Kiedy
odkluczałam drzwi od mieszkania nie wierzyłam w to, że robię to po raz ostatni.
Większość moich rzeczy była już w Polsce a ja miałam zabrać już tylko ostatnią
walizkę. Miałam jechać do hotelu na jedną noc by na drugi dzień po spotkaniu z
Liv wrócić do domu. Na stałe. Tak właśnie kończyło się moje życie w tym
świecie. Wszystko zaczęło się tak szybko by skończyć się jeszcze szybciej.
Marzenia, miłość, radość, szczęście. W jednej chwili los odebrał mi wszystko. I
zostałam z namiastką czegoś co kiedyś było moim życiem… W momencie kiedy
weszłam do środka położyłam torebkę na szafce w przedpokoju. Boże wchodziłam do
tego mieszkania tak wiele razy i nie mogłam uwierzyć w to, że robię to po raz
ostatni… Na początek weszłam do kuchni… I wtedy przed oczami zobaczyłam nas.
-Hej!- usłyszałam jego głos w momencie
kiedy zatrzasnął drzwi. Po chwili wszedł do kuchni i szybko dał mi buziaka w
policzek.
-Nie wyjadaj!- powiedziałam i walnęłam
go drewnianą łyżką w rękę, kiedy zamierzał skubnąć trochę klusek.
-Umieram z głodu- oznajmił a jego dłoń
znowu zaczęła wędrować w zakazanym kierunku przez co zmuszona byłam go uderzyć.
Znowu.
-Umyłeś w ogóle ręce?- zapytałam i
uniosłam brwi do góry.
-Tak, mamo- powiedział i kolejny raz
wystartował do moich klusek.
-Spadaj z tymi łapami- miałam nadzieję,
że do trzech razy sztuka i więcej razy nie będę musiała do uderzyć.
-Auć, to boli. Nie dość, że jestem
głodny to jeszcze mnie bijesz- powiedział i zaczął pocierać swoje pobite
kostki. -Długo jeszcze?
-Jakbyś zadzwonił tak jak cię prosiłam
to już byłoby gotowe. Zamiast tego musiałam się domyślać o której będziesz.
-Zapomniałem no...
-A prosiłam, zadzwoń jak będziesz
wyjeżdżał, powtarzałam ci to rano ze sto razy…
-Moja wina, okej- westchnął głośno i
odsunął się od kuchenki. Stanął gdzieś za mną i zaczął się na mnie gapić.
-Możesz zanieść do salonu talerze-
powiedziałam chcąc jakoś zorganizować mu czas. Wykonał moje polecenie bez
zbędnego komentarza, wychodząc klepnął mnie w tyłek, wracając ukradł w końcu
kluskę.
-Wina?- zapytał a ja skinęłam tylko głową.
Po chwili podał mi kieliszek a ja upiłam małego łyczka.
-Możesz iść już do pokoju, zaraz będzie
gotowe- powiedziałam nie kryjąc dłużej swojego smutku.
-Ej… Co jest?- zapytał i odwrócił mnie
w swoją stronę. Dobrze wiedział dlaczego mi smutno.
-Jutro wyjeżdżasz- powiedziałam nieco
żałośnie.
-Tylko na cztery dni.
-Nie lubię kiedy tam latasz.
-Wiesz, że muszę- powiedział a kciukiem
przejechał po mojej wardze.
-Wiem ale to nie zmienia faktu, że
wolałabym, żebyś był tutaj- przyznałam a on nachylił się nade mną i jego wargi
wylądowały w kąciku moich ust. Po chwili poczułam jak delikatnie przejeżdża w
tym miejscu językiem i byłam w stu procentach gotowa by mnie pocałował.
-Pyszne- wyszeptał a ja zrozumiałam, że
miałam na ustach trochę sosu.
-No wiesz! Ja ci się tu zwierzam a ty
tylko o jedzeniu myślisz!- postanowiłam udać oburzenie ale zamiast tego zaczęłam
się śmiać.
-Wiesz przecież, że jestem z tobą tylko
dlatego, że dobrze gotujesz- powiedział a ja walnęłam go w głowie moją ukochaną
bronią- drewnianą łyżką.
-Ciekawe dlaczego ja jestem z tobą…
Niech pomyślę… A nie, totalnie nie wiem dlaczego… Chyba jestem jakaś ślepa,
głucha i ogólnie…- niestety nie było mi dane dokończyć bo jego dłonie zaczęły
napastować mój brzuch. -Przestań!- oczywiście zaczęłam się wydzierać jak opętana
i próbowałam jakoś mu uciec ale staliśmy tak niefortunnie, że miałam
niesamowicie ograniczone ruchy.
-Przepraszaj!
-Ale za co?- udało mi się wydusić z
siebie i jakimś cudem uwolniłam jedną rękę. Idąc za jego śladem wbiłam mu palec
w żebra i kiedy ode mnie odskoczył zamierzałam rzucić się do ucieczki. Niestety
Harry oczywiście złapał mnie zanim w ogóle zdążyłam z kuchni uciec i po chwili
trzymał obie moje ręce w swojej wielkiej dłoni, drugą łaskotał mnie
niemiłosiernie i jakby tego wszystkiego było mało przyciskał mnie do lodówki
tak, że nie mogłam się ruszyć.
-Okej! Przepraszam! Przepraszam! Jesteś
super- wyjęczałam ledwo łapiąc powietrze. Słysząc moje słowa Harry przestał,
ale nie odsunął się ode mnie. Zamiast tego spojrzał na mnie i nie czekając
chwili dłużej złączył nasze usta w pocałunku, który po kilku sekundach
przerodził się z delikatnego i czułego w zachłanny i namiętny a jego dłonie
puściły moje i zawędrowały na mój tyłek. Kiedy Harry uniósł mnie do góry objęłam
go nogami w pasie a palce wplotłam w jego włosy. Wtedy on przeniósł mnie kilka
metrów, posadził na blacie i stanął pomiędzy moimi nogami. Jak on to robił, że
swoimi pocałunkami umiał zamroczyć mi umysł? Dlaczego nie umiałam wtedy
logicznie myśleć? Dlaczego zawsze kiedy tylko nasze wargi się dotykały cały
świat znikał? Zawsze było tak samo. Tak samo perfekcyjnie. A takie pocałunki
powinny być zakazane w momencie kiedy gotujesz kolację. Jego idealne usta jak
zwykle zamroczyły mi umysł do tego stopnia, że dopiero po chwili zorientowałam
się co się dzieje.
-H…Harry- starałam się powiedzieć, ale
średnio mi to wyszło z jego językiem w moich ustach.
-Hmmm?- wymruczał i wydawało mi się, że
to całe zamraczanie umysłu działało w obie strony tak samo mocno.
-Prze… stań.
-Nie chcę- powiedział szybko a jego
usta znowu znalazły się na moich. Przez kolejne trzydzieści sekund też
postanowiłam mieć wszystko w nosie i
całowałam go tak samo czule jak on mnie. W końcu jednak okazało się, że
mam po coś pozostałe zmysły takie jak węch.
-Stop, pali się!- powiedziałam
odpychając go od siebie kiedy w końcu zrozumiałam, że serio zaczęło
nieprzyjemnie pachnieć. Natychmiast oboje, z tym samym przerażeniem wypisanym
na twarzy, spojrzeliśmy na garnek, w którym gotowała się nasza kolacja. Harry
odsunął się ode mnie a ja szybko zeskoczyłam z blatu i wyłączyłam kuchenkę.
Próbowałam zamieszać to co było w środku ale wszystko przywarło do dna garnka i
raczej średnio nadawało się do zjedzenia. Kiedy doszedł do nas fakt, że właśnie
przez nasze mizdrzenie spaliliśmy kolację spojrzeliśmy na siebie z wyrzutem.
-To twoja wina- powiedzieliśmy w tym
samym momencie a po chwili Harry stał z telefonem w ręce i zamawiał
niezastąpioną pizzę…
Uśmiechnęłam
się pamiętając ten wieczór. Wtedy było tak idealnie. Tak beztrosko. Okłamywał
cię wtedy Ali, podpowiadała mi moja podświadomość. Ale serce jest głupie i mimo
tego wszystkiego co o nim wiedziałam wciąż czułam do niego to samo co wtedy.
Wciąż go kochałam i bałam się, że nigdy nie przestanę. Że mimo całej tej
nienawiści jaką czułam nie będę umiała go nie kochać. Ali przestań o nim
myśleć. Przyszłaś sprawdzić mieszkanie więc je sprawdzaj! Otwórz szafki i
zobacz czy coś w nich nie zostało- nakazałam sobie i posłusznie sprawdziłam czy
w kuchni nie zostało nic mojego. Okej, jest czysto, czas na kolejny przystanek.
Łazienka. Musiałam sprawdzić wszystkie pomieszczenia, niby spakowałam swoje
rzeczy już wcześniej ale lepiej sprawdzić wszystko raz jeszcze. Kiedy weszłam
do łazienki wspomnienie samo pojawiło się w mojej głowie.
-Harry patrz! Mój nowy kąpielik!-
powiedziała Lux kiedy weszłyśmy razem do łazienki, w której siedział Harry.
-Wow! Jest cały w motylki!- Harry
wydawał się być tym faktem równie podekscytowany jak mała.
-No wiem, mama mi go kupiła na basen-
wyjaśniła dziewczynka podchodząc do wanny wypełnionej wodą.
-Sprawdź czy nie jest za ciepła-
powiedziałam a mała posłusznie włożyła rączkę do wody.
-Jest super- zakomunikowała i z pomocą
chłopaka weszła do wanny, która miała robić za jej mini basen. Przez następne
kilka minut po prostu siedziała w wodzie i myła swojej ukochanej lalce włosy.
-Czemu Lux nie przyjeżdża do nas
częściej?- zapytałam. Lou miała jakąś mega ważną imprezę branżową czy coś. My w
sumie też mięliśmy się na niej pojawić ale przez to, że byliśmy tacy zalatani
zaoferowaliśmy się, że możemy popilnować małej tego wieczora kosztem tej jakże
ciekawej imprezy. Louise się zgodziła właściwie od razu i tak Lux zostawała u
mnie na noc. Dziewczynka już tydzień wcześniej zaplanowała co ma ze sobą wziąć
i dlatego wzięła chyba połowę swojego pokoju. Niezbędne do życia okazały się
misie, lalki, kolorowanki, milion ubrań a nawet jej nowy strój kąpielowy, który
z wdziękiem nam właśnie prezentowała.
-Bo przeważnie nie mamy czasu-
powiedział i mnie przytulił.
-Wiem...- westchnęłam głośno i
zauważyłam kątem oka, że Lux nam się przygląda. Przypomniało mi się wtedy jak
bystra i spostrzegawcza potrafi być. Nie raz umiała zaskoczyć wszystkich swoim
trafnym komentarzem, jak chociażby wtedy kiedy powiedziała, że cieszy się, że w
końcu się z Harrym lubimy…
-Ali… Wiesz o tym bo mówiłem ci to już
wiele razy, ale ja naprawdę chcę mieć z tobą dzieci. I już nie mogę doczekać
momentu kiedy będziemy pilnować tak swoją małą dziewczynkę... - powiedział i
przybliżył się do mnie by szepnąć mi do ucha. -Zrobimy sobie dużo dzieci… A
wiesz co jest najlepsze? Że ich robienie jest takie przyjemne…
-Zrobić ci bańki?- zapytałam Lux, która
uważnie mam się przyglądała ignorując totalnie wyznanie Harrego.
-Jasne!- mała klasnęła w dłonie a
szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy. Po chwili w całej łazience unosiły
się małe bąbelki stworzone z wody i mydła. Lux się śmiała i jak się okazało
przy robieniu baniek także i my mięliśmy spory ubaw. W pewnym momencie, kiedy
Harry był zajęty produkcją bąbelków, Lux spojrzała na mnie, skinęła głową na
Harrego i uniosła rączkę tak, że wiedziałam co chodzi jej po głowie.
Oczywiście, podobał mi się jej plan dlatego uśmiechnęłam się tylko i szepnęłam ‘okej’.
Sekundę później twarz mojego ukochanego była cała mokra ku uciesze Lux no i
mojej oczywiście też.
-Ali teraz ty!- krzyknęła Lux więc nie
chcąc psuć nikomu zabawy zaczęłam chlapać wodą tak, że po chwili Harry był
mokry. Oczywiście chłopak nie mógł być tak po prostu przez nas sponiewierany
więc zaczął w ramach zemsty mnie oblewać wodą. Po kilku minutach w wannie
prawie nie było wody, która znalazła się na podłodze robiąc w łazience małą
powódź. Kiedy przestaliśmy się w końcu śmiać a Lux stwierdziła, że skóra na jej
paluszkach pomarszczyła się wystarczająco Harry poszedł po ścierki ja pomogłam
ubrać się małej w piżamkę.
-Ali, mogę u ciebie spać częściej?-
zapytała i zrobiła tak słodką minę, że byłam pewna, że zrobiłabym wszystko o co
by mnie poprosiła.
-Oczywiście- powiedziałam, uklęknęłam
przed nią i ją po prostu wyściskałam. Dziewczynka odwzajemniła mój uścisk i w
tym właśnie momencie zrozumiałam jak ważna jest dla mnie. Kochałam ją i przez
cały ten czas ona była najjaśniejszym promyczkiem w moim nowym życiu. Od samego
początku to ona, nawet w tych najgorszych chwilach, dawała mi radość.
-To co? Jemy kolację?- zapytał Harry
wchodząc do pomieszczenia ze stertą suchych ścierek w rękach.
-Jemy. A później obejrzymy film, tak?-
zapytała i po prostu szczęście biło z jej twarzy. Doskonale wiedziałam, że
pozwalamy jej na dużo więcej niż pozwala jej Lou. No ale przecież od tego
byliśmy, no nie?
-Jasne, High School Musical, tak jak
chciałaś- potwierdził Harry a dziewczynka podeszła do niego i wyciągnęła rączki
do góry. Chłopak natychmiast podał mi ścierki i wziął ją na ręce.
-Nie lubię kiedy tak się czeszesz- powiedziała
i zdjęła mu gumkę z włosów. Ja oczywiście zaczęłam się śmiać bo wiedziałam jak
Harry kocha swojego koczka. Zawsze był taki dumny kiedy go zrobił. Serio, nie
wiedziałam o co mu chodziło i dlaczego tak bardzo się cieszył, że może chodzić
w takiej fryzurze. Wiedziałam jednak, że dziewczynka uderzyła w jego czuły
punkt i wydało mi się to niesamowicie zabawne.
-Czy ty nie jesteś za mądra?- zapytał i
odgarnął jej włoski z czoła. -A ty się nie śmiej.
-Dobra, koniec tego gadania, wasza
dwójka ma natychmiast pomaszerować do kuchni a ja za minutę do was przyjdę,
tylko wytrę podłogę, zrozumiano?
-Zrozumiano- powiedzieli razem i w
momencie kiedy wychodzili już z łazienki usłyszałam pewne pytanie padające z
ust dziewczynki. A kiedy je usłyszałam żałowałam, że klęczę już na podłodze ze
ścierką w dłoni. Żałowałam, że nie mogę zobaczyć w tym momencie miny Harrego.
-Harry?
-Hmm?
-A skąd się biorą dzieci?
Uśmiechnęłam
się sama do siebie, przypominając sobie tamten wieczór. Jedno z moich
najpiękniejszych wspomnień… Byłam idiotką. Skończoną idiotką, która planowała z
nim przyszłość. Z osobą, która zamknęła mnie pod szklanym kloszem i hodowała
karmiąc głupimi tekstami o wspólnej przyszłości, o tym, że mnie kocha, o tym,
że jestem najważniejsza. Ale ja nigdy nie byłam choćby ważna. Nie byłam ważna
na tyle by przyznać się do wszystkiego. Byłam za to tak naiwna i ślepa by nie
widzieć tego całego zła, by go kochać bezwarunkowo i bezgranicznie. By nie
widzieć jego wad. By patrząc w jego oczy nie widzieć tego całego kłamstwa, na
którym zbudował naszą relację. Ali stop. Sprawdź szafki, wyjdź stąd i idź do
salonu, nakazałam sobie i to właśnie zrobiłam. Sprawdziłam czy przez przypadek
nie zostało tam nic mojego i poszłam do salonu.
Leżałam na kanapie w salonie, ze
słuchawkami w uszach i zamkniętymi oczami. Na podłodze, oparty o kanapę
siedział Harry. Za uchem miał ołówek, a w dłoni miał długopis i jak mówił miał
wenę dlatego pisał. Nie wiedziałam co pisze, o czym i dla kogo. Czy jest to o
miłości? Czy o marzeniach? Wiedziałam tylko, że naprawdę jest natchniony. I
podekscytowany. Zawsze taki był jak pisał nową piosenkę. Wydawało się wtedy, że
ma swój własny świat i nic go z niego nie wyciągnie. Podłogę pokrywało coraz
więcej kartek a on co chwilę coś skreślał i porównywał wszystkie wersje i był
przy tym tak pochłonięty, że gdyby świat się zaczął walić albo gdyby nagle
Ziemię zaatakowali kosmici, on i tak by tego nie zauważył. Ja natomiast
rozkoszowałam się tym, że nic nie muszę robić tylko mogę leżeć, słuchać muzyki
i cieszyć się jego obecnością. I kiedy tak leżałam nagle w uszach usłyszałam
znajomą melodię. Słuchałam muzyki z jego iPoda, mój magicznie się zagubił i nie
wiedząc jakim cudem znalazł się u Nialla. Horan miał oddać mój sprzęt przy
okazji dlatego teraz korzystałam z uprzejmości Harrego i przywłaszczyłam sobie
jego własność. I doznałam szoku kiedy usłyszałam tę piosenkę. Harry ogólnie
miał naprawdę dobry gust jeśli chodziło o piosenki. Jego mp4 zawierała naprawdę
wiele wspaniałych utworów, wiele perełek, klasyków. Ale tej piosenki się nie
spodziewałam.
„No one would listen
No one but her
Heard as the outcast hears.”-
usłyszałam i jedyne co mi wpadło do głowy to wyciągnąć jedną słuchawkę z ucha i
podać ją Harremu. Ten oczywiście nie zauważył nawet mojej wyciągniętej przed
jego twarzą dłoni więc postanowiłam mu włożyć słuchawkę w ucho. A kiedy tak jak
ja usłyszał piosenkę nagle znieruchomiał. Odłożył kartki i przez kilka sekund
po prostu siedział w bezruchu.
-Nie wiedziałam, że lubisz tę piosenkę-
powiedziałam. Nie pamiętałam nawet czy mu ja pokazałam, przecież piosenka nigdy
nie znalazła się w filmie…
-To dziwne, że jestem chłopakiem i mam
na iPodzie taką piosenkę?
-Nie… Może trochę, cóż playlista Nialla
jest nieco inna…- ale nie o to mi chodzi! Co z tego, że jesteś chłopakiem i
masz piosenkę z musicalu na iPodzie?! Harry ty masz tę piosenkę! Jedną z
najpiękniejszych i najsmutniejszych piosenek na świecie!
-Wiem, pożyczył mi kiedyś jak nie
miałem mojego…
-Dlaczego ją masz?- zapytałam i czułam
się jak wariatka, która we wszystkim widzi jakieś drugie dno. Ale kurde! Wiem
co on myśli o tym filmie, no i oczywiście o całej tej historii. I jakimś cudem
zgrał sobie właśnie tę piosenkę.
-Bo ja lubię- powiedział a ja nie
wiedziałam czy mam o coś jeszcze pytać czy mam mu dać po prostu spokój. Dlatego
zdecydowałam się na drugą opcję. Zamierzałam wyciągnąć słuchawkę z jego ucha
ale wtedy jego dłoń złapała moją a on sam odwrócił się tak, że widziałam jego
twarz. -Usłyszałem ją jak pożyczyłem kiedyś twoją mp4… Kojarzy mi się z tobą. Z
nami… Tak jakby umiem się z nią utożsamić- powiedział a ja poczułam się
dziwnie. Totalnie dziwnie i sama nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć.
-Kocham cię- wyszeptałam bo wydawało mi
się, że tylko to mogę powiedzieć i tylko to wydawało mi się w tym momencie
słuszne.
-She saw my loneliness…- zaśpiewał głos
w słuchawce i Harry a ja poczułam ukłucie w sercu. Zrobiło mi się jednocześnie
smutno i poczułam bezgraniczne szczęście kiedy Harry dokończył piosenkę razem z
Upiorem. Wiedziałam, że nie lubił tej postaci bo w pewnym stopniu się z nią
identyfikował i to sprawiało, że naprawdę ogarniał mnie niewyobrażalny smutek,
jednocześnie byłam świadoma tego, że to ja jestem tą, która zobaczyła w nim
dobro którego on sam w sobie nie widział, zobaczyłam jego miłość, samotność. To
ja byłam tą, która dzieliła z nim troski i świadomość, że ten piękny chłopak z
motylem na brzuchu śpiewa to dla mnie mając na myśli mnie powodowała, że czułam
się idiotycznie szczęśliwa. Czułam się wypełniona jego miłością dlatego kiedy
skończył rzuciłam się na niego i zaczęłam go całować bez opamiętania. Po chwili
nasze pocałunki przerodziły w coś więcej i czując się totalnie wyjątkowo
kolejny raz dawałam mu malutką cząstkę siebie mając nadzieję, że on też czuje
się wyjątkowo dzięki mnie…
Byłam
naprawdę głupią owieczką niczego się nie domyślając. Nawet przez sekundę nie
podejrzewałam, że ukrywał przede mną tak okropne rzeczy. Cały czas myślałam
tylko i wyłącznie o tym, że ma problem ze sobą bo potrafi być chorobliwie
zazdrosny, bo miewa napady agresji i to sprawia, że nie potrafi się zaakceptować.
Że na tym polega jego zło. Ale za każdym razem kiedy mówił, że robił w życiu
złe rzeczy, kiedy obwiniał się o to co mi zrobił nie miał na myśli momentu w
którym mnie uderzył, miał na myśli całe zło, które mi wyrządził. Patrzył mi w
oczy codziennie i mimo tego ja nie dostrzegłam w nich kłamstwa. Nie umiałam na
niego patrzeć tak jak powinnam. Byłam nim tak bardzo pochłonięta, że pragnęłam
tylko i wyłącznie jego szczęścia. Jego spokoju. Ale on nigdy miał go nie
zaznać. Nie ze mną u jego boku. Nie dopóki dręczyło go to co ukrywał. Jess,
Klaudia, Steve, tabletki, video, mieszkanie… Dopiero znając całą prawdę umiałam
go zobaczyć. Dopiero kiedy odkrył ostatnią kartę zobaczyłam jego prawdziwą
twarz i to do czego był zdolny. Wiedziałam, że mnie kochał, wiedziałam, że to
nie była zdrowa miłość. Ale mimo wszystko byłam pewna. Mimo początkowych
wątpliwości stojąc w naszym salonie, który był pusty jak nigdy, mimo
wszystkiego co o nim wiedziałam byłam pewna, że mnie kochał… Westchnęłam głośno
i podeszłam do okna by poprawić firankę. Rozejrzałam się dookoła i po tym jak
upewniłam się, że nie zostawiłam niczego co należałoby do mnie poszłam do
mojego pokoju. Kiedy tam weszłam wyglądał prawie tak jak zawsze. Prawie, bo ze ścian
zniknęły zdjęcia, z półek płyty, książki… Wędrowałam wzrokiem po całym pokoju i
wtedy spojrzałam na parapet.
-Dziękuję.
-Zie ku ji- starał się powtórzyć a ja
starałam się z niego nie śmiać. Co było ciężkie. Serio.
-Prawie. DZIĘĘĘĘKUUUUJĘĘĘĘ- powtórzyłam
starając się powiedzieć to najbardziej dokładnie, wyraźnie i powoli jak tylko
umiałam.
-Dzieeee kuuuu jjiiiii.
-Dobrze, możesz to powtarzać naprawdę
często, jak moja mama da ci jeść, jak tata da ci w twarz- powiedziałam i
zaczęłam się śmiać widząc jego minę. -Żartuję! Sam najlepiej wiesz kiedy dziękować.
Okej, teraz czas na proszę: proszę.
-Poszeee- powtórzył a ja zaczęłam się
śmiać. -To jest głupie!
-Ej!- oburzyłam się i walnęłam go w
głowę. -To mój ojczysty język i jest piękny, nie głupi.
-I w chuj trudny- zaskomlał i zrobił
zbolałą minę.
-Nie narzekaj. Umiesz już powiedzieć,
hej, dzień dobry, kocham cię, dziękuję no i teraz czas na proszę.
-Poszę.
-PROSZĘ.
-Pro… Posze.
-PRO SZĘ.
-Prosę- powiedział i wydawał się naprawdę
dumny z tego, że prawie mu wyszło.
-No widzisz? To nie jest takie trudne i
naprawdę szybko ci idzie- pochwaliłam go i wsadziłam mu do buzi kawałek pomelo.
-Mam po prostu dobrą nauczycielkę, no i
oczywiście jestem zmotywowany- powiedział i spojrzał na moje cycki. Głupek.
Obiecałam mu, że jak on pouczy się polskiego w nagrodę dostanie mnie… Psikus
polegał na tym, że dostałam okres trzy dni wcześniej niż zwykle i Harry nie
miał pojęcia, że jestem niedysponowana. Zwodziłam go cały wieczór, ale nie miałam
żadnych wyrzutów sumienia. To on sam nalegał na to żebym nauczyła go parę słów,
żeby mógł zabłysnąć przed moją rodziną kiedy pojedzie ze mną ich odwiedzić.
Łaził za mną i jak w końcu mięliśmy czas on zawsze się wymigiwał i wymyślał
głupoty bo tak naprawdę nie chciało mu się uczyć. Dlatego w końcu znalazłam na
niego sposób i tak siedzieliśmy na parapecie i Harry końcu uczył się podstaw podstaw podstaw tego
czego chciałam go nauczyć.
-Taaa.
-Zapomniałaś, że nauczyłaś mnie jeszcze
jednego słowa, już dawno temu- powiedział ciszej.
-Tak? Niby jakiego?- zapytałam i
liczyłam, że powali mnie jakimś „jesteś piękna” czy coś w tym stylu.
-Kurwa- powiedział a ja znowu walnęłam
go w głowę. Tego słowa to akurat nauczyłam chyba wszystkich i oczywiście było
to ich ulubione polskie słowo. Boże, raz Louis powiedział to na koncercie.
Oczywiście później wszyscy wiedzieli od kogo nauczył się tak mówić.
-Nie przeklinaj- upomniałam go.
-Koniec tej nauki na dziś- oznajmił i
uśmiechnął się uwodzicielsko.
-Okej ale musimy się umówić na drugą
lekcję.
-W przyszłym tygodniu- powiedział i
wstał. Wziął z moich rąk miskę, w której wciąż znajdowało się kilka kawałków
polmelo i odłożył ją na komodę. Kiedy szedł w moim kierunku postanowił pozbyć
się koszuli, którą rzucił niedbale na podłogę. Kiedy to zrobił nie wytrzymałam
i zaczęłam się śmiać jak opętana.
-Harry…- wyjęczałam trzymając się za
brzuch. Chłopak patrzył na mnie nieco skołowany ale cały czas się uśmiechał.
-Co? Co cię tak bawi?- zapytał w końcu
widząc, że chyba sama z siebie nie wyjawię mu powodu mojego dzikiego śmiechu.
-Bo… Bo ja mam okres- powiedziałam a
uśmiech zniknął z jego twarzy. -A ty się tak napaliłeś…
-Skarbie nie masz okresu.
-Mam.
-Przecież wiem kiedy powinnaś go
dostać.
-No właśnie, powinnam. Nie moja wina,
że dostałam dzisiaj- powiedziałam nieco spokojniej jednak wielki banan ciągle
nie schodził z mojej twarzy.
-Nie wierzę- powiedział.
-Mam iść do łazienki i pokazać ci
zużyty tampon?- zapytałam i uniosłam brew do góry. Wtedy Harry tylko westchnął
i spojrzał na mnie naprawdę zasmucony.
-Boże, życie jest takie niesprawiedliwe…-
powiedział, w palcach trzymając swój krzyżyk…
Miałeś
rację Harry. Życie jest niesprawiedliwe. Miłość powinna dawać nam szczęście,
powinna zmuszać do samodoskonalenia. Nasza miłość tylko się taka wydawała. Do
pewnego momentu. Podeszłam do łóżka, dotknęłam pościeli ostatni raz. Zabrałam z
tego mieszkania prawie wszystko, została mi ostatnia walizka pełna ubrań. Ale
części rzeczy nie umiałam zabrać ze sobą. Po prostu nie mogłam dlatego
zostawiłam je w pudełku, które postawiłam na parapecie. Znajdowały się tam
nasze zdjęcia, ususzona róża, klucze do jego domu, prezenty od niego… I teraz
miałam tam włożyć coś co było tak symboliczne… Co było jak moje serce.
Podeszłam do pudełka i je otworzyłam. Następnie zerwałam wiszący na mojej szyi
wisiorek, zdjęłam z palca pierścionek i włożyłam je do pudełka a kiedy to
zrobiłam z moich oczu wypłynęły łzy. To był koniec. Koniec. Czułam jak ciężar w
moim sercu rośnie, jak nagle wszystko zaczyna mnie przygniatać. Mój płacz
przerodził się w szloch dlatego nie czekając chwili dłużej spojrzałam ostatni
raz na moje motyle i zamknęłam pudełko. Następnie wzięłam walizkę, wyciągnęłam
z niej rączkę i zamierzałam wyjść z tego mieszkania najszybciej jak potrafiłam.
Oparłam się pokusie sprawdzenia wszystkich pomieszczeń raz jeszcze i byłam już
w przedpokoju kiedy kolejne wspomnienie zalało mój umysł.
-Doskonale wiesz, że tego nie lubię!-
wrzasnęłam totalnie zła i poirytowana. Co on sobie do cholery wyobrażał?! Czy
do niego nie dociera to co się do niego mówi?!
-Mam to w nosie, to jest zdrowe i
będziesz to jadła!- krzyczał totalnie wkurwiony.
-Harry nie jestem umierająca, nie
rozumiesz? Anemia to nic! Moja mama całe życie ma anemię!
-Ali kupiłem to i to zjesz, bez żadnych
zbędnych dyskusji.
-Ale czy ty nie rozumiesz, że mi to nie
smakuje?- ależ on był uparty! Jak osioł!
-A czy ty nie rozumiesz, że się o
ciebie martwię?
-Jesteś taki uparty!
-Nie, to ty jesteś uparta!
-Nie zjem tego. Nie interesuje mnie co
z tym zrobisz, ale masz zabrać te zakupy stąd bo po pierwsze nie będziesz
zapełniał mi lodówki a po drugie jestem już duża i sama będę decydować o tym co
jem- powiedziałam oschle wkładając całą siłę w to, żeby brzmieć nieustępliwie.
-Aha, czyli mam to teraz stąd wziąć i
wyrzucić to do śmieci, tak?- zapytał z wyrzutem.
-Nie interesuje mnie co z tym zrobisz.
Mam swoje pieniądze, sama mogę kupić to co lubię- on przeginał. Zawsze chciał
za wszystko płacić a przez tą moją głupią anemię naprawdę padło mu na mózg. Musiał
zrozumieć, że w tym mieszkaniu to ja zajmuję się wyposażeniem lodówki.
-Nawet nie masz pojęcia jak momentami
możesz grać na nerwach!
-Ja gram na nerwach?! To ty zachowujesz
się jakbym była jakaś ograniczona, traktujesz mnie jak dziecko i po prostu mnie
drażnisz!
-Okej! Stop! Ta rozmowa nie ma sensu bo
nie mogę rozmawiać z tobą skoro świadomie robisz wszystko, żeby mnie wkurwić!-
wrzasnął, oczywiście zostawił te głupie zakupy i wyszedł trzaskając drzwiami.
Stałam tak jeszcze z minutę wkurwiona na niego i zastanawiałam się jak mam
odreagować.
-Kretyn!- krzyknęłam i niewiele się
zastanawiając postanowiłam rzucić w drzwi moim kapciem. I w momencie kiedy to
zrobiłam drzwi się otworzyły a Harry w ostatniej chwili uchylił się unikając ciosu
prosto w twarz.
-Jesteś najbardziej nieznośną i
wkurwiającą osobą jaką znam- powiedział, podszedł do mnie i złapał mnie w pasie
po czym jego usta gwałtownie złączyły się z moimi zabierając mi powietrze,
przesłaniając cały świat…
Stop!
Koniec! Nie chcę dłużej tego pamiętać! Nie chcę pamiętać o nim, o tym co było o
tym co zrobił! Chcę go wymazać z pamięci! Wszystko! Skrzywdził mnie w najgorszy
możliwy sposób a ufałam mu ślepo! Pomógł mi zbudować siebie na jego kłamstwach!
Dlaczego nie mogę go znienawidzić tak jak chcę?! Dlaczego ta cała krzywda,
którą mi wyrządził nie może przesłonić tego co było między nami dobre?!
Szlochałam nie mogąc się uspokoić i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego,
że siedzę skulona pod ścianą. Nie miałam siły stać i wydawało mi się, że już
zawsze będę się tak czuć. Zraniona, oszukana, totalnie do niczego. Nie chcę cię
kochać! Nie chcę! Chcę cię nienawidzić! Chcę o tobie zapomnieć! Pozwól mi
zapomnieć! Otworzyłam się przed tobą, poznałeś moje sekrety! Straciłam przy
tobie bezpieczne schronienie, wystawiłam się na pełny widok! A ty to
wykorzystałeś! I byłeś przy tym bezlitosny! Boże, dlaczego to tak boli?!
Dlaczego nie mogę złapać normalnego oddechu? Dlaczego wydaje mi się jakbym
zaraz miała się udusić? Dlaczego będąc świadomą tego co zrobił, całego zła, które wyrządził czuję, że to on jest wszystkim co posiadam, wszystkim czego
potrzebuję. Jest powietrzem dla którego mogłabym zabić. Jest moim wszystkim.
Miałam wrażenie, że to się nigdy nie skończy. Że już do końca swoich dni będę
się tak czuć, że będę miażdżona przez to wszystko i jedyne co mi pozostało to
nadzieja. Nadzieja, że kiedyś, pewnego dnia znowu złapię oddech… Znowu nauczę
się oddychać. Sama.
Kolejny rozdział będzie nieco inny no i przede wszystkim będzie już ostatnim rozdziałem bo po nim tylko epilog będzie!!! A później podejmiemy decyzję czy chcemy 2 część (chociaż chyba chcemy, no nie?XD)
W ogóle ten miał być krótki a wyszło prawie 9 stron XD
Przepraszam za błędy, wszelkie niejasności i niespójności!!!
Proszę o komentarze!
Okej, to chyba wszystko :)
Miłej niedzieli Wam życzę!
Do następnego!
PS I loooooveee you all!!!!! <3 <3
PSS Czuję, że zapomniałam o czymś Wam napisać XD
Alicja Różańska wraca do Polski! Ali spójrz na pozytywy tej całej sytuacji, mogłaś podszkolić swój angielski! :D
OdpowiedzUsuńA jej się znowu na wspomnienia zbiera... Ech, głupia...
Kto ogląda High School Musical i jednocześnie czyta rozdział? Tak ja :D Śmiać mi się chce xd Dogadałabym się z Lux :D
Tak czytam i się zastanawiam, czy ten rozdział to same wspomnienia? Ale podobają mi się jej komentarze, wreszcie nam mądrzeje dziewczynka :) Tylko czemu tu wszędzie musi być tyle Harry’ego!? Co to ff o nim? xD Fajnie byłoby przypomnieć sobie te wszystkie momenty gdybym lubiła tego dupka :D
CZY W NASTĘPNYM ROZDZIALE ALI BĘDZIE W POLSCE!? :D :D :D
Chyba już wiem, czemu zastanawiałaś się nad czerwoną czcionką xd
JUŻ TAK BLISKO KOŃCA A PIEROGÓW NIE BYŁO!
Kocham Cię!!
Adrianna.
Oni muszą się pogodzić! Ja inaczej nie przeżyję.. ;( Oni nie mogą tak po prostu zapomnieć o sobie.. NIE MOGĄ!
OdpowiedzUsuńA tak wg to suuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuper piszesz i nie mogę się doczekać, kiedy się pogodzą ;)