiedział i uśmiechnął się nieznacznie.
-Domyślam się- ja nie mam spodni! Wcześniej średnio mnie to obchodziło, ale kiedy zobaczyłam jak Harry dziwnie parzy w lustro zrozumiałam, że patrzy na odbicie mojego tyłka. Poczułam się zażenowana, ale jednocześnie nie rozumiałam dlaczego nie przeszkadza mi to tak bardzo jak powinno. Cieszyłam się, że z Harrym wszystko w porządku. Do tego poczułam, że jestem na niego zła i nie rozumiałam jak mogę z nim tak spokojnie gadać, w dodatku w połowie rozebrana. Poza tym powoli, wręcz w ślimaczym tempie zaczął do mnie docierać fakt, że przed chwilą mnie przytulił a ja przytuliłam jego i to wszystko skutecznie odsuwało moją uwagę od braku spodni.
-Saint Laurent? Myślałem, że nie lubisz takich sklepów- powiedział wyrywając mnie z zamyślenia.
-Nie lubiłam- oznajmiłam zgodnie z prawdą.
-Dlaczego teraz lubisz?- zapytał i patrzył na mnie tak jakby serio nurtowało go to pytanie. Mogłabym odpowiedzieć, że to nie jego sprawa, ale coś sprawiało, że nie mogłam być w tym momencie dla niego niemiła.
-Bo teraz mnie stać na zakupy w takich sklepach- odpowiedziałam spokojnie, zgodnie z prawdą i miałam wrażenie, że oboje przypominamy sobie te dziesiątki razy kiedy kłóciliśmy się o to, że on kupował mi coś, co w moim przekonaniu było stanowczo za drogie.
-Saint Laurent jest moim ulubionym- powiedział a właściwie wyszeptał. Cały czas szeptaliśmy, bo nie chcieliśmy żeby ktoś coś usłyszał.  Spojrzał na buty, spodnie, torebkę i płaszcz i uśmiechnął się szeroko. –Twoim chyba też. Zamierzasz to wszystko kupić?
-Tak, Saint Laurent jest jednym z moich ulubionych sklepów i tak, zamierzam. Harry przyszedłeś sprawdzić jak się czuję i jak widzisz czuję się bardzo dobrze...
-Cieszę się, że dobrze się czujesz, naprawdę kamień spadł mi z serca, ale chodzi też o to, że chciałem z tobą pogadać już wcześniej. Właściwie kilka razy- powiedział a ja wiedziałam, że przez to co stało się zeszłego wieczora byłam mu w pewien sposób winna tę rozmowę.
-Wiem. Ale po pierwsze to nie jest odpowiednie miejsce do rozmów a po drugie nadal nie mam pojęcia o czym mielibyśmy rozmawiać. Przecież wszystko zostało już powiedziane. Wszystko mi wyjaśniłeś i to całkiem dosadnie wtedy u Nialla.
-No właśnie wtedy…
-Harry naprawdę nie musisz mi się z niczego tłumaczyć.
-Ale ja chcę się tłumaczyć- powiedział nieco głośniej i przysunął się jeszcze bliżej.
-Naprawdę nie musisz.
-Ali może i się zmieniłaś, ale nadal jesteś tak samo denerwująca, bo doskonale wiesz jak nie lubię kiedy staram się coś powiedzieć a ty z premedytacją mi przerywasz- powiedział a uśmiech nieśmiało zatańczył na jago ustach. Jak się okazało na moich także a kiedy zorientowałam się, że gapimy się na siebie z dziwnymi uśmiechami na twarzach nie mogłam w to wszystko uwierzyć. To się dzieje naprawdę czy mi się śni?
-Wcale nie przerywam… z premedytacją- powiedziałam wolno i spuściłam wzrok. Harry nagle zaczął mnie onieśmielać, bo czułam się tak jakby atmosfera między nami stawała się coraz gęstsza i taka jakaś naelektryzowana.
-Mamy mało czasu dlatego błagam, wysłuchaj mnie, nie przerywaj i spójrz na mnie- poprosił a ja czułam jak budzi się we mnie jakieś uśpione na dwa lata uczucie i wypełnia moje ciało. Spełniłam jego prośbę i spojrzałam mu w oczy, wcześniej z niewiadomych przyczyn zatrzymując swój wzrok na jego ustach. -Kiedy cię zobaczyłem wtedy na ulicy w Nowym Jorku naprawdę się ucieszyłem. Wyglądałaś tak pięknie i już wiedziałem, że świetnie ci się wiedzie. Nie sprawdzałem co u ciebie, chciałem się odciąć, nie śledziłem gazet- nie powiedział jeszcze wiele a ja już nie chciałam go słuchać, bo jego słowa w jakiś dziwny sposób sprawiały, że żałowałam. Żałowałam tego, że nam nie wyszło. Że okazał się być taki. Było mi źle, bo kiedy powiedział, że wyglądałam pięknie przypomniało mi się jak bardzo tęsknie za jego komplementami. Widział jak bardzo się zawstydziłam, kiedy to powiedział, mimo że wcale tego nie chciałam. Patrzył na mnie i widział mnie bez maski a mnie nagle zaczęła przytłaczać jego obecność. On mnie przytulił. Trzymał mnie w swoich ramionach. Już nigdy miał tego nie zrobić. Przytulił mnie. A ja przytuliłam jego. Mieliśmy tego nie robić. Ale mimo tego dwie minuty temu staliśmy w głupiej przymierzalni wtuleni w siebie. A ja nie umiałam go nienawidzić. W tym momencie po prostu nie umiałam i byłam o to na siebie zła.
-Harry wydaje mi się, że to naprawdę nie czas ani miejsce żeby prowadzić takie rozmowy- powiedziałam przerywając mu z premedytacją. Chłopak przejechał dłonią po włosach ciągnąc delikatnie za ich końce w geście irytacji.
-Ali przysięgam, że od dwóch lat nie czułem tego co czuję teraz. Musisz to robić? Musisz być taka wkurzająca? Taka… nieposłuszna?- zapytał i nie patrzył na mnie ze złością. Wręcz przeciwnie. Był zirytowany, że mu przeszkadzam się wypowiedzieć, ale przysięgam, że patrzył na mnie z radością. Jakby naprawdę mu tego brakowało.
-Nie jestem główną bohaterką „Pięćdziesięciu twarzy Grey’a” żeby być komukolwiek posłuszną- powiedziałam, uniosłam głowę wyżej i stwierdziłam, że zabrzmiało to tak jakbym z nim flirtowała.
-Ali nawet nie wiesz co mi robisz- powiedział a ja myślałam, że zaraz padnę.
-Właściwie to nie robię nic- wyszeptałam i udawałam, że jestem pewna siebie patrząc mu w oczy aż dwie sekundy. A to spojrzenie widziałam wiele razy. Wiedziałam co ono oznacza, bo Harry parzył tak na mnie zawsze kiedy chciał mnie pocałować.
-Przez to, że boję się, że zaraz znowu mi się wetniesz w zdanie skrócę moja wypowiedź do najważniejszej sprawy- powiedział gapiąc się na moje usta. -Chciałem z tobą u Nialla pogadać. O tym, że nie możemy udawać, że nic nigdy się nie stało.
-No przecież nikt nie udaje. Było, minęło. Teraz ty masz swoje życie a ja swoje i nie musimy się z tego tłumaczyć, ty możesz robić co chcesz i ja także- powiedziałam a wyraz jego twarzy się zmienił. Wydawał się poirytowany słysząc moje słowa, które wypowiedziałam tak pewnie i swobodnie, że widać było, że naprawdę tak myślę. Ale taka była prawda. Może nie do końca było i minęło, bo tak naprawdę nie do końca minęło, ale prawdą było, że nasze życia to teraz dwie oddzielne linie i nie zamierzałam ich ponownie splatać. Mogłam się odegrać, załatwić go jego własną bronią, ale nie zamierzałam mieć już nigdy z nim coś wspólnego.
-Nie możesz się pohamować? Musisz to robić?- zapytał gapiąc się na moje usta.
-A ty? Nie możesz się pohamować? Chcesz to zrobić, prawda?- nie wiem dlaczego to powiedziałam, dlaczego chciałam go sprowokować, ale mi się udało. W jego oczach dojrzałam błysk i wydawało mi się po prostu, że moje ciało przyciąga jego, bo Harry zbliżył się do mnie jeszcze bardziej. Położył dłonie na moich biodrach powodując, że moje ciało automatycznie oblała fala dreszczy.
-Nawet nie wiesz jak bardzo chcę - wyszeptał a jego i moje usta dzieliło dosłownie kilka centymetrów.
-Harry? Ali? Cami wyszła na moment przed sklep i przyjechało dwóch innych fotografów, wiedzą, że Harry tu gdzieś jest, myślę, że najlepiej będzie jak wyjdziemy. Pamiętasz o czym rozmawiałyśmy rano, prawda?- głos Olivii był w tym momencie najlepszym i najgorszym co mogło się stać.
-Pamiętam- powiedziałam i wiedziałam, że muszę się po prostu ocknąć. Stałam z Harrym w przymierzalni i rozmawiałam z nim jak gdyby nigdy nic, wręcz flirtowałam, jego dłonie wylądowały na moich biodrach, które zakryte były jedynie przez cienki materiał koszuli, właściwie miał mnie właśnie pocałować i to nie było w porządku. Harry to wciąż Harry. Osoba, która praktycznie zniszczyła mnie psychicznie a cała ta sytuacja wskazywała na to, że mam to w nosie. Zachowywałam się głupio i nie powinnam się z nim tak spoufalać nawet jeśli czułam jakieś cholerne przyciąganie. Harry działał na mnie tak jak zawsze. Jego zapach, jego spojrzenie, jego tajemnicza aura, jego dotyk. Wciąż byłam podatna na ten jego cholerny urok i musiałam się pilnować by nie dopuścić do czegoś, czego nie umiałabym już kontrolować. Poza tym Jesse naprawdę nie zasługiwał na takie traktowanie, które było spowodowane moją chwilą słabości.
-Zaraz!- Harry powiedział głośniej, odsunął się ode mnie i teraz wydawał się spanikowany. Spojrzał na mnie i wiedziałam już, że naprawdę pragnie mi coś powiedzieć. A ja nagle poza uświadomieniem sobie w jak dziwnej sytuacji się znalazłam, zaczęłam się bać tego co powie. Nie chciałam żeby namącił mi tym w głowie a wiedziałam, że to właśnie zrobi. Wiedziałam, że sprawi, że będę miała mętlik w głowie, bo w tym momencie byłam świadoma tego, że mimo iż chcę być obojętna nie umiem, po prostu nie umiem taka być.
-Olivia ma rację- powiedziałam bardziej do siebie niż do niego i pod wpływem słów Liv odsunęłam się od niego i rozsunęłam zasłonę, za którą stała kobieta. –Naprawdę nie musisz się obwiniać o to co się wczoraj stało. Nic mi nie jest, Jesse’emu także- słysząc imię mojego chłopaka Harry momentalnie się spiął.
-Kiedy w końcu porozmawiamy?
-Nie wiem. Poza tym nie mamy o czym- odpowiedziałam nieco oschle.
-Mamy i doskonale o tym wiesz. Poza tym chyba zauważyłaś, że przed chwilą coś się stało i stałoby się więcej gdybyśmy mieli więcej czasu- powiedział ignorując fakt, że Olivia wszystko słyszy i w tym momencie dziękowałam sobie w duchu, że kobieta jest we wszystko wtajemniczona. Wiedziałam, że Harry ma rację. Doszłoby do czegoś więcej, do czegoś co byłoby największym błędem jaki mogłabym popełnić.
-Nie wiem co sobie myślałeś i myślisz, ale zdecydowanie masz zbyt bujną wyobraźnię- powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego sztucznie. Ubrałam na twarz maskę i totalnie olewając fakt, że przed chwilą prawie się całowałyśmy kontynuowałam swoją wypowiedź. –Harry jak wczoraj zdążyłeś zauważyć mam chłopaka. Uwierz mi, że Jesse nie chce oglądać moich zdjęć z byłym, dlatego wyjdź. Przeprosiłeś mnie i wszystko między nami zostało wyjaśnione, dlatego nie mamy już o czym rozmawiać i jedyne, czego teraz chcę to żebyś sobie poszedł i dał mi spokój bo naprawdę nie chcę mieć przez ciebie więcej problemów i przede wszystkim nie chcę martwić Jesse’ego- kiedy wypowiedziałam te słowa poczułam się jak zimna, wyrachowana suka. Wcale nie chciałam mu tego powiedzieć, bo tak naprawdę tak nie myślałam i to co właśnie się między nami wydarzyło sprawiło, że nadal miałam miękkie kolana, moje serce biło szybko, o wiele szybciej niż w momencie, kiedy jestem z Jessem.
-Aha. W takim razie chyba nic tu po mnie- powiedział i wydawało mi się, że nie wierzy, że rzeczywiście to powiedziałam. Wyszedł z przebieralni i stanął obok Liv. -Do widzenia Olivio- dodał cicho i spojrzał na mnie a ja nie chcąc patrzeć mu w oczy zasłoniłam szybko zasłonkę. Nic nie mogłam poradzić na to, że nagle moje oczy zaczęły nieprzyjemnie piec i kolejny raz zostałam zaatakowana przez ogromne wyrzuty sumienia i kolejny raz udowodniłam sobie, że wciąż go kocham.



Hej!
Dzisiaj notka będzie mega krótka bo nie mam czasu jej pisać :( 
Przepraszam za błędy ale rozdział jest praktycznie nie sprawdzany (bo nie mam czasu) :/ Jeśli w jakiś fragmentach jest masło maślane i masa powtórzeń to naprawdę przepraszam!!
Nie wiem kiedy pojawi się następny. Mam masę obowiązków, przede wszystkim teraz kiedy zbliża się sesja :( Niestety ciężkie jest życie studenta :( Ogólnie mam nadzieję, że rozdział pojawi się za około 2-3 tygodni :)
Ten rozdział wyszedł mi na 9 stron a myślałam, że będzie krótszy bo w pierwotnej wersji planowałam tu jeszcze imprezę u Jona XD
Jak coś to przypominam, że możecie wyrażać swoją opinię odnośnie opowiadania na Twitterze gdzie możecie używać hasztag, który kiedyś utworzyłam i o którym zapomniałam XD -----> #TTSffPL
Dziękuję Adzie za komentarz! Jednocześnie jest mi mega smutno bo rozdział 10 miał ponad 800 wyświetleń i tylko 1 osoba skomentowała :( 
To chyba wszystko!
Do następnego!

PS I love youuuuu all <3

1 komentarz:

  1. Hej hej! Wczoraj do poduszki czytałam, dzisiaj komentuje, bo nie mam na nic czasu ostatnio! Wgl to skorzystam z okazji jak już daje znać, że jeszcze żyje xd przepraszam, że ostatnio się nie odzywam, ale ciężko znaleźć mi czas, żeby się chociaż wysikać i usprawiedliwiam się tym, że pewnie masz sesje i tak też nie masz czasu xd
    A co do rozdziału! Ty okrutna kobieto! Po tym co pisałaś liczyłam na coś zdecydowanie więcej w tym rozdziale i jedną wielką czerwoną czcionkę xd ale trudno... Wszystko w swoim czasie xd Matko! Im to by się przydał jakiś mediator, wszystkim xd usiedliby, pogadali i po problemach :D Patrick? Serio xdd to nie jest fajne imię xd miał być fajny koleś, a nie mimoza, sorki, po prostu źle mi się kojarzy xd Nie mogę się doczekać imprezy u Bon Joviego!!!!
    Czekam na następny, ale skup się na tym, co najważniejsze! Amen! XD
    Kocham Cię!!! <3
    Adrianna.

    OdpowiedzUsuń