-Słuchaj!„Ali Rose zakochana! Wydaje się, że Ali w końcu znalazła...”
-Dobra nie czytaj tego badziewia tylko pokaż zdjęcie-
poprosiłam a chłopak podał mi swój telefon. Kiedy je zobaczyłam zaczęłam się
śmiać. -Jezu to było wtedy kiedy udawaliśmy plakat.
-Wy mięliście fajną scenę do udawania- powiedział z wyrzutem
a ja zaczęłam się śmiać jeszcze bardziej i oddałam mu telefon. -Nie śmiej się,
ty się z Jessem poprzytulałaś a my z Blainem…
-Nie kończ, bo posikam się ze śmiechu- wydusiłam z siebie
przypominając sobie naszą podwójną randkę. Poszliśmy we czwórkę do kina i
byliśmy całe dwadzieścia minut za wcześnie, bo Blaine źle sprawdził godzinę
seansu więc nudząc się Kurt wpadł na pomysł by udawać sceny z plakatów i robić
sobie zdjęcia. Jako, że bawił się w Kupidyna wybrał dla Jesse’ego i mnie plakat
filmu romantycznego przez co musieliśmy przyjąć z Jessem całkiem jednoznaczną
pozę. Ja natomiast wybrałam dla niego i Blaina zdjęcie plakatu komedii, na
którym na leżącym Ahstonie Kutcherze stała w szpilkach Katherine Heigl. I tak
Blaine leżał na podłodze a Kurt stanął na jego pośladkach i jakoś tak wyszło,
że nie utrzymał równowagi i się przewrócił… drąc przy tym spodnie tak, że
wszyscy mogli podziwiać jego bokserki w Supermany.
-On cię trzyma za pośladek czy mi się wydaje?- zapytał a ja
poczułam jak momentalnie robi mi się ciepło. Bo wtedy rzeczywiście Jesse złapał
mnie za tyłek… publicznie. W sumie nie wiedziałam nawet czy jesteśmy parą, bo
nigdy oficjalnie o tym nie rozmawialiśmy. Poza tym… ja nawet nie wiedziałam czy
chcę żebyśmy o tym rozmawiali. Nie wiedziałam czy chcę żebyśmy byli parą. Nie
wiedziałam czy jestem gotowa na związek, nawet jeśli coś do Jesse’go czułam i
właściwie już tworzyliśmy coś w rodzaju związku.
-Dobra, koniec z tym. Spakowaliście się już?
-Tak chociaż Blaine w życiu by się nie spakował gdybym mu
nie pomógł. A tak w ogóle to twój przyjaciel wie, że przyjedziemy?
-Jasne. Myślisz, że powinnam wziąć tę sukienkę?
-Odsuń się- powiedział, wstał z mojego łóżka i podszedł do
szafy. -Myślę, że się nada, ale miałaś tutaj jeszcze taką białą… I co mówił? Bo
wiesz on nas w sumie nie zna, widzieliśmy się raz przez chwilę, jak przyjechał
cię odwiedzić.
-Po co mi ta sukienka? Po co mi w ogóle sukienka?- zapytałam
widząc co on wyciąga z szafy.
-Masz ją wziąć. Co mówił?
-No a co miał mówić? Przecież zapraszając mnie sam wyraźnie
zaznaczył „weź ze sobą kogo zechcesz”. Poza tym Niall jest naprawdę towarzyski.
No i będą też jego znajomi.
-Ale on nas nie zna! A przecież to Niall Horan!- Kurt zaczął
przeżywać to, że spędzi weekend u Nialla Horana a dla mnie było to niesamowicie
zabawne. Bo to zabawne, że Niall był dla mnie zupełnie normalnym chłopakiem i
czasami zapominałam, że dla reszty świata jest wielką gwiazdą. Może gdyby Niall
nie zachowywał się jak Niall, nie zapominałabym o tym jak go postrzegają inni.
Ale halo? To jest Horan, chłopak, który kiedyś obudził mnie w środku nocy
zapominając o tym, że dzieli nas kilka stref czasowych tylko by powiedzieć, że
wybił do trzeciej ligi w FUT*. Nie wspominając o tym, że potrafił wysłać mi
zdjęcie nowych kolorowych skarpetek czy zdjęcia jego spuchniętego palca od
stopy kiedy to biegając po domu uderzył się o kant stołu. Niall był dla mnie
Niallem, nie super sławnym ciachem, za którego mieli go inni. Na przykład Kurt.
I właściwie prawie zupełnie zapominałam o sławie czy bogactwie mojego
Irlandczyka. Prawie. Bo nie każdy człowiek na świecie kupuje wielką willę na
obrzeżach LA z kilkoma hektarami ziemi do tego. A to właśnie zrobił Niall. I
kiedy to zrobił zaprosił między innymi mnie na weekend zaznaczając, że mam
wziąć ze sobą kogo tylko chcę dlatego zaprosiłam Kurta i Blaina. I Jessego.
-Nie panikuj, Niall jest super poza tym chcę żebyśmy
spędzili naprawdę wspaniały weekend zrozumiano?- zapytałam i wpakowałam do
walizki kolejną niepotrzebną sukienkę.
***
-Ali!- blondyn wydarł się w niebogłosy w momencie kiedy
wysiadłam z samochodu.
-Hej- powiedziałam ledwo zrozumiale przez to, że chłopak
postanowił mnie przytulić na powitanie tak mocno, że myślałam, że mi coś
złamie. To było nawet nieco zabawnie, bo jeśli chodziło o nasze powitania to
rola osoby, która krzyczy i przytula z całej siły tę drugą osobę była
przypisana mi i to ja na ogół rzucałam się na niego i ściskałam go tak, że nie
mógł oddychać.
-Tak się cieszę, że jesteś- powiedział a ja zaczęłam się
śmiać. Niall naprawdę zachowywał się jak ja.
-Też się cieszę- myślałam, że chłopak mnie puści jednak on odsunął
się ode mnie tylko trochę i objął mnie ramieniem. Nie wiedziałam co jest
powodem tak wylewnego okazywania mi jego uczuć, ale postanowiłam przedstawić mu
moich przyjaciół. -Okej, poznaj moich przyjaciół. To jest Kurt, poznaliście się
już, to jest Blaine no i Jesse’go znasz- powiedziałam a Niall przywitał się z
wszystkimi podając im wolną rękę.
-Super, że jesteście. Rozgośćcie się, w środku są już moi
znajomi, mój kuzyn…- Niall zaczął gadać a ja przestałam go słuchać i zaczęłam
patrzeć. Jego dom był ogromny! I wydawał się być taki… na odludziu, chociaż wcale
tak nie było. Kiedy weszliśmy do środka wydawał się jeszcze większy niż z
zewnątrz. Blondyn zapoznawał wszystkich ze wszystkimi nie puszczając mnie przy
tym choćby na pięć sekund. Spoglądając na Jesse’ego wydawało mi się, że jest
nieco zły widząc jak blondyn mnie przytula. Kiedy weszliśmy na górę i Niall
pokazywał nam gdzie będziemy spać miałam wrażenie, że biorę udział w jakimś
komicznym przedstawieniu, bo kiedy Horan wypuścił mnie na moment z objęć od
razu znalazł się przy mnie Jesse przez co mój przyjaciel patrzył na nas dziwnie
a na koniec okazało się, że przeznaczył dla mnie i bruneta osobne pokoje. Nie
miałam pojęcia co jest grane i o co Niallowi chodzi i mimo tego, że korciło
mnie by zapytać go dlaczego zachowuje się tak dziwnie postanowiłam nie robić
tego przy wszystkich. Zamiast tego grzecznie podziękowałam za dodatkowy pokój i
stwierdziłam, że mogę przenocować u bruneta. Niall nie skomentował tego w żaden
sposób a Jesse wydawał się być zadowolony słysząc moje słowa. Nie miałam jednak
zbyt dużo czasu na jakieś dogłębniejsze analizy tej sytuacji, bo chwilę później
byłam już w drodze do centrum. Blaine i Kurt byli w Los Angeles pierwszy raz i
chcieli zobaczyć miasto dlatego postanowiłam wraz z Jessem jechać z nimi.
Podczas naszej krótkiej wycieczki nikt z nas nie wspomniał choćby słowem o
dziwnym zachowaniu mojego przyjaciela i wszyscy się świetnie bawiliśmy robiąc
przy tym miliony zdjęć. Ku mojemu zdziwieniu
podchodziło do mnie całkiem spoko osób prosząc o zdjęcie i
podejrzewałam, że to między innymi dzięki gali Teen Choice Award, w której
wzięłam udział. Już w Nowym Jorku zauważyłam, że wzbudzam coraz większe
zainteresowanie a to wszystko dzięki coraz większej promocji. Agencja
załatwiała mi coraz więcej wywiadów czy występów takich jak na TCA czy „No more
racism”. Dlatego robiło się wokół mojej osoby coraz więcej szumu. Po powrocie
Niall zachowywał się już zupełnie normalnie a ja postanowiłam zapytać go o co
chodziło mu wcześniej gdy znajdziemy się gdzieś sami. Co nie było wcale takie
łatwe.
-O jak super, że wróciliście! Ali pomożesz mi?
-Jasne- odparłam i uśmiechnęłam się do blondyna zaraz po tym
jak dopiłam ostatniego łyka herbaty. -A w czym konkretnie?
-Możesz mi pomóc robić te sałatki?
-Te?- zapytałam i uniosłam brew do góry.
-Te co kiedyś w Dublinie.
-Czy będąc tak nadzianym nie powinieneś mieć cateringu czy
coś…- zauważył Jesse.
-Taaa, szkoda tylko, że mam też sklerozę i jakoś tak nie
ogarnąłem, że przecież moja kuzynka i jej koleżanka są wegetariankami i nie
zjedzą kiełbasek… Więc ogarnąłem kiełbaski i ketchup i musztardę, ale potem
przypomniało mi się, że one…
-Dobra nie tłumacz się- przerwałam chłopakowi i otwierając
przy okazji wszystkie szafki w poszukiwaniu miski, jakiejś deski do krojenia i
noża. -Ale tym razem mi pomożesz i to, że się boisz używać noża nie jest dla
mnie wymówką.
-Okej…- Niall westchnął a ja miałam ochotę walnąć go
ręcznikiem w tyłek. Nie dość, że mnie wykorzystywał to jeszcze nie chciał
pomóc. Przecież to jego ognisko i jego kuzynka!
-Czy Niall Horan boi się noża?- zapytał Jesse i podszedł do
nas bliżej.
-Nie on tylko ma jakiś dziwny, paranoiczny lęk jeśli chodzi
o krojenie warzyw w kostkę. A tak dla wyjaśnienia ten lęk nazywany jest
powszechnie lenistwo- powiedziałam i spojrzałam z udawanym oburzeniem na
Horana. Oczywiście, że nie miałam nic przeciwko zrobieniu tej sałatki, ale
chciałam się z nim trochę podroczyć.
-Nie prawda! To wcale nie tak, ale ja tak koślawo to wszystko
kroję i w ogóle…
-W takim razie pomogę wam- Jesse zaśmiał się uroczo a
następnie wziął od Nialla drewnianą deską i nóż i zamierzał go wyręczyć.
Blondyn zaczął mu dziękować, mówił, że jest super i w ramach podziękowania
stwierdził, że poczęstuje go piwem. I wtedy Jesse wziął do ręki pomidora. Położył
go na desce i zamierzał go tak pokroić.
-Nie! Nie tak!-
krzyknęłam.
-Przecież nawet nie
zacząłem go kroić- stwierdził zmieszany.
-No właśnie. Najpierw
trzeba je sparzyć.
-Po co?
-Bo nie cierpię
pomidorów ze skórką, dlatego zawsze je obieram. Niall zagotuj wodę…-
powiedziałam i dosłownie poczułam jak z pomieszczenia ktoś niepostrzeżenie
wyssał cały tlen. Nie zorientowałam się nawet, że dłonie zaczęły mi się trząść.
Nagle wszystko stało się jakby zamazane, niewyraźne. Nagle przed oczami miałam
JEGO. To wspomnienie. To cholerne wspomnienie. Te słowa.
-Taaa, Ali ma na tym punkcie obsesję- usłyszałam głos
Nialla, wzięłam głęboki wdech i potrząsnęłam głową. Nie. To wspomnienie jest
jednym z milionów głupich wspomnień, których nie chciałam pamiętać, które
chciałam wymazać ze swojej głowy raz na zawsze. Spojrzałam na chłopaków,
wydawało się, że nie zauważyli w moim zachowaniu nic dziwnego.
-Odezwał się pan „boję się krojenia warzyw w kostkę”-
powiedziałam cicho niby tylko do Jesse’ego ale jednocześnie tak głośno by Horan
to słyszał. Zamierzałam prowadzić jedną z tych naszych bezsensownych rozmów
ignorując głupie, niechciane wspomnienie…
***
-Chce ktoś jeszcze kiełbaskę?- zapytał Niall a my zaczęliśmy
kiwać przecząco głowami. -W takim razie kto chcę jeszcze piwo?- na to pytanie
twierdząco odpowiedzieliśmy dosłownie wszyscy.
-Jak wam się podoba LA?- zapytała kuzynka Horana a pytanie
skierowane było do Blaina i Kurta.
-Jest niesamowite- odpowiedzieli razem i zaczęli rozmawiać z
dziewczyną. Właściwie wszyscy goście Nialla byli super i wszyscy cały dzień zwiedzali
LA by wieczorem świętować z Horanem kupno jego wielkiej posiadłości. Niall
zorganizował ognisko i jako, że jego willa posiadała chyba ze dwadzieścia
sypialni mój kochany Irlandczyk zaproponował wszystkim nocleg.
-Czuję się jak na szkolnym biwaku- powiedziałam i spojrzałam
na Jesse’ego, który „bawił się” moją dłonią.
-Szczerze mówiąc kiedy tu przyjechaliśmy myślałem, że to
będzie porażka.
-Nic mi nie mów, jeszcze nie wiem o co Irlandczykowi
chodziło, ale się dowiem.
-Co Irlandczykowi?- zapytał blondyn szczerząc się przy tym
głupkowato.
-Nie wiesz, że to nie ładnie podsłuchiwać?- zapytałam i
wytknęłam na niego język.
-Nie wiesz, że to nie ładnie tak obgadywać?
-Głupek- odpowiedziałam tylko a on zaczął się śmiać jakbym
powiedziała najśmieszniejszy kawał świata.
-Dobra ludzie, wiem, że jest miło, ale zaraz będzie jeszcze
milej!- oznajmił ignorując moją obelgę i pobiegł gdzieś by po chwili wrócić z
gitarą w ręce. -Co to by było za ognisko bez śpiewania?- zapytał a chwilę
później był już w swoim żywiole. Zaczął śpiewać a po tym jak rzucił w moją
stronę, że ja nie śpiewam z nim, bo wiem, że jestem gorsza oczywiście od razu
zaczęłam śpiewać razem z nim. Po chwili do piosenki dołączali się inni.
Wszystko było po prostu idealne. Jesse mnie przytulił, szeptał miłe słowa do
ucha. Śpiewaliśmy „Ho Hey” The Luminers czy „When You Say Nothing At All” Keitha
Whitley’a i czułam się po prostu wspaniale. Po jakieś godzinie grania Niall
stwierdził, że bolą go palce i Jesse zaoferował się nam przygrywać. I kiedy
brunet zaczął grać Niall usiadł koło mnie.
-Serio bolą cię palce?- zapytałam, bo wydawało mi się to
mało prawdopodobne.
-W sumie nie bolą, ale chciałem pogadać- powiedział wprost.
-Okej… No mów.
-To może się przejdźmy…- powiedział, wstał i podał mi dłoń.
-A wy gdzie?- zapytał totalnie nietaktownie Kurt.
-Muszę coś Ali pokazać- powiedział Horan a ja spojrzałam na
Jesse’ego, który także patrzył na mnie. Uśmiechnęłam się do niego a on
odpowiedział tym samym. Chwilę później szłam z Niallem gdzieś. Nie wiedziałam
gdzie, bo ten jego ogród był po prostu ogromny.
-To o czym pogadamy?- zapytałam naprawdę ciekawa.
-Na początek chcę cię przeprosić za moje wcześniejsze zachowanie.
Po prostu go testowałem.
-Testowałeś? Kogo?- byłam po dwóch piwach, które ograniczyły
mi zdolność szybkiego myślenia.
-No twojego nowego chłopaka. Wiesz niby go znam, ale
chciałem sprawdzić jak się zachowa i tak dalej. Jesteś dla mnie jak siostra i
trochę się o ciebie martwiłem. W sumie nic mi o nim nie mówisz, za to widzę
wasze zdjęcia w gazetach. I stwierdziłem, że go tak trochę przetestuję.
-Przecież to Jesse, znasz go dłużej niż ja…- chciał go
przetestować? Jak? Dlaczego? Po co? Nic z tego nie rozumiałam i wtedy naszła
mnie pewna myśl. On go znał dłużej. Co jeśli wiedział o Jessem coś czego nie
wiedziałam ja? -Ty coś o nim wiesz? Jest z nim coś nie tak?
-Nie! Absolutnie nie, Jesse to spoko facet, ale wolałem się
upewnić. Wiesz… Stałaś się popularna a on dopiero chce coś zacząć… Sam… Po
prostu się o ciebie troszczę. Tyle. Jesse jest w porządku.
-Niall… On mnie nie zrani. Wiem to.
-Kiedyś już mi to powiedziałaś…
-Nie możesz ich porównywać!- powiedziałam nieco za głośno. -Jesse
mnie nie skrzywdzi nie tylko dlatego, że nie jest taki podły i przebiegły jak
twój przyjaciel. Nikt mnie już nie skrzywdzi Niall. Nikt. Jesse czy inny facet.
Obiecałam to sobie. Zmieniłam się. Wiem, że dla ciebie mogę wydawać się taka
jak kiedyś, ale tamtej Ali już nie ma- powiedziałam pewna siebie. Taka była
prawda. Dawna Ali zniknęła na zawsze. Obiecałam to sobie. Obiecałam, że już
nigdy nie dopuszczę do tego by ktoś mnie poniżył.
-Wiem, zauważyłem.
-Obiecałam sobie, że będę żyć według własnych zasad. I to
właśnie robię. Na początku było mi ciężko, ale teraz jest inaczej. Teraz jest
już dobrze. Po pierwszych zajęciach u Cassie miałam ochotę wrócić do domu.
Teraz wychodząc z jej zajęć mam nadzieję, że na kolejnych da mi jeszcze większy
wycisk. Słabej Ali już nie ma. I nowa Ali nie potrzebuje obrońców czy opiekunów,
bo sama umie się sobą zająć. A już na pewno wie z jakim chłopakiem ma się
spotykać. I tak dla twojej informacji ja wcale z Jessem nie jestem. Kręcimy i
to wszystko.
-Wow. Jestem pod wrażeniem. Już wcześniej to wiedziałem, ale
teraz naprawdę mi zaimponowałaś- powiedział i mimo tego, że serio wydawał się
być pełen podziwu nie umiał ukryć zmartwienia.
-Po prostu obiecałam sobie, że już nikt ani nic nigdy mnie
nie zrani. A jeśli chodzi o Jesse’ego to sama nic nie wiem. Podoba mi się. Jest
przystojny i jest naprawdę miły. Lubię go.
-Ale go nie kochasz…
-Nie kocham. Jeszcze. Nasze relacje nie są jeszcze na takim
etapie. Ale wiem, że mogę się w nim zakochać.
-Jeszcze? A co jak go nie pokochasz nigdy? Wiesz, że możesz?
Ali może nie jestem jakimś ekspertem w tych sprawach, ale nawet ja wiem, że to
tak nie działa. Nie da się kogoś pokochać ot tak.
-Niall nie obraź się, ale to nie twój problem. Kocham cię i
naprawdę dziękuję ci za to, że się o mnie martwisz i troszczysz, ale tym się
przejmować nie musisz. Poza tym, chyba pierwszy raz w życiu w końcu wszystko mi
się układa. Tak naprawdę. Bez niczyjej pomocy. A Jesse w tym wszystkim jest
ważny i przede wszystkim wiem, że w żaden sposób mi nie zaszkodzi. Bo jakby nie
patrzeć to jego pomoc okazała się dla mnie taka ważna.
-Wiem, wiem. Po prostu nie chcę żeby stało ci się coś… takiego
jak kiedyś- wiedziałam, że Niall szuka odpowiednich słów by nie powiedzieć
czegoś, w jego ocenie, nietaktownego.
-Nie stanie. Spójrz na mnie. Widziałeś mnie kiedyś w tak
dobrej formie?
-No nie, ale…
-Niall, nie martw się o mnie jasne? Naprawdę. Nie trać czasu
na zamartwianie- powiedziałam i postanowiłam go przytulić. Chłopak odwzajemnił
mój gest i uśmiechnął się do mnie.
-Zabawne, bo kiedy gadaliśmy przez telefon czy skype‘a
myślałem, że może mówisz wszystko po to bym się nie martwił, tak jak to było na
początku twojego pobytu w NYC, ale teraz widzę, że to nie było na pokaz. Ale
pamiętaj jakby ktoś cię zranił zawsze ci pomogę. No i miałem cię zapytać co ze
Stevem?
-Nie wiem jeszcze. Liv dotarła do jego nowego szefa i
przedstawiła naszą propozycję. Najprawdopodobniej w poniedziałek będę do Steva
dzwonić. Mam nadzieję, że się zgodzi.
-Jestem przekonany, że się zgodzi.
-Cóż, ja nie, ale mam taką nadzieję. Chcę żeby to on został
moim ochroniarzem i ogólnie szefem ochrony. Wiesz na imprezach czy kiedy jestem
w jakimś programie to przeważnie ochrona z zewnątrz wszystko załatwia, ale chcę
żeby takimi sprawami zajmował się ktoś zaufany, no i widzę, że ostatnio zaczepia
mnie sporo osób choćby na zakupach dlatego chce mieć kogoś takiego jak Steve-
jeśli Steve by odmówił załamałabym się. Miałam jednak nadzieję, że przyjmie
moją propozycję. No i wierzyłam w to, że mimo wszystko wciąż mnie lubi…
-Niall?- oboje usłyszeliśmy głos Jesse’ego i odwróciliśmy
się w jego stronę.
-Tak?
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale twój kuzyn poprosił mnie
żebym przyniósł mu colcannon**.
-Co?- Niall wytrzeszczył oczy i zaczął się śmiać.
-No tak powiedział- Jesse też zaczął się śmiać. - Kiedy
powiedziałem, że totalnie nie wiem skąd mam to wziąć stwierdził, że poszuka
ciebie i w sumie nawet wstał, ale po dwóch krokach zaliczył niemiłe spotkanie z
trawą a jako, że wszyscy zaczęli umierać ze śmiechu stwierdziłem, że się
zlituję i go podniosłem a on znowu zaczął gadać o colcannon, zaczął mnie tulić,
bo myślał, że ja to ty więc stwierdziłem, że odnajdę ciebie żebyś mu pomógł.
-Okej… Co prawda nie dam mu colcannon, ale mogę położyć go
spać- Niall śmiejąc się najgłośniej na świecie praktycznie pobiegł ratować
kuzyna a ja zostałam z Jessem sama.
-Pięknie tu- powiedział brunet a ja dopiero teraz
zauważyłam, że z miejsca, w którym stoimy jest widok na całe LA.
-Niall ma swój własny kawałek raju. Chciałabym spędzać takie
wieczory częściej.
-Zawsze możemy się przeprowadzić do LA.
-Albo po prostu przeprowadźmy się tutaj, do domu Nialla. Ten
dom, ogród, to wszystko jest tak wielkie, że on nawet by nie zauważył, że ma
współlokatorów- powiedziałam o on zaczął się śmiać.
-Tak, pewnie masz rację tym bardziej, że za parę dni wraca
do Londynu, no nie?
-Szczerze mówiąc nie wiem czy do Londynu czy jedzie do domu
do Irlandii. Tak chaotycznie to wszystko opowiadał, że w końcu sama nie wiem-
powiedziałam i się zaśmiałam.
-Grunt, że zostawia to wszystko tylko dla nas.
-Marzyciel…- wyszeptałam i odwróciłam się by spojrzeć
jeszcze raz na ten widok.
-Ali…- chłopak westchnął i podszedł do mnie bliżej. Stanął
za mną i delikatnie się do mnie przytulił. Czułam ciepło bijące od jego ciała i
w jego ramionach czułam się naprawdę dobrze.
-Hmmm?
-Chciałem zadać ci to pytanie od dawna… Spotykamy się już
długo…- zaczął a ja poczułam jak się cały spina. Denerwował się a ja doskonale
wiedziałam jakie pytanie zaraz padnie. Wiedziałam, ale nie wiedziałam co mam
odpowiedzieć. Stałam tam, w jego ramionach i mimo tego, że wiedziałam co
powinnam mu odpowiedzieć tak naprawdę sama nie wiedziałam czy chcę to
powiedzieć. Nie wiedziałam czy umiem. Spotykałam się z nim prawie pół roku i
wciąż traktowałam go z dystansem. A Jesse nie był głupi i doskonale o tym
wiedział. Nigdy nie opowiedziałam mu mojej historii. Nie wiedział, że w życiu
spotkało mnie coś strasznego. Coś okropnego. Coś przez co moje serce nie umiało
się w nim zakochać mimo tego, że pragnęłam tego najmocniej na świecie. Czułam
coś do niego, czułam to podczas naszych pocałunków. Początkowo naprawdę
wszystko mnie ekscytowało i byłam zauroczona. Nie mogłam doczekać się naszych
spotkań i było mi smutno kiedy się rozstawaliśmy. Nadal tak było. Chyba. Nadal
byłam zauroczona, ale wciąż nie zakochana. Wiedziałam, że się przyzwyczaiłam.
Było mi z nim dobrze, bo Jesse to cudowny chłopak. Ale ja nie chciałam być zauroczona.
Chciałam być zakochana i problem polegał na tym, że nie wiedziałam czy moje
serce jest zdolne do miłości. Do takiej miłości na jaką on zasługiwał. -Ali
jesteś wspaniałą kobietą. Prawda jest taka, że to ty zainspirowałaś mnie do
przyjechania do Nowego Jorku. Bo tak naprawdę podobasz mi się od dnia, w którym
cię poznałem. Ale wtedy byłaś zajęta dlatego nawet nie robiłem sobie nadziei…-
nie wiedziałam co mam zrobić, ale odwróciłam się by móc patrzeć mu w oczy. -Zależało
mi na tobie od samego początku dlatego zorganizowałem ten występ w bibliotece.
A kiedy zadzwoniłaś i powiedziałaś, że lecisz do Stanów, że będziesz śpiewać,
później dzwoniłaś tak często zapragnąłem po prostu tutaj przylecieć, bo z każdą
rozmową kradłaś moje serce Ali. Kiedy pocałowałem cię pierwszy raz byłem
najszczęśliwszy na świecie. Wiem, że Harry cię zranił. Wiem to. Widzę jak
jednego dnia jesteś ciepła by innego być dziwnie zdystansowana i wiem, że
jesteś taka z konkretnego powodu. Nigdy nie będę naciskał by go poznać
jednocześnie licząc na to, że w końcu się przede mną otworzysz. Że mi zaufasz tak, jak ja ufam
tobie. Chcę dać ci szczęście Ali. Chcę ci pomagać w trudnych chwilach. Nie
jestem jakimś ekspertem, ostatni raz dziewczynę na poważnie miałem gdy byłem w
liceum. Jestem kompletnym inwalidą jeśli chodzi o związek. Ale mimo wszystko
mogę obiecać ci, że cię nie zranię. Że będę się o ciebie troszczył, że będę cię
szanował i zawsze będę po twojej stronie. Dlatego Ali czy zechcesz spróbować i
dasz mi szansę? Czy dasz szansę nam i zostaniesz moją dziewczyną?- nie wiem.
Nie wiem. NIE WIEM. Serce mówi nie. Rozum mówi tak. Cóż… Moje serce nie ma już
za wiele do powiedzenia.
-Tak- wyszeptałam tylko i złączyłam nasze usta w pocałunku.
Czułam ten spokój i ciepło, które czułam zawsze kiedy Jesse mnie całował. Bałam
się tylko, że to ciepło nigdy nie przerodzi się w żar, w ogień, w prawdziwą
miłość… Tak bardzo chciałam go pokochać. Obiecał mi, że nigdy mnie nie zrani,
ale tak naprawdę to ja mogłam zranić jego. A on na to nie zasługiwał. Był dobry
a ja musiałam obiecać sobie samej, ze zrobię wszystko by go pokochać.
-Właśnie sprawiłaś, że jestem najszczęśliwszym facetem na
Ziemi- wyszeptał mi do ucha.
-Dziękuję- powiedziałam tylko i musnęłam ustami jego wargi.
Po chwili usłyszałam jakieś dziwne dźwięki dochodzące z miejsca gdzie było
ognisko i domyśliłam się co się dzieje. -A teraz chodź zanim rozwalą jego
maleństwo.
-Maleństwo?
-Taaa, maleństwo to ulubiona gitara Nialla i jak sam
słyszysz ktoś się właśnie nieźle na niej wyżywa- znajomi Nialla byli naprawdę
super, ale kochali mu robić głupie żarty. Kiedy do nich podeszliśmy okazało
się, że dotarliśmy tam w samą porę, bo gitara mogłaby nie wytrzymać chwili
dłużej. Dzięki Bogu zjawiliśmy się my i uratowaliśmy maleństwo. Jesse zaproponował,
że coś zagra a ja postanowiłam iść do domu zrobić siusiu. Nie zamierzałam
analizować tego co właśnie zaszło między mną a brunetem, bo fakt, że mam
chłopaka jeszcze do mnie nie docierał. Dojście do willi zajęło mi chyba z
dziesięć minut. Kiedy weszłam do środka nikogo nie zauważyłam. Niall na górze
pewnie zajmował się kuzynem więc postanowiłam mu nie przeszkadzać czy raczej
nie pomagać i skierowałam się prosto do jednej z miliona łazienek.
-Z jednej strony nie wierzę a z drugiej wierzę. No bo oni
byli parą a teraz co?- usłyszałam kiedy podeszłam do nieco uchylonych drzwi.
Nie chciałam podsłuchiwać, ale samo tak jakoś wyszło, że zamiast zapukać albo
po prostu iść poszukać innej łazienki, stanęłam przy drzwiach ciekawa o kim
rozmawiają.
-Niby tak, ale kto może wiedzieć jak to było naprawdę? Może
to serio było tylko tak na pokaz a może nie?
-Przecież Harry sam to powiedział. Mówiłam ci- Harry? Ona na
pewno powiedziała Harry? Chodzi jej o tego Harry’ego?
-Czyli miłości nie ma tak?
-Nie wiem, ale nie znam aktualnie żadnej pary, która by się
kochała. Ali z Harrym byli razem a on ostatnio mi się przyznał, że tak naprawdę
nigdy nie byli w związku- słysząc te słowa poczułam się tak jakby ktoś wylał na
mnie wiadro zimnej wody.
-Normalnie nie wierzę, że to powiedział.
-Był trochę podpity, bo to było na urodzinach Nialla, ale
dał mi do zrozumienia, że nigdy jej nie kochał. Minęło już sporo czasu odkąd
nie są razem i stwierdził, że związek z nią nie był nawet związkiem.
-To straszne.
-Tak to straszne, bo ja widząc ich razem i teraz słysząc coś
takiego tracę wiarę w to, że kiedykolwiek spotkam kogoś z kim się zwiążę,
założę rodzinę. Patrząc na nich z boku nigdy nie pomyślałabym, że on jej nie
kocha.
-A ona go kochała?
-Nie wiem, ale z tego co wiem to tak. Ona go kochała.
-A w ogóle dlaczego gadałaś o niej z Harrym? Przecież oni
rozstali się wieki temu.
-Niall opowiadał o tej imprezie i wspomniał, że ją zaprosił
i jakoś tak wyszło. Ogólnie naprawdę nie wierzę, że istnieje coś takiego jak
miłość.
-A ja wierzę, że uda nam się jeszcze zakochać.
-Ja już w to nie wierzę.
-No ale, skoro już mówimy o Ali, spójrz na Jesse’ego.
-Tak, Jesse to mega ciacho.
-I do tego wydaje się taki… Taki po prostu kochany. Skąd ona
go wzięła? Boże ile ja bym dała za takiego chłopaka…
-Nie wierz we wszystko co
widzisz.
-Jeśli to miałby być na pokaz to ja serio wątpię w ludzkość.
-Ja już sama nie wiem co wierzyć. Tym bardziej w świecie show
biznesu wszystko jest jeszcze bardziej skomplikowane. Ali jest miła i zawsze
była dobra dla mojego kuzyna, lubię ją i życzę jej dobrze…
-Ali? Co robisz?- usłyszałam głos Nialla, który sprowadził
mnie na ziemię.
-Siusiu mi się chcę, ale tu jest zajęte- powiedziałam i nie
miałam pojęcia jaką mam minę.
-Choć, zaprowadzę cię do innej łazienki a potem weźmiemy
pianki i więcej piwka i pójdziemy jeszcze pośpiewać, okej?
***
-Jak tu pięknie- wyszeptał mi do ucha stojąc za mną.
-Jak w bajce- przyznałam patrząc na ten zapierający dech w
piersiach widok. Z tej odległości LA
wydawało się błyszczeć jak wielki diament.
-Ty jesteś moją bajką- powiedział prosto do mojego ucha
powodując, że na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Odwróciłam się do niego
a on natychmiast złączył nasze usta w pocałunku. Kiedy oderwał swoje wargi od
moich otworzyłam oczy i zobaczyłam, że odwrócił się i odchodzi.
-Zaczekaj- wyszeptałam, bo nie mogłam powiedzieć tego
głośniej a on mnie nie usłyszał. Nie wiedziałam co się dzieje, ale kiedy
zorientowałam się, że on jest coraz dalej i nie zamierza się odwrócić zaczęłam
biec. Nie wiedziałam dlaczego biegnę tak wolno, ale nie umiałam szybciej.
Światełka wokół mnie zaczęły gasnąć a jego postać stawała się coraz bardziej
zamazana. Nagle ogarnął mnie strach. Nie wiedziałam co się dzieje. Odwróciłam
się by spojrzeć jeszcze raz na tą piękną panoramę miasta, ale jego już nie
było. Piękne, niczym skrzący w blasku księżyca śnieg, miasto zniknęło. I wtedy
się przewróciłam a kiedy się podniosłam znalazłam się na plaży. Świeciło słońce,
ale nie był to pełen blask. Wszystko było jakby nieco przyciemnione, niebo,
piasek a woda była zupełnie czarna i wydawała się groźna. I wtedy zobaczyłam
jego. Siedział na piasku i patrzył na mnie. Podeszłam do niego powoli i
usiadłam obok.
-Boję się- przyznałam zgodnie z prawdą. Bałam się tego
czarnego morza, tych wysokich fal, tego dziwnego słońca. Cała ta otoczka
budziła we mnie niepokój.
-Nie bój się, ja cię obronię.
-Naprawdę? Obronisz?- zapytałam a on mnie przytulił.
-Jesteś moim skarbem, zawsze będę cię bronił- powiedział i nagle
nastała ciemność.
***
-Obrót i... koniec- powiedziała Cassie a ja złapałam powietrze jakbym łapała mój ostatni oddech. Byłam wykończona. Wykończona i totalnie dumna z siebie. Spojrzałam w wielkie lustro i uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy. Wyszło mi! W końcu załapałam te wszystkie kroki! Pożegnałam się z Brody'm i poszłam do szatni. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, umalowałam i w momencie kiedy zamierzałam wyjść wpadłam na Cassandrę.
-Dzisiaj było nieźle- powiedziała i mogłam przysiąc, że widzę cień uśmiechu na jej twarzy.
-Dziękuję- powiedziałam i uśmiechnęłam się od ucha do ucha robiąc wszystko by nie zacząć skakać z radości jak debil. Kobieta wywróciła oczami, prychnęła pod nosem i z wysoko podniesioną głową weszła z powrotem na salę by przeprowadzić zajęcia dla studentów. „Było nieźle” w ustach Cassie brzmi niemal tak samo jak „Zatańczyłaś wspaniale, zjawiskowo. Jesteś świetna, wręcz genialna” od mistrzyni świata w we wszystkich stylach tańca. Cassandra July była najbardziej surową nauczycielką jaką było mi dane spotkać w życiu. Nasze początki nie były łatwe, tym bardziej, że mam przecież dwie lewe nogi, o które umiem się potknąć po prostu idąc prostą drogą. A raczej miałam. Byłam dla niej totalną ofiarą losu i gdyby nie to, że ktoś kazał jej mieć te zajęcia, gdybym była zwykłą studentką pewnie wyleciałabym na stałe z jej zajęć już w pierwszym tygodniu. Ale dzięki Bogu ja nie byłam studentką i mogłam liczyć na pewne przywileje. Kiedy wyszłam na zewnątrz czułam się naprawdę dobrze. Zawsze po tych zajęciach tak się czuję. Blondynka może i daje mi w kość, czasami mam wrażenie, że się nade mną znęca, ale chyba tego potrzebuję. Porządnego wycisku. Potrząsnęłam energicznie głową bo przecież nie miałam czasu by stać pół dnia i po prostu rozmyślać o moich lekcjach tańca. Wyjęłam telefon z torebki i wybrałam odpowiedni numer.
-Ali czekam już- odezwał się głos w słuchawce.
-Już?- udałam zaskoczenie i mimo, że wiedziałam, że mnie teraz nie widzi spojrzałam na zegarek jakbym naprawdę nie wiedziała, która jest godzina.
-Dlaczego to ja zawsze czekam na ciebie?- zapytał i westchnął najgłośniej jak potrafił by pokazać mi jak bardzo jest niezadowolony.
-Cassie mnie dzisiaj pochwaliła!- powiedziałam przejęta totalnie ignorując jego pytanie, udając, że było ono czysto retoryczne.
-Serio?! Kochanie! Coś ty wyprawiała? Podwójne salto w tył czy co?
-Nie wiem, chyba była dumna bo w końcu nauczyłam się kroków- odpowiedziałam i zaczęłam się śmiać.
-Jestem z ciebie dumny, ale powiedz mi lepiej jak długo będę na ciebie czekał.
-Dwadzieścia, no góra trzydzieści minut. Wiesz, że odprawiłam Jasona a dzisiaj jest tak ładnie, że stwierdziłam, że się przejdę.
-Jest z tobą Steve?
-Tak, idzie koło mnie i chyba nie jest zadowolony, że musi iść, wolałby jechać- powiedziałam patrząc na mojego ochroniarza, który szedł obok mnie i cały czas coś marudził pod nosem, ale byłam tak zajęta tym, że mamy piękny dzień, że postanowiłam to zignorować.
-Okej. W takim razie czekam na ciebie i cieszę się zabrałem książkę, nie będzie mi się nudzić pani spóźnialska- powiedział, ale wiedziałam, że nie jest zły. Po prostu mnie znał.
-Jesse będę już kończyć- oznajmiłam kiedy w moim kierunku zaczęły iść dwie nastolatki.
-Okej, w takim razie czekam. Uważaj na siebie- powiedział poważnie.
-Jak zawsze.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też- powiedziałam i się rozłączyłam.
-Ali możemy prosić o zdjęcie?
-Oczywiście- odpowiedziałam i się uśmiechnęłam starając się rozładować jakoś stres, który malował się na twarzach dziewczyn. -Jak macie na imię?
-Victoria i Aria- odpowiedziała jedna z nich a ja wzięłam od niej telefon i podałam go mojemu ochroniarzowi.
-To jest Steve- powiedziałam kiedy ustawiłam się między nimi.
-Uśmiech- powiedział ten wysoki facet na co ja wyszczerzyłam się szeroko. Po kilku sekundach mężczyzna oddał dziewczynom ich telefon.
-Miło było was poznać- powiedziałam a odchodząc pomachałam im na pożegnanie. Spojrzałam na Steva, któremu chyba już przeszło i nie dąsał się na mnie i zaczęliśmy iść w stronę restauracji, w której czekał na mnie mój chłopak.
-Dzisiaj jest naprawdę ładnie- powiedział po chwili ochroniarz a ja szłam i rozkoszowałam się ciepłem. Nowy Jork był taki piękny i stanowczo, z ręką na sercu mogłam powiedzieć, że to było moje miejsce na Ziemi. Niektórzy mówią, że to zimne, betonowe miasto z czym nie mogłam się zgodzić, a już na pewno nie mogłam się zgodzić w tak piękny, wiosenny dzień. Szłam przed siebie i rozmyślałam o tym, że mam już do końca dnia wolne, zaczęłam się zastanawiać jak je wykorzystać kiedy usłyszałam pisk. Początkowo nie zareagowałam, w końcu to Nowy Jork. Tu hałas jest czymś normalnym. Szłam przed siebie patrząc pod nogi. I wtedy uniosłam głowę i spojrzałam przed siebie. I nie mogłam w to uwierzyć to widzę. Stanęłam na środku chodnika bo moje nogi nagle odmówiły mi posłuszeństwa. Patrzyłam przed siebie, patrzyłam na niego. Na niego stojącego pośrodku grupy dziewczyn. Nie widziałam go tyle czasu... Steve coś do mnie powiedział, ale nie miałam pojęcia co bo go nie słyszałam. Jedyne co do mnie docierało w tej chwili to to, że go widzę i patrzę mu w oczy. Że mimo, że pozuje do zdjęcia patrzy prosto na mnie. Że widzę te piękne, zielone oczy, które wyglądają tak samo jak kiedyś, które nie zmieniły się nawet w jednym procencie. Stoję w bezruchu jakbym nagle zapuściła korzenie i wrosła w ten chodnik a on powoli zaczyna iść w moim kierunku i zatrzymuje się naprzeciwko mnie. Dzieli nas dosłownie metr a w jego oczach widzę wszystko, każdą pojedynczą emocję. Nie rozumiem dlaczego zamiast go ominąć i iść przed siebie po prostu stoję i patrzę w jego oczy. Nie rozumiem dlaczego nie mogę pohamować uśmiechu, który pojawia się na mojej twarzy. Nie rozumiem tego dziwnego ukłucia w brzuchu kiedy on niepewnie odwzajemnia mój uśmiech. Nie rozumiem co się właśnie dzieje ani dlaczego czuję to co czuję. A czuję wszystko. Patrzę na niego i wiem, że jest tak samo zaskoczony i zdezorientowany jak ja. Nie mogę zrozumieć dlaczego jego spojrzenie i jego uśmiech wywołują we mnie tak wiele emocji. Nie rozumiem dlaczego w ogóle się uśmiecham. Żadne z nas nie wie co zrobić, żadne z nas się tego nie spodziewało. Mięliśmy się już nigdy nie zobaczyć… Dopilnowałam tego tak samo jak on. Oboje nie chcieliśmy się już nigdy w życiu spotkać jednak zamiast tego stoimy na środku Nowego Jorku, patrzymy na siebie a ja wiem, że to nie jest sen. To rzeczywistość. Stoję, patrzę na niego i czuję się zagubiona jak jeszcze nigdy w życiu. A wszystko przez jedno spojrzenie w te zielone oczy, wszystko przez jeden uśmiech tego pięknego chłopaka z motylem na brzuchu…
* FUT= FIFA Ultimate Team (taka opcja w grze FIFA XD)
**colcannon- tradycyjna irlandzka potrawa XD
Hej!!!!
Na wstępie chcę przeprosić za wszystkie błędy, wiem, że jest ich całkiem sporo, ale nie miałam czasu sprawdzać tego rozdziału dokładnie! :(
Kto chce zobaczyć zdjęcie o jakim jest mowa na początku rozdziału??? XD
* FUT= FIFA Ultimate Team (taka opcja w grze FIFA XD)
**colcannon- tradycyjna irlandzka potrawa XD
Hej!!!!
Na wstępie chcę przeprosić za wszystkie błędy, wiem, że jest ich całkiem sporo, ale nie miałam czasu sprawdzać tego rozdziału dokładnie! :(
Kto chce zobaczyć zdjęcie o jakim jest mowa na początku rozdziału??? XD
Niezłe, no nie? XD Btw plakat za Ali i Jessem to plakat, na którym w rzeczywistości jest Lea i Jon czyli Ali i Jesse XD
Okej XD Dzisiaj nie będę się rozpisywać. Jak widać w początku rozdziału nie pojawiła się informacja o tym, że wydarzenia jakie się dzieją są sprzed epilogu bo ostatnia część to epilog XD Tak dla wyjaśnienia między ogniskiem u Nialla a spotkaniem Ali i Harrusia w epilogu jest spory odstęp czasu bo ponad pół roku:)
W rozdziale pojawiły się 2 piosenki, które pewnie wszyscy znacie no ale było tylko o nich wspomniane więc nie dodaję ich tutaj XD
PROSZĘ O KOMENTARZE!!
I dziękuję za komentarze :D <3
Nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział bo ostatnio na nic nie mam czasu :( No, ale myślę, że tak góra dwa tygodnie trzeba będzie czekać <3
To chyba wszystko (na bank miałam coś napisać, ale mi uciekło XD)
Btw... Co myślicie o tej całej zemście Ali? Niby dziewczyna obiecała sobie, że go zniszczy, ale jak już go w końcu spotkała to nie pałała żądzą zemsty XD
PS I loveee youuu <3