„Oh, why do
I reach for the stars
When I don't have wings
To carry me that far?”
Poleciałam do LA równo tydzień po moim nagłym telefonie do
Olivii. Musiałam tam polecieć i pogadać z wieloma osobami. Ba! Nie chodziło
przecież o zwykłą rozmowę. Musiałam przekonać wszystkich, że naprawę chcę wrócić
i co najważniejsze, nie wycofam się po roku, czy przy pierwszym negatywnym
komentarzu czy opinii. Byłam inwestycją i wszyscy musieli mieć pewność, że nikt
na tym interesie nie straci, że to wszystko co się stało więcej się nie
powtórzy. Że Ali Rose tym razem udźwignie ciężar, którego chce się podjąć,
który ktoś jej powierzy, że wszyscy na tym powrocie wyjdą dobrze. Ich
wątpliwości były dla mnie zupełnie oczywiste. Zaufano mi raz i zawiodłam
dlatego to logiczne, że wydawałam się inwestycją z rodzaju tych ryzykownych.
Przez cały tydzień odkąd podjęłam decyzję naprawdę czułam, że na nowo mam po co
wstawać rano z łóżka. Nagle moje myśli się zmieniły i dotarło do mnie jak
bardzo tęsknię za tym co dane było mi robić przez rok. Przez te wszystkie
miesiące kiedy siedziałam w domu nie umiałam się złamać, nie umiałam przeskoczyć
tej wielkiej betonowej ściany, która powstała w moim umyśle i okazało się, że
wystarczył jakiś dziwny bodziec, żeby ta ściana runęła, żebym zrozumiała jak
bardzo tęsknię za muzyką, za światem, za marzeniami. W końcu dotarło do mnie,
że do tego zostałam stworzona, że to jest moje przeznaczenie, że w niczym nie
byłam tak dobra, nic nie sprawiało mi takiej radości i nie dawało takiej
satysfakcji jak muzyka, śpiewanie, tworzenie. Poczułam to na nowo po długich
miesiącach otępienia. I każdy dzień tego jednego tygodnia tylko upewniał mnie w
tym, że chcę wrócić. Że zmarnowałam zbyt wiele czasu. I jedyne co musiałam
zrobić to przekonać wszystkich, że dam radę i że naprawdę tego chcę.
-Chcę tego. Naprawdę uważam, że dam radę. Wiem, że umowa
wygasła razem z początkiem tego roku i wiem, że mogę wydawać się ryzykowną
inwestycją, ale spędziłam sporo czasu sama, w domu, kompletnie odizolowana od
świata i właśnie wtedy zrozumiałam, że naprawdę kocham śpiewać i chcę to robić
najdłużej jak się da- powiedziałam starając się przekonać mężczyznę od którego
zależał mój los. Cóż, wiedziałam, że powinnam go raczej błagać na kolanach by
pozwolił mi wrócić, tym razem bezpośrednio pod skrzydła tej „większej”
wytwórni, ale przez cały tydzień czekając na tę rozmowę uświadomiłam sobie na
jakich zasadach chcę wrócić. Dlatego zamiast błagać i przyjąć każdą ofertę,
którą mi zaproponują postanowiłam postawić pewne warunki. Właściwie warunek
miałam jeden, pozostałe „żądania” miały przysłużyć się obu stronom. -Ale nie
chcę robić tego tak jak to wyglądało dotychczas. Chcę stać się
profesjonalistką. Chcę śpiewać lepiej, czuć się na scenie pewniej. Chcę doskonalić
siebie, chcę próbować nowych rzeczy. Nie mogę być zamknięta na coś bo czegoś
nie umiem. Nie umiem tańczyć. Chcę się nauczyć by w przyszłości nie stać na
scenie jak kołek tylko móc poruszać się na niej pewnie i bez obaw, że potknę
się o własną nogę. Chcę doskonalić głos. Odkąd wygrałam konkurs zaprzestałam
lekcji śpiewu i to był błąd bo wiem, że przy regularnych ćwiczeniach jestem w
stanie śpiewać o wiele lepiej. Wiem, że mogę wyciągać wyższe dźwięki, ale nie
zrobię tego bez nauki. Chcę wziąć nawet lekcję aktorstwa- palnęłam natchniona widząc,
że mężczyzna siedzi i naprawdę mnie słucha. -Chcę się doskonalić, kształcić by
być lepsza. Wydaje mi się, że moje doskonalenie własnych umiejętności wyjdzie
na dobre nie tylko mi, ale nam wszystkim- powiedziałam, wyprostowałam się,
uniosłam dumnie głowę i liczyłam na to, że te słowa wystarczyły do tego by
udowodnić, że warto mi zaufać.
-Zgoda- powiedział a ja miałam ochotę wstać i zacząć skakać
z radości. Zamiast tego spojrzałam jedynie na Liv i uśmiechnęłam się najpierw
do niej a po chwili także do mojego szefa.
-Dziękuję, naprawdę nie pożałuje pan swojej decyzji. Wiem,
że to już moja druga szansa, ale teraz mam znacznie większy bagaż doświadczeń
niż wcześniej i przede wszystkim teraz wiem czego chcę i kim, jaką artystką
chcę się stać.
-Mam nadzieję, że przede wszystkim wiesz jak bardzo ryzykuję
obdarzając zaufaniem kogoś kto już raz nie dał rady.
-Tak, wiem i jestem naprawdę wdzięczna za to i nie zamierzam
tego zaufania zawieść.
-Liczę na to, że jesteś świadoma tego, że w tym świecie już
więcej szans na dostaniesz.
-Wiem- powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.
-Przejdźmy do konkretów. Nowa płyta na razie odpada skoro
chcesz najpierw nieco się dokształcić. Możemy pomyśleć o drugim singlu za jakiś
czas, wybierzemy coś z „Louder”…- dalsza część spotkania była raczej nudna.
Przyszedł prawnik i sporządziliśmy pierwowzór umowy. I kiedy przyszło do
stawiania warunków musiałam postawić swój.
-Akceptuję wszystkie wasze warunki- odezwałam się i chyba
dopiero w tym momencie naprawdę się zdenerwowałam. -Ale ja też mam jeden
warunek- powiedziałam i wzięłam głęboki oddech. -Nie mogę, nigdy, spotkać się z
Harrym to znaczy z panem Harrym Stylesem.
I to się tyczy dosłownie wszystkiego, nie chcę go spotkać na swojej drodze
nigdy więcej- powiedziałam i to był ostatni raz kiedy zamierzałam o nim mówić,
myśleć. To był ostatni raz kiedy poczułam ogromne wyrzuty sumienia spowodowane
moimi słowami i ostrym tonem wypowiedzi.
-O to nie musisz się martwić- powiedział mężczyzna a ja
poczułam głupie ukłucie prosto w serce.
-Dlaczego?
-Bo Harry już we wrześniu o to zadbał. Przyszedł tutaj i
powiedział, że nie chce cię już nigdy więcej w życiu widzieć. Nie wiem o co wam
chodzi i dlaczego nagle tak bardzo się nie lubicie, ale powiem tobie to samo co
jemu. Jesteście w tej samej wytwórni, w tej samej agencji. Życie planują wam ci
sami ludzie więc macie szczęście i wasze grafiki nie będą się nakładać…- przestałam
słuchać bo jedyne co miałam w głowie w tej chwili to ‘przyszedł tutaj i
powiedział, że nie chce cię już nigdy więcej w życiu widzieć’. Nie chciał mnie
znać? Bał się, że spotkanie mnie może być zbyt trudne? Czy nie chciał mnie
widzieć bo mnie po prostu znienawidził? Nienawiść to pierwsze uczucie, którym
mnie obdarzył. Nie chciałam by było też tym ostatnim… Siedziałam tam totalnie olewając
resztę rozmowy, Liv coś mówiła i uzgadniała a ja kompletnie straciłam humor.
Nie chciałam żeby mnie nienawidził. Ali stop! Jego urodziny miały być ostatnim dniem
kiedy on miesza w twoim życiu. Nie możesz mu na to więcej pozwalać. Sama właśnie
powiedziałaś, że nie chcesz go spotkać, najwyraźniej on myśli tak samo o tobie.
I to wszystko. Nie ma sensu się tym zadręczać- przekonywałam siebie samą.
Siedziałam tam i miałam wrażenie, że przybrałam jakąś bojową postawę aż w
końcu mój szef zwrócił się do mnie i
wypowiedział słowa dzięki którym się ocknęłam i wszystko nagle nabrało zupełnie
innych barw. Jakbym przez cały czas żyła w czarno-białym świecie i nagle ktoś ten
świat zalał kolorami.
-Co powiesz na Nowy Jork?
***
-Denerwuję się- przyznałam w końcu.
-To zrozumiałe i w twoim przypadku zupełnie niepotrzebne.
-Co jak jednak nie dam rady?- zapytałam wpychając do walizki
kolejną bluzkę.
-Ali… Nawet nie wiesz jaka jestem z ciebie dumna w tym
momencie- powiedziała Zuza a ja wiedziałam, że mówi szczerze. -I wiem, że dasz
radę- dodała a ja upchnęłam do torby szary sweter.
-To moje marzenie i naprawdę chcę żeby tym razem mi się
udało. W tym świecie nie dostaje się drugich szans a jednak ja ją dostałam, ale
jak tym razem to spierniczę to już nikt mi nie pomoże.
-Niczego nie spierniczysz. Zostawiasz to?- zapytała kiedy
zobaczyła, ze odwieszam z powrotem do szafy kremową koszulę.
-Możesz ją wziąć- powiedziałam i wywróciłam oczami kiedy
Zuza zaczęła uśmiechać się przebiegle. -Ej kiedy wrócę mam nadzieję, że znajdę
jakieś ciuchy w tej szafie.
-Pożyczę tylko kilka- blondynka wywróciła teatralnie oczami dokładnie
tak jak ja chwilę wcześniej. Doskonale wiedziałam, że pożyczy sobie połowę
mojej szafy.
-Obiecaj, że odwiedzisz mnie w tym świecie skoro trafiam do
niego już drugi raz.
-Obiecaj, że w końcu zagrasz swój własny koncert w swojej
ojczyźnie a nie na drugim końcu świata- powiedziała i nagle spoważniała.
-Ej co jest?
-Nic po prostu… Boję się o ciebie bo wiem, że będziesz tam
sama. Jednocześnie wiem też, że jeśli byś tu została byłabyś skazana na
niekończące się nieszczęście. Poza tym wiem, że dasz sobie radę i zasługujesz
na to żeby tam być. Jesteś wyjątkowa, stworzona by robić wielkie, wspaniałe
rzeczy. Po prostu Nowy Jork jest daleko i będę tęsknić za tobą, ale wiem, że
możesz tam być szczęśliwa i wiem, że czeka cię świetlana przyszłość.
-Zuza nie bój się, okej? Ja się nie boję, tylko denerwuję. nie
wiem co mnie czeka, jaka przyszłość czy świetlana czy nie, ale naprawdę chcę
wrócić do tego świata bo czuję, że to tam jest moje miejsce. Tyle osób we mnie
nie wierzyło, mówili, że jak trasa się skończy słuch po mnie zaginie. Muszę
pokazać wszystkim, że Ali Rose to dopiero początek. Naprawdę tego chcę, nawet
nie wiedziałam jak za tym tęsknię.
-Wiesz co jest dziwne? Ty nie wiedziałaś, ale ja wiedziałam.
Widziałam to codziennie, widziałam tęsknotę w twoich oczach i wiedziałam, że
prędzej czy później poczujesz to. I tak wiem dasz sobie radę, hejterom pokażesz
gdzie ich miejsca. Poza tym olej hejterów. Rób to co kochasz dla siebie i dla
swoich fanów.
-Boże nasze rozmowy są ostatnio takie patetyczne-
powiedziałam chcąc rozładować jakoś sytuację. Poza tym czułam, że się zaraz
rozpłaczę a wolałam tego nie robić.
-Wiem. Chyba się starzejemy- Zuza spojrzała na mnie tymi
swoimi dużymi oczami i obie dosłownie w tej samej chwili rzuciłyśmy się sobie w
ramiona i dokładnie w tym samym momencie zaczęłyśmy płakać ze wzruszenia.
-Będę tęsknić.
-Ja za tobą też. Ali pamiętaj, zasługujesz na wszystko co
najlepsze i nie pozwól wmówić innym, że jest inaczej. Wiem, że doskonale sobie
poradzisz i w ogóle wszystko będzie super. Po prostu głupio, że Nowy Jork jest
tak daleko…- Zuza mówiła i mówiła a ja słuchając tej jej przemowy, ściskając ją
i płacząc zastanawiałam się jakim cudem spotkałam ją w swoim życiu. Jakim cudem
jest ona moją przyjaciółką? I kiedy zastanawiałam się jaka siła, Bóg czy może
po prostu przeznaczenie sprawiło, że ta wspaniała dziewczyna jest jedną z
najważniejszych osób w moim życiu zrozumiałam, że tak naprawdę to nie spotkanie
jej było cudem, ale ona sama w sobie była po prostu moim cudem.
***
-Ali!- Liv krzyknęła do mnie a ja starałam się ją odnaleźć
wśród tych wszystkich ludzi. Średnio mi to wychodziło i zauważyłam ją dopiero
kiedy dodatkowo zaczęła do mnie machać.
-Hej- powiedziałam i postawiłam walizkę obok nas by móc ją
wyściskać. -Jezu ile tu dzisiaj ludzi.
-To lotnisko, tu codziennie jest tyle ludzi- Olivia zaśmiała
się słysząc moje słowa, ale kurde byłam w Nowym Jorku już dwa razy i nigdy na
lotnisku nie widziałam takich tłumów. -Halo tu Ziemia! Ali idziemy- kobieta
zaczęła mi machać ręką przed twarzą kiedy się po prostu zacięłam i gapiłam na
ten tłum dlatego kiedy się ‘odcięłam’ chwyciłam rączkę walizki i uśmiechnęłam
się do niej i obie zaczęłyśmy wychodzić z terminala. Następnie wzięłyśmy
taksówkę i jechałyśmy do mnie. Wytwórnia wynajęła mi mieszkanie, za które nie
musiałam płacić. To jeden z warunków, które Olivia wynegocjowała dla mnie.
-Nie wierzę, że to tutaj będę teraz mieszkać- a właściwie to
nie tylko mieszkać. Będę tu pracować i się uczyć. Nie wiem jakim cudem
przekonałam szefa do mojego pomysłu a samodoskonaleniu się, ale podszedł on do
sprawy bardzo poważnie i miałam brać lekcje, nie tylko u wykładowców w osławionej
szkole Juilliarda, ale także na jeszcze bardziej osławionym Brodway’u. Kiedy
się o tym dowiedziałam postanowiłam tego w żaden sposób nie analizować i
podejść do sprawy na luzie. Gdybym zaczęła myśleć o tym, że agencja załatwiła
mi lekcje śpiewu na Brodway’u wycofałabym się od razu ze strachu, że jestem za
słaba, że wpakowałam się w coś z czym nie będę umiała sobie poradzić albo, że
ktoś mi zaufał a ja mogę kolejny raz okazać się niewypałem. Dlatego nie
myślałam o tym, a właściwie starałam się nie myśleć w takich kategoriach.
Wolałam być podekscytowana i totalnie gotowa na to co mnie czeka. Miałam brać
lekcje u najlepszych na świcie nauczycieli i dzięki temu miałam stać się
naprawdę dobra. W końcu wszystko miało mieć ręce i nogi i pragnęłam tego
najbardziej na świecie. Tego żeby być najlepszą w tym co tak bardzo kochałam robić.
To była moja misja i nikt ani nic nie mogło mnie przed tym powstrzymać. A już
na pewno nie ja sama bo przecież tylko ja odpowiadałam za mój los i tylko ode
mnie zależało jak sobie poradzę i co w życiu osiągnę. A zamierzałam osiągnąć
dużo.
-Nowy Jork to takie wspaniałe miasto. Jest tu tyle
możliwości, jest idealne dla kogoś takiego jak ty. Miałam ci to powiedzieć już
po naszej rozmowie w agencji, ale jakoś wyleciało mi to z głowy. Naprawdę
podobało mi się to jak się tam zachowałaś. Mówiłaś z przekonaniem i naprawdę było widać, że ci na
tym zależy… Jestem z ciebie dumna i uważam, że jesteś…- Liv mówiła jaka to ja
jestem super totalnie we wszystkim przesadzając a ja po prostu przestałam jej
słuchać. Po prostu podziwiałam widoki i naprawdę nie docierało do mnie jeszcze
to, że od teraz będę tu mieszkać. Kiedy dojechałyśmy do mieszkania i zdążyłam
już milion razy powiedzieć, że jest piękne i że nie wierzę, że wytwórnia za nie
płaci, razem z Liv zaczęłyśmy omawiać wszystko co miało wydarzyć się w
najbliższym czasie. Miałam mieć całkiem sporo zajęć, ale nic publicznego, jeszcze
nie. Miałam się uczyć i zaaklimatyzować. Później w planach był teledysk do On
My Way, ale to dopiero po jakimś czasie. Liv mówiła także o trasie koncertowej
w Europie, ale to miałoby wydarzyć się dopiero jesienią. Razem z Olivią
spędziłam jeszcze trzy wspaniałe dni, ale w niedziele wieczorem kobieta musiała
wracać do LA a ja zostałam sama. Przez te kilka dni Liv kładła mi do głowy, że
jestem super, że teraz w końcu jestem w dobrych rękach, że nie może się
doczekać momentu kiedy będzie mogła ogłosić, że plotki o moim powrocie są
słuszne albo kiedy ogłosi, że wyruszam w swoją własną trasę koncertową. Cała ta
jej ekscytacja udzieliła mi się totalnie i kiedy miałam ją przy sobie czułam
się naprawdę dobrze, nie mogłam się doczekać kiedy to wszystko się zacznie.
Wszystko miało się zmienić dwa dni po jej wyjeździe. Poniedziałki miałam mieć
wolne, jednak we wtorek wszystko miało się zacząć. Dwa razu w tygodniu miałam
mieć lekcje tańca, dwa razy lekcje śpiewu, trzy razy w tygodniu miałam chodzić
na siłownie, do tego dochodziły warsztaty z aktorstwa, na które miałam chodzić
bo przez przypadek palnęłam, że chciałabym się uczyć nawet tego na rozmowie z
szefem. Wszystko miałam tak poustawiane żeby nic nie kolidowało ze sobą. Kiedy
zajechałam na miejsce byłam nastawiona pozytywnie. Co prawda nigdy nie miałam
do czynienia z tańcem a już na pewno nie z takim jakiego miałam się uczyć, ale
starałam się myśleć o tym tylko i wyłącznie pozytywnie. Kiedy weszłam do
budynku od razu zaprowadzono mnie do szatni a tam ubrałam legginsy, trampki i
zwykłą bluzkę i udałam się na salę. Kiedy tam weszłam nikogo jeszcze nie było.
Stałam tam i gapiłam się na swoje odbicie w lustrach kiedy do pomieszczenia
wszedł chłopak. Totalnie przystojny chłopak.
-Hej- powiedział, uśmiechnął się i wyciągnął rękę w moim
kierunku.
-Hej- odpowiedziałam i podałam mu dłoń delikatnie się do
niego uśmiechając. To on miał mnie uczyć tańczyć?! Przecież Liv mówiła, że
taniec mam z Cassandrą July.
-Jestem Brody i będę twoim partnerem
-Ali. Partnerem? Chyba raczej trenerem.
-Na twoje nieszczęście ta rola przypadła mi- powiedziała
długonoga blondynka w momencie kiedy weszła do środka. Na pierwszy rzut oka z
wyglądu była nieco podobna do Jessici. -Od razu na samym początku chcę
zaznaczyć, że gdyby nie to wielkie wynagrodzenie oraz to, że zostałam tak jakby
zmuszona do prowadzenia tych zajęć nigdy w życiu bym się nie zgodziła na takie
coś- powiedziała a ja byłam pewna, że moja szczęka leży już na podłodze z
wrażenia. Nie ma to jak miłe powitanie i zderzenie z rzeczywistością. Totalnie
mnie zatkało dlatego stałam tylko jak kołek i nie wiedziałam co mam w ogóle
powiedzieć.
-Jestem Ali, to znaczy naprawdę nazywam się…- wydusiłam
jedynie bo kobieta skanowała moją sylwetkę od góry do dołu a kiedy przestała od
razu mi przerwała.
-Ja raczej nie muszę ci się przedstawiać, prawda? Wiesz jak
się nazywam- spanikowana spojrzałam na Brody’ego a on uśmiechnął się
pocieszająco.
-Cassandra July.
-Brawo. Miałaś kiedykolwiek do czynienia z tańcem?-
zapytała.
-Nie.
-Zabiję go! Jak mógł mi przysłać…
-Cassie…- przerwał jej Brody a ona spojrzała na niego tak
jakby chciała go zabić.
-Nie przypominam sobie żebyśmy byli na ty- chłopak spojrzał
na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy a moja nauczycielka postanowiła mówić
dalej. -Okej. Spójrz, wiem, że nie jesteś tancerką, ale nie interesuje mnie to,
jasne? Nie wiem czy zrobię z ciebie choćby imitację osoby, która potrafi się
ruszać lepiej niż worek ziemniaków, ale dostałam swoje zadanie i zamierzam je
wypełnić. Masz się czuć pewnie na scenie i masz umieć współpracować z
tancerzami i właśnie tego cię nauczę. Musisz umieć się ruszać, a po twojej
postawie teraz, widzę, że nawet stać poprawnie nie umiesz. Nie znoszę
marudzenia, płaczu czy ogólnego cackania się ze sobą. Nie znoszę głupich
wymówek, na ogół przeziębienie też nie jest dla mnie przeszkodą jeśli chodzi o
prowadzenie zajęć więc od moich studentów oczekuję dyspozycji nawet jeśli mają
taką dolegliwość. Jako, że studentką nie jesteś masz szczęście bo wiem, że
chora być nie możesz dlatego w razie choroby musisz mi po prostu dać znać. Tak,
masz przywileje pod tym względem, ale poza tym nie zamierzam ci odpuszczać,
rozumiesz? Nie interesuje mnie czy już coś osiągnęłaś czy masz jakieś wielkie
marzenia o tym jak ma się twoja śmieszna kariera potoczyć. Nie interesuje mnie
to, że być może dla kogoś już jesteś „gwiazdą”, bo wskoczyłaś do łóżka
odpowiedniemu facetowi, dzięki któremu zrobiło się o tobie głośno. Na tej sali
jesteś nikim dopóki jak nie stwierdzę czy w ogóle warto przejmować się
zapamiętaniem twojego prawdziwego imienia. Rozumiesz?
-Rozumiem- powiedziałam cicho dotknięta wszystkim co
powiedziała.
-Świetnie. W takim razie zaczynamy.
***
-Nie śpisz jeszcze?
-Nie… Wiesz to przez te strefy czasowe. Jeszcze się nie
przestawiłam- powiedziałam siedząc na łóżku z kubkiem herbaty w dłoni, otulona puchową
kołdrą. Prawda była taka, że po tygodniu przebywania w Stanach zdążyłam się
przestawić. Po prostu mój pierwszy tydzień wyglądał nieco inaczej niż to sobie
wyobrażałam.
-Jeszcze? Matko to ile ci to zajmie? Wykończysz się-
usłyszałam nutkę zmartwienia w głosie mojej przyjaciółki. Zupełnie nieświadomej
przyjaciółki. Codziennie pisałam, że wszystko u mnie jest super. Że zajęcia mi
się podobają i że to naprawdę to o czym marzyłam. Prawda była taka, że dwie
lekcje z Cassandrą wystarczyły żebym zapragnęła wrócić do domu a mój
„amerykański sen” okazał się być zupełnie inny niż go sobie wyobrażałam.
-Nie wiem ile mój organizm potrzebuje czasu, ale zawsze
długo mi to szło. Ale nie gadajmy o mnie. Powiedz lepiej co słychać u was.
-U nas? Ali, jesteś w Nowym Jorku, to ty opowiadaj.
-Wszystko już wiesz, napisałam ci przecież- powiedziałam i
starałam się nie brzmieć jak chodząca depresja.
-A wiesz co zaśpiewasz?- Zuza była bardziej podekscytowana
tym wszystkim niż ja. Na lekcji śpiewu którą mam z czarnoskórą, na oko
pięćdziesięcioletnią kobietą, musiałam wystąpić przed jej studentami.
Wiedziała, że dawno nie występowałam publicznie i z niewiadomych mi przyczyn
kazała mi wybrać jakąś piosenkę i ją po prostu zaśpiewać. Podobno tak najlepiej
umiała ocenić ile ktoś potrafi i jak wiele pracy musi jeszcze w to włożyć.
-Nie. Ale nie będę śpiewać nic mojego. Myślę, że wybiorę coś
w ten weekend.
-Ali przepraszam, ale wiesz, ze z Łukaszem kupujemy samochód
i on teraz mi każe się ogarniać…
-Jasne nie ma sprawy, daj znać jak będziesz miała czas…-
zaczyna się. Minutowe rozmowy przez telefon raz na tydzień. Brak czasu na
cokolwiek choćby na napisanie głupiego smsa. Kiedy skończyłam rozmawiać doszło
do mnie, że jeszcze nigdy nie czułam się tak źle w jakimkolwiek miejscu jak w
tym momencie, w tym łóżku, w tym mieszkaniu, w tym mieście. Nie tylko czułam, że
zupełnie tam nie pasuję. Ja byłam po prostu przerażona. Rzuciłam się na głęboką
wodę totalnie ignorując fakt, że nie umiem pływać.
W poniedziałek z
żołądkiem podchodzącym mi do gardła zjawiłam się na zajęciach u Cassandry.
Miałam mieć poniedziałki wolne, ale blondynka stwierdziła, że skoro i tak się
obijam i nie mam nic do roboty to mam przyjść w poniedziałek. Kiedy weszłam na
salę nikogo tam nie było a ja patrzyłam na siebie w lustrze i w głowie
powtarzałam sobie, że dam radę, że nie zamierzam przecież zostać zawodową
tancerką a te zajęcia mają mi jedynie pomóc w ewentualnych choreografiach,
które może w przyszłości mogłabym tańczyć przy niektórych piosenkach. Naprawdę
miałam dwie lewe nogi i przecież te zajęcia miały mi pomóc.
-Hej- przywitał się ze mną Brody, który w przeciwieństwie do
Cassandry był miły i mnie lubił.
-Hej- odparłam totalnie zrezygnowana.
-Głowa do góry- powiedział widząc w jakim podłym jestem
nastroju. Nie trudno było się domyślić dlaczego.
-Taaa, łatwo ci mówić.
-Cassie może i jest surowa i czasami zbyt surowa, ale to
dzięki niej jestem w tym miejscu, w którym jestem i naprawdę wiele jej zawdzięczam,
jako tancerz.
-Problem w tym, że ja nie jestem tancerką i nigdy nią nie
będę. Mówiąc o lekcjach tańca nie miałam na myśli katorżniczych lekcji z
tyranem- powiedziałam a Brody zaczął się śmiać.
-Cassie ma swoja historię i czasami przesadza bo w
niektórych widzi siebie. Dlatego taka jest.
-We mnie raczej siebie nie widzi.
-Powiedz lepiej jak ci się podobają inne zajęcia. Słyszałem,
że masz wystąpić w tym tygodniu.
-Super! Wszyscy o tym wiedzą a ja nawet nie wybrałam jeszcze
piosenki- czułam jak ta rozmowa mnie przytłacza. Jak to możliwe, że chłopak wie
o moim zadaniu domowym? Czułam się tak źle, że nie kontrolowałam tego, że łzy
zaczęły zbierać się w moich oczach.
-Ej spokojnie… Jakby nie patrzeć to jesteś dla nas
wszystkich małą sensacją. Byłaś przecież w trasie z wielka gwiazdą i nagle
znajdujesz się tutaj. Wiesz, rzadko ktoś co już coś osiągnął twierdzi, że nie
jest wystarczająco dobry i chce się uczyć.
-Prawda jest taka, że nic jeszcze nie osiągnęłam.
-Masz na koncie supportowanie aktualnie największego zespołu
na świecie, do tego wydałaś własną płytę, nagrałaś teledysk… To nie jest nic i
naprawdę wiele osób na twoim miejscu osiadłoby na laurach i miało gdzieś naukę…
-Koniec tych pogaduszek- kiedy do sali weszła Cassandra
przysięgam, że poczułam jak temperatura wokół mnie spadła o jakieś dziesięć
stopni. -Dzisiaj oszczędzę nam wszystkim tego strasznego widoku i dzisiaj
tańczyć nie będziesz. Mimo tego, że wybrałam dla ciebie Brody’ego, bo jest
najlepszy i wiem, że poradzi sobie z każdą pokraką, którą mu przydzielę po
dwóch jakże beznadziejnych w twoim wykonaniu lekcjach chcę ci pokazać jak te
zajęcia mają wyglądać, dlatego dzisiaj będziesz siedzieć i patrzeć czego od
ciebie oczekuję- powiedziała bez ogródek a pomieszczenie zaczęło zapełniać się
młodymi osobami. Bez zbędnego komentarza usiadłam w kącie sali i z
niedowierzaniem patrzyłam na to co wyprawiają ci wszyscy ludzie. Jeśli
Cassandra liczy, że kiedykolwiek w przyszłości zrobię coś takiego to możemy
zakończyć nasze lekcje od razu. Nie ma najmniejszych szans na to, żebym
kiedykolwiek wspięła się na ich poziom, bo ja nie jestem tancerką. Ja śpiewam i
taniec miałby być ewentualnym dodatkiem.
-Nie oczekuję od ciebie takiego poziomu tylko takiego
zaangażowania- zaczęła, kiedy zajęcia się skończyły i wszyscy zaczęli
wychodzić. -Nie chcę żeby na salę przychodziły ciepłe kluchy tylko młoda, seksowna
kobieta pełna energii i chęci do ciężkiej pracy. Jeśli na następne zajęcia
przyjdziesz w tych babcinych wzorkowych legginsach, warkoczyku i tym worku
mającym robić za bluzkę to wyrzucę cię z sali. Następne zajęcia masz za tydzień
bo w tym już nie dam rady drugi raz się tak męczyć patrząc na ciebie- oznajmiła
i po prostu odwróciła się by odebrać telefon. Nie chcąc się rozpłakać przy niej
wyszłam z pomieszczenia z prędkością światła. Zanim zdążyłam się zorientować
wpadłam z impetem na kogoś, kto natychmiast pomógł mi wstać starając się
oszczędzić mi jeszcze większego upokorzenia.
-Przepraszam- powiedziałam szybko nawet nie patrząc kto to. Jedyne
o czym marzyłam w tym momencie to znaleźć się w swoim mieszkaniu a najlepiej w
swoim domu, w swoim pokoju, z mamą krzątającą się w kuchni, bratem w pokoju
obok i tatą siedzącym w garażu. Wybiegłam z budynku i dosłownie w momencie kiedy
zbiegłam ze schodów zadzwonił mój telefon.
-Tak?- odebrałam i zdałam sobie sprawę z tego, że nie
przeczytałam nawet kto dzwoni.
-Hej- słysząc znajomy głos mimowolnie nieco się uśmiechnęłam
Przez ponad pół roku rozmawialiśmy ze sobą tak normalnie, nie przez smsy kilka
razy a odkąd znalazłam się w Nowym Jorku Niall zadzwonił do mnie już drugi raz.
-Co tam?- zapytałam starając się brzmieć pogodnie co w tym
momencie było zadaniem praktycznie nie do wykonania.
-U mnie wszystko po staremu lepiej powiedz co u ciebie. Jak
twoje lekcje tańca? Nadal jest tak miło jak mówiłaś?- wiem, że kłamanie nie
jest dobre i nie powinnam Niallowi mówić, że wszyscy są tu dla mnie mili a moja
nauczycielka tańca i ja w przyszłości możemy zostać najlepszymi przyjaciółkami.
-Niall…- zaczęłam i wtedy głos mi się załamał a słowa same
wypłynęły z moich ust. -Ta baba od tańca… Ona jest straszna! To potwór a nie…-
mówiłam łamiącym się głosem i wtedy z samochodu zaparkowanego centralnie przede
mną wysiadł on. Niall. Uśmiechnięty od ucha do ucha Niall z szeroko
rozpostartymi ramionami a ja czując nagły i wielki niczym fala tsunami przypływ
radości, po prostu pobiegłam do niego i rzuciłam mu się w objęcia. -Jesteś
tutaj!
-Jestem- Niall się śmiał i dosłownie pierwszy raz od ponad
tygodnia i ja szczerze się śmiałam.
Kiedy dojechaliśmy do mnie okazało się, że Niall zamierza
zatrzymać się u mnie kilka dni po tym jak mu opowiedziałam jak to naprawdę u
mnie teraz bywa Horan stwierdził, że podejrzewał wszystko od razu kiedy do mnie
zadzwonił za pierwszym razem.
-No i ona jest straszna. Ciągle mnie obraża a dzisiaj
stwierdziła, że wyglądam jak ciepłe kluchy i w ogóle nie jestem seksi. Na
dodatek za dwa dni zamiast mieć normalną lekcję śpiewu ja muszę „wystąpić”.
Jezu ja nawet nie mam jeszcze wybranej piosenki..
-Ej spokojnie- Niall złapał mnie za rękę by jakoś dodać mi
otuchy. -Zaśpiewaj coś swojego.
-Oszalałeś?!- powiedziałam wytrzeszczając oczy.
-Dlaczego?
-W życiu nie zaśpiewam niczego mojego, bo zaraz będzie, że
wielka gwiazda się znalazła. Serio. Nie wiem, o co im wszystkim chodzi. Boże
przez nich ja już sama nie wiem, o co mi chodzi i czego ja tak właściwie chcę.
-A czego chciałaś jak tu leciałaś?- zapytał i upił tak
wielkiego łyka piwa, że przez moment zastanawiałam się jakim cudem on to w ogóle
przełknął.
-No stać się lepsza, bardziej profesjonalna.
-Dlaczego? Przecież jesteś świetna.
-Nie prawda. Nie jestem świetna, ale chciałabym taka być.
-Wiesz dwa lata temu nie wybraliśmy cię dlatego, że byłaś
słaba. Już wtedy uważałem, że masz talent.
-No tak, ale talent to nie wszystko. Poza tym dopiero teraz
widzę i czuję, że to wszystko było zupełnie nie po kolei. Że najpierw powinnam
przejść ten proces, który przechodzę teraz a dopiero później powinnam wyjść na
scenę.
-Cóż… Jeśli mam być zupełnie szczery to też miałem takie
myśli jeśli chodzi o mnie. Wiesz poszedłem do programu i nagle wszystko nabrało
takiego tempa, że sam czasami zastanawiałem się czy nie powinniśmy przystopować
i się jeszcze podszkolić. No, ale przez to, że byliśmy na takiej fali nikt nie
mógł pozwolić by tracić choćby minutę naszego czasu na coś, co według nich było
niepotrzebne. Oczywiście wiesz, że mamy nauczyciela śpiewu, ale to zupełnie coś
innego niż takie możliwości, jakie masz teraz ty.
-Niby tak, ale ostatnio nawiedziła mnie taka myśl… że to
jest jak wielki krok w tył. Że zamiast iść dalej ja się cofam.
-Moim zdaniem to nie jest krok w tył. To tylko pokazuje jak
poważnie myślisz o tym wszystkim.
-Bo tak jest. Naprawdę chcę wrócić na scenę, ale chcę żeby
wróciła inna Ali niż ta, którą byłam rok temu. Nie wiem tylko czy droga, którą
wybrałam jest dobra.
-Moim zdaniem jest dobra i jest całkiem… odważna. Wiele osób
będąc na twoim miejscu olałoby lekcje tańca z jędzowatą nauczycielką i
wystarczyłoby im to co zrobili dotychczas i mięliby w nosie samodoskonalenie.
-Wiem, ale ja naprawdę tym razem chcę zrobić to tak jak się
należy a przynajmniej wydaje mi się, że to właśnie powinnam zrobić. Że to
pomoże mi w przyszłości- powiedziałam i nagle mnie olśniło. Olśniło mnie jaką
piosenkę powinnam wykonać.
-Co?- Niall uniósł jedną brew do góry i spojrzał na mnie
podejrzliwie kiedy nagle przestałam gadać i po prostu zaczęłam uśmiechać się do
niego jak debil.
-Wiem! Że ja na to wcześniej nie wpadałam! Jezu to dzięki
tobie Niall!
-Co wiesz? Co dzięki mnie?- zapytał wyglądając jakby był
totalnie niekumaty. Nie wiem dlaczego w tym momencie zdałam sobie sprawę z tego
jak bardzo go kochałam.
-Wiem co zaśpiewam!- powiedziałam z nieudawanym entuzjazmem
w głosie i rzuciłam się na niego i zaczęłam go ściskać.
***
-Wiem, że nie jesteś studentką i jesteś tutaj tylko dlatego,
że chcesz doskonalić swój wokal, ale ten występ jest naprawdę konieczny-
powiedziała czarnoskóra kobieta a ja tylko uśmiechnęłam się do niej.
-Oczywiście, rozumiem- powiedziałam stojąc na środku sali
patrząc nie tylko na nauczycielkę, ale także na zebranych całkiem licznie
studentów. Jaki szok przeżyłam kiedy dojrzałam nie tylko Brody’ego, ale także
Kurta! Chłopak był specyficzny, dlatego właściwie rozpoznałam go od razu kiedy
na niego spojrzałam. Poznałam go podczas świątecznego koncertu jeszcze jak
mieszkałam w Londynie. Przez moment zastanawiałam się czy chłopak też mnie pamięta,
ale kiedy na mnie spojrzał i się uśmiechnął wiedziałam już, że tak.
-W takim razie powiedz, co zaśpiewasz.
-Wybrałam piosenkę z repertuaru Room For Two pod tytułem
Roots Before Branches.
-W takim razie zaczynaj- powiedziała kobieta a ja wzięłam
głęboki wdech i spojrzałam na Nialla, który siedział w kącie i patrzył na mnie.
Niall naprawdę mi pomógł i jego obecność, jego przyjazd i całe to wsparcie,
które od niego dostałam było czymś czego potrzebowałam. Bo w tym wszystkim
właśnie to było mi potrzebne. Wsparcie i poczucie słuszności moich decyzji i właśnie
to od niego otrzymałam i tak właściwie to nigdy jeszcze nie czułam takiego
wsparcia z jego strony jak przez te kilka dni. Wiedziałam, że chłopak niedługo
wyjedzie, ale wiedziałam też, że mimo wszystko jest ze mną i trzyma za mnie
kciuki. Wiedziałam, że zależy mu na mnie i wierzy we mnie i to wystarczyło bym
nie martwiła się tym, że wkrótce znowu zostanę sama… Pomieszczenie zaczęły
zalewać pierwsze dźwięki a ja pierwszy raz od roku śpiewałam. Wcześniej
zrobiłam to tylko raz, z Jesse’m, ale sama nie śpiewałam od roku. A piosenka,
którą wybrałam była jakby dla mnie napisana. Była idealna i po prostu
perfekcyjnie wyrażała wszystkie emocje, myśli, obawy i pragnienia, które były
we mnie. Ale poza tym wszystkim kiedy zaczęłam śpiewać poczułam nadzieję, że
wszystko będzie dobrze. Chciałam być pewna siebie, chciałam być pewną tego do
czego dążyłam. I mimo, że starałam się nie myśleć o tym czy dam radę czy nie,
mimo tego, że sama siebie przekonywałam, że wszystko będzie dobrze i dosłownie
przed wszystkimi starałam się być jak najbardziej pewna moich decyzji, przez
większość mojego pobytu w Nowym Jorku byłam przerażona. Czułam się totalnie zagubiona
a moja głowa była praktycznie bombardowana przez myśli o tym, że będzie dobrze,
o tym, że tęsknię, o tym, że nie dam rady, o tym, że jestem sama, o tym, że
znowu zostawiłam wszystko, rodziców, Zuzę i znowu ruszyłam w nieznane, o tym,
że jestem podekscytowana, bo mam szansę i o tym, że boję się, że tej szansy nie
wykorzystam. I co było w tym wszystkim najdziwniejsze te myśli odpłynęły kiedy
zaczęłam śpiewać. Stojąc na środku sali, patrząc na Nialla, przyciągając uwagę
wszystkich naprawdę poczułam, że jestem stworzona do tego żeby śpiewać. Czułam,
że w tym momencie jestem w stanie zrobić wszystko i nikt ani nic nie sprawi, że
się poddam.
„There's always a seed
Before there's a rose
The more that it rains
The more I will grow”
Hello!!!!!! Oto rozdział numer 2! XD
Okej na wstępie chcę wstawić tłumaczenia cytatów:
1) Ten tyczy się bardziej tego co było. Wiecie Ali uważa, że udało jej się dosięgnąć gwiazd chociaż tak naprawdę nie powinna tego zrobić...
Oh, dlaczego
sięgam do gwiazd
kiedy nie mam skrzydeł
które poniosły by mnie tak daleko
2) Ten się tyczy teraźniejszości i tego co będzie XD
Zawsze jest ziarno
zanim będzie róża
Im bardziej pada
Tym wyżej urosnę
Oba cytaty pochodzą z piosenki, którą Ali śpiewa pod koniec rozdziału czyli Roots Before Branches. Tutaj macie piosenkę z tłumaczeniem oczywiście w wykonaniu Ali XD Roots Before Branches Zachęcam do jej przesłuchania i przede wszystkim wsłuchania się w słowa bo w pewnym sensie piosenka jest 'spoilerem' do tego co się dzieje w opowiadaniu i dziać będzie no i ogólnie maga pasuje do opowiadania i czekałam dwa lata, żeby móc ją tutaj dodaćXD
Okej, przejdźmy dalej. Jak wiecie @cvpcakestyles jest cudowna i genialna i stworzyła dla mnie okładkę dla drugiej części i dzięki niej mogę publikować Burn With You na Wattpadzie!!
Oto okładka!
Taka piękna!!! DZIĘKUJĘ!!!!!!!!! Normalnie przeszłaś samą siebie!!! <3
W zakładce Bohaterowie dodałam zdjęcia nowych postaci i zmieniłam zdjęcia Ali i Harrusia XD Stworzyłam też zakładkę Wattpad w której znajdziecie linki do obu części jeśli ktoś woli czytać opowiadania na Wattpadzie :)
Jeśli chcecie dzielić się swoim wrażeniami na Twitterze to stworzyłam specjalny hasztag #TTSffPL!!!!! (W sumie to był pomysł Adusi więc to dzięki niej powstał ten hasztag XD)
Jeśli chcecie dzielić się swoim wrażeniami na Twitterze to stworzyłam specjalny hasztag #TTSffPL!!!!! (W sumie to był pomysł Adusi więc to dzięki niej powstał ten hasztag XD)
Przepraszam za wszystkie błędy bo rozdział sprawdzałam w biegu XD
Jak zwykle błagam o pozostawienie komentarza! Możecie napisać co myślicie o nowych postaciach, o niespodziance Nialla, o słowach Harrusia! Naprawdę chcę poznać Waszą opinię!
Myślę, że to wszystko!
Następny rozdział pojawi się w przyszłym tygodniu!
Dziękuję za wszystko!
PS I love youuuuu all <3