Do hotelu wracaliśmy w zupełnej ciszy. Ja wciąż byłam w
szoku a Jesse był po prostu zły. Z każdą minutą głowa zaczynała mnie boleć
coraz bardziej i sama nie wiedziałam czy to przez to, że nieźle przywaliłam o
tą podłogę czy po prostu z nadmiaru przeżyć i emocji. Miałam niewyobrażalne
wyrzuty sumienia, bo doskonale zdawałam sobie sprawę, że to wszystko to była
moja wina. W pierwszej chwili nie myślałam o konsekwencjach tego co się stało,
ale z każdą kolejną minutą coraz więcej pytań torpedowało mój umysł.
-Jesteśmy na miejscu- odezwał się Steve.
-Jesteś pewna, że nie chcesz jechać do lekarza. Naprawdę
mocno się uderzyłaś- Jesse spojrzał na mnie zmartwiony.
-Jestem pewna- powiedziałam i zaczęłam wysiadać z samochodu.
Fakt, że uderzyłam się w głowę był aktualnie moim najmniejszym problemem.
-Olivia przyjedzie?- zapytał Steve.
-Rano. Teraz jest mega zajęta- Liv razem z agentem chłopaków
właśnie robi wszystko żeby rano Ameryki nie powitała sensacyjna nowina o tym co
się wydarzyło na tym nieszczęsnym after party.
-Ali nie martw się- nie tylko ja miałam wyrzuty sumienia.
Jesse także je miał. Nie zamierzałam jednak o tym wszystkim z nim rozmawiać. A
na pewno nie w tym momencie. Szłam w asyście bruneta i mojego ochroniarza i
marzyłam tylko o tym by znaleźć się już w pokoju, by się umyć i zasnąć.
Chciałam spać najdłużej jak się dało, bo bałam się tego co będzie rano. Bałam
się tego, że pod hotelem będzie na mnie czekał tłum paparazzi, bałam się tego,
że przez to Jesse będzie miał jakieś problemy. Przecież dopiero co zaczynał,
pisał piosenki, szukał menadżera i tak naprawdę dopiero teraz jego kariera miała
wystartować i taki skandal na samym początku na pewno mu nie pomoże. Przecież
Harry ma za sobą całą armię zakochanych w nim do szaleństwa fanek, których nie
będzie obchodziło to, kto zaczął, kto kogo uderzył pierwszy, dla nich najważniejszy
będzie fakt, że ktoś uderzył Harry’ego. A Jesse w tym wszystkim był najmniej
winny a mógł być najbardziej poszkodowany.
Kiedy w końcu dowlekłam się do pokoju natychmiast zaczęłam
się rozbierać. Marzyłam o prysznicu jakby miał on zmyć ze mnie, choć część win.
Kładąc się do łóżka wiedziałam już, że nic z tego, woda to nie magiczny płyn,
który zmywa z człowieka poczucie winy.
-Olivia mówiła ci, o której dokładnie jutro przyjedzie?-
zapytał Jesse, kiedy położył się koło mnie.
-Nie- powiedziałam cicho otulona połową kołdry.
-Ali bardzo mi przykro.
-Jesse nie, nie gadajmy o tym teraz- a najlepiej w ogóle o
tym nie gadajmy. Nie miałam na to ani siły ani ochoty. Bałam się tego co mogę powiedzieć,
bo nie chciałam go zranić jeszcze bardziej a prawda była taka, że myślałam też
o Harrym. O tym gdzie jest? Czy jest sam? Jak się czuje? Co robi? Chciałam
wiedzieć to wszystko a najgorsze było to, że chciałam być teraz przy nim.
Chciałam go pocieszyć tak jak kiedyś. Bałam się, że Harry w przeciwieństwie do
Jesse’ego zniesie to o wiele gorzej. Jednocześnie przytuliłam się do mojego chłopaka,
bo czułam, że po prostu mnie potrzebuje, przez co sama nie miałam zielonego
pojęcia co dzieje się w mojej głowie i sercu. Czułam się jakbym miała
rozdwojenie jaźni.
-Tak bardzo chciałbym dowiedzieć się w końcu co się miedzy
wami wydarzyło w przeszłości…
-Jestem naprawdę zmęczona- i nie chcę ci o tym mówić a już
na pewno nie teraz. Bo w tym momencie nawet mnie nie interesuje przeszłość i
liczy się tylko to, że martwię się o Harry’ego pomimo tego co się kiedyś
wydarzyło. To chyba pierwszy raz od naszego rozstania, kiedy nie myślałam o tym,
co złego zrobił. I właściwie te myśli tak bardzo poplątane towarzyszyły mi
przez całą noc. Kiedy rano wstałam w dalszym ciągu nie chciałam rozmawiać z
Jessem o mnie i Harrym. Dzięki Bogu Olivia przyjechała z samego rana, dzięki
czemu uniknęłam nieprzyjemnego tematu, na co najmniej tydzień. Jesse wylatywał
bowiem do Londynu i przez tydzień miało go nie być.
-Ali- przywitała się ze mną Liv kiedy otworzyłam jej drzwi.
-Jak bardzo źle jest?- zapytałam od razu i poczułam jak
jakiś niewidzialny supeł ściska mi wnętrzności.
-Jest znacznie lepiej niż powinno być- powiedziała i
uśmiechnęła się do mnie szeroko.
-To znaczy?- nie chciałam wcześniej niczego sprawdzać,
wolałam wszystko usłyszeć od mojego najwiarygodniejszego źródła. No i chciałam
jak najdłużej liczyć na to, że jakimś cudem nikt się o tym całym nieszczęsnym
zdarzeniu nie dowie.
-To znaczy, że nie musisz się martwić. Nikt się nie dowie.
Największą sensacją będzie fakt, że pojawiliście się na tej samej imprezie, to
wszystko. Żadne nagranie nie trafi do sieci, to samo tyczy się zdjęć jednak oczywiście
plotki krążą jednak są tak jakby bez jakiegokolwiek dowodu więc sprawa powinna
ucichnąć za kilka dni.
-Jak mam ci za to wszystko podziękować?!- praktycznie
wykrzyknęłam i zaczęłam ją ściskać.
-Nie tylko mi, Harry ma naprawdę super menadżera a agencja
dobrych prawników- dlaczego wypowiadając słowa „Harry ma naprawdę super
menadżera” Olivia spuściła wzrok a jej policzki nieco się zaróżowiły?! Że co?!
Że jak?! –A gdzie jest Jesse?- zapytała chcąc nie dopuścić bym zadała jakieś
niewygodne pytania.
-W łazience, za godzinę jedzie na lotnisko, leci do Londynu-
powiedziałam i postanowiłam jej odpuścić jakiekolwiek przesłuchania. Po
pierwsze nie chciałam jej zawstydzać, tym bardziej, że załatwiła całą sprawę a
po drugie to było po prostu dziwne.
-A no tak- pokiwała śmiesznie głową niby przypominając sobie
o tym fakcie. –Chyba myje zęby- stwierdziła po chwili nasłuchiwania i znowu się
odezwała jednak zrobiła się poważniejsza. -Ali wracając do tego wczorajszego
incydentu, musisz wiedzieć, że najprawdopodobniej pojawi się gdzieś informacja
o tym, że coś się na tej imprezie wydarzyło dlatego prawdopodobnie w
najbliższym czasie będziecie pod większym ostrzałem obiektywów, cała wasza
trójka dlatego jeśli nie chcesz kłopotów to przystopuj- wyszeptała a ja
doskonale wiedziałam o jakie kłopoty jej chodzi. Olivia wiedziała, że Jesse
jest o Harry’ego zazdrosny, wiedziała, że w pewnym sensie zabronił mi się z nim
spotykać.
-Jesse ci coś gadał, prawda?- zapytałam chociaż byłam pewna
odpowiedzi. Jesse nie wiedział praktycznie nic o tym co zrobił kiedyś Harry,
ale domyślał się, że nie zerwaliśmy z powodu błahostki i byłam pewna, że
wypytywał Olivię o moje teraźniejsze spotkania z Harrym.
-On się po prostu martwi a ty sama mi powiedziałaś, że go
nie skrzywdzisz i nie dasz powodu do zmartwień.
-Bo tak będzie- powiedziałam nie patrząc w jej oczy.
-Ali, ty i Harry to znowu gorący temat, każde wasze wspólne
zdjęcie jest na wagę złota, dlatego na razie nie spotykaj się z nim. Przede
wszystkim teraz, kiedy to wszystko się wydarzyło. Uspokój to i zastanów się czy
to wszystko naprawdę jest warte takich akcji jak wczoraj. Możesz zaszkodzić nie
tylko Harry’emu, ale tez sobie, Jesse’emu, nawet Niallowi.
-Okej- powiedziałam i nie chciałam już więcej o tym
rozmawiać. Nie teraz.
-Po prostu chcę dla ciebie, dla was dobrze- powiedziała
głośniej i wiedziałam, że naprawdę jej na tym zależy. Olivia była po prostu
dobrym człowiekiem i nie chciała żeby komukolwiek działa się krzywda.
-Wiem i właśnie dlatego uważam, że jesteś najlepsza i cię
kocham i jeszcze raz dziękuję za to wszystko co dla mnie zrobiłaś dzisiaj i co
robisz od pierwszego dnia kiedy się poznałyśmy- powiedziałam skruszona.
-Dobra, nie gadajmy o tym więcej. Na tę chwilę wszystko jest
w porządku. Sytuacja jest opanowana i mimo tego, że wiesz jakie mam zdanie na
temat twojego głupiego planu to i tak też cię kocham- powiedziała i wywróciła
oczami kiedy zobaczyła jak szeroko się uśmiecham.
-Hej- przywitał się Jesse, kiedy wszedł do pokoju, w
przeciwieństwie do mnie był już ubrany i ogarnięty, ja byłam po prostu w
proszku.
-Cześć, wszystko jest załatwione- powiedziała od razu
brunetka chcąc jak najszybciej uspokoić chłopaka, który odetchnął z ulgą, choć
wydawało mi się, że wcale aż tak bardzo się nie przejmował. Właściwie odkąd
wstał nie wyglądał na przejętego.
-Jesteś niesamowita- powiedział tylko i przemierzył cały
pokój by ją uściskać a mi dać buziaka.
-Musisz tylko jakoś zamaskować tego sińca, załóż okulary
albo nie wiem, przypudruj to jakoś i nie pokazuj publicznie tego lima do czasu
aż ci zniknie.
-Okej.
-Zamówiłam ci śniadanie- oznajmiłam najszybciej jak się dało,
bo nie zamierzałam więcej słuchać o tym co było wczoraj. -Liv pewnie będziesz
się zbierać, nie?- zapytałam naszą a raczej moją bohaterkę.
-Chcesz się mnie pozbyć?- odpowiedziała pytaniem na pytanie
i śmiesznie poruszyła brwiami, przez co zrozumiałam, że zabrzmiało to tak
jakbym chciała żeby już sobie poszła skoro została mi z Jessem tylko godzina. A
ja miałam nadzieję, że mnie nie zostawił i przez tę godzinę nie padną żadne
niewygodne dla mnie pytania.
-Oczywiście, że nie po prostu całą noc odkręcałaś to
wszystko i należy ci się odpoczynek- powiedziałam zupełnie szczerze a ona chyba
stwierdziła, że rzeczywiście o to mi chodziło.
-Właściwie nie chce mi się spać, to chyba przez te wszystkie
kawy, które pochłonęłam- powiedziała jakby bardziej do siebie a ja pokiwałam
tylko w dezaprobacie głowa, bo doskonale wiedziałam, że Liv na co dzień wlewa w
siebie za duże ilości kawy a w taką noc wypiła jej pewnie hektolitry. Widząc
moje karcące spojrzenie wywróciła tylko teatralnie oczami i zaczęła mówić
dalej. –Poza tym idziemy dzisiaj na zakupy, o czym z pewnością zapomniałaś.
-Może troszkę- przyznałam i po chwili mi się przypomniało.
Przymiarka!
-No to może ci przypomnę- Olivia westchnęła głośno i
spojrzała na mnie tak samo karcąco jak ja na nią przed chwilą. Ale halo?! Ja
nie pamiętam takich rzeczy, poza tym mój umysł był zbyt zajęty martwieniem się
by pamiętać o jakiejś tam kiecce.
-Pamiętam już. Mam przymiarkę sukni na tę imprezę u Jona.
-Brawo. Do tego zaplanowałam nam nieco większe zakupy-
powiedziała i uśmiechnęła się szeroko. Skąd ona brała na to wszystko siłę?
-Kobieto ty jesteś jakimś cyborgiem- powiedział pełen
podziwu Jesse, który chyba jednak mimo wszystko się wcześniej martwił, bo teraz
wydawał się jakiś weselszy.
-Uznam to za komplement- jeśli ktoś chciałby kiedykolwiek
zobaczyć człowieka, który przedawkował kawę Liv była właśnie idealnym
przykładem. Jej twarz wydawała się nieco zmęczona, ale tempo mówienia czy nawet
gesty wskazywały na to, że jest pobudzona. I nie przestała być taka przez
kolejną godzinę kiedy siedzieliśmy po prostu w pokoju i cała nasza trójka
udawała, że wczorajszy wieczór nie miał miejsca. Kiedy Jesse pojechał i
zostałyśmy same od razu pobiegłam do łazienki gdzie wzięłam odświeżający
prysznic, bo w przeciwieństwie do Olivii mój poziom energii wynosił okrągłe
zero i już wiedziałam, że także będę musiała się wspomóc kofeiną. Z jakiegoś
powodu czas, który spędziłam w łazience minął mi w dalszym ciągu na
zamartwianiu się. Okej, Jesse był bezpieczny. Miał co prawda niewielkie limo
pod okiem, ale nikt nie miał się dowiedzieć o tej nieszczęsnej bójce. Mi także
się upiekło. Żadnych zdjęć, żadnych nagrań czyli żadnych konsekwencji. I mimo
tego ja cały czas martwiłam się o Harry’ego. O to jak minęła mu noc? Był sam? A
może Niall u niego został? I kiedy stałam owinięta jedynie w ręcznik a z włosów
kapała mi woda mój telefon zawibrował przez co prawie wpadł do umywalki. To był
Niall. Pytał jak się czuję. Oczywiście odpisałam mu natychmiast, że czuje się
dobrze, że Liv powiedziała, że wszystko udało się zatuszować i że nie musi się
o mnie martwić. Horan odpisał, że cieszy go to wszystko i zapytał co zamierzam
dziś robić. Chciał się spotkać na kawę, ale odpisałam mu, że nie dam rady się z
nim zobaczyć, bo idę z Olivią na zakupy a późnym popołudniem mam samolot. Niall
napisał, że nie ma sprawy a ja mimo tego, że mega chciałam zapytać go o Harry’ego
nie zrobiłam tego. Już nawet napisałam „A jak się czuje Harry?”, ale nie
wysłałam tej wiadomości i gdyby nie Olivia i to, że zaczęła mnie pośpieszać
stałabym tam cały dzień zastanawiając się czy wysłać tego smsa czy nie. Mój
początkowy entuzjazm, który pojawił się wraz z dobrą wieścią przyniesioną przez
Liv przygasł kiedy zaczęłam przypominać sobie przerażenie na jego twarzy kiedy
zorientował się, że mnie popchnął. Wspomnienia z tego nieszczęsnego wieczoru zaczęły
powracać jedno po drugim, łącznie z tym jak bardzo chciałam go po tym wszystkim
przytulić. Musiałam się jednak wziąć w garść. Zaczęłam się malować a później
wysuszyłam włosy i podkręciłam lokówką końce. Gdy w końcu wyszłam z łazienki okazało
się, że Olivia wybrała już dla mnie ciuchy dzięki czemu nie musiałam stać przed
szafą i zastanawiać się w co mam się ubrać, co w tempie, które prezentowałam
zajęłoby mi chyba z pół godziny. Oczywiście zanim w ogóle poszłyśmy na te
zakupy pojechałyśmy jeszcze do kawiarni po kawę, która była także moim
śniadaniem, bo przez to, że było mi jakoś źle i smutno nie miałam apetytu.
Pojechałyśmy same, chciałam dać chwilę wytchnienia Steve’owi. Pierwszym
przystankiem był butik, w którym miałam przymierzyć suknię. Znajdował się on w
jednej z najsławniejszych dzielnic LA , Beverly hills, przy ulicy North Rodeo
Drive. Gdy wysiadłyśmy z samochodu moim oczom ukazał się sklep, który już z
zewnątrz wręcz emanował luksusem. Ściany były bowiem wyłożone jakimś ciemnym
marmurem a miedzy wielki witrynami mieszącymi się na parterze i piętrze widniał
napis „VALENTINO”. Kiedy weszłyśmy do środa od razu powitała nas Cami, która
wybrała dla mnie sukienkę oraz dwie elegancko ubrane panie, które zdążyłam już
poznać podczas moich wcześniejszych zakupów w tym sklepie. Chwilę później ja z
pomocą jednej z nich ubierałam na siebie piękną suknię a Olivia i Cami
siedziały na jednej z pokaźnych kanap i o dziwo obie piły wodę. Gdy po
niewielkich trudach ubrałam na siebie w końcu sukienkę i wyszłam na środek
sklepu oczywiście okazało się, że jest ona na mnie za duża. Zjeżdżała mi nieco
z ramion, do tego materiał na biuście i w pasie był za luźny. Sukienka miała
duży dekolt więc musiała przylegać idealnie. Oczywiście standardowo była też za
długa, jak wszystkie tego typu kiecki. Przez dziesięć minut stałam tam i się
nudziłam kiedy krawcowe zaznaczały, w których miejscach dokładnie mają być
poprawki. Wszystko musiało być odmierzone idealnie, bo to była moja jedyna
przymiarka. Później suknia miała być wysłana do Nowego Jorku gdzie miała odbyć
się impreza. Uwielbiałam sukienki od Valentino. W każdej czułam się kobieco,
każda dodawała mi pewności siebie. Nawet w tej poczułam się dobrze od razu, gdy
ją ubrałam, mimo tego, że źle leżała. Poza tym te sukienki to istne dzieła
sztuki, każdy czułby się w nich dobrze. Nawet napakowany Steve doceniłby ich
wyjątkowość gdyby dane mu było jakąś ubrać.
Gdy wyszłyśmy z tego sklepu i odwiedziłyśmy jeszcze dwa inne
udałyśmy się na lunch. Średnio miałam ochotę na zakupy. Głowa mnie bolała a do
tego nie mogłam się skupić. Po prostu czułam się jakaś dziwnie roztargniona i
jakimś cudem wszystko kojarzyło mi się z Harrym, czego w żadnym wypadku nie
ułatwiała mi Cami, kiedy to oświadczyła, że kolejnym sklepem, do którego
pójdziemy będzie pieprzony Saint pieprzony Laurent. Kiedy stanęłam przed drzwiami,
nad którymi widniało tak dobrze znane mi logo składające się z trzech liter:
YSL, ułożonych w znany na całym świecie symbol marki myślałam, że głowa mi
eksploduje. Nie dość, że cały czas miałam go w głowie to jeszcze ten cholerny
sklep. Jego ulubiony! Opanowując się, dosłownie w dwie sekundy, wzięłam głęboki
oddech i weszłam do sklepu, który znajdował się obok mojego ukochanego
Valentino. Już po trzydziestu sekundach przebywania w nim nieco mi przeszło głównie
dlatego, że zobaczyłam piękną torebkę i cudowny płaszcz. Do tego Cami znalazła
dla mnie idealne czarne rurki i jeszcze bardziej idealne czarne botki na
obcasie. Pocieszona faktem, że prawdopodobnie zaraz wyjdę stąd z czterema
torbami zakupów potruchtałam do przebieralni gdzie zamierzałam wszystko
przymierzyć. Cami miała naprawdę świetne oko wyszukując mi takie ciuchy.
Cieszyłam się, że nie kazała mi się ubierać wbrew sobie. Lubiłam bowiem ubrać
się cała na czarno przełamując stylizację odcieniami szarości czy ponadczasową
bielą. Cóż, teraz w przymierzalni miałam same czarne ciuchy, ale jesienią i
zimą w takich kolorach czułam się najlepiej. Kiedy wyszłam by pokazać się
kobietom miałam na sobie czarny płaszczyk, czarne spodnie, czarne botki i
czarną torebkę i mimo wszystko nie wyglądało to źle. Wszystkie ciuchy
komponowały się ze sobą w idealny sposób i mimo tego, że nie lubiłam tego
sklepu, bo kojarzył mi się głównie z jedną osobą musiałam przyznać, że
uwielbiam nosić ciuchy z tego sklepu. Ogólnie chyba wszystkie moje czarne
płaszcze i kurtki kupiłam w Saint Laurent. Zdecydowanie mogłam kupić tu ciuchy
na co dzień. Nie były zwyczajne, jednocześnie były wygodne i praktyczne. Do
tego były wykonane z materiałów najwyższej jakości i miały w sobie coś
oryginalnego, coś charakterystycznego dla tej marki. Kiedy stałam w
przymierzalni i zdejmowałam spodnie stwierdziłam, że chyba wszystkie moje
spodnie pochodzą właśnie z tego sklepu. Mimo tego nie lubiłam patrzeć na ich
logo na metce dlatego odcinałam je. Od razu po zakupie w tym sklepie zawsze
odcinałam przyszyty do ubrania paseczek, na którym widniało logo marki i
udawałam, że to wcale nie Saint Laurent. Tak naprawdę to była to jedna z moich
ulubionych marek, nigdy nie było tak żebym weszła do ich sklepu i wyszła z
pustymi rękoma. Zawsze znalazłam coś wyjątkowego, jednak to logo kojarzyło mi
się z nim. Z jego ciuchami, z tymi wszystkimi koszulami, które posiadały
dokładnie taki sam paseczek, z tym samym znaczkiem co moje ciuchy. Dlatego je
odcinałam. Dla świętego spokoju. I kiedy analizowałam to wszystko stało się coś
niemożliwego. Usłyszałam jego głos. Początkowo pomyślałam, że popadam w jakąś
paranoję, ale po pięciu sekundach byłam już w stu procentach pewna, że nic mi
się nie zdaje. To Harry. Jest w tym sklepie i rozmawia z Liv. Jego głos był
nieco przyciszony, ale poznałam go od razu. Bez najmniejszego problemu i choć
było to raczej żałosne wiedziałam, że rozpoznam głos Harry’ego zawsze i wszędzie,
nawet jeśli miałabym osiemdziesiąt lat i leżałabym sama w domu spokojnej
starości z Alzhaimerem trawiącym mój mózg.
-Czuje się dobrze- nie do końca byłam pewna czy dobrze
rozumiem, ale wydawało mi się, że to właśnie słyszę.
-Chcę tylko ją zobaczyć- usłyszałam już całkiem wyraźnie wkładając
całą siłę w to by się skupić i wytężyć słuch co nie było proste, bo się
zdenerwowałam. Momentalnie moje serce zaczęło bić chyba sto razy szybciej, aż
dudniło mi w uszach.
-Harry, całą noc siedziałam z Patrickiem odkręcając całą
sytuację z imprezy, bo doskonale wiesz, że nie możecie teraz wzbudzać żadnych
sensacji…- Olivia nie wydawała się zła tylko zdenerwowana a ja mogłam myśleć
tylko o tym, że Harry chce mnie zobaczyć. Mam mu się pokazać?
-Wiem, przysięgam, że nikt za mną nie jechał- powiedział
starając się ją przekonać. A ja niewiele już myśląc zadziałałam pod wpływem
impulsu. Najpierw wychyliłam głowę, ale nikogo nie zobaczyłam.
-Ale za Ali od pół godziny chodzi…- kiedy wyszłam z
przebieralni nogi same prowadziły mnie do niego. A kiedy mnie zobaczył a ja
ujrzałam jego poczułam coś w rodzaju chorej radości i wydawało mi się, że on
czuje dokładnie to samo.
-Hej- odezwałam się i właśnie w tym momencie zdałam sobie
sprawę z tego, że stoję na środku luksusowego butiku w samych majtkach i
koszuli i gapi się na mnie nie tylko Cami, Liv i Harry, ale także obsługa
sklepu i jakaś kobieta, która zanim tak wparowałam przyglądała się z pewnością
ślicznym, czarnym sandałkom.
-Hej. Możemy chwilę pogadać?- zapytał a ja nic nie mogłam
poradzić na to, że się do niego uśmiechnęłam, nieznacznie oczywiście. Właściwie
miałam ochotę zacząć się z niego śmiać, ale uznałam to za totalnie niestosowne.
Harry nie był ubrany jak Harry. Miał na sobie szerokie, dresowe spodnie,
czarno-szaro-białe air maxy na nogach i bluzę z kapturem, na której widniał
znaczek adidasa. Oczywiście miał też na nosie okulary przeciwsłoneczne, których
nie zdjął nawet jak był już w budynku i słońce raczej go nie oślepiało.
-Okej, ale…- nie zamierzałam z nim gadać tak przy
wszystkich. –Chodź ze mną- dopiero kiedy wypowiedziałam te słowa zrozumiałam co
robię. To nie powinno tak wyglądać.
-Ali wiesz, że od pół godziny chodzi za nami jakiś koleś,
wiesz, że robi zdjęcia, jak zrobi wam zdjęcia będziesz mieć kłopoty-
powiedziała a ja doskonale wiedziałam, że ma na myśli Jesse’ego i całą naszą
poranną rozmowę. Jeśli zobaczyłby zdjęcia moje i Harry’ego nie byłby
zadowolony. Dał mi to do zrozumienia już nie raz. Ale nic nie mogłam poradzić na to, że czułam
się tak bardzo winna, że zapomniałam w tym momencie nawet o tym, że chcę się na
Harrym mścić. Chciałam po prostu z nim porozmawiać, właściwie myślałam o nim cały
czas i naprawdę miałam gdzieś odpowiedzialne zachowywanie się.
-Przysięgam, że nikt nie wie, że tu przyjechałem, nawet pożyczyłem
samochód od ogrodnika- powiedział a kąciki jego ust uniosły się nieznacznie ku
górze.
-Pięć minut, daj nam pięć minut- powiedziałam starając się
zignorować fakt, że brzmiałam jak jakaś desperatka.
-Okej, ale tylko pięć.
-Daj nam znać jeśli ktoś by szedł- powiedziałam jeszcze a
Liv spojrzała na mnie i naprawdę nie musiała nic mówić bym wiedziała, że chce powiedzieć
„Przeginasz!”. Zamiast tego kiwnęła tylko nieznacznie głową a ja szybko
ruszyłam w kierunku przebieralni. Harry szedł zaraz za mną i dosłownie kiedy
tylko weszliśmy do środka a on zasłonił zasłonę po prostu, bez uprzedzenia mnie
przytulił. I to jak! Przycisnął mnie do siebie mocno a ja jak ta ostatnio
idiotka wtuliłam się w niego zapominając przez moment o całym otaczającym nas
świecie. Kiedy upadłam chciałam żeby mnie przytulił, ale kiedy teraz to robił
wydawało mi się, że sama nie zdawałam sobie sprawy wcześniej z tego jak bardzo
w rzeczywistości tego pragnęłam. Moje ciało wciąż reagowało na niego tak samo.
Mimo upływu czasu. Poczułam przechodzące przez moje ciało dreszcze. A
najbardziej w tym wszystkim porąbane było to, że słyszałam jak szybko bije mu serce.
Jakby przebiegł maraton. To niedorzeczne, ale jego serce biło tak samo szybko i
głośno jak moje.
-Przepraszam Ali. Nie chciałem zrobić ci krzywdy.
Przysięgam. Nie chciałem- wyszeptał w moje włosy wydając się być niesamowicie
poruszony a ja się od niego odsunęłam. Cóż właściwie nie odsunęłam się jakoś
bardzo, bo ta przymierzalna była jakaś wyjątkowo mała i mimo tego, że nie
trwaliśmy już w uścisku, wciąż staliśmy zaledwie kilkanaście centymetrów od
siebie. Tak blisko, że mogłam czuć ciepło bijące od jego ciała i zapach. Jego
zapach, który wciąż był piękny. Właściwie nadal uważałam, że to najpiękniejszy
zapach na świecie. Na jego twarzy przez moment malował się szok i ulga.
Podejrzewałam, że na mojej również. Byłam zszokowana, że dałam się przytulić i
nawet to odwzajemniałam jednocześnie poczułam ulgę, bo widziałam, że nic mu nie
jest, że jest cały i zdrowy.
-Wiem i naprawdę nie mam ci tego za złe. To nie była twoja
wina- tylko moja, pomyślałam.
-Kiedyś obiecałem, że już nigdy…
-To nie twoja wina- powtórzyłam bardziej stanowczo a do
głowy napłynęło mi pewne pytanie. -Wiedziałeś, że tu będę? Czy zobaczyłeś mnie
przez przypadek?- zapytałam niesamowicie ciekawa jego odpowiedzi.
-Wiedziałem- odpowiedział od razu.
-Skąd?
-Niall- odpowiedział tylko i patrzył na mnie z poczuciem
winy. Niall mu powiedział gdzie będę i najwyraźniej musiałam z Horanem o tym
porozmawiać. I zmienić numer telefonu, tak na wszelki wypadek gdyby Harry
dzięki blondynowi go znał. -Jak się czujesz?- zapytał a ja z nieznanych mi
przyczyn zaczęłam się zastanawiać dlaczego on nadal ma na sobie te okulary.
-Całkiem dobrze- powiedziałam i postanowiłam nie komentować
na głos tego, że za sprawą Irlandczyka mnie odszukał. –Dlaczego chciałeś mnie
widzieć?
-Martwiłem się- Ali nie daj po sobie poznać jak bardzo
działają na ciebie jego słowa i to jak bardzo szczery jest, pomyślałam.
-Martwiłeś się? Dlaczego?
-Bałem się, że zrobiłem ci krzywdę i chciałem cię zobaczyć.
Musiałem zobaczyć, że wszystko jest w porządku. I chciałem cię przeprosić za to
co się wczoraj stało, naprawdę nie chciałem żeby tak wyszło.
-Nie zrobiłeś mi krzywdy, czuję się dobrze i naprawdę nie
musisz mnie za to przepraszać- powiedziałam i stwierdziłam, że w tym momencie
nie mogę myśleć o tym co powiedział.
-Mam nieco odmienne zdanie na ten temat- wyszeptał i
przysunął się do mnie nieznacznie.
- A ty? Jak ty się czujesz? I po co ci te okulary?-
zapytałam a on westchnął nieco zmieszany.
-Po nic. Boli cię głowa? Byłaś u lekarza? Wydawało mi się,
że mocno się uderzyłaś.
-Zdejmij je- powiedziałam ignorując jego pytanie.
Podejrzewałam dlaczego wciąż się nimi zakrywa. Nie wiem dlaczego mnie
posłuchał, czy nie chciał się w tym momencie o to sprzeczać czy po prostu miałam
taką siłę przekonywania. Ale zdjął je a kiedy to zrobił ujrzałam, że pod jego
lewym okiem znajduje się sporych rozmiarów siniak. Czyli Jesse też mu nieźle
przywalił.
-Pojutrze mam koncert i uwierz mi boję się co mi zrobi Lou,
kiedy to zobaczy- powiedział i uśmiechnął się nieznacznie.
-Domyślam się- ja nie mam spodni! Wcześniej średnio mnie to
obchodziło, ale kiedy zobaczyłam jak Harry dziwnie parzy w lustro zrozumiałam,
że patrzy na odbicie mojego tyłka. Poczułam się zażenowana, ale jednocześnie nie
rozumiałam dlaczego nie przeszkadza mi to tak bardzo jak powinno. Cieszyłam
się, że z Harrym wszystko w porządku. Do tego poczułam, że jestem na niego zła
i nie rozumiałam jak mogę z nim tak spokojnie gadać, w dodatku w połowie
rozebrana. Poza tym powoli, wręcz w ślimaczym tempie zaczął do mnie docierać
fakt, że przed chwilą mnie przytulił a ja przytuliłam jego i to wszystko
skutecznie odsuwało moją uwagę od braku spodni.
-Saint Laurent? Myślałem, że nie lubisz takich sklepów-
powiedział wyrywając mnie z zamyślenia.
-Nie lubiłam- oznajmiłam zgodnie z prawdą.
-Dlaczego teraz lubisz?- zapytał i patrzył na mnie tak jakby
serio nurtowało go to pytanie. Mogłabym odpowiedzieć, że to nie jego sprawa,
ale coś sprawiało, że nie mogłam być w tym momencie dla niego niemiła.
-Bo teraz mnie stać na zakupy w takich sklepach-
odpowiedziałam spokojnie, zgodnie z prawdą i miałam wrażenie, że oboje
przypominamy sobie te dziesiątki razy kiedy kłóciliśmy się o to, że on kupował
mi coś, co w moim przekonaniu było stanowczo za drogie.
-Saint Laurent jest moim ulubionym- powiedział a właściwie
wyszeptał. Cały czas szeptaliśmy, bo nie chcieliśmy żeby ktoś coś
usłyszał. Spojrzał na buty, spodnie,
torebkę i płaszcz i uśmiechnął się szeroko. –Twoim chyba też. Zamierzasz to
wszystko kupić?
-Tak, Saint Laurent jest jednym z moich ulubionych sklepów i
tak, zamierzam. Harry przyszedłeś sprawdzić jak się czuję i jak widzisz czuję
się bardzo dobrze...
-Cieszę się, że dobrze się czujesz, naprawdę kamień spadł mi
z serca, ale chodzi też o to, że chciałem z tobą pogadać już wcześniej. Właściwie
kilka razy- powiedział a ja wiedziałam, że przez to co stało się zeszłego
wieczora byłam mu w pewien sposób winna tę rozmowę.
-Wiem. Ale po pierwsze to nie jest odpowiednie miejsce do
rozmów a po drugie nadal nie mam pojęcia o czym mielibyśmy rozmawiać. Przecież
wszystko zostało już powiedziane. Wszystko mi wyjaśniłeś i to całkiem dosadnie
wtedy u Nialla.
-No właśnie wtedy…
-Harry naprawdę nie musisz mi się z niczego tłumaczyć.
-Ale ja chcę się tłumaczyć- powiedział nieco głośniej i
przysunął się jeszcze bliżej.
-Naprawdę nie musisz.
-Ali może i się zmieniłaś, ale nadal jesteś tak samo
denerwująca, bo doskonale wiesz jak nie lubię kiedy staram się coś powiedzieć a
ty z premedytacją mi przerywasz- powiedział a uśmiech nieśmiało zatańczył na
jago ustach. Jak się okazało na moich także a kiedy zorientowałam się, że
gapimy się na siebie z dziwnymi uśmiechami na twarzach nie mogłam w to wszystko
uwierzyć. To się dzieje naprawdę czy mi się śni?
-Wcale nie przerywam… z premedytacją- powiedziałam wolno i
spuściłam wzrok. Harry nagle zaczął mnie onieśmielać, bo czułam się tak jakby
atmosfera między nami stawała się coraz gęstsza i taka jakaś naelektryzowana.
-Mamy mało czasu dlatego błagam, wysłuchaj mnie, nie
przerywaj i spójrz na mnie- poprosił a ja czułam jak budzi się we mnie jakieś
uśpione na dwa lata uczucie i wypełnia moje ciało. Spełniłam jego prośbę i
spojrzałam mu w oczy, wcześniej z niewiadomych przyczyn zatrzymując swój wzrok
na jego ustach. -Kiedy cię zobaczyłem wtedy na ulicy w Nowym Jorku naprawdę się
ucieszyłem. Wyglądałaś tak pięknie i już wiedziałem, że świetnie ci się
wiedzie. Nie sprawdzałem co u ciebie, chciałem się odciąć, nie śledziłem gazet-
nie powiedział jeszcze wiele a ja już nie chciałam go słuchać, bo jego słowa w jakiś
dziwny sposób sprawiały, że żałowałam. Żałowałam tego, że nam nie wyszło. Że
okazał się być taki. Było mi źle, bo kiedy powiedział, że wyglądałam pięknie
przypomniało mi się jak bardzo tęsknie za jego komplementami. Widział jak
bardzo się zawstydziłam, kiedy to powiedział, mimo że wcale tego nie chciałam.
Patrzył na mnie i widział mnie bez maski a mnie nagle zaczęła przytłaczać jego
obecność. On mnie przytulił. Trzymał mnie w swoich ramionach. Już nigdy miał
tego nie zrobić. Przytulił mnie. A ja przytuliłam jego. Mieliśmy tego nie
robić. Ale mimo tego dwie minuty temu staliśmy w głupiej przymierzalni wtuleni
w siebie. A ja nie umiałam go nienawidzić. W tym momencie po prostu nie umiałam
i byłam o to na siebie zła.
-Harry wydaje mi się, że to naprawdę nie czas ani miejsce
żeby prowadzić takie rozmowy- powiedziałam przerywając mu z premedytacją. Chłopak
przejechał dłonią po włosach ciągnąc delikatnie za ich końce w geście irytacji.
-Ali przysięgam, że od dwóch lat nie czułem tego co czuję
teraz. Musisz to robić? Musisz być taka wkurzająca? Taka… nieposłuszna?-
zapytał i nie patrzył na mnie ze złością. Wręcz przeciwnie. Był zirytowany, że
mu przeszkadzam się wypowiedzieć, ale przysięgam, że patrzył na mnie z
radością. Jakby naprawdę mu tego brakowało.
-Nie jestem główną bohaterką „Pięćdziesięciu twarzy Grey’a”
żeby być komukolwiek posłuszną- powiedziałam, uniosłam głowę wyżej i
stwierdziłam, że zabrzmiało to tak jakbym z nim flirtowała.
-Ali nawet nie wiesz co mi robisz- powiedział a ja myślałam,
że zaraz padnę.
-Właściwie to nie robię nic- wyszeptałam i udawałam, że
jestem pewna siebie patrząc mu w oczy aż dwie sekundy. A to spojrzenie
widziałam wiele razy. Wiedziałam co ono oznacza, bo Harry parzył tak na mnie
zawsze kiedy chciał mnie pocałować.
-Przez to, że boję się, że zaraz znowu mi się wetniesz w
zdanie skrócę moja wypowiedź do najważniejszej sprawy- powiedział gapiąc się na
moje usta. -Chciałem z tobą u Nialla pogadać. O tym, że nie możemy udawać, że
nic nigdy się nie stało.
-No przecież nikt nie udaje. Było, minęło. Teraz ty masz
swoje życie a ja swoje i nie musimy się z tego tłumaczyć, ty możesz robić co
chcesz i ja także- powiedziałam a wyraz jego twarzy się zmienił. Wydawał się
poirytowany słysząc moje słowa, które wypowiedziałam tak pewnie i swobodnie, że
widać było, że naprawdę tak myślę. Ale taka była prawda. Może nie do końca było
i minęło, bo tak naprawdę nie do końca minęło, ale prawdą było, że nasze życia
to teraz dwie oddzielne linie i nie zamierzałam ich ponownie splatać. Mogłam
się odegrać, załatwić go jego własną bronią, ale nie zamierzałam mieć już nigdy
z nim coś wspólnego.
-Nie możesz się pohamować? Musisz to robić?- zapytał gapiąc
się na moje usta.
-A ty? Nie możesz się pohamować? Chcesz to zrobić, prawda?-
nie wiem dlaczego to powiedziałam, dlaczego chciałam go sprowokować, ale mi się
udało. W jego oczach dojrzałam błysk i wydawało mi się po prostu, że moje ciało
przyciąga jego, bo Harry zbliżył się do mnie jeszcze bardziej. Położył dłonie
na moich biodrach powodując, że moje ciało automatycznie oblała fala dreszczy.
-Nawet nie wiesz jak bardzo chcę - wyszeptał a jego i moje
usta dzieliło dosłownie kilka centymetrów.
-Harry? Ali? Cami wyszła na moment przed sklep i przyjechało
dwóch innych fotografów, wiedzą, że Harry tu gdzieś jest, myślę, że najlepiej
będzie jak wyjdziemy. Pamiętasz o czym rozmawiałyśmy rano, prawda?- głos Olivii
był w tym momencie najlepszym i najgorszym co mogło się stać.
-Pamiętam- powiedziałam i wiedziałam, że muszę się po prostu
ocknąć. Stałam z Harrym w przymierzalni i rozmawiałam z nim jak gdyby nigdy nic,
wręcz flirtowałam, jego dłonie wylądowały na moich biodrach, które zakryte były
jedynie przez cienki materiał koszuli, właściwie miał mnie właśnie pocałować i
to nie było w porządku. Harry to wciąż Harry. Osoba, która praktycznie
zniszczyła mnie psychicznie a cała ta sytuacja wskazywała na to, że mam to w
nosie. Zachowywałam się głupio i nie powinnam się z nim tak spoufalać nawet
jeśli czułam jakieś cholerne przyciąganie. Harry działał na mnie tak jak
zawsze. Jego zapach, jego spojrzenie, jego tajemnicza aura, jego dotyk. Wciąż byłam
podatna na ten jego cholerny urok i musiałam się pilnować by nie dopuścić do czegoś,
czego nie umiałabym już kontrolować. Poza tym Jesse naprawdę nie zasługiwał na
takie traktowanie, które było spowodowane moją chwilą słabości.
-Zaraz!- Harry powiedział głośniej, odsunął się ode mnie i
teraz wydawał się spanikowany. Spojrzał na mnie i wiedziałam już, że naprawdę
pragnie mi coś powiedzieć. A ja nagle poza uświadomieniem sobie w jak dziwnej
sytuacji się znalazłam, zaczęłam się bać tego co powie. Nie chciałam żeby
namącił mi tym w głowie a wiedziałam, że to właśnie zrobi. Wiedziałam, że
sprawi, że będę miała mętlik w głowie, bo w tym momencie byłam świadoma tego, że
mimo iż chcę być obojętna nie umiem, po prostu nie umiem taka być.
-Olivia ma rację- powiedziałam bardziej do siebie niż do
niego i pod wpływem słów Liv odsunęłam się od niego i rozsunęłam zasłonę, za
którą stała kobieta. –Naprawdę nie musisz się obwiniać o to co się wczoraj
stało. Nic mi nie jest, Jesse’emu także- słysząc imię mojego chłopaka Harry
momentalnie się spiął.
-Kiedy w końcu porozmawiamy?
-Nie wiem. Poza tym nie mamy o czym- odpowiedziałam nieco
oschle.
-Mamy i doskonale o tym wiesz. Poza tym chyba zauważyłaś, że
przed chwilą coś się stało i stałoby się więcej gdybyśmy mieli więcej czasu-
powiedział ignorując fakt, że Olivia wszystko słyszy i w tym momencie
dziękowałam sobie w duchu, że kobieta jest we wszystko wtajemniczona.
Wiedziałam, że Harry ma rację. Doszłoby do czegoś więcej, do czegoś co byłoby
największym błędem jaki mogłabym popełnić.
-Nie wiem co sobie myślałeś i myślisz, ale zdecydowanie masz
zbyt bujną wyobraźnię- powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego sztucznie.
Ubrałam na twarz maskę i totalnie olewając fakt, że przed chwilą prawie się
całowałyśmy kontynuowałam swoją wypowiedź. –Harry jak wczoraj zdążyłeś zauważyć
mam chłopaka. Uwierz mi, że Jesse nie chce oglądać moich zdjęć z byłym, dlatego
wyjdź. Przeprosiłeś mnie i wszystko między nami zostało wyjaśnione, dlatego nie
mamy już o czym rozmawiać i jedyne, czego teraz chcę to żebyś sobie poszedł i
dał mi spokój bo naprawdę nie chcę mieć przez ciebie więcej problemów i przede
wszystkim nie chcę martwić Jesse’ego- kiedy wypowiedziałam te słowa poczułam
się jak zimna, wyrachowana suka. Wcale nie chciałam mu tego powiedzieć, bo tak
naprawdę tak nie myślałam i to co właśnie się między nami wydarzyło sprawiło,
że nadal miałam miękkie kolana, moje serce biło szybko, o wiele szybciej niż w momencie,
kiedy jestem z Jessem.
-Aha. W takim razie chyba nic tu po mnie- powiedział i
wydawało mi się, że nie wierzy, że rzeczywiście to powiedziałam. Wyszedł z
przebieralni i stanął obok Liv. -Do widzenia Olivio- dodał cicho i spojrzał na
mnie a ja nie chcąc patrzeć mu w oczy zasłoniłam szybko zasłonkę. Nic nie
mogłam poradzić na to, że nagle moje oczy zaczęły nieprzyjemnie piec i kolejny
raz zostałam zaatakowana przez ogromne wyrzuty sumienia i kolejny raz
udowodniłam sobie, że wciąż go kocham.
Hej!
Dzisiaj notka będzie mega krótka bo nie mam czasu jej pisać :(
Przepraszam za błędy ale rozdział jest praktycznie nie sprawdzany (bo nie mam czasu) :/ Jeśli w jakiś fragmentach jest masło maślane i masa powtórzeń to naprawdę przepraszam!!
Nie wiem kiedy pojawi się następny. Mam masę obowiązków, przede wszystkim teraz kiedy zbliża się sesja :( Niestety ciężkie jest życie studenta :( Ogólnie mam nadzieję, że rozdział pojawi się za około 2-3 tygodni :)
Ten rozdział wyszedł mi na 9 stron a myślałam, że będzie krótszy bo w pierwotnej wersji planowałam tu jeszcze imprezę u Jona XD
Jak coś to przypominam, że możecie wyrażać swoją opinię odnośnie opowiadania na Twitterze gdzie możecie używać hasztag, który kiedyś utworzyłam i o którym zapomniałam XD -----> #TTSffPL
Dziękuję Adzie za komentarz! Jednocześnie jest mi mega smutno bo rozdział 10 miał ponad 800 wyświetleń i tylko 1 osoba skomentowała :(
To chyba wszystko!
Do następnego!
PS I love youuuuu all <3