„Then at last, a voice in the gloom
Seemed to cry „I hear you;
I hear your fears,
Your torment and your tears.”
Serce podeszło mi do gardła w momencie kiedy zobaczyłam
nieruchomą postać siedzącą na kanapie. Nie miałam zielonego pojęcia co mam
zrobić. Czułam jak strach zaczyna przejmować kontrolę nad moim ciałem. On wie,
że w końcu zorientowałam się, że tu jest? Może powinnam udawać, że go nie
widzę? Może powinnam spokojnie przejść koło niego a następnie biegiem ruszyć do
wyjścia? Boże jak on się tu w ogóle znalazł?! Dlaczego mnie straszy?! Stałam
sparaliżowana i patrzyłam na czarną postać bojąc się wszystkiego co mogło się
wydarzyć w ciągu następnej chwili. Stałam jak wryta a wtedy on odwrócił głowę i
nie mnie spojrzał.
-Nie bój się- powiedział cicho a ja wiedziałam, że jestem
skończona.
-Jak tu?- nie mogłam skleić sensownego zdania.
-Dorobiłem klucz- wyjaśnił.
-Przecież miałeś być u mamy- powiedziałam bardziej do siebie
niż do niego. Jakim cudem on wiedział, że przylecę? -Dlaczego tu jesteś? Skąd
wiedziałeś?
-Jak mogłaś to zrobić?- zapytał z takim wyrzutem, że w moich
oczach momentalnie zebrały się łzy.
-Skąd wiedziałeś, że przylecę akurat dziś? Dlaczego…
-Nie tylko za mną chodzą paparazzi- wyjaśnił powoli.
-Dlaczego to zrobiłaś?
-Przerażasz mnie- wyszeptałam. Naprawdę mnie przerażał.
Robił wszystko żebym się go bała.
-Myślałaś, że kiedy się dowiem będziesz tysiące kilometrów
ode mnie? Kurwa! Ali! Myślałaś, że po miesiącu nieobecności nikt nie zrobi ci
zdjęć kiedy nagle znajdziesz się w LA? Myślisz, że jestem głupi?! Że się nie
domyślę po co tam poleciałaś?! Że nikt mnie nie poinformuje?! Wystarczyło, że
tam zadzwoniłem rozumiesz? Jak kurwa mogłaś to zrobić?! Jak?!
-Przestań na mnie krzyczeć!- strach, smutek i wyrzuty
sumienia. To czułam w tym momencie. Mimo tej całej psychicznej sytuacji umiał
wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia.
-Zostawiłaś mnie jak psa!- wrzasnął i w tym momencie łzy
spłynęły mi po policzkach.
-Jak możesz tak mówić?! Nie widzisz, że zrobiłam to bo się
ciebie boję?! Bo grozisz mi od ponad miesiąca, że się zabijesz?! Bo dzwonisz
codziennie i po każdym twoim telefonie mam ochotę podciąć sobie żyły?! Nie
widzisz jak bardzo nas to niszczy?!
-Dlaczego nawet nie próbujesz tego zmienić? Dlaczego
uciekłaś i mnie zostawiłaś? Dlaczego kurwa jestem w tym sam?
-Harry nie mogę już tego znieść. Nie mogę. Nienawidzę cię całym
sercem. Za wszystko. Dręczysz mnie, dzień w dzień a teraz robisz wszystko,
żebym to ja czuła się winna. To nie jest fair!
-Ty kurwa nie jesteś fair! Popełniłem wiele błędów ale dałem
ci milion powodów do tego, żebyś mi wybaczyła, żebyś zobaczyła że cię kocham i
że jesteś dla mnie całym kurwa światem. I po tym wszystkim odchodzisz bez
pożegnania i kurwa mówisz, że mnie nienawidzisz?
-Harry błagam cię, zrozum mnie…
-Nie rozumiem, właśnie chodzi o to, że nie rozumiem. Co mam
zrobić? Jak bardzo mam się jeszcze starać? Ali nie uwolnisz się ode mnie. Nigdy
nie dam ci spokoju. Zerwałaś umowę ale to nic nie da. Ode mnie się nie da
odejść- wysyczał przez zaciśnięte zęby.
-Jesteś nienormalny!
-Zabije się, przysięgam, że to zrobię!
-Błagam cię, nie mów tak. Nie wiesz co masz robić, żeby mnie
odzyskać a mówisz coś takiego? Jak możesz?- płakałam to małe niedopowiedzenie.
Jak wylewałam cały ocean łez.
-A jak ty mogłaś mi to zrobić?!
-Ja nic nie zrobiłam.
-Nic?! Kurwa! Po wszystkim nawet nie próbujesz się starać!
Tylko ja cały czas wierzę! Kurwa cały czas próbuję walczyć bo, czuję się tak
jakbyś rzuciła na mnie jakiś urok, całe moje życie jest teraz zależne od ciebie
i ty mówisz, że nic nie zrobiłaś. Odeszłaś w najgorszy możliwy sposób. Kurwa
Ali rozmawialiśmy dwa dni temu i nic nie powiedziałaś!
-A co miałam ci powiedzieć? Że lecę do LA żeby się od ciebie
uwolnić? Żebyś przyleciał tam i robił wszystko żeby mi to uniemożliwić? Zrobił
byś to, nawet nie zaprzeczaj.
-Oczywiście, że bym to zrobił. Potraktowałaś mnie jak śmiecia,
dałem ci wszystko a ty nie dajesz mi nic. Dałem ci siebie a ty nie zająknęłaś
się nawet, że odejdziesz! Zachowałaś się jak tchórz!- krzyczał a ja nie miałam
siły już nawet stać. Ryczałam, szlochałam i nie mogłam uwierzyć, że on mi to
robi. Że tak mówi. Upadłam przed nim na kolana i czułam, że nie wyrabiam. Że
umieram.
-Do ciebie nic nie dociera- nie wiedziałam czy w ogóle
rozumie co mówię, sama siebie nie rozumiałam. Chciałam tylko zamknąć oczy,
chciałam żeby to się w końcu skończyło.
-Ali wstań- podszedł do mnie i nachylił się nade mną.
-Chciałam tylko nas uratować- Harry chwycił mnie za ramiona
i pociągnął do góry. Po chwili trzymał mnie w swoich ramionach a ja nie miałam
nawet grama siły by go od siebie odepchnąć.
-Ali wiesz o tym, że cię kocham. Wiesz, że zrobię wszystko
by mieć cię przy sobie.
-Dlaczego nie rozumiesz, że ja nie chcę być przy tobie?
Dlaczego mówisz to wszystko? Harry dałam ci wszystko co miałam a ty mówisz, że
potraktowałam cię jak śmiecia? Jak moje wszystko możesz nazywać niczym? Jak
możesz tak w ogóle myśleć? Jak? Po tym wszystkim co razem przeżyliśmy?
-Nie rozumiem jak po tym wszystkim ty możesz tak po prostu
odejść?
-Bo wiem, że to nie ma sensu.
-To, że cię kocham nad życie nie ma dla ciebie sensu? Nadal
w to nie wierzysz? Nadal uważasz, że cały czas udaję?
-Miłość to nie wszystko, nie zawsze wystarcza.
-Miłość to jedyne co mi zostało… Wierzyłem w to, że kiedy
będziesz koło mnie cały czas… Że uda mi się. Że znowu mnie pokochasz- wyszeptał
i z jego oczu wypłynęły łzy.
-Przecież wiesz, że wciąż cię kocham. Kocham i nienawidzę
najbardziej na świecie- powiedziałam a w pokoju na ułamek sekundy stało się
zupełnie jasno. Burza na zewnątrz stawała się coraz gwałtowniejsza, przez
otwarte okno do mojego mieszkania wdzierał się nie tylko wiatr ale też deszcz
ale ja nie zwracałam na to uwagi. Jedyne o czym myślałam to, że on trzyma mnie
w swoich ramionach i to uczucie wciąż jest niesamowite. Że moje ciało cały czas
reaguje na jego dotyk tak samo. Że nie mogę dopuścić do czegoś więcej a mimo
tego nie odsuwam się od niego. Powiedziałam, że go kocham. Jak mogłam to
powiedzieć? Dopiero co wykrzyczał, że dał mi wszystko a ja jemu nie dałam nic.
Jak wszystko co mu ofiarowałam może nazywać niczym?
-Chcę żebyś stąd wyszedł- powiedziałam podejmując próbę
odepchnięcia go od siebie.
-Nie chcesz tego, chcesz żebym został- wyszeptał a ja
wiedziałam co planuje. Nie chciałam go ranić, ale bałam się, że jeśli nie
powiem tego co powinnam wszystko może skomplikować się jeszcze bardziej.
Musiałam być równie bezwzględna jak on. Musiałam wierzyć, że pomimo jego
ciągłych gróźb nic sobie nie zrobi.
-Nie chcę, nie chcę cię znać. Mam dosyć walczenia z tobą.
Mam dosyć ciebie, dlatego odchodzę, wolę poświęcić wszystko co mam by uratować
swoje życie rozumiesz? Siebie. Muszę odejść i ty musisz się z tym pogodzić.
Między nami nic już nie ma. To koniec, za parę dni wyjeżdżasz beze mnie.
-Wcale tak nie myślisz- powiedział a pewność w jego głosie
była wręcz przerażająca.
-Nienawidzę cię, nie chcę cię znać, nie chcę, żebyś mnie
teraz dotykał, nie chcę cię widzieć, nie chcę cię słyszeć. Jedyne czego chcę to
zapomnieć o tobie.
-Kochasz mnie.
-Boję się ciebie- powiedziałam mając nadzieję, że to jakoś
na niego wpłynie.
-Nie chcę, żebyś się bała…
-Jesteś takim hipokrytą… Nie chcesz żebym się bała ale
zakradasz się tu w nocy, siedzisz w ciemnościach… Ukrywasz przede mną fakt, że
dorobiłeś klucz… Codziennie piszesz mi takie smsy, że boję się w ogóle dotykać
telefonu, wykrzyczałeś mi prosto w twarz, że to ty jesteś tym poszkodowanym. Że
ja nic tobie nie dałam. Boję się ciebie, boję się że coś sobie zrobisz bo cały
czas mnie straszysz. Boję się tego, że nie wiem co teraz zrobisz. Boję się, że
nie będziesz chciał stąd wyjść, boję się, że to wszystko się nigdy nie skończy.
Nie chcesz mnie straszyć ale to właśnie robisz, boje się ciebie- nie miałam
zielonego pojęcia czy to co mówię chociaż w kilku procentach do niego dociera
ale w końcu mnie puścił i milczał. Nic nie mówił tylko stał a ja sama nie
wiedziałam co mam zrobić. Może powinnam do kogoś zadzwonić? Napisać smsa do
Nialla? Na początek postanowiłam zamknąć okno i zapalić lampkę stojącą w kącie.
Kiedy w pokoju zrobiło się jaśniej i spojrzałam na niego miałam ochotę wyrwać
sobie resztki tego co kiedyś nazywałam sercem. Nienawidziłam widzieć go w tym
stanie. Zmęczonego, wyczerpanego, załamanego, zapłakanego.
-Ali co chcesz żebym zrobił?- zapytał cicho a ja wiedziałam,
że nie chodzi mu o chwilę obecną. Codziennie zadawał to pytanie. Co chcesz
żebym zrobił? Zrobię wszystko żeby było dobrze.
-Chcę żebyś stąd wyszedł- powiedziałam cicho i łzy które na
minutę przestały wypływać z moich oczu na nowo spłynęły po moich policzkach.
-Dlaczego mi to robisz?- zapytał, podszedł do mnie bliżej i
spojrzał na mnie z wyrzutem.
-Dlaczego ja tobie to robię?!
-Dlaczego mnie odrzucasz?! Ali błagam cię nie bądź taka!-
myślałam, że ten etap kiedy na siebie krzyczymy mamy za sobą. Najwyraźniej się
myliłam.
-Ja nie mam być taka?! Kurwa Harry!- wrzasnęłam i zaczęłam
rozważać opcję ucieczki przez balkon. -Jaka według ciebie jestem?!
-Jesteś najbardziej wkurwiającą osobą na świecie!
Doprowadzasz mnie do szaleństwa, dosłownie! A wiesz co w tym wszystkim jest
najgor…- ja doprowadzam go do szaleństwa?! To on robi wszystko żebym wylądowała
w pokoju bez klamek!
-Wynoś się stąd! Natychmiast!- warknęłam i odepchnęłam go od
siebie. Jak się okazało moje zachowanie było bezcelowe bo on natychmiast złapał
moją dłoń i przyciągnął mnie do siebie. Wszystko działo się tak szybko, że nie
miałam nawet czasu na zorientowanie się, że jego usta znajdują się kilka
centymetrów od moich. Zaczęłam się z nim szarpać, próbowałam go odepchnąć od
siebie- Puść mnie!- odzywanie się w momencie kiedy jego usta są praktycznie na
twoich nie było dobrym pomysłem. I mimo tego, że chciałam by mnie pocałował,
sama tego nie rozumiejąc dlaczego, nie mogłam do tego dopuścić. Nie mógł mnie
pocałować i musiałam pokazać mu, że nie może tego zrobić. To było złe. Ten
chory pocałunek mógł dać mu nadzieję, a ja nie zamierzałam mu jej dawać.
Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej i dzięki temu, że był w koszuli moje
palce z łatwością wkradły się pod nią. . W momencie kiedy to zrobiłam poczułam
pod opuszkami palców, że na jego skórze pojawiła się gęsia skórka. Wytrąciło
mnie to z równowagi dosłownie na ułamek sekundy, przez ułamek sekundy się
wahałam by po chwili wbić paznokcie w jego skórę. Zamierzałam przejechać dłońmi
w dół, chciałam zadać mu ból, chciałam dać mu do zrozumienia jak ja czuję się w
tym momencie ale nie mogłam. Po prostu nie mogłam.
-Zrób to- wyszeptał mi prosto do ucha i w tym momencie z
moich oczu wypływały wodospady łez.
-Tak bardzo cię nienawidzę- powiedziałam cicho i wbiłam
paznokcie jeszcze mocniej w jego skórę. Wtedy jego dłonie z moich pleców
przeniosły się na dłonie. Nie miałam pojęcia dlaczego pod wpływem jego dotyku
poczułam się tak jakbym straciła wszelką władzę w rękach. Zamiast zadać mu
największy ból fizyczny na jaki było mnie stać ja po prostu dałam mu się
trzymać za ręce.
-Ciągle go nosisz- powiedział a ja zaczęłam tracić wszelką
wiarę w to, że to wszystko się kiedyś skończy. Byłam głupia nosząc ciągle
pierścionek i wisiorek od niego. Ale nie umiałam przestać ich nosić. Byłam
żałosna.
-Nienawidzę cię, nienawidzę cię, nienawidzę cię…- zaczęłam
powtarzać szlochając.
-Nie mów tak…
-Bo co? Znowu zaczniesz mi grozić, że się przeze mnie
zabijesz? Droga wolna- zanim w ogóle zdążyłam sobie uświadomić co powiedziałam
on zdążył się już ode mnie odsunąć. Wcale nie chciałam tego powiedzieć!
-Naprawdę ci na mnie nie zależy?- zapytał z wyrzutem a ja
nie byłam w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Byłam podłą suką i w tej
chwili nienawidziłam siebie bardziej niż jego. Moje milczenie było dla niego
potwierdzeniem. Na jego twarzy malowało się tak wiele uczuć, że nie umiałam
przewidzieć co się może stać.
-J…ja- zaczęłam ale było już za późno. Jego zdjęcie znalazło
się na podłodze.
-Kurwa! Cały ten jebany czas walczę ciebie jak skończony
idiota a ty masz mnie kurwa w dupie!- wrzasnął i złapał kryształowego kangurka,
którego przywiozłam jako pamiątkę z Australii. Sekundę później była ona
roztrzaskana tak samo jak zdjęcie. -Wiem, że kurwa źle zrobiłem ale to ty! To
ty zachowujesz się teraz jak zwykła suka!- krzyknął i kolejna rzecz wylądowała
na podłodze.
-Przestań!- nie miałam zielonego pojęcia co mam zrobić.
Podejść do niego? Próbować go uspokoić? Jeśli do niego podejdę uderzy mnie.
-Sama kurwa przestań! Robisz z siebie ofiarę chociaż to ja
jestem tutaj jedyną osobą, która potrzebuje ratunku!- wrzasnął i złapał moją
gitarę. Tę którą dostałam od Nialla na urodziny.
-Harry proszę nie!- krzyknęłam a on tylko spojrzał mi w oczy
i z całej siły uderzył gitarą o podłogę. Po kilku sekundach ponowił ten ruch,
raz i jeszcze raz aż gitara przestała przypominać gitarę.
-Grasz świętą a jesteś tak samo podła jak one wszystkie-
wysyczał przez zaciśnięte zęby. -Ale skoro ani mi ani tobie już nie zależy to
kurwa skończę to i przestanę nas męczyć, zabiję się skoro oboje tego chcemy-
powiedział i po prostu wyszedł a kiedy to zrobił ja stałam przez jakiś czas i
nie wiedziałam co robić. Biec za nim? Sprzątać cały ten bałagan? I kiedy w
końcu dotarło do mojej tępiej głowy co się stało było już za późno, Harrego już
nie było. Nie wiedziałam gdzie poszedł ale mimo szalejącej burzy musiałam go
znaleźć. Biegłam w deszczu do niego ale tam go nie było. Nie miałam pomysłu
gdzie mam iść i jedyne co mi przyszło do głowy to zadzwonić do Louisa.
Poinformowałam go pokrótce o tym co się stało, że Harry do mnie przyszedł, że
dowiedział się, że odchodzę, że się pokłóciliśmy a on wpadł w szał i nie wiem
czy sobie czegoś nie zrobi. Po dwóch godzinach poszukiwań okazało się, że Harry
pojechał do Gemmy gdzie się upił do nieprzytomności. Mimo tego, że wiedziałam,
że jest bezpieczny nie spałam całą noc. W mojej głowie niczym zacięta płyta
pojawiał się obraz naszej rozmowy. Po całym dniu milczenia wieczorem dostałam
on niego smsa. Napisał, że przeprasza i błagał, żebym nie odchodziła.
Praktycznie aż do rozpoczęcia trasy codziennie przychodził do mnie, dzwonił,
zastraszał mnie, obrażał, przepraszał, całował mnie po rękach by chwilę później
wpaść w szał do tego stopnia, że potrafił popchnąć mnie na ścianę i ciskać
pięściami centymetr od mojej głowy. Potrafił przynieść mi bukiet kwiatów
mówiąc, że jestem miłością jego życia by za minutę grozić, ze zrobi sobie coś
przeze mnie. Z każdym dniem to szaleństwo się nasilało do tego stopnia, że
dzień przed koncertem w Cardiff kiedy do mnie przyszedł nie miałam już nawet
siły by prosić go żeby wyszedł. Po prostu siedziałam jak lalka, nie odzywałam
się, nie płakałam, nie robiłam nic. Wiedziałam, że cokolwiek powiem to i tak
nic nie da. Nic nie miało już na niego wpływu. Nic ani nikt. Niall, Louis,
Gemma. Harry oszalał a ja oszalałam razem z nim i nie dzwoniłam już do nikogo
kiedy Harry przychodził, kiedy mnie straszył. Nie powiedziałam Niallowi nawet o
tym, że Harry zniszczył mi gitarę, którą dwa dni później odkupił a ja nie
chciałam jej przyjąć i znowu się pokłóciliśmy. Z każdym dniem było gorzej,
codziennie umieraliśmy od nowa, codziennie umierała kolejna cząstka nas.
***
-Hej- powiedziałam otwierając drzwi.
-Hej- odpowiedział brunet a gdy zamknęłam drzwi rozłożył
ramiona bym mogła się do niego przytulić.
-Co słychać? Jak się ma Perrie?- zapytałam kiedy mnie puścił
a ręką pokazałam, że ma wejść do środka.
-Z Perrie wszystko w porządku, w sumie nawet lepiej niż w
porządku mimo tego, że ostatnio kłócimy się praktycznie codziennie- Zayn
zaśmiał się pod nosem a ja przed oczami od razu miałam mnie i Harrego. My też
kłóciliśmy się dzień w dzień i mi do śmiechu w ogóle nie było.
-To super- powiedziałam bez entuzjazmu co Zayn od razu
wyłapał i chyba żałował, że to powiedział uważając to za nietaktowne. -Ale ze
mnie gapa! Chcesz coś do picia? Nie mam red bulla od razu mówię. Herbata? Sok?
-Sok- powiedział a ja pobiegłam do kuchni po szklanki, lód i
sok. Kiedy to wszystko przyniosłam wróciłam się jeszcze po ciastka i
podstawiłam je chłopakowi po nos.
-Jedź bo schudłeś znowu- powiedziałam z wyrzutem bo serio
wydawało mi się, że jest jeszcze chudszy niż ostatnio.
-To samo się tyczy ciebie- powiedział i pokiwał głową z
dezaprobatą. Na początku gadaliśmy o jakiś pierdołach zupełnie nie zahaczając o
moje odejście czy o Harrego. Widziałam, że Zayn nie jest tu po to by sobie
poplotkować. Przyjechał do mnie bo miał jakiś powód.
-Co jest?- zapytałam w końcu, widząc, że coraz bardziej się
denerwuje.
-Nic takiego tylko…- zaczął ale się zaciął.
-Jezu Zayn nie strasz mnie. Coś się stało?
-Chodzi o odejście- wydusił z siebie w końcu, wcześniej upijając
wielki łyk soku.
-Tak?- zapytałam podejrzliwie nie wiedząc o co mu chodzi.
Przecież sam mnie do tego namawiał.
-Chodzi o to, że… No bo odchodzisz… I ja…- to jego zacinanie
i jąkanie w tym momencie doprowadzało mnie do szału.
-Zayn powiedz wreszcie. Myślisz, że źle zrobiłam? Ale sam
mówiłeś, że tak będzie lepiej, dla Harrego, dla mnie…
-Ja też odchodzę- powiedział nieco głośniej niż powinien a
ja zakrztusiłam się przełykaną śliną.
-C..co?
-Odchodzę. Z zespołu. Też nie będę kontynuował trasy-
widziałam ulgę malującą się na jego twarzy kiedy w końcu się dowiedziałam.
-Ale… Jak? Jak długo już to wiesz? Chłopaki wiedzą? Co na to
zespół? Wytwórnia? Wszyscy? Odchodzisz ale wrócisz tak? Robisz przerwę?- nie
rozumiałam tego co powiedział. Przecież on nie może odejść tak na stałe!
-Odchodzę definitywnie, z One Direction, zespół ma teraz
czterech członków. Jeśli chodzi o chłopaków to w sumie przyjęli to dobrze,
przedyskutowałem to z nimi. Najgorzej przyjął to Lou, jest na mnie w chuj zły i
się obraził.
-Jak długo wiedzą?
-Dwa tygodnie.
-Niall wiedział dwa tygodnie i nic mi nie powiedział?!
-Ej spokojnie, nie kazałem im mówić, sam chciałem ci
powiedzieć. Jesteś moją przyjaciółką, pamiętasz? Musiałem powiedzieć ci to
osobiście, nie przez posłańca czy telefon.
-Ale dlaczego? Czemu odchodzisz? Ja odchodzę przez Harrego
ale ty?- nie mogłam w to uwierzyć. Dlaczego to robi? Co skłoniło go do podjęcia
takiej decyzji?
-Bo meczy mnie to wszystko, po prostu już nie daję rady i to
wszystko zamiast sprawić mi radość jest dla mnie zwykłym obowiązkiem.
-Myślałam, że to lubisz…- okej, może i Zayn czasami wydawał
się nieco wycofany ale on po prostu taki już był. W życiu bym nie
przypuszczała, że przyjedzie do mnie by powiedzieć, że odchodzi. Musiał być
jakiś powód. Nie możliwe, żeby odszedł bo nagle coś mu się przestało podobać.
-To ma związek z plotkami o Perrie? Wiem, że to się nasiliło ostatnio…
Widziałam co wypisywali…
-To jeden z powodów…
Ja po prostu zrobiłem rachunek sumienia i naprawdę nie widzę się dłużej
w zespole. Ja nie mogę tak wszystkich oszukiwać. No i przede wszystkim nie mogę
oszukiwać siebie, muszę żyć w zgodzie sam ze sobą…
-Poczekaj- powiedziałam totalnie niegrzecznie mu
przerywając. Wstałam z kanapy i poszłam do szafki w której trzymałam alkohol.
Zignorowałam głupie ukłucie w sercu kiedy zobaczyłam butelkę ulubionego wina
Harrego i wyciągnęłam pół litra wódki, która została mi jeszcze z mojej
imprezy, którą urządziłam zimą. Zayn zaczął się śmiać kiedy postawiłam przed
nim butelkę. Zostawiłam go na moment i pomaszerowałam do kuchni po kieliszki,
więcej lodu i soku.
-Wybacz ale nie możemy rozmawiać a tym wszystkim na trzeźwo-
wyjaśniłam kiedy podałam mu butelkę. Zayn milczał, gapił się na mnie i nie
otwierał wódki. Boże, faceci! Wszystko trzeba im tłumaczyć? -Otwórz, nalej nam
i kontynuuj.
-Jesteś pewna?
-Jestem Polką, nie bój się, umiem pić.
-Okej- chłopak zaśmiał się totalnie uroczo i w końcu nam
polał. Podał mi kieliszek a ja oczywiście już na samym początku musiałam nieco
rozlać. -To za co pijemy?
-Za to żeby nasze decyzje okazały się dobre- powiedziałam
i zanim wypiliśmy stuknęliśmy się
kieliszkami przez co znowu trochę mi się rozlało. Widząc mój totalny brak
poszanowania do alkoholu Zayn patrzył na mnie tak jakby chciał powiedzieć
„Kobieto, to jest wódka! Tego się nie rozlewa!”. Po dwóch godzinach picia i
rozmawiania stanowczo mogłam stwierdzić, że po pierwsze nigdy chyba nie dotrze
do mnie fakt, że Zayn odszedł, po drugie, że jestem już nawalona a po trzecie,
że Zayn odwrócił moją uwagę od Harrego. No przynajmniej przez większość czasu
ją odwracał albo prawie odwracał.
-Ali mogę zapalić?- zapytał Malik po tym jak wznieśliśmy
kolejny toast. Tym razem niczym rasowe miss świata za ‘pokój na świecie’.
-Oczywiście. Ale nie tu, na balkonie, chodź- powiedziałam i chwiejnym
krokiem dotarłam do balkonu. Gdy już w końcu się na nim znaleźliśmy chłopak
zapalił fajkę i totalnie olał to, żeby spytać czy ja też chcę. A przecież
chciałam! -Ej!
-Co?- fajnie, że Zayn też był wstawiony.
-Gdzie się podziali gentelmani…- westchnęłam i wskazałam
palcem na jego papierosa.
-Chcesz?- zapytał niepewnie a ja uśmiechnęłam się od ucha do
ucha.
-Chcę!
-Ludzie zbliża się koniec świata! Ali chce fajkę!- Zayn
zaczął się drzeć więc żeby przerwać te piski (serio, to były piski!) zasłoniłam
mu usta ręką.
-Zamknij się. Wiesz, gdybyś przyszedł na moją imprezę zimą
to byś wiedział, że czasami palę.
-Tak? A kto ci niby dał fajkę wtedy?
-A Liam- powiedziałam i wytknęłam na niego język.
-Wow! W takim razie proszę- powiedział i podał mi paczkę, w
której było sześć albo osiem papierosów. Nie umiałam stwierdzić dokładnie.
Wzięłam jednego do ust a Zayn przysunął zapalniczkę. W momencie kiedy się
zaciągnęłam widziałam na jego twarzy ten sam głupi podziw, który widziałam u
Liama. Jezu… Święta Ali umie palić. Halo? Wszyscy chodziliśmy kiedyś do szkoły,
na imprezy i tak dalej. No przecież każdy kiedyś spróbował jak smakują fajki.
To po prostu nieuniknione w życiu każdego człowieka. No nie?
-Nie gap się tak na mnie, nie zacznę się zaraz krztusić i
dławić- powiedziałam i pomachałam mu papierosem przed twarzą. Po tym jak Zayn
przestał być w szoku, że umiem robić kółka z dymu a ja spaliłam drugiego
papierosa zaczęło mi się kręcić w głowie jeszcze bardziej niż wcześniej. Jako,
że nie chciało nam się wchodzić do środka usiedliśmy na płytkach na balkonie i
pewnie bym tak zasnęła gdyby nie to, że znowu uświadomiłam sobie fakt, że
odeszliśmy.
-Nie boisz się?- zapytałam i spojrzałam na Zayna, który miał
zamknięte oczy.
-Czego?
-No, że obudzisz się w piątek, piątego czerwca i będziesz
żałował. Że jesteś tu a nie tam. A kiedy wybije dwudziesta będziesz siedział w
domu i będziesz żałował, że mogłeś być teraz z nimi, w ich świecie.
-Nie wiem.
-Ja się tego boję- przyznałam.
-Ali oboje podjęliśmy słuszne decyzje.
-No ale dla mnie to koniec. To wszystko zaczęło się tak
szybko a skończyło jeszcze szybciej, totalnie niespodziewanie.
-Dla ciebie to nie jest koniec.
-Dobrze wiesz jak będzie.
-Ali nie możesz tak mówić bo w życiu jest pewne, że nic nie
jest pewne.
-Ale ja się boję, że źle zrobiłam. Ja kocham śpiewać.
Dlaczego ty jesteś taki spokojny? Dlaczego się nie boisz? Dlaczego nie boisz
się, że za pięć lat włączysz telewizor, zobaczysz ich i pomyślisz „Boże! Byłem
taki głupi! Mogłem tam być z nimi! Mogłem zostać.”
-Boję się, okej? Jasne, że się boję. Że będę żałował ale… Ja
nie wytrzymuję już. Przez dwadzieścia cztery godziny na dobę siedem dni w
tygodniu jestem pod presją, ciągle w blasku fleszy. To jest straszne. Okej,
poszedłem do X-Factora bo tego chciałem. Ale prawda jest taka, że nigdy w życiu
nie przypuszczałem, że to się rozrośnie do takich rozmiarów. Że każdy będzie
wiedział co robię i z kim robię. Może gdybyśmy nie byli tak popularni… Jak
kocham swoich fanów, naprawdę. Uważam, że są świetni i wiem, że kiedy się
dowiedzą poczują ogromny zawód. Wiem, że ich zawiodę ale… Kurwa. Perrie nie
może nosić pierścionka zaręczynowego bo dostaje miliony nieuzasadnionych
hejtów. Kocham ją i ludziom nic do tego. Nikt nie ma prawa się do tego mieszać,
nikt nie ma prawa jej obrażać. Nie masz pojęcia ile razy wracałem do niej i
musiałem ocierać jej łzy. To najbardziej chujowe uczucie na świecie. Wracać do
ukochanej osoby i widzieć, że płacze przez ciebie. Płacze bo z tobą jest. Ali
kiedy dałem jej ten pierścionek… Byliśmy najszczęśliwsi na świecie a teraz ona
zdejmuje go gdy chce sobie zrobić zdjęcie. Ludzie wyzywają ją od najgorszych
chociaż nie mają pojęcia jaka jest naprawdę. Nie widzą tego jak ją ranią. To
nie jest normalne i sama o tym wiesz. Byłaś z Harrym. Stałaś się popularna.
Nikt nie wie lepiej jak to jest niż ty- Zayn był chodzącym ideałem. Harry też
kiedyś mi powiedział, że mógłby dla mnie odejść…
„-Naprawdę rzuciłbyś to wszystko dla mnie?
-Oczywiście- powiedział i nawet się przy tym nie zająknął.
-Ale Harry ty kochasz swoje życie!
-Ale ciebie kocham bardziej- to było chyba najpiękniejsze co
mógł w tej chwili powiedzieć.”
Harry wynocha z mojej głowy! Gadam teraz z Zaynem i nie
myślę o tobie!- moje myśli były w tym momencie nieźle poplątane dlatego aby
wyrzucić z głowy to wspomnienie potrząsnęłam nią energicznie. Gdybyśmy nie byli
nawaleni Malik pewnie wziąłby mnie za chorą psychicznie. Ale w tym momencie nie
zwracał uwagi na to, że nagle zaczęłam dziwnie potrząsać głową na boki.
-Wiem… I rozumiem cię, w stu procentach rozumiem i popieram.
Podziwiam cię za to. Robisz to mimo tego, że wiesz jakie czekają cię
konsekwencje ale…- ale to nie zmienia faktu, że ja nadal miałam wątpliwości.
Nawet mimo tego co odwalał Harry. Nawet mimo tego, że z każdym dniem było coraz
gorzej.
-Ty też zrobiłaś dobrze-powiedziała ja zrozumiałam dlaczego
tak naprawdę doradzał mi w podjęciu tej decyzji. Sam przecież musiał podjąć
taką samą i najwyraźniej uważał, że to najlepsze wyjście dla naszej dwójki.
-Czytasz mi w myślach?- zapytałam i spojrzałam na niego
podejrzliwie.
-Ali Harry ma naprawdę destrukcyjny wpływ na ciebie i na
samego siebie. Rozłąka tylko wam…- postanowiłam przerwać mu bo już to dzisiaj
słyszałam i wiedziałam, że ma rację i w głębi duszy wiedziałam, że podjęłam
słuszną decyzję. Po prostu wątpliwości pojawiają się zawsze. To jest
nieuniknione.
-Dobra, już. Przecież wiem. Po prostu dziwnie tak zmienić
całe, życie z dnia na dzień.
-Ale przecież nie musisz rezygnować z muzyki.
-Ale ja nie umiem aktualnie zaśpiewać głupiego „Panie Janie”
bo kojarzy mi się to z nim.
-Serio? Panie Janie z Harrym?- zapytał i się zaśmiał.
-Nie śmiej się! Tak! Pamiętam jak to śpiewał przed
koncertem… Nagrałam to i… Nie ważne. Teraz to już nie jest ważne- Zayn, Niall
czy Zuza. Wszyscy wiedzieli jak między mną i Harrym jest. Najwięcej oczywiście
wiedziała Zuzka, ale… Prawda była taka, że nikt poza mną i nim nie wiedział co
się dzieje. Nie pisałam Zuzie o wszystkim co robił Harry. Co mówił, co pisał…
Większość tego wszystkiego dusiłam w sobie.
-Ali tylko się nie dołujemy teraz, jasne?
-Jasne- westchnęłam smętnie.
-Poważnie mówię. Wszystko się jakoś ułoży, obiecuję-
powiedział i objął mnie ramieniem starając się dodać mi otuchy.
-Myślę, że mimo tego, że twoja decyzja jest sensacyjna jest
też słuszna- powiedziałam i oparłam głowę na jego ramieniu. -I wymagała
wielkiej odwagi.
-Twoja też jest słuszna- zamknęłam oczy i o dziwo poczułam
jakiś dziwny spokój. Wydawało mi się, że nigdy w życiu nie byłam spokojna, nie
pamiętałam kiedy ostatni raz czułam się spokojna.
-Wiem, mimo wszystkich wątpliwości, wiem o tym- nawet jeśli
go zostawiamy. Harry musi usunąć mnie ze swojego życia, tylko tak będzie mógł
żyć. Inaczej go zniszczę. Zniszczymy siebie nawzajem.
-Czasami musimy po prostu odpuścić i wtedy… wtedy wszystko
nabiera sensu.
-Tylko nie odpuszczaj sobie nas, okej?- co jak Zayn mnie
zostawi? Nie chcę, żeby mnie zostawiał!
-Dlaczego miałbym sobie nas odpuścić?
-Nie wiem, ale Zayn… Tak bardzo mi pomogłeś… Jeśli mam być
szczera, nigdy nie sądziłam, że to będziesz ty. Że będziesz jak Niall, jak
Zuza… I ja nie mogę ciebie stracić- nie wiedziałam czy to alkohol pomaga mi
mówić tak szczerze, czy rzeczywiście jesteśmy już z Zaynem na takim ‘poziomie’
naszej znajomości, że mówienie czegoś takiego mnie w ogóle nie krępuje.
-Jesteśmy przyjaciółmi i nie zamierzam sobie tego odpuścić-
powiedział szczerze.
-Okej… W takim razie mam jeszcze jedną prośbę.
-Słucham?
-Nie kłóć się z Lou- poprosiłam i spojrzałam w te jego
piękne oczy.
-Ale to on zaczyna- powiedział natychmiast.
-To co… Po prostu nadstaw drugi policzek.
-Taaa, łatwo ci mówić.
-Nie łatwo ale… Nie odpuszczaj sobie ich… Wszystkich.
Pamiętaj o Joshu, Sandym, Louise- Lou… Kilka razy z nią rozmawiałam odkąd
rozstałam się z Harrym ale miałam wrażenie, że jest ona bardziej po jego
stronie, jakby nie do końca wierzyła w to, że mógłby zrobić coś strasznego.
Niby była świadoma tego jaki Harry potrafił być, ale po prostu nie chciała tego
do siebie dopuścić. Z drugiej strony w pamięci miała to jakie Harry miał o mnie
zdanie na początku, pamiętała też, że podniósł na mnie rękę i to wszystko było
chyba dla mniej po prostu zbyt trudne. Nie wiedziała co powinna myśleć i nie
chciała się mieszać. Nie chciała wybierać a ja wiedziałam, że i tak wybrałaby
jego… Wiedziałam, że wszyscy wybiorą jego a ja nie chciałam nikogo stawiać w
niezręcznej sytuacji. Miałam już tylko Nialla i Zayna. Nie mogłam ich stracić.
-Pamiętaj, żeby w urodziny wysłać małej Lux wielkiego pluszowego misia…
-Nie bój się Ali, nie zapomnę.
-Pamiętaj o nim… Okej? Pamiętaj i obiecaj, że nie odpuścisz
sobie Harrego, że będziesz z nim nawet w najgorszych chwilach… Wtedy kiedy mnie
już przy nim nie będzie.
-Ali obiecuję. Przysięgam, że to, że znikam z ich świata nie
znaczy, że znikam z ich życia i oni nie znikną z mojego.
-Dobrze… Byłoby głupio gdybyś tak nagle wszystko sobie olał.
-Nie oleję… Ale się zaraz poleję w gacie tak mi się siku
chce- zaskomlał i wstał przez co ja prawie poleciałam na bok.
-To jak? Jeszcze po jednym?- zapytałam wstając z jego
pomocą.
-Jeśli chcemy mieć kaca mordercę jutro to okej.
-W takim razie, szykuj się na jutrzejszy zgon- powiedziałam
i w momencie kiedy Zayn poszedł siku, ja nalałam nam po kolejnym kieliszku.
-Co z tego, że kobiecie nie wypada- prychnęłam sama do
siebie.
-To za co pijemy teraz?- zapytał kiedy wrócił z siusiania.
-Za to żeby w gwiazdkę spadł śnieg- powiedziałam i
wyszczerzyłam się do niego jak pajac.
-Za śnieg- powiedział Zayn i obdarzył mnie równie
idiotycznym uśmiechem…
***
Jak głupim i łatwowiernym trzeba być żeby wierzyć, że praca i
odległość sprawią, że on odpuści? Byłam głupia bo naprawdę wierzyłam w to, że
kiedy znajdzie się w trasie, kiedy wpadnie w wir pracy, odpuści albo
przynajmniej przestanie mnie dręczyć z taką częstotliwością. Myślałam też, że
najgorszym dniem dla niego jak i dla mnie będzie ten pierwszy. Myślałam, że
najtrudniejszy będzie koncert w Cardiff, ale nic z tego. Każdy dzień był coraz
gorszy. Ta jego obsesja nie słabła a wręcz przeciwnie, z każdym dniem tylko
przybierała na sile i naprawdę nie miałam pojęcia jakim cudem nic sobie nie
zrobiłam. Harry niszczył wszystko czego się tknęłam. Nie mogłam pojechać nawet
na wakacje z rodziną bo przez jego ciągłe telefony byłam cały czas zdenerwowana
przez co wróciliśmy wcześniej i przez mój kompletny brak nastroju i przez to,
że cały czas byłam zdenerwowana, ani ja nie wypoczęłam ani moi rodzice.
Myślałam, że trasa po Stanach, jakimś cudem chociażby dzięki tej głupiej
różnicy czasu, odizoluje go ode mnie. Ale nic ani nikt nie było w stanie
sprawić bo przestał… Prawie nikt. I prawie nic. Czasami wystarczy jedna chwila
by zmienić nasze życie. Jedna minuta może obrócić wszystko o sto osiemdziesiąt
stopni.
-Tak mamuś, zaraz będę wchodzić do mieszkania- powiedziałam
w jednej ręce trzymając telefon, w drugiej przewalając wszystko w torebce w
poszukiwania kluczy.
-Pamiętaj żeby zadzwonić jutro do Klaudii- przypomniała mi
dziesiąty raz w ciągu naszej rozmowy.
-Wiem, ale najpierw muszę pogadać z Olivią- po tym jak
spędziłam czas w Polsce od tygodnia byłam znowu w Londynie. Mama, odkąd moje
życie zaczęło przypominać koszmar, non stop panikowała i cały czas była
nerwowa. Denerwowała się, że jestem w Londynie sama. Wszyscy, poza Zaynem byli
w USA. Zayn był na wakacjach we Włoszech. Właściwie mogłam siedzieć w Polsce
nadal, ale nie chciałam już denerwować rodziców. Nie wiedzieli oni praktycznie
o dziewięćdziesięciu procentach tego co się między mną a Harrym działo a mimo
tego mama się o mnie martwiła. Poza tym w kraju nie mogłam wyjść normalnie bo
ciągle łazili za mną paparazzi. Chciałam dać im odetchnąć od tego szału dlatego
wróciłam do Londynu. Nawet jeśli nie miałam w nim nic do roboty…
-W takim razie zadzwoń do niej zaraz.
-Nie bo już jest późno i zrobię to rano, poza tym jestem
głodna bo dopiero wracam.
-Gdzie byłaś? Jest już po dziesiątej?- moja mama to taki sam
nie ogar jak ja.
-Byłam w sklepie- wcale nie byłam w sklepie, byłam na
spacerze.
-W jakim sklepie?- dlaczego mama traktuje mnie jak
pięcioletnie dziecko? Przecież jestem dorosła i jakoś udało mi się przeżyć w
Londynie już całkiem sporo czasu.
-Spożywczym, mamuś kończę już bo nie mogę znaleźć kluczy w
torebce. Odezwę się jutro.
-Pamiętaj żeby zadzwonić…
-Wiem- Boże! Przecież pamiętam!
-Ali nie denerwuj się.
-Przecież się nie denerwuję.
-Dobranoc- powiedziała mama głośno wzdychając.
-Branoc- odpowiedziałam i się rozłączyłam. Wrzuciłam telefon
do torebki i podeszłam do drzwi. Włożyłam klucz do zamka i próbowałam
przekręcić w prawo, ale coś się zacięło. Po minucie szarpania się z tym
cholerstwem odruchowo złapałam z klamkę, nadusiłam na nią a drzwi się
otworzyły.
-Wariuję… Oszalałam- wyszeptałam sama do siebie. Dlaczego
drzwi były otwarte? Przecież je zamykałam gdy wychodziłam. Zamykałam? A może
nie? Po moich plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Nie pamiętałam. Nie
wiedziałam czy zostawiłam mieszkanie otwarte czy nie. Zawsze je zamykałam ale…
Przecież nikt się nie włamał. Na dole jest ochrona, nie każdy może sobie wejść
tak po prostu do budynku. Czułam jak strach zaczyna przejmować władzę nad moim
ciałem. To nie mógł być Harry. On był przecież w Stanach, miał koncert. Harry
był w trasie. A nawet jeśli nie byłby w trasie nie wszedłby. Zmieniłam zamek w
drzwiach i upewniłam się, że Harry nie dorobi sobie klucza. Po kilku minutach
analizowania tego dlaczego mieszkanie jest otwarte, postanowiłam wejść do
środka. Wcześniej wzięłam do ręki telefon i flakonik perfum, który zawsze
nosiłam w torebce. W razie gdyby w moim mieszkaniu znajdował się jakiś seryjny
morderca, może uda mi się do kogoś zadzwonić zanim mnie zabije? Albo psiknę mu
w twarz Diorem, może jakoś go to powstrzyma a ja zdążę uciec. Kiedy weszłam do
przedpokoju wszystko wydawało się w porządku. Postanowiłam nie ściągać butów bo
przecież mogłam za chwilę walczyć o życie i lepiej mieć wtedy buty na sobie.
Boże Ali! Opanuj te głupie myśli! Jesteś roztrzepana, zapomniałaś ich zamknąć!
Proste!- sama siebie starałam zapewnić, że naprawdę nie mam się czego bać. Z
drugiej strony uważałam, że jestem głupia i nie powinnam wchodzić sobie ot tak
skoro widzę, że coś jest nie tak. Najpierw poszłam do kuchni, ale nikogo tam
nie było. Sprawdziłam salon, ale też był pusty, poszłam do łazienki ale tam też
było „czysto”. Została mi tylko moja sypialnia. Kiedy podeszłam do drzwi
wiedziałam, że coś jest nie tak. Ktoś tam był. Przecież ja nie zostawiam drzwi
od sypialni otwartych. Mam taki głupi nawyk, że zawsze kiedy wychodzę je
zamykam. Uniosłam telefon do góry i zamierzałam zadzwonić, nie ważne do kogo.
Ktoś włamał się do mojego mieszkania! Nie widziałam czyj numer wybieram, ręce
zbyt bardzo mi się trzęsły. Zaczęłam powoli się cofać, krok po kroczku z
telefonem przyciśniętym do ucha. W momencie kiedy usłyszałam pierwszy sygnał w
sypialni usłyszałam ten głupi dzwonek. Spojrzałam na telefon. Dzwoniłam do
Harrego. Dzwoniłam do niego a jego telefon słyszałam w moim domu. Ale on nie
mógł tu być! On był w Stanach! Był! Przecież tam był! Bądź odważna, wejdź tam-
nakazałam sama sobie i w momencie gdy się rozłączyłam weszłam do pokoju i w
panującej ciemności widziałam jedynie jego kontury. Siedział na parapecie. Tam
gdzie zawsze przesiadywał kiedy na mnie czekał podczas gdy ja się szykowałam,
malowałam, tam gdzie karmił mnie lodami, truskawkami, tam gdzie zasypywał mnie
milionami głupich żartów.
-Moja mama…- zaczął zanim ja zdążyłam się odezwać. Zaczął,
ale głos mu się załamał i wiedziałam już, że stało się coś poważnego.
Natychmiast podeszłam do szafki na której stała lampka i zapaliłam światło.
Rzuciłam niedbale telefon na łóżko bo nagle jakoś zaczął przeszkadzać mi w
dłoniach.
-Harry co się stało?- zapytałam zestresowana. Ale nie
stresowało mnie to, że tu jest tylko to, że mogło stać się coś strasznego.
-Razem z Robinem mieli wypadek- powiedział i spuścił głowę a
ja niewiele się zastanawiając podeszłam do niego i zajęłam swoje miejsce na
naszym parapecie.
-Nic im nie jest, prawda?- zapytałam łamiącym się głosem.
Błagam, powiedz, że czują się dobrze!
-Robin ma wstrząs mózgu, mama ma złamaną nogę- powiedział i
na mnie spojrzał. Pierwszy raz od momentu kiedy to wszystko się stało wyglądał
inaczej. Był załamany, przybity ale wyglądał inaczej. Był też zdeterminowany,
ale najbardziej zwróciłam uwagę na to, że w jego oczach nie było szaleństwa.
-Nic więcej im nie jest?- zapytałam ciągle przerażona.
-Nic.
-Dzięki Bogu- powiedziałam z ulgą i ledwo opanowałam chęć
chwycenia go za rękę.
-Rozmawiała wtedy ze mną
Ali. Kłóciliśmy się o ciebie- wyszeptał i spojrzał mi w oczy. Chciałam
się odezwać, ale nie wiedziałam co powiedzieć. Jak to kłócili się o mnie? -Nie
wiem jak to zrobiłem ale wysłałem do mamy przez przypadek jednego smsa. Miał
być do ciebie. Mama do mnie oddzwoniła… Powiedziała, że się na mnie zawiodła,
że nie może uwierzyć w to, że to ja napisałem… Zacząłem się z nią kłócić, że
nie ma prawa mnie oceniać, że nie wie jak to jest. Mama chyba pierwszy raz w
życiu się na mnie wydarła, że mam dać ci spokój, że mam tak nie pisać…
Kłóciliśmy się Ali… I wtedy usłyszałem jej krzyk a po chwili nic… Później
zadzwoniła do mnie, że mieli wypadek, że mam się nie denerwować ale ja już
byłem w drodze na lotnisko. Ali myślałem, że nie żyją. Poczułem to samo kiedy
zobaczyłem ciebie w wannie pełnej krwi… I chyba wtedy to do mnie doszło.
-Wiem, że to było straszne ale dzięki Bogu nic im…- zaczęłam
ale on podniósł rękę pokazując, że mam przestać gadać.
-Ali byłem u mamy, ma nogę w gipsie… Rozmawiałem z nią… I
jutro wracam do Stanów. Ale zanim tam wrócę muszę ci powiedzieć. Nie byłem z
tobą szczery. Tak bardzo chciałem cię odzyskać, że w momencie kiedy prosiłaś
mnie o szczerość nie było mnie na nią stać. Ale w chwili kiedy myślałem, że
mama… Kiedy przypomniałem sobie jak wciągałem cię z wody, jak nie mogłem wyczuć
tętna… Zrozumiałem, że tak naprawdę pośród tego całego bogactwa, które posiadam
tylko wy jesteście dla mnie cenne. Mama, Gemma i ty. Moja rodzina, chłopaki. I
nie mogę już dłużej ci tego robić. Czuję, że cię niszczę a ja nie mogę niszczyć
mojego skarbu. Dlatego obiecuję, że dziś rozmawiamy po raz ostatni- powiedział
patrząc mi w oczy a ja czułam, że tym razem jest szczery, że mówi prawdę.
-Harry…- sama nie wiedziałam co czuję, co chcę powiedzieć.
-Musisz mnie wysłuchać. Po tym co teraz powiem będziesz
żałować wszystkiego co ze mną przeżyłaś, będziesz żałować, że mnie poznałaś.
Klaudia, Jessica, Steve to nie wszystko. Wszystko co złe spotkało cię przeze mnie…
Pamiętasz video, które ktoś nagrał? Krzyczałaś na mnie- powiedział poważnie a
ja pokiwałam głową. Oczywiście, że pamiętałam. Przez ten film prawie wyleciałam
z trasy. -Nagrał go wynajęty przeze mnie paparazzi. Obiecałem mu sensację.
Zamierzałem cię wtedy pocałować. Chloe ciągle mnie dręczyła i nie rozumiała, że
jej nie chcę. Chciałem cię pocałować, chciałem, żeby to zostało nagrane,
sfotografowane, cokolwiek. Chciałem żeby cały świat to zobaczył, żeby ona to
zobaczyła i w końcu dała mi spokój. Wierzyłem w to, że kiedy cię pocałuję
upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. Czułem, że ci się podobam i miałem
nadzieję, że ten pocałunek wszystko rozwiąże. Zamiast tego wyszła jakaś totalna
klęska i w momencie kiedy na mnie krzyczałaś wiedziałem już, że tego nie odkręcę.
Przecież nikt mi nie odda takiego nagrania…- mówił spokojnie, nie płakał i o
dziwo ja też jeszcze jakoś się trzymałam. Nawet jeśli w tym momencie kolejne
jego tajemnice wypływały na wierzch i kolejny raz utwierdzałam się w
przekonaniu, że go nie znam. -Ale to nie jest najgorsza rzecz którą zrobiłem.
Pamiętasz imprezę, na której ten kutas prawie cię… Kiedy prawie cię zgwałcił?-
zapytał a ja nagle nie mogłam złapać powietrza. Po prostu nagle świat został
pozbawiony tlenu.
-Nie, proszę nie- wydukałam jedynie kiedy doszło do mnie, że
w tym też maczał palce.
-To ja dosypałem ci…
-Nie mów tego, błagam- wyszeptałam mając nadzieję, że nie
dokończy tego co chciał powiedzieć.
-Byłem wtedy na ciebie taki zły. Zaprosiłem cię tam sama
wiesz dlaczego. Chciałem cię uwieźć, chciałem tego najbardziej na świecie a ty
ocierałaś się tyłkiem o obcych kolesi. Dlatego kiedy tańczyłaś dosypałem ci
środek uspakajający, który w połączeniu z alkoholem powodował, że po jakimś
czasie się po prostu zasypia. Patrzyłem na ciebie i uważałem, że jak zaczniesz
się robić zmęczona wkroczę do akcji i cię stamtąd wyciągnę. Zawsze noszę te
środki na imprezy. Odkąd zacząłem mieć problemy z agresją, zapisał mi je
lekarz… Po prostu ochroniarz siłą wpychał mi je do buzi i jakoś udawało mi się
uspokoić. A wtedy dosypałem je tobie… A ty zniknęłaś. Nie było cię w toalecie a
ja wiedziałem już, że właśnie może dziać ci się krzywda. Dlatego pojawiłem się
tak szybko, po prostu przez cały wieczór się na ciebie gapiłem a kiedy
zniknęłaś mi z oczu natychmiast zacząłem cię szukać… Uratowałem cię chociaż
gdyby nie ja w ogóle by do tego nie doszło. A wiesz co w tym wszystkim jest
najgorsze?
-Nie ma nic gorszego, nie może być- wyszeptałam i nie mogłam
uwierzyć w to, że znowu przeprowadzamy tę rozmowę a ja znowu dowiaduję się
wszystkiego od nowa. Harry był tak zakłamany, że nie miałam pojęcia jak mógł ze
mną żyć i patrzyć mi codziennie w oczy. Ale mimo tego wszystkiego co mówił nie
czułam się tak jak kiedy dowiadywałam się o Jess czy Klaudii. Teraz czułam się pusta.
-Zrobiłem to jeszcze raz. Na urodzinach Nialla. Wystarczył
moment twojej nieuwagi… Upiłaś się ale przytomność straciłaś przeze mnie-
powiedział dobitnie a ja przypomniałam sobie jak okropnie się czułam myśląc, że
mam niesamowitego kaca na drugi dzień. Zostaliśmy wtedy razem chociaż wszyscy
pojechali.
-Zatrułeś mnie wtedy.
-Wiem. Za pierwszym razem nie zareagowałaś tak gwałtownie,
za drugim razem robiłem to w pośpiechu i wsypałem za dużo. Gdy cię rano
zobaczyłem wiedziałem, że to przeze mnie.
-Nie wiem co powiedzieć- to wszystko nie mieściło się w
mojej głowie.
-Ali… Wiem, że powiedziałem, że to ostatni raz kiedy cię
nachodzę dlatego muszę to zrobić, muszę dać ci wypowiedzenie- powiedział, wstał
i podszedł do łóżka, na którym leżała jakaś teczka, której wcześniej nie
zauważyłam. Kiedy mi ją podał usiadł ponownie koło mnie.
-Co to?- zapytałam.
-Jako prawny właściciel tego mieszkania właśnie wręczam ci
wypowiedzenie.
-Jesteś właścicielem…- ze wszystkich informacji, które
otrzymałam to ta była dla mnie wyjątkowo straszna. To dlatego zgodził się żebym
mieszkała sama, dlatego płaciłam za wszystko grosze, mogłam robić co chciałam.
To dlatego kiedy wymieniłam zamek wszedł do środka. Sama wysłałam mu klucz.
Musiałam to zrobić bo właściciel musiał mieć klucz… Osaczał mnie to wielkie
niedopowiedzenie, on po prostu sterował całym moim życiem.
-Nie chcę stawiać ci jakiś terminów ale najlepiej będzie
jeśli wyprowadzisz się do mojego powrotu. Inaczej mogę mieć problem z
dotrzymaniem obietnicy. Znasz mnie.
-Dlaczego?- wyszeptałam a on milczał. Zebrałam się w sobie
by zadać to pytanie. -Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego nic nie powiedziałeś
wcześniej? Dlaczego mieszkałam u ciebie…
-Postanowiłem uzależnić cię ode mnie w każdy możliwy sposób,
chciałem by każda cząstka twojego życia należała do mnie- powiedział wprost a
jego szczerość była dla mnie miażdżąca. -Wierzyłem w to, że jeśli to zrobię nie
zdołasz ode mnie odejść, że zawsze będziesz w jakiś sposób ode mnie zależna.
-Jak mogłeś być tak…- urwałam bo sama nie wiedziałam jak mam
go nazwać. Na myśl przychodziły mi najgorsze oszczerstwa ale jakaś siła
sprawiła, że nie mogłam tego powiedzieć.
-Ali wiem, zdaję sobie sprawę z tego co zrobiłem. Naprawdę
rozumiem, że nie chcesz mnie znać, uwierz mi. Ale zanim stąd wyjdę muszę ci
powiedzieć coś jeszcze. Powiedziałem ci tyle okropnych rzeczy ale muszę
powiedzieć dlaczego cię kocham- powiedział a w jego oczach pojawiły się łzy.
-Szczerze mówiąc nie wiem od czego zacząć… Kocham w tobie wszystko, dosłownie wszystko.
Każdą zaletę, każdą wadę. Kocham twoje oczy, kocham to, że widać w nich
mądrość. Kocham to, że czasami mówisz do mnie o jakiś skomplikowanych rzeczach,
których uczyłaś się na studiach. Kocham to, że złościsz się kiedy zjem twoje
ciastka. Kocham sposób w jaki się śmiejesz bo masz najszczerszy śmiech jaki w
życiu słyszałem. Uwielbiam jak żartujesz, jak mi dogryzasz, jak się ze mną
droczysz. Uwielbiam patrzeć jak chodzisz, jak poruszasz wtedy biodrami. Za
każdym razem zakochuję się w tobie na nowo kiedy widzę jak się zawstydzasz
kiedy prawię ci komplementy. Albo kiedy się kochamy… Kiedy dotykam cię, kiedy
mówię, że jesteś piękna odwracasz wzrok, zawsze to robisz. A ja nie lubię kiedy
to robisz bo wiem, że mimo moich zapewnień wciąż nie wierzysz w siebie
wystarczająco mocno. Nie wiesz jak bardzo chciałbym przeżyć z tobą to jeszcze
raz. Jak bardzo chciałbym cię dotykać, jak bardzo chciałbym sprawiać, że
czujesz się dobrze, jak bardzo chciałbym ci wtedy mówić, że jesteś
najpiękniejsza na świecie… Ali to dzięki tobie zrozumiałem, że seks tak
naprawdę nic nie znaczy. Kiedy ludzie są w związku i uprawiają seks tak
naprawdę nie ma między nimi miłości. Bo kiedy robisz to z miłością swojego
życia, kochasz się z nią, nie uprawiasz seks. I kiedy to robicie tak naprawdę w
ogóle nie chodzi o to żeby w jakiś sposób zaspokoić swoje potrzeby. Chodzi o to
by być z kimś najbliżej jak się da. To dzięki tobie zrozumiałem jak to jest
kochać się z kimś, dawać mu cząstkę siebie. Wiem, że pewnie żałujesz tego, że
dawałaś mi to, że zbierałem te wszystkie kawałeczki. Wiem, że gdybyś mogła
cofnąć czas, noc w LA kiedy kochaliśmy się pierwszy raz i każda następna nie
miałyby miejsca- powiedział i głos mu się załamał. Miałam ochotę dać mu w twarz
za to co mówił, za to, że kiedy to mówił był znowu mój. Mój Harry właśnie taki
był. Dlaczego tak bardzo chciałam z nim przeżyć to jeszcze raz? -Ali nie wiem
co w tobie jest ale pokochałem cię tak bardzo, że jeśli miałbym oddać za ciebie
życie zrobiłbym to bez wahania. Miałem wiele dziewczyn, to nie tajemnica. Ale
coś sprawiło, że to na twoim punkcie mam obsesję. To w tobie się zakochałem tak
bardzo, że nie umiem sobie wyobrazić życia bez ciebie… Jesteś inna Ali. Inna
niż wszystkie. Spośród nich wszystkich ty jedyna nie widziałaś we mnie Harrego
Stylesa, tylko ty dostrzegłaś zwykłego Harrego, to ty sprawiłaś, że ten zwykły
Harry mi się spodobał i chciałem nim zostać. Nie chciałaś mojej sławy, nie
chciałaś się na mnie wybić. Nie chciałaś mojego bogactwa, zrobiłaś aferę jak
kupiłem ci telefon. Kupno iPhone’a to żaden wydatek dla mnie, to jak kupno
paczki cukierków dla przeciętnego człowieka. A mimo tego przeżywałaś to jakbym
co najmniej podarował ci BMW. Zabawne
było patrzeć na ciebie totalnie dumną z siebie, że oddałaś mi pieniądze
przelewem. Nie chciałem się o to kłócić więc za kasę, którą mi oddałaś kupiłem
ci coś innego. Albo kiedy zabrałem cię do mnie na basen, byłaś taka zszokowana,
że mam w domu basen. Chloe kiedy go zobaczyła stwierdziła, że widziała większe
a dla ciebie była to najbardziej niezwykła rzecz na ziemi. Pokochałem cię za
to, że w swojej zwyczajności byłaś taka nadzwyczajna. Taka niezwykła. Taka
inna. Potrafiliśmy siedzieć na tym parapecie całą noc i rozmawiać o tym
dlaczego lubię sushi a dlaczego ty wolisz spaghetti, planowaliśmy całą naszą
przyszłość łącznie z imionami naszych wnuków, śmiałaś się z moich żartów i
chyba jesteś jedyną osobą na świecie, którą one rzeczywiście bawią, kłóciliśmy
się o to, że noszę rozpięte koszule, o mój dzwonek w komórce, o to, że moim
zdaniem założyłaś za krótką sukienkę, że zapłaciłaś za nasze zakupy… Nigdy nie
zapomnę momentu, w którym przez cały wieczór uczyłaś mnie mówić po polsku a
nagrodą za naukę miałaś być dla mnie ty a kiedy przyszło do dawania nagrody
wykiwałaś mnie…- wspominając to uśmiechnął się mimo spływających po policzkach
łez. Nie zorientowałam się, że ja też się uśmiecham. I płaczę tak jak on. To
był koniec. Prawdziwy koniec. Mimo tego, że wcześniej nie raz zapewniał mnie,
że odchodzi to w tym momencie czułam, że jest szczery. -Wiedziałaś co lubię, a
czego nie. Interesowało cię to i jeśli mam być szczery żadna inna nie była tym
zainteresowana i dla mnie była to zupełna nowość. Byłaś ciekawa mnie tak samo
jak ja byłem ciekaw ciebie. Codziennie od nowa. Codziennie była kolejna rzecz
do odkrycia… Codziennie pokazywałaś mi nowy uśmiech i wiedziałem już, że
niektóre są zarezerwowane tylko dla mnie. Kiedyś, zanim w ogóle jeszcze byliśmy
razem, kiedy zaczynałem się zakochiwać liczyłem je. Liczyłem ile razy w ciągu
dnia się uśmiechasz i z każdym dniem było ich coraz mniej. Wiem, że do końca
moich dni będę obwiniał się, że wtedy nie umiałem ci pomóc, że widziałem jak
gaśniesz i nic nie zrobiłem. Wiedziałem, że coś jest nie tak. Kiedy wróciłaś z
pogrzebu babci nie miałem czego liczyć bo uśmiech w ogóle nie gościł na twojej
twarzy. Żałuję, że nie porozmawiałem wtedy z tobą szczerze, a kiedy miałem na
to szansę nie umiałem jej wykorzystać. Wtedy po kolacji z Johnem i Viki… Mogłem
ci powiedzieć… Mogłem cię pocałować. To był ten moment. Ten cholerny moment,
który przegapiłem. Miałaś tak wielki problem i ci nie pomogłem, to chyba
najgorsza rzecz, którą ci zrobiłem. Przynajmniej ja tak uważam. Miałaś problem
tak samo jak ja. Tak samo jak ja nie radziłaś sobie z tym wszystkim, a ja
wiedziałem jak to jest nie radzić sobie z presją, jak to jest kiedy mimo tłumu
ludzi, którzy cię otaczają czujesz, że jesteś sam…- powiedział i pociągnął
nosem. Nie wiedziałam czy powinnam się odezwać, czy powinnam coś powiedzieć.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie wiedziałam. Po prostu byłam zmiażdżona przez
jego wyznanie i nie umiałam wydusić z siebie słowa. Harry spojrzał na mnie i
zamknął oczy. A kiedy to zrobił po policzkach znowu spłynęły mu łzy.
Nienawidziłam kiedy płakał! Kiedy otworzył oczy wziął głęboki wdech i kontynuował.
-Ali naprawdę widziałaś mnie. Widziałaś to moje popapranie, widziałaś moją
samotność, moją obsesję, moją zazdrość. Moją miłość… Wiedziałaś o moich wadach
i mimo tego ze mną byłaś. Uderzyłem cię a ty przyszłaś do mnie z sercem na
dłoni, pokazałaś mi, że mnie kochasz… Naprawdę żałuję, że dostrzegłem w tobie
miłość mojego życia za późno, żałuję, że nie widziałem tego od pierwszej
sekundy kiedy tylko cię poznałem. Żałuję, że nie byłem szczery od początku, że
kiedy zorientowałem się jakim jestem chujem po prostu się do tego nie
przyznałem. Mogłem to zrobić kiedy zaczynałem cię lubić, kiedy cię polubiłem,
kiedy zrozumiałem, że stajesz się dla mnie ważna, kiedy doszło do mnie, że się
w tobie zakochuje, kiedy zrozumiałem, że cię kocham. Ale byłem taki samolubny…
Tak bardzo bałem się, że mnie zostawisz, że pogrążałem się w kłamstwach.
Żałuję, że kiedy w końcu dowiedziałaś się o Jessice nie powiedziałem
wszystkiego, żałuję, że dręczyłem cię moją głupią nadzieją… Myślałem, że kiedy
będę dzwonił, pisał zobaczysz jak bardzo mi zależy… Nie chciałem cię zastraszać
ani denerwować. Ja po prostu chciałem, żeby wszystko było tak jak wcześniej. A
teraz wiem, że to nie jest możliwe, nie mogę cię dręczyć. Mama, Gemma i ty.
Żadna z was nie ma prawa cierpieć i ja nie mam prawa was ranić. Przysięgam, że
przestanę. Nie wiem jak dam radę żyć ze świadomością, że osobie, która jest dla
mnie najważniejsza na świecie wyrządziłem tak wielką krzywdę… Ale postanowiłem
odpokutować, postanowiłem zrobić jedyną słuszną rzecz. Postanowiłem, że dam ci
odejść Ali. Bez straszenia, że coś sobie zrobię, że cię znajdę… Po prostu daję
ci wolność, na którą zasługujesz. Wolność to jedyne co mogę ci dać… Gdybym mógł
wymazać ci z głowy wszystkie wspomnienia… Gdybym mógł zniknąć z twojego życia…
Zrobiłbym to. Kiedy przyjechałem po ciebie do Zayna, kiedy siedzieliśmy w
samochodzie powiedziałeś, że czujesz się jakbym zabrał ci wszystko. Ale ja nie
chcę zabrać wszystkiego, chcę zabrać tylko wspomnienie o mnie, o nas, o tym co
zrobiłem. Wiem, że nie mogę tego zrobić ale uwierz mi, że gdybym mógł
sprawiłbym, że zapomniałabyś o mnie, o tej mojej całej popapranej otoczce. Może
to co zrobiłem w jakiś sposób pomoże ci wymazać to co było między nami dobre…
Może dzięki temu czego się o mnie dowiedziałaś uda ci się wymazać choć część
wspomnień… Mam nadzieję, że teraz odzyskasz spokój. Jestem z ciebie taki dumny
Ali… Mimo tego piekła jakie ci zgotowałem radzisz sobie… I wiem, że tak będzie
już zawsze bo jesteś najsilniejszą osobą jaką znam. Mam nadzieję, że będziesz
szczęśliwa bo zasługujesz na to jak nikt inny. Szczęście, spokój, radość, wiem,
że możesz to osiągnąć ale tylko kiedy będziesz wolna. Beze mnie będzie ci
lepiej i przepraszam, że dopiero teraz to zrozumiałem. Że przez tak długi czas
cię gnębiłem. Przepraszam Ali. Przepraszam za wszystko. Obiecuję, że już mnie
nie zobaczysz, nie usłyszysz. Przysięgam i przepraszam- wyszeptał i starł
dłońmi łzy z policzków. Wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie tak jak kiedyś.
Tak jak wtedy kiedy wtykałam mu do buzi same cytrynowe i pomarańczowe żelki
żeby nie wyjadał mi jabłkowych i truskawkowych… Dlaczego to wszystko musiało
być takie trudne? Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Co mam zrobić. Jak się
zachować. Chciałam mu powiedzieć. Chciałam zrobić coś. Ale nie umiałam. Nie mogłam.
-Daj telefon- powiedział po chwili a ja nie rozumiałam o co
mu chodzi.
-Po co?- wydusiłam jedynie ciągle oszołomiona przez wszystko
co powiedział, a on spojrzał na łóżko. Po chwili stał już z telefonem w dłoni i
rozglądał się po pokoju. W końcu otworzył szafkę w z której wyciągnął spinacz,
który wygiął tak, żeby pasował do otworu w telefonie. -Co robisz?- zapytałam
kiedy mała szufladka się wysunęła a on wyciągnął z niej moją kartę sim i
ponowił to wszystko tylko, że z jego telefonem. Nic mi nie odpowiedział tylko
zaczął wychodzić z pokoju przez co ja wstałam i zaczęłam iść za nim, kiedy
wszedł do łazienki nawet nie zdążyłam zareagować. On po prostu wrzucił obie
karty do ubikacji.
-Nie zadzwonię do ciebie, ty nie zadzwonisz do mnie-
powiedział w ramach wyjaśnień i zaczął iść w moją stronę przez co ja zaczęłam
się cofać. Myślałam, że idzie do mojego pokoju ale on skierował się do wyjścia.
Wychodził. Boże, on mnie właśnie zostawiał! Naprawdę to robił a ja zaczęłam
panikować. Od chwili kiedy dowiedziałam się o Jess najbardziej na świecie
pragnęłam, żeby to zrobił. Od miesięcy marzyłam o tej chwili kiedy do Harrego w
końcu dociera to jak bardzo mnie rani i daje mi żyć w spokoju. A kiedy właśnie
to robił czułam się tak jakby z tych wszystkich złych rzeczy, które już zrobił
teraz robił tę najgorszą.
-Harry…- powiedziałam żałośnie nie wiedząc co powinnam
powiedzieć. Kiedy stanął przy drzwiach odwrócił się i spojrzał mi w oczy.
-Wypowiedzenie z twoim podpisem przyślij mi na adres w LA,
po trasie w UK planuję przeprowadzkę, nie wiem jeszcze gdzie ale wszystkie
papiery mam w LA, zresztą nie ważne- powiedział a w jego oczach znowu pojawiły
się łzy. On mnie zostawiał. Naprawdę odchodził…- Żegnaj Ali- wyszeptał,
odwrócił się i położył dłoń na klamce. Nie wiedziałam co zrobić. Byłam głupia
ale nie chciałam żeby po prostu wyszedł. Po tym wszystkim zasługiwałam na coś
więcej. Staliśmy tak, on przy drzwiach a ja kilka metrów za nim i wydawało mi
się, że żadne z nas nie ma pojęcia co zrobić, żadne z nas nie chce takiego
zakończenia.
-Harry…- wyszeptałam i wtedy zrobił coś czego się nie
spodziewałam. A może spodziewałam? Coś czego nie chciałam by robił i coś o czym
marzyłam. Coś na co podświadomie liczyłam.
-Poddałem się w tej walce, ale nie odejdę tak po prostu-
powiedział, odwrócił się, złapał mnie za rękę, przyciągnął do siebie i nim
zdążyłam się w ogóle zorientować jego usta przyciśnięte były do moich. Chciałam
coś powiedzieć, sama nie wiedząc co, chciałam go odepchnąć jednocześnie chcąc
go przyciągnąć do siebie. A on wykorzystał ten moment mojego zawahania i jego
język znalazł się pomiędzy moimi wargami. Po moim kilkusekundowym proteście
polegającym na próbie odepchnięcia go od siebie, wplątałam palce w jego włosy i
przyciągnęłam go do siebie jeszcze bliżej. Jego dłonie wylądowały na moich
plecach i tak samo jak ja jego, on przyciągnął mnie do siebie tak, że między
nami nie było już żadnej przerwy. Nigdy nie sądziłam, że dowiem się jak smakuje
nasz ostatni pocałunek i nie rozumiałam dlaczego wydaje mi się jakby był
najlepszy ze wszystkich. Był pełen pasji, miłości, dopiero teraz zrozumiałam,
że mimo tej całej krzywdy, którą mi wyrządził, naprawdę mnie kochał. Wcześniej
w to wątpiłam, ale w tym momencie byłam pewna.
W jego ramionach oddając ten pocałunek byłam pewna, że kochamy się wciąż
tak samo.
-Kocham cię. Jesteś spełnieniem moich marzeń, w życiu nie
mogło mi się przydarzyć nic lepszego od ciebie- wyszeptał kiedy jego usta
niespodziewanie oderwały się od moich. -Kocham cię i zawszę będę cię kochał, do
końca moich dni- szeptał w momencie kiedy tuliłam się do niego. Kiedy z
zamkniętymi oczami trzymałam go w ramionach i wiedziałam, że robię to ostatni
raz. -Żegnaj skarbie- powiedział, pocałował mnie w mokry od łez policzek a
kiedy otworzyłam oczy jego już nie było. Zostawił mnie. Odszedł. Naprawdę
odszedł… Myślałam, że zrobił to już dawno temu. Że mój Harry odszedł w momencie
kiedy dowiedziałam się o Jess. Ale myliłam się. Mój Harry odszedł właśnie
teraz. Mój Harry mnie zostawił. Odszedł i zabrał ze sobą moje serce. To był
koniec. Prawdziwy koniec i wiedziałam, że już nigdy więcej nie będę miała prawa
nazwać go moim Harrym…
„She saw my loneliness
Shared in my emptiness
No one would listen
No one but her
Heard as the outcast hears”