niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 54






Being a part of something special makes you special





Kiedy odkluczałam drzwi od mieszkania nie wierzyłam w to, że robię to po raz ostatni. Większość moich rzeczy była już w Polsce a ja miałam zabrać już tylko ostatnią walizkę. Miałam jechać do hotelu na jedną noc by na drugi dzień po spotkaniu z Liv wrócić do domu. Na stałe. Tak właśnie kończyło się moje życie w tym świecie. Wszystko zaczęło się tak szybko by skończyć się jeszcze szybciej. Marzenia, miłość, radość, szczęście. W jednej chwili los odebrał mi wszystko. I zostałam z namiastką czegoś co kiedyś było moim życiem… W momencie kiedy weszłam do środka położyłam torebkę na szafce w przedpokoju. Boże wchodziłam do tego mieszkania tak wiele razy i nie mogłam uwierzyć w to, że robię to po raz ostatni… Na początek weszłam do kuchni… I wtedy przed oczami zobaczyłam nas.

-Hej!- usłyszałam jego głos w momencie kiedy zatrzasnął drzwi. Po chwili wszedł do kuchni i szybko dał mi buziaka w policzek.
-Nie wyjadaj!- powiedziałam i walnęłam go drewnianą łyżką w rękę, kiedy zamierzał skubnąć trochę klusek.
-Umieram z głodu- oznajmił a jego dłoń znowu zaczęła wędrować w zakazanym kierunku przez co zmuszona byłam go uderzyć. Znowu.
-Umyłeś w ogóle ręce?- zapytałam i uniosłam brwi do góry.
-Tak, mamo- powiedział i kolejny raz wystartował do moich klusek.
-Spadaj z tymi łapami- miałam nadzieję, że do trzech razy sztuka i więcej razy nie będę musiała do uderzyć.
-Auć, to boli. Nie dość, że jestem głodny to jeszcze mnie bijesz- powiedział i zaczął pocierać swoje pobite kostki. -Długo jeszcze?
-Jakbyś zadzwonił tak jak cię prosiłam to już byłoby gotowe. Zamiast tego musiałam się domyślać o której będziesz.
-Zapomniałem no...
-A prosiłam, zadzwoń jak będziesz wyjeżdżał, powtarzałam ci to rano ze sto razy…
-Moja wina, okej- westchnął głośno i odsunął się od kuchenki. Stanął gdzieś za mną i zaczął się na mnie gapić.
-Możesz zanieść do salonu talerze- powiedziałam chcąc jakoś zorganizować mu czas. Wykonał moje polecenie bez zbędnego komentarza, wychodząc klepnął mnie w tyłek, wracając ukradł w końcu kluskę.
-Wina?- zapytał a ja skinęłam tylko głową. Po chwili podał mi kieliszek a ja upiłam małego łyczka.
-Możesz iść już do pokoju, zaraz będzie gotowe- powiedziałam nie kryjąc dłużej swojego smutku.
-Ej… Co jest?- zapytał i odwrócił mnie w swoją stronę. Dobrze wiedział dlaczego mi smutno.
-Jutro wyjeżdżasz- powiedziałam nieco żałośnie.
-Tylko na cztery dni.
-Nie lubię kiedy tam latasz.
-Wiesz, że muszę- powiedział a kciukiem przejechał po mojej wardze.
-Wiem ale to nie zmienia faktu, że wolałabym, żebyś był tutaj- przyznałam a on nachylił się nade mną i jego wargi wylądowały w kąciku moich ust. Po chwili poczułam jak delikatnie przejeżdża w tym miejscu językiem i byłam w stu procentach gotowa by mnie pocałował.
-Pyszne- wyszeptał a ja zrozumiałam, że miałam na ustach trochę sosu.
-No wiesz! Ja ci się tu zwierzam a ty tylko o jedzeniu myślisz!- postanowiłam udać oburzenie ale zamiast tego zaczęłam się śmiać.
-Wiesz przecież, że jestem z tobą tylko dlatego, że dobrze gotujesz- powiedział a ja walnęłam go w głowie moją ukochaną bronią- drewnianą łyżką.
-Ciekawe dlaczego ja jestem z tobą… Niech pomyślę… A nie, totalnie nie wiem dlaczego… Chyba jestem jakaś ślepa, głucha i ogólnie…- niestety nie było mi dane dokończyć bo jego dłonie zaczęły napastować mój brzuch. -Przestań!- oczywiście zaczęłam się wydzierać jak opętana i próbowałam jakoś mu uciec ale staliśmy tak niefortunnie, że miałam niesamowicie ograniczone ruchy.
-Przepraszaj!
-Ale za co?- udało mi się wydusić z siebie i jakimś cudem uwolniłam jedną rękę. Idąc za jego śladem wbiłam mu palec w żebra i kiedy ode mnie odskoczył zamierzałam rzucić się do ucieczki. Niestety Harry oczywiście złapał mnie zanim w ogóle zdążyłam z kuchni uciec i po chwili trzymał obie moje ręce w swojej wielkiej dłoni, drugą łaskotał mnie niemiłosiernie i jakby tego wszystkiego było mało przyciskał mnie do lodówki tak, że nie mogłam się ruszyć.
-Okej! Przepraszam! Przepraszam! Jesteś super- wyjęczałam ledwo łapiąc powietrze. Słysząc moje słowa Harry przestał, ale nie odsunął się ode mnie. Zamiast tego spojrzał na mnie i nie czekając chwili dłużej złączył nasze usta w pocałunku, który po kilku sekundach przerodził się z delikatnego i czułego w zachłanny i namiętny a jego dłonie puściły moje i zawędrowały na mój tyłek. Kiedy Harry uniósł mnie do góry objęłam go nogami w pasie a palce wplotłam w jego włosy. Wtedy on przeniósł mnie kilka metrów, posadził na blacie i stanął pomiędzy moimi nogami. Jak on to robił, że swoimi pocałunkami umiał zamroczyć mi umysł? Dlaczego nie umiałam wtedy logicznie myśleć? Dlaczego zawsze kiedy tylko nasze wargi się dotykały cały świat znikał? Zawsze było tak samo. Tak samo perfekcyjnie. A takie pocałunki powinny być zakazane w momencie kiedy gotujesz kolację. Jego idealne usta jak zwykle zamroczyły mi umysł do tego stopnia, że dopiero po chwili zorientowałam się co się dzieje.
-H…Harry- starałam się powiedzieć, ale średnio mi to wyszło z jego językiem w moich ustach.
-Hmmm?- wymruczał i wydawało mi się, że to całe zamraczanie umysłu działało w obie strony tak samo mocno.
-Prze… stań.
-Nie chcę- powiedział szybko a jego usta znowu znalazły się na moich. Przez kolejne trzydzieści sekund też postanowiłam mieć wszystko w nosie i  całowałam go tak samo czule jak on mnie. W końcu jednak okazało się, że mam po coś pozostałe zmysły takie jak węch.
-Stop, pali się!- powiedziałam odpychając go od siebie kiedy w końcu zrozumiałam, że serio zaczęło nieprzyjemnie pachnieć. Natychmiast oboje, z tym samym przerażeniem wypisanym na twarzy, spojrzeliśmy na garnek, w którym gotowała się nasza kolacja. Harry odsunął się ode mnie a ja szybko zeskoczyłam z blatu i wyłączyłam kuchenkę. Próbowałam zamieszać to co było w środku ale wszystko przywarło do dna garnka i raczej średnio nadawało się do zjedzenia. Kiedy doszedł do nas fakt, że właśnie przez nasze mizdrzenie spaliliśmy kolację spojrzeliśmy na siebie z wyrzutem.
-To twoja wina- powiedzieliśmy w tym samym momencie a po chwili Harry stał z telefonem w ręce i zamawiał niezastąpioną pizzę…

Uśmiechnęłam się pamiętając ten wieczór. Wtedy było tak idealnie. Tak beztrosko. Okłamywał cię wtedy Ali, podpowiadała mi moja podświadomość. Ale serce jest głupie i mimo tego wszystkiego co o nim wiedziałam wciąż czułam do niego to samo co wtedy. Wciąż go kochałam i bałam się, że nigdy nie przestanę. Że mimo całej tej nienawiści jaką czułam nie będę umiała go nie kochać. Ali przestań o nim myśleć. Przyszłaś sprawdzić mieszkanie więc je sprawdzaj! Otwórz szafki i zobacz czy coś w nich nie zostało- nakazałam sobie i posłusznie sprawdziłam czy w kuchni nie zostało nic mojego. Okej, jest czysto, czas na kolejny przystanek. Łazienka. Musiałam sprawdzić wszystkie pomieszczenia, niby spakowałam swoje rzeczy już wcześniej ale lepiej sprawdzić wszystko raz jeszcze. Kiedy weszłam do łazienki wspomnienie samo pojawiło się w mojej głowie.

-Harry patrz! Mój nowy kąpielik!- powiedziała Lux kiedy weszłyśmy razem do łazienki, w której siedział Harry.
-Wow! Jest cały w motylki!- Harry wydawał się być tym faktem równie podekscytowany jak mała.
-No wiem, mama mi go kupiła na basen- wyjaśniła dziewczynka podchodząc do wanny wypełnionej wodą.
-Sprawdź czy nie jest za ciepła- powiedziałam a mała posłusznie włożyła rączkę do wody.
-Jest super- zakomunikowała i z pomocą chłopaka weszła do wanny, która miała robić za jej mini basen. Przez następne kilka minut po prostu siedziała w wodzie i myła swojej ukochanej lalce włosy.
-Czemu Lux nie przyjeżdża do nas częściej?- zapytałam. Lou miała jakąś mega ważną imprezę branżową czy coś. My w sumie też mięliśmy się na niej pojawić ale przez to, że byliśmy tacy zalatani zaoferowaliśmy się, że możemy popilnować małej tego wieczora kosztem tej jakże ciekawej imprezy. Louise się zgodziła właściwie od razu i tak Lux zostawała u mnie na noc. Dziewczynka już tydzień wcześniej zaplanowała co ma ze sobą wziąć i dlatego wzięła chyba połowę swojego pokoju. Niezbędne do życia okazały się misie, lalki, kolorowanki, milion ubrań a nawet jej nowy strój kąpielowy, który z wdziękiem nam właśnie prezentowała.
-Bo przeważnie nie mamy czasu- powiedział i mnie przytulił.
-Wiem...- westchnęłam głośno i zauważyłam kątem oka, że Lux nam się przygląda. Przypomniało mi się wtedy jak bystra i spostrzegawcza potrafi być. Nie raz umiała zaskoczyć wszystkich swoim trafnym komentarzem, jak chociażby wtedy kiedy powiedziała, że cieszy się, że w końcu się z Harrym lubimy… 
-Ali… Wiesz o tym bo mówiłem ci to już wiele razy, ale ja naprawdę chcę mieć z tobą dzieci. I już nie mogę doczekać momentu kiedy będziemy pilnować tak swoją małą dziewczynkę... - powiedział i przybliżył się do mnie by szepnąć mi do ucha. -Zrobimy sobie dużo dzieci… A wiesz co jest najlepsze? Że ich robienie jest takie przyjemne…
-Zrobić ci bańki?- zapytałam Lux, która uważnie mam się przyglądała ignorując totalnie wyznanie Harrego.
-Jasne!- mała klasnęła w dłonie a szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy. Po chwili w całej łazience unosiły się małe bąbelki stworzone z wody i mydła. Lux się śmiała i jak się okazało przy robieniu baniek także i my mięliśmy spory ubaw. W pewnym momencie, kiedy Harry był zajęty produkcją bąbelków, Lux spojrzała na mnie, skinęła głową na Harrego i uniosła rączkę tak, że wiedziałam co chodzi jej po głowie. Oczywiście, podobał mi się jej plan dlatego uśmiechnęłam się tylko i szepnęłam ‘okej’. Sekundę później twarz mojego ukochanego była cała mokra ku uciesze Lux no i mojej oczywiście też.
-Ali teraz ty!- krzyknęła Lux więc nie chcąc psuć nikomu zabawy zaczęłam chlapać wodą tak, że po chwili Harry był mokry. Oczywiście chłopak nie mógł być tak po prostu przez nas sponiewierany więc zaczął w ramach zemsty mnie oblewać wodą. Po kilku minutach w wannie prawie nie było wody, która znalazła się na podłodze robiąc w łazience małą powódź. Kiedy przestaliśmy się w końcu śmiać a Lux stwierdziła, że skóra na jej paluszkach pomarszczyła się wystarczająco Harry poszedł po ścierki ja pomogłam ubrać się małej w piżamkę.
-Ali, mogę u ciebie spać częściej?- zapytała i zrobiła tak słodką minę, że byłam pewna, że zrobiłabym wszystko o co by mnie poprosiła.
-Oczywiście- powiedziałam, uklęknęłam przed nią i ją po prostu wyściskałam. Dziewczynka odwzajemniła mój uścisk i w tym właśnie momencie zrozumiałam jak ważna jest dla mnie. Kochałam ją i przez cały ten czas ona była najjaśniejszym promyczkiem w moim nowym życiu. Od samego początku to ona, nawet w tych najgorszych chwilach, dawała mi radość.
-To co? Jemy kolację?- zapytał Harry wchodząc do pomieszczenia ze stertą suchych ścierek w rękach.
-Jemy. A później obejrzymy film, tak?- zapytała i po prostu szczęście biło z jej twarzy. Doskonale wiedziałam, że pozwalamy jej na dużo więcej niż pozwala jej Lou. No ale przecież od tego byliśmy, no nie?
-Jasne, High School Musical, tak jak chciałaś- potwierdził Harry a dziewczynka podeszła do niego i wyciągnęła rączki do góry. Chłopak natychmiast podał mi ścierki i wziął ją na ręce.
-Nie lubię kiedy tak się czeszesz- powiedziała i zdjęła mu gumkę z włosów. Ja oczywiście zaczęłam się śmiać bo wiedziałam jak Harry kocha swojego koczka. Zawsze był taki dumny kiedy go zrobił. Serio, nie wiedziałam o co mu chodziło i dlaczego tak bardzo się cieszył, że może chodzić w takiej fryzurze. Wiedziałam jednak, że dziewczynka uderzyła w jego czuły punkt i wydało mi się to niesamowicie zabawne.
-Czy ty nie jesteś za mądra?- zapytał i odgarnął jej włoski z czoła. -A ty się nie śmiej.
-Dobra, koniec tego gadania, wasza dwójka ma natychmiast pomaszerować do kuchni a ja za minutę do was przyjdę, tylko wytrę podłogę, zrozumiano?
-Zrozumiano- powiedzieli razem i w momencie kiedy wychodzili już z łazienki usłyszałam pewne pytanie padające z ust dziewczynki. A kiedy je usłyszałam żałowałam, że klęczę już na podłodze ze ścierką w dłoni. Żałowałam, że nie mogę zobaczyć w tym momencie miny Harrego.
-Harry?
-Hmm?
-A skąd się biorą dzieci?

Uśmiechnęłam się sama do siebie, przypominając sobie tamten wieczór. Jedno z moich najpiękniejszych wspomnień… Byłam idiotką. Skończoną idiotką, która planowała z nim przyszłość. Z osobą, która zamknęła mnie pod szklanym kloszem i hodowała karmiąc głupimi tekstami o wspólnej przyszłości, o tym, że mnie kocha, o tym, że jestem najważniejsza. Ale ja nigdy nie byłam choćby ważna. Nie byłam ważna na tyle by przyznać się do wszystkiego. Byłam za to tak naiwna i ślepa by nie widzieć tego całego zła, by go kochać bezwarunkowo i bezgranicznie. By nie widzieć jego wad. By patrząc w jego oczy nie widzieć tego całego kłamstwa, na którym zbudował naszą relację. Ali stop. Sprawdź szafki, wyjdź stąd i idź do salonu, nakazałam sobie i to właśnie zrobiłam. Sprawdziłam czy przez przypadek nie zostało tam nic mojego i poszłam do salonu.

Leżałam na kanapie w salonie, ze słuchawkami w uszach i zamkniętymi oczami. Na podłodze, oparty o kanapę siedział Harry. Za uchem miał ołówek, a w dłoni miał długopis i jak mówił miał wenę dlatego pisał. Nie wiedziałam co pisze, o czym i dla kogo. Czy jest to o miłości? Czy o marzeniach? Wiedziałam tylko, że naprawdę jest natchniony. I podekscytowany. Zawsze taki był jak pisał nową piosenkę. Wydawało się wtedy, że ma swój własny świat i nic go z niego nie wyciągnie. Podłogę pokrywało coraz więcej kartek a on co chwilę coś skreślał i porównywał wszystkie wersje i był przy tym tak pochłonięty, że gdyby świat się zaczął walić albo gdyby nagle Ziemię zaatakowali kosmici, on i tak by tego nie zauważył. Ja natomiast rozkoszowałam się tym, że nic nie muszę robić tylko mogę leżeć, słuchać muzyki i cieszyć się jego obecnością. I kiedy tak leżałam nagle w uszach usłyszałam znajomą melodię. Słuchałam muzyki z jego iPoda, mój magicznie się zagubił i nie wiedząc jakim cudem znalazł się u Nialla. Horan miał oddać mój sprzęt przy okazji dlatego teraz korzystałam z uprzejmości Harrego i przywłaszczyłam sobie jego własność. I doznałam szoku kiedy usłyszałam tę piosenkę. Harry ogólnie miał naprawdę dobry gust jeśli chodziło o piosenki. Jego mp4 zawierała naprawdę wiele wspaniałych utworów, wiele perełek, klasyków. Ale tej piosenki się nie spodziewałam.
„No one would listen
No one but her
Heard as the outcast hears.”- usłyszałam i jedyne co mi wpadło do głowy to wyciągnąć jedną słuchawkę z ucha i podać ją Harremu. Ten oczywiście nie zauważył nawet mojej wyciągniętej przed jego twarzą dłoni więc postanowiłam mu włożyć słuchawkę w ucho. A kiedy tak jak ja usłyszał piosenkę nagle znieruchomiał. Odłożył kartki i przez kilka sekund po prostu siedział w bezruchu.
-Nie wiedziałam, że lubisz tę piosenkę- powiedziałam. Nie pamiętałam nawet czy mu ja pokazałam, przecież piosenka nigdy nie znalazła się w filmie…
-To dziwne, że jestem chłopakiem i mam na iPodzie taką piosenkę?
-Nie… Może trochę, cóż playlista Nialla jest nieco inna…- ale nie o to mi chodzi! Co z tego, że jesteś chłopakiem i masz piosenkę z musicalu na iPodzie?! Harry ty masz tę piosenkę! Jedną z najpiękniejszych i najsmutniejszych piosenek na świecie!
-Wiem, pożyczył mi kiedyś jak nie miałem mojego…
-Dlaczego ją masz?- zapytałam i czułam się jak wariatka, która we wszystkim widzi jakieś drugie dno. Ale kurde! Wiem co on myśli o tym filmie, no i oczywiście o całej tej historii. I jakimś cudem zgrał sobie właśnie tę piosenkę.
-Bo ja lubię- powiedział a ja nie wiedziałam czy mam o coś jeszcze pytać czy mam mu dać po prostu spokój. Dlatego zdecydowałam się na drugą opcję. Zamierzałam wyciągnąć słuchawkę z jego ucha ale wtedy jego dłoń złapała moją a on sam odwrócił się tak, że widziałam jego twarz. -Usłyszałem ją jak pożyczyłem kiedyś twoją mp4… Kojarzy mi się z tobą. Z nami… Tak jakby umiem się z nią utożsamić- powiedział a ja poczułam się dziwnie. Totalnie dziwnie i sama nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć.
-Kocham cię- wyszeptałam bo wydawało mi się, że tylko to mogę powiedzieć i tylko to wydawało mi się w tym momencie słuszne.
-She saw my loneliness…- zaśpiewał głos w słuchawce i Harry a ja poczułam ukłucie w sercu. Zrobiło mi się jednocześnie smutno i poczułam bezgraniczne szczęście kiedy Harry dokończył piosenkę razem z Upiorem. Wiedziałam, że nie lubił tej postaci bo w pewnym stopniu się z nią identyfikował i to sprawiało, że naprawdę ogarniał mnie niewyobrażalny smutek, jednocześnie byłam świadoma tego, że to ja jestem tą, która zobaczyła w nim dobro którego on sam w sobie nie widział, zobaczyłam jego miłość, samotność. To ja byłam tą, która dzieliła z nim troski i świadomość, że ten piękny chłopak z motylem na brzuchu śpiewa to dla mnie mając na myśli mnie powodowała, że czułam się idiotycznie szczęśliwa. Czułam się wypełniona jego miłością dlatego kiedy skończył rzuciłam się na niego i zaczęłam go całować bez opamiętania. Po chwili nasze pocałunki przerodziły w coś więcej i czując się totalnie wyjątkowo kolejny raz dawałam mu malutką cząstkę siebie mając nadzieję, że on też czuje się wyjątkowo dzięki mnie…

Byłam naprawdę głupią owieczką niczego się nie domyślając. Nawet przez sekundę nie podejrzewałam, że ukrywał przede mną tak okropne rzeczy. Cały czas myślałam tylko i wyłącznie o tym, że ma problem ze sobą bo potrafi być chorobliwie zazdrosny, bo miewa napady agresji i to sprawia, że nie potrafi się zaakceptować. Że na tym polega jego zło. Ale za każdym razem kiedy mówił, że robił w życiu złe rzeczy, kiedy obwiniał się o to co mi zrobił nie miał na myśli momentu w którym mnie uderzył, miał na myśli całe zło, które mi wyrządził. Patrzył mi w oczy codziennie i mimo tego ja nie dostrzegłam w nich kłamstwa. Nie umiałam na niego patrzeć tak jak powinnam. Byłam nim tak bardzo pochłonięta, że pragnęłam tylko i wyłącznie jego szczęścia. Jego spokoju. Ale on nigdy miał go nie zaznać. Nie ze mną u jego boku. Nie dopóki dręczyło go to co ukrywał. Jess, Klaudia, Steve, tabletki, video, mieszkanie… Dopiero znając całą prawdę umiałam go zobaczyć. Dopiero kiedy odkrył ostatnią kartę zobaczyłam jego prawdziwą twarz i to do czego był zdolny. Wiedziałam, że mnie kochał, wiedziałam, że to nie była zdrowa miłość. Ale mimo wszystko byłam pewna. Mimo początkowych wątpliwości stojąc w naszym salonie, który był pusty jak nigdy, mimo wszystkiego co o nim wiedziałam byłam pewna, że mnie kochał… Westchnęłam głośno i podeszłam do okna by poprawić firankę. Rozejrzałam się dookoła i po tym jak upewniłam się, że nie zostawiłam niczego co należałoby do mnie poszłam do mojego pokoju. Kiedy tam weszłam wyglądał prawie tak jak zawsze. Prawie, bo ze ścian zniknęły zdjęcia, z półek płyty, książki… Wędrowałam wzrokiem po całym pokoju i wtedy spojrzałam na parapet.

-Dziękuję.
-Zie ku ji- starał się powtórzyć a ja starałam się z niego nie śmiać. Co było ciężkie. Serio.
-Prawie. DZIĘĘĘĘKUUUUJĘĘĘĘ- powtórzyłam starając się powiedzieć to najbardziej dokładnie, wyraźnie i powoli jak tylko umiałam.
-Dzieeee kuuuu jjiiiii.
-Dobrze, możesz to powtarzać naprawdę często, jak moja mama da ci jeść, jak tata da ci w twarz- powiedziałam i zaczęłam się śmiać widząc jego minę. -Żartuję! Sam najlepiej wiesz kiedy dziękować. Okej, teraz czas na proszę: proszę.
-Poszeee- powtórzył a ja zaczęłam się śmiać. -To jest głupie!
-Ej!- oburzyłam się i walnęłam go w głowę. -To mój ojczysty język i jest piękny, nie głupi.
-I w chuj trudny- zaskomlał i zrobił zbolałą minę.
-Nie narzekaj. Umiesz już powiedzieć, hej, dzień dobry, kocham cię, dziękuję no i teraz czas na proszę.
-Poszę.
-PROSZĘ.
-Pro… Posze.
-PRO SZĘ.
-Prosę- powiedział i wydawał się naprawdę dumny z tego, że prawie mu wyszło.
-No widzisz? To nie jest takie trudne i naprawdę szybko ci idzie- pochwaliłam go i wsadziłam mu do buzi kawałek pomelo.
-Mam po prostu dobrą nauczycielkę, no i oczywiście jestem zmotywowany- powiedział i spojrzał na moje cycki. Głupek. Obiecałam mu, że jak on pouczy się polskiego w nagrodę dostanie mnie… Psikus polegał na tym, że dostałam okres trzy dni wcześniej niż zwykle i Harry nie miał pojęcia, że jestem niedysponowana. Zwodziłam go cały wieczór, ale nie miałam żadnych wyrzutów sumienia. To on sam nalegał na to żebym nauczyła go parę słów, żeby mógł zabłysnąć przed moją rodziną kiedy pojedzie ze mną ich odwiedzić. Łaził za mną i jak w końcu mięliśmy czas on zawsze się wymigiwał i wymyślał głupoty bo tak naprawdę nie chciało mu się uczyć. Dlatego w końcu znalazłam na niego sposób i tak siedzieliśmy na parapecie i Harry  końcu uczył się podstaw podstaw podstaw tego czego chciałam go nauczyć.
-Taaa.
-Zapomniałaś, że nauczyłaś mnie jeszcze jednego słowa, już dawno temu- powiedział ciszej.
-Tak? Niby jakiego?- zapytałam i liczyłam, że powali mnie jakimś „jesteś piękna” czy coś w tym stylu.
-Kurwa- powiedział a ja znowu walnęłam go w głowę. Tego słowa to akurat nauczyłam chyba wszystkich i oczywiście było to ich ulubione polskie słowo. Boże, raz Louis powiedział to na koncercie. Oczywiście później wszyscy wiedzieli od kogo nauczył się tak mówić.
-Nie przeklinaj- upomniałam go.
-Koniec tej nauki na dziś- oznajmił i uśmiechnął się uwodzicielsko.
-Okej ale musimy się umówić na drugą lekcję.
-W przyszłym tygodniu- powiedział i wstał. Wziął z moich rąk miskę, w której wciąż znajdowało się kilka kawałków polmelo i odłożył ją na komodę. Kiedy szedł w moim kierunku postanowił pozbyć się koszuli, którą rzucił niedbale na podłogę. Kiedy to zrobił nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać jak opętana.
-Harry…- wyjęczałam trzymając się za brzuch. Chłopak patrzył na mnie nieco skołowany ale cały czas się uśmiechał.
-Co? Co cię tak bawi?- zapytał w końcu widząc, że chyba sama z siebie nie wyjawię mu powodu mojego dzikiego śmiechu.
-Bo… Bo ja mam okres- powiedziałam a uśmiech zniknął z jego twarzy. -A ty się tak napaliłeś…
-Skarbie nie masz okresu.
-Mam.
-Przecież wiem kiedy powinnaś go dostać.
-No właśnie, powinnam. Nie moja wina, że dostałam dzisiaj- powiedziałam nieco spokojniej jednak wielki banan ciągle nie schodził z mojej twarzy.
-Nie wierzę- powiedział.
-Mam iść do łazienki i pokazać ci zużyty tampon?- zapytałam i uniosłam brew do góry. Wtedy Harry tylko westchnął i spojrzał na mnie naprawdę zasmucony.
-Boże, życie jest takie niesprawiedliwe…- powiedział, w palcach trzymając swój krzyżyk…

Miałeś rację Harry. Życie jest niesprawiedliwe. Miłość powinna dawać nam szczęście, powinna zmuszać do samodoskonalenia. Nasza miłość tylko się taka wydawała. Do pewnego momentu. Podeszłam do łóżka, dotknęłam pościeli ostatni raz. Zabrałam z tego mieszkania prawie wszystko, została mi ostatnia walizka pełna ubrań. Ale części rzeczy nie umiałam zabrać ze sobą. Po prostu nie mogłam dlatego zostawiłam je w pudełku, które postawiłam na parapecie. Znajdowały się tam nasze zdjęcia, ususzona róża, klucze do jego domu, prezenty od niego… I teraz miałam tam włożyć coś co było tak symboliczne… Co było jak moje serce. Podeszłam do pudełka i je otworzyłam. Następnie zerwałam wiszący na mojej szyi wisiorek, zdjęłam z palca pierścionek i włożyłam je do pudełka a kiedy to zrobiłam z moich oczu wypłynęły łzy. To był koniec. Koniec. Czułam jak ciężar w moim sercu rośnie, jak nagle wszystko zaczyna mnie przygniatać. Mój płacz przerodził się w szloch dlatego nie czekając chwili dłużej spojrzałam ostatni raz na moje motyle i zamknęłam pudełko. Następnie wzięłam walizkę, wyciągnęłam z niej rączkę i zamierzałam wyjść z tego mieszkania najszybciej jak potrafiłam. Oparłam się pokusie sprawdzenia wszystkich pomieszczeń raz jeszcze i byłam już w przedpokoju kiedy kolejne wspomnienie zalało mój umysł.

-Doskonale wiesz, że tego nie lubię!- wrzasnęłam totalnie zła i poirytowana. Co on sobie do cholery wyobrażał?! Czy do niego nie dociera to co się do niego mówi?!
-Mam to w nosie, to jest zdrowe i będziesz to jadła!- krzyczał totalnie wkurwiony.
-Harry nie jestem umierająca, nie rozumiesz? Anemia to nic! Moja mama całe życie ma anemię!
-Ali kupiłem to i to zjesz, bez żadnych zbędnych dyskusji.
-Ale czy ty nie rozumiesz, że mi to nie smakuje?- ależ on był uparty! Jak osioł!
-A czy ty nie rozumiesz, że się o ciebie martwię?
-Jesteś taki uparty!
-Nie, to ty jesteś uparta!
-Nie zjem tego. Nie interesuje mnie co z tym zrobisz, ale masz zabrać te zakupy stąd bo po pierwsze nie będziesz zapełniał mi lodówki a po drugie jestem już duża i sama będę decydować o tym co jem- powiedziałam oschle wkładając całą siłę w to, żeby brzmieć nieustępliwie.
-Aha, czyli mam to teraz stąd wziąć i wyrzucić to do śmieci, tak?- zapytał z wyrzutem.
-Nie interesuje mnie co z tym zrobisz. Mam swoje pieniądze, sama mogę kupić to co lubię- on przeginał. Zawsze chciał za wszystko płacić a przez tą moją głupią anemię naprawdę padło mu na mózg. Musiał zrozumieć, że w tym mieszkaniu to ja zajmuję się wyposażeniem lodówki.
-Nawet nie masz pojęcia jak momentami możesz grać na nerwach!
-Ja gram na nerwach?! To ty zachowujesz się jakbym była jakaś ograniczona, traktujesz mnie jak dziecko i po prostu mnie drażnisz!
-Okej! Stop! Ta rozmowa nie ma sensu bo nie mogę rozmawiać z tobą skoro świadomie robisz wszystko, żeby mnie wkurwić!- wrzasnął, oczywiście zostawił te głupie zakupy i wyszedł trzaskając drzwiami. Stałam tak jeszcze z minutę wkurwiona na niego i zastanawiałam się jak mam odreagować.
-Kretyn!- krzyknęłam i niewiele się zastanawiając postanowiłam rzucić w drzwi moim kapciem. I w momencie kiedy to zrobiłam drzwi się otworzyły a Harry w ostatniej chwili uchylił się unikając ciosu prosto w twarz.
-Jesteś najbardziej nieznośną i wkurwiającą osobą jaką znam- powiedział, podszedł do mnie i złapał mnie w pasie po czym jego usta gwałtownie złączyły się z moimi zabierając mi powietrze, przesłaniając cały świat…

Stop! Koniec! Nie chcę dłużej tego pamiętać! Nie chcę pamiętać o nim, o tym co było o tym co zrobił! Chcę go wymazać z pamięci! Wszystko! Skrzywdził mnie w najgorszy możliwy sposób a ufałam mu ślepo! Pomógł mi zbudować siebie na jego kłamstwach! Dlaczego nie mogę go znienawidzić tak jak chcę?! Dlaczego ta cała krzywda, którą mi wyrządził nie może przesłonić tego co było między nami dobre?! Szlochałam nie mogąc się uspokoić i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że siedzę skulona pod ścianą. Nie miałam siły stać i wydawało mi się, że już zawsze będę się tak czuć. Zraniona, oszukana, totalnie do niczego. Nie chcę cię kochać! Nie chcę! Chcę cię nienawidzić! Chcę o tobie zapomnieć! Pozwól mi zapomnieć! Otworzyłam się przed tobą, poznałeś moje sekrety! Straciłam przy tobie bezpieczne schronienie, wystawiłam się na pełny widok! A ty to wykorzystałeś! I byłeś przy tym bezlitosny! Boże, dlaczego to tak boli?! Dlaczego nie mogę złapać normalnego oddechu? Dlaczego wydaje mi się jakbym zaraz miała się udusić? Dlaczego będąc świadomą tego co zrobił, całego zła, które wyrządził czuję, że to on jest wszystkim co posiadam, wszystkim czego potrzebuję. Jest powietrzem dla którego mogłabym zabić. Jest moim wszystkim. Miałam wrażenie, że to się nigdy nie skończy. Że już do końca swoich dni będę się tak czuć, że będę miażdżona przez to wszystko i jedyne co mi pozostało to nadzieja. Nadzieja, że kiedyś, pewnego dnia znowu złapię oddech… Znowu nauczę się oddychać. Sama.




Hello! Oto ja i mój rozdział numer 54... Rozdział pełen wspomnień...
W ogóle wiecie jak masakrycznie trudno piszę się taki rozdział kiedy w głowie masz same radosne i wesołe piosenki??? A musisz się skupić i pisać, że ci smutno! XD
No właśnie, jeśli chodzi o piosenki to ta, którą dodałam na samym początku rozdziału jest tak naprawdę inspiracją dla niego i w sumie pomysł na ten rozdział narodził się w mojej głowie już ponad rok temu (!!!!!!) w momencie kiedy usłyszałam tę piosenkę! Tak więc możecie podziękować Sarze Bareilles za to, że ten utwór powstał bo dzięki niemu powstał ten rozdział XD A tak w ogóle to ta piosenka jest taaaaka piękna!! Taka idealna! No normalnie Sara to geniusz jakiś!! Ostatni fragment rozdziału jest przeplatany cytatami z tej piosenki!!
W rozdziale kolejny raz pojawia się No One Would Listen no ale o tej piosence już pisałam pod tamtym rozdziałem więc teraz nie będę się powtarzać.
Cytat z początku rozdziału pochodzi z Glee:)  W opowiadaniu to motto życiowe Ali...
Dziękuję wszystkim za komentarze pod ostatnim rozdziałem!! <3
Jeśli chodzi o rozdział kolejny to postaram się go napisać w miarę szybko jednak w sumie czasu to ja w ogóle nie mam do 2 lipca XD No ale z tym rozdziałem się spięłam więc mam nadzieję, że następny dodam tak za około tydzień :)
Kolejny rozdział będzie nieco inny no i przede wszystkim będzie już ostatnim rozdziałem bo po nim tylko epilog będzie!!! A później podejmiemy decyzję czy chcemy 2 część (chociaż chyba chcemy, no nie?XD)
W ogóle ten miał być krótki a wyszło prawie 9 stron XD
Przepraszam za błędy, wszelkie niejasności i niespójności!!!
Proszę o komentarze!
Okej, to chyba wszystko :)
Miłej niedzieli Wam życzę!
Do następnego!

PS I loooooveee you all!!!!! <3 <3
PSS Czuję, że zapomniałam o czymś Wam napisać XD

2 komentarze:

  1. Alicja Różańska wraca do Polski! Ali spójrz na pozytywy tej całej sytuacji, mogłaś podszkolić swój angielski! :D
    A jej się znowu na wspomnienia zbiera... Ech, głupia...
    Kto ogląda High School Musical i jednocześnie czyta rozdział? Tak ja :D Śmiać mi się chce xd Dogadałabym się z Lux :D
    Tak czytam i się zastanawiam, czy ten rozdział to same wspomnienia? Ale podobają mi się jej komentarze, wreszcie nam mądrzeje dziewczynka :) Tylko czemu tu wszędzie musi być tyle Harry’ego!? Co to ff o nim? xD Fajnie byłoby przypomnieć sobie te wszystkie momenty gdybym lubiła tego dupka :D
    CZY W NASTĘPNYM ROZDZIALE ALI BĘDZIE W POLSCE!? :D :D :D
    Chyba już wiem, czemu zastanawiałaś się nad czerwoną czcionką xd
    JUŻ TAK BLISKO KOŃCA A PIEROGÓW NIE BYŁO!
    Kocham Cię!!
    Adrianna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oni muszą się pogodzić! Ja inaczej nie przeżyję.. ;( Oni nie mogą tak po prostu zapomnieć o sobie.. NIE MOGĄ!
    A tak wg to suuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuper piszesz i nie mogę się doczekać, kiedy się pogodzą ;)

    OdpowiedzUsuń