czwartek, 1 czerwca 2017

Rozdział 37






Planowanie. Czym w ogóle jest planowanie? Jak często to robimy? Jak często leżymy w łóżku i mimo zmęczenia planujemy? Jest na tym świcie ktoś, kto tego nie robi? Można żyć i nie planować? Dla mnie to ciężkie do wyobrażenia, bo ja należę do osób, które mają zaplanowany prawie każdy dzień z rocznym wyprzedzeniem, ale nawet, gdy moje życie tak nie wyglądało, gdy byłam zupełnie anonimową osobą, gdy chodziłam do szkoły czy później na uczelnię wciąż planowałam. Leżałam w łóżku i moją głowę zaprzątały różne rzeczy. Od błahych po te ważne. Każdy z nas przecież snuje jakieś plany. Planujemy, w co się ubierzemy, gdy będzie padać albo, gdy będzie niesamowicie gorąco. Planujemy, co zjemy na obiad. Planujemy, co będziemy robić następnego dnia. Ile godzin poświęcimy na naukę? Ile na odpoczynek? Planujemy wakacje. Planujemy podróże. Czasami nasze plany nie są przyziemne i bardziej przypominają marzenia niż coś, co rzeczywiście może wydarzyć się nazajutrz. Wyobrażamy sobie jak by to było wygrać fortunę na loterii albo zastać zauważonym przez łowcę talentów, który zrobi z nas gwiazdę formatu Celine Dion. Niekiedy największym marzeniem byłoby zostać zauważonym przez chłopaka, w którym skrycie podkochujemy się od miesięcy. Planujemy całą rozmowę nawet, jeśli wiemy, że nigdy się nie spełni. Wyobrażamy sobie wiele nierealnych sytuacji i mimo tego wciąż planujemy. Czasami jednak snucie jakichkolwiek planów, nawet na najbliższą przyszłość, jest zupełnie bez sensu. Czasami nasze wyobrażenia przerastają rzeczywistość tak bardzo, że jest to prawie bolesne. Razem z Harry jeździłam całą noc po ulicach Nowego Jorku planując coś, co okazało się nierealne. Jak się okazuje kupno wspólnego domu wcale nie musi być czymś wspaniałym nawet pomimo tego idealnego planu, który zdążyliśmy ułożyć.
-Nie chcę tam mieszkać, jak inaczej mam to powiedzieć żebyś zrozumiał?- zapytałam siedząc na łóżku z książką w dłoni.
-Może po prostu powiedz, co nie podobało ci się w tych domach w Nowym Jorku? Moim zdaniem były świetne- powiedział i usiadł obok mnie.
-Po pierwsze nie podobała mi się okolica.
-Okolica?- zapytał i parsknął sarkastycznie jak jakiś koń. To miało wyglądać inaczej, wszystko było nie tak. Kupno wspólnego domu miało być czymś wspaniałym. W naszych planach było czymś, co pozwoli zapomnieć o problemach i pozwoli się skupić na budowaniu przyszłości. Jak los pokazał owszem udało nam się zapomnieć o tym, co nas męczyło, ale nie było to wynikiem urzeczywistniania naszych marzeń o wspólnym domu. Był to raczej wynik tego, że byliśmy pokłóceni.
-Najpierw każesz mi mówić, co mi się nie podobało w tamtych domach a gdy zaczynam o tym mówić zachowujesz się jak jakiś koń?- powiedziałam ironicznie i chciałam żeby dał mi spokój. Jak się okazało kupowanie domu z moim mężem nie ma nic wspólnego radością czy przyjemnością. Była to raczej katorga, bo nie umieliśmy dojść do porozumienia.
-Słucham?
-Jutro i pojutrze oglądamy posiadłości tutaj. Czy możemy kłócić się za dwa dni, gdy wszystko już zobaczymy?- zadałam pytanie retoryczne i otworzyłam książkę by dać mu do zrozumienia, że nie chcę już się kłócić.
-Po prostu nie rozumiem jak możesz nie chcieć mieszkać tam- powiedział sfrustrowany.
-Nie rozumiesz a gdy zaczynam ci tłumaczyć nie słuchasz! Nie podobają mi się te domy w Nowym Jorku. Jeden był jakiś ponury, nie podobał mi się ogród, drugi był jakiś ogromny- naprawdę nie podobały mi się wille, które oglądaliśmy. To nie była moja bajka.
-Wiesz co? Jesteś moją żoną i liczyłem, że tym razem będę mógł w końcu kupować posiadłość nie patrząc na nią jak na budynek tylko miejsce, w którym stworzę z tobą rodzinę. W końcu przyszedł ten moment, kiedy mogłem zaangażować się emocjonalnie i nie myśleć o tych willach jak o zwykłych górach cegieł i betonu, w których od czasu do czasu spędzę kilka dni. Ale ty udając i wymyślając jakieś głupie wymówki zepsułaś mi to. W moich wyobrażeniach to miał być niesamowity czas a w rzeczywistości sprawiłaś, że się zawiodłem- powiedział wkładając w każde wypowiedziane słowo tyle jadu na ile tylko było go stać. Nie rozumiałam, o co mu chodzi i jak zepsułam jego wyobrażenia skoro ja tylko wyraziłam swoje zdanie. Taka była prawda. Nie podobały mi się te dwa domy w Nowym Jorku. Po prostu. I nie rozumiałam, dlaczego on mówi mi coś takiego, ale oczywiście byłam okropną osobą i nie umiałam trzymać języka za zębami.
-Sprawiłam, że jesteś zawiedziony?- zapytałam i się zaśmiałam. Odłożyłam książkę, która miałam czytać na stolik i wstałam tak samo jak on chwilę wcześniej. –Ty? Jesteś zawiedziony?
-Popsułaś moje wyobrażenia a tym jak...- zaczął, ale mu przerwałam po to by powiedzieć coś, co go zaboli tak samo jak jego słowa zabolały mnie.
-Ja popsułam twoje wyobrażenia? Skarbie! Wiesz, co? To ty byłeś pierwszy, który podczas naszej znajomości psuł wszystkie wyobrażenia i to od pierwszego spotkania! Już wtedy sprawiłeś, że zderzyłam się ze ścianą w postaci rzeczywistości, która różniła się tak bardzo od mojego wymarzonego pierwszego dnia, że to aż boli! Od początku pokazywałeś mi jak okrutne jest zejście z chmur na ziemię!
-Czyli wracamy do początku? Super tylko skarbie w tym momencie wspominanie tego zupełnie nie ma sensu, bo jakbyś nie zauważyła rozmawiamy o czymś innym.
-My nie rozmawiamy! To ty masz do mnie jakieś dziwne pretensje! I to, co ty mówisz nie ma w sobie choćby mikrograma sensu.
-Skoro tak uważasz to może lepiej będzie jak pójdę się umyć i po prostu pójdziemy spać- powiedział cicho tym swoim zachrypniętym głosem wyrażającym wściekłość.
-W końcu powiedziałeś coś, z czym mogę się zgodzić- odparłam a on posłał mi spojrzenie pełne złości i wyszedł z sypialni trzaskając drzwiami. Byłam na niego wściekła, bo naprawdę nie rozumiałam, dlaczego obwinia mnie o psucie wyobrażeń skoro nic takiego nie zrobiłam. Wyraziłam swoją opinię.  Nie chciałam mieszkać gdzieś gdzie nie będę czuć się dobrze. Nie ogarniałam, dlaczego on nie może tego pojąć i dlaczego chce mi narzucić swoje zdanie. Stałam i gapiłam się na drzwi rzucając im jakieś nienawistne spojrzenia. Być może Harry miał jakiś problem, może coś w pracy, może wille, które obejrzeliśmy bardzo mu się spodobały, ale nie ważne, co go trapiło nie musiał się na mnie wyładowywać. Podeszłam do okna i stwierdziłam, że jestem naprawdę wkurzona. Ja wszystko mu zepsułam? Ja? To on stroił fochy! Nagle zupełnie odechciało mi się spać, czytać i przede wszystkim znowu z nim kłócić a wiedziałam, że gdy tylko się wykąpie i wróci do sypialni znowu zaczniemy. Patrzyłam przez okno i zapragnęłam się przejść. Tak po prostu, jak normalny człowiek. Było, co prawda kilka minut po dwudziestej drugiej a ja byłam już umyta i miałam na sobie piżamę, ale stwierdziłam, że potrzeba spaceru jest tak ogromna, że nie mogę jej zignorować. Napisałam, więc kartkę, że poszłam na spacer i położyłam ją na łóżku. Ubrałam szybko legginsy i bluzę, na nogi założyłam trampki i mając gdzieś to, że być może nie powinnam spacerować o tej porze sama po prostu wyszłam z mieszkania. Zabrałam ze sobą tylko klucze i telefon. Gdy znalazłam się na zewnątrz od razu stwierdziłam, że podjęłam słuszną decyzję. Ruszyłam przed siebie i po prostu szłam. Jak każdy, zupełnie anonimowy człowiek. Nie obawiałam się, że zaraz zza rogu wyskoczy jakiś napastnik, który mnie zaatakuje, bo po pierwsze ta dzielnica LA była zupełnie bezpieczna, po drugie nie byłam tam zupełnie sama tylko wiele osób spacerowało tak jak ja, niektórzy biegali. No i po trzecie ukończyłam kurs samoobrony i wiedziałam jak się zachować gdyby ktoś chciał mi zrobić krzywdę a odkąd powaliłam kiedyś Nialla byłam prawie pewna, że z każdym potencjalnym napastnikiem poradzę sobie tak samo dobrze jak z Horanem. Nie przejmowałam się też tym, że gdzieś zza krzaka może wyskoczyć fotograf. Nie myślałam o Harrym i jego humorkach. Szłam powoli i zwracałam uwagę na coś, na co ostatnio prawie nigdy nie zwracam uwagi. Zauważyłam, że mimo późnej pory wciąż jest bardzo ciepło. Właściwie duszno. Spojrzałam na niebo, które było zasnute chmurami. Zanosiło się na burzę a mi zachciało się śmiać. Nawet pogoda musiała obrazować to, co się dzieje właśnie pomiędzy mną i Harrym. Stwierdziłam, że poczekam aż zacznie się błyskać. Uwielbiałam burzę, ale chyba jeszcze bardziej lubiłam na nią czekać. Lubiłam patrzyć na ciemne chmury leniwie snujące się po niebie. Lubiłam widzieć pojedyncze błyski, które początkowo pojawiały się raz na kilka minut. Idąc wzdłuż ulicy dostrzegłam jak część nieba gdzieś w oddali rozświetla się i poczułam prawdziwą ekscytację. Tak dawno nie robiłam tego, co robiłam w tamtym momencie. Miałam wrażenie, że minęły lata odkąd ostatni raz czekałam na burzę. Ogarnął mnie szczery smutek, gdy zrozumiałam, że nie pamiętam, kiedy ostatni raz w ogóle wybrałam się na spacer sama. Nie ze Stevem czy Harrym. Kiedy ostatni raz po prostu wyszłam z domu i spędziłam czas spacerując, patrząc w niebo, przyglądając się innym ludziom, rozkoszując się chwilą wolności? Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, kiedy zrozumiałam, że naprawdę nie pamiętam. Równie nieprzyjemne ukłucie w brzuchu poczułam, gdy mój telefon zaczął dzwonić. Koniec wolności. Kochałam Harry’ego całym sercem, całą duszą i całym ciałem, ale nawet ja potrzebowałam czasami pobyć sama bez niego. Nie odebrałam za pierwszym razem. Za drugim też nie. Musiałam go jakoś ukarać za to jak okropnie mnie traktował od dwóch dni. Gdy moja komórka zaczęła dzwonić trzeci raz przestałam się nad nim znęcać i postanowiłam zapytać, czego chce.
-Tak?- zapytałam, chociaż wiedziałam, co powie.
-Gdzie ty do cholery jesteś? Oszalałaś? Sama szlajasz się po nocach? Nie widzisz, że idzie burza? Ja pierdole Ali! Gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie- być może było to okrutne z mojej strony, ale jego panika i złość były dla mnie nawet nieco zabawne.
-Widzisz jak mnie wkurzyłeś?- zapytałam i starałam się nie brzmieć na rozbawioną. Mój nastrój potrafił ostatnio zmieniać się tak szybko, że ciężko było z nim nadążyć.
-Co?
-No gdybyś się na mnie nie wyżywał to nie miałabym potrzeby spacerowania w nocy. I nie panikuj- powiedziałam i zastanawiałam się czy miedzy jego brwiami pojawiła się ta zmarszczka, która pojawiała się, gdy się denerwował.
-Gdzie jesteś? Błyska się. O właśnie się błysnęło! Mów gdzie mam przyjechać?- słysząc jak bardzo jego głos jest zachrypnięty i niskiego wywnioskowałam, że zmarszczka pojawiła się na sto procent.
-Nigdzie- odpowiedziałam elokwentnie.
-Nie widzisz, że jest burza?!
-No właśnie! A ja uwielbiam burzę i wrócę sama, gdy mi się zachce. Poza tym nie poszłam daleko. Pa- powiedziałam i się rozłączyłam. Harry się wkurzył i to bardzo a ja usiadłam na ławce i choć to było bardzo dziecinne, cieszyłam się, że siedzi tam w domu i się o mnie martwi. Skoro on mógł psuć mi nerwy przez ostatnie dni ja mogłam psuć jego nerwy przez kilkadziesiąt minut. Telefon znajdujący się w mojej kieszeni zadzwonił jeszcze dwa razy i to wszystko. Nieco mnie to zdziwiło, bo myślałam, że Harry jednak trochę bardziej się postara, ale najwyraźniej odpuścił i stwierdził, że poczeka z krzyczeniem na mnie aż wrócę. Cieszyłam się, że tak postanowił, bo dzięki temu skupiłam się na otoczeniu. Chmury kłębiące się nad miastem coraz szczelniej zakrywały niebo. Wydawało mi się, że kotłują się i schodzą coraz niżej. Obserwowałam coraz częstsze błyski i słyszałam, że coraz głośniej grzmi. Burza była coraz bliżej, ale ja nie chciałam jeszcze wracać. Nie umiałam nazwać uczucia, które mnie ogarnęło, ale było mi po prostu dobrze. Siedziałam na ławce, obserwowałam nadchodzącą burzę i to było tak przyjemne, że mogłabym tak siedzieć całą noc. Postanowiłam, że pójdę do domu, gdy zacznie kropić. Zamierzałam cieszyć się chwilą dopóki deszcz mnie nie wygoni.
-Ali!- usłyszałam w pewnym momencie i jedyne, na co się wysiliłam to wywrócenie oczami. -Czy ciebie pogięło?
-Nie. Gdzie masz samochód?- zapytałam i naprawdę prawie wybuchłam śmiechem. Harry nie mógł przyjechać samochodem, bo miałam na sobie jego bluzę, w której zostawił kluczyki.
-Wracamy do mieszkania.
-Nie. Jeszcze nie pada. Poza tym irytujesz mnie i sprawiasz mi przykrość i nigdzie z tobą nie pójdę- w sumie nie wiedziałam, dlaczego się tak upieram. Nagle zerwał się wiatr, zaczęło się błyskać z każdej strony i siedzenie na zewnątrz przy takiej pogodzie było nieodpowiedzialne. Ludzie, którzy wcześniej spacerowali teraz chodzili w pośpiechu a ich liczba znacznie się zmniejszyła. Z drugiej strony Harry roztaczał jakąś taką nerwową aurę, że znowu poczułam, że jestem na niego zła. Bo zamiast powiedzieć, o co mu chodzi ja musiałam się domyślać, dlaczego mój mąż tak dramatyzuje i przede wszystkim źle mnie traktuje.
-Pójdziesz czy tego chcesz czy nie!- wrzasnął i pochylił się nade mną. Sprawnie mnie podniósł i przerzucił sobie przez ramię jakbym była workiem ziemniaków i po prostu zaczął iść przed siebie.
-Poczekaj, puść mnie! Okej, pójdę sama, ale mnie puść- powiedziałam a on przystanął na moment i postawił mnie na ziemi. –Pójdę, ale najpierw powiedz w końcu, o co ci chodzi.
-Deszcz zaczyna padać. Świetnie. Przez ciebie zmokniemy i możesz się już zacząć modlić żebyśmy nie zachorowali- co za irytujący dupek! I zrzęda!
-Zachowujesz się tak samo jak wtedy, kiedy pękła nam prezerwatywa i coś sobie uroiłeś. Wtedy też byłeś na mnie zły a ja nie wiedziałam, dlaczego. Musiałam się domyślać. I teraz też muszę, więc możesz mi w końcu powiedzieć jak ci zepsułam wymarzone kupowanie domu? Bo wybacz, ale nie zamierzam spędzić tygodnia na domyślaniu się, o co ci chodzi.  Nienawidzę, gdy tak się zachowujesz. Masz problem to mi powiedz a nie! Co ty sobie w ogóle wyobrażasz!- każde kolejne słowo, które padało z moich ust wypowiadałam coraz głośniej. Nie chciałam urządzać scen, dlatego postanowiłam, totalnie wbrew mojej naturze, się opanować.
-A ty?! Wiesz, co się mogło stać?! Wymyśliłaś sobie spacer w nocy, dodatku w burzy!
-Powiedz o co chodzi. Wtedy myślałeś, że nie chcę mieć z tobą dzieci a teraz? Harry mógłbyś się ze mną komunikować jak człowiek? Gdy mi coś nie pasuje od razu ci mówię a ty? Wiem, że dziewczyny lubią, kiedy facet jest tajemniczy, ale ty nie jesteś tajemniczy tylko wkurzający. Irytujący. Tak irytujący to idealne określenie. Bo widzę, że jesteś na mnie zły a kiedy chcę pogadać mam wrażenie jakbym zderzała się ze ścianą.
-I mówi to dziewczyna, która...- po jego minie widziałam, że ma przygotowaną jakąś, jego zdaniem, błyskotliwą ripostę, ale nie mógł jej powiedzieć, bo ktoś nam przerwał.
-Ali! Harry! Ali!- usłyszeliśmy. Obok nas podjechał samochód a w nim siedział fotograf, który już zakładał odpowiedni obiektyw na aparat.
-Zajebiście. Przez kilka dni miałem być niewidoczny, bo wiesz, że Liam nagrał remix i na tym wszyscy mieli się skupić. A teraz...- Harry zrzędził jak jakiś stary dziad a ja chwyciłam jego dłoń i pociągnęłam za sobą. Jeśli dalej stalibyśmy w miejscu jak kołki to oczywiście, że zrobiliby nam zdjęcia. Nie chciałam psuć tego, nad czym pracował Liam a fotki, które mógł nam zrobić paparazzi z pewnością mogłyby być podłożem do bardzo ciekawych, wyssanych z palca sensacyjnych informacji. Zaczęliśmy, więc biec. Deszcz padał coraz mocniej, właściwie to była już prawdziwa ulewa. Paparazzi krzyczał za nami a my wbiegliśmy w jednokierunkowa uliczkę. Wjazd na nią znajdował się z drugiej strony. To oczywiście nie zatrzymało mężczyzny, który był zmotywowany by zrobić nam zdjęcia. Fotograf wysiadł z samochodu i zaczął biec za nami, ale nie był tak szybki jak my. W pewnym momencie w ogóle przestałam o nim myśleć. Deszcz moczył nam ubrania, wiatr rozwiewał włosy. Trzymaliśmy się za ręce, biegliśmy w burzy i to było jak deja vu.
-No okej- powiedziałam, wzięłam parasol ze schowka i wyszliśmy na zewnątrz. Ta nawałnica w niczym nie przypominała pogody, którą rozkoszowałam się rano. Była groźna, mocno padało, błyskało się cały czas, bez przerwy, do tego wszystkiego wiał silny wiatr. Gdy rozłożyłam parasol od razu powyginał mi się na wszystkie strony, cały się połamał.
-Harry?!- pokazałam mu zniszczenia i zaczęłam się śmiać. Musiałam wyglądać jak głupek śmiejąc się w takiej sytuacji.
-Wyrzuć go!- krzyknął a ja wykonałam jego polecenie. -Daj mi rękę! Pobiegniemy!- pokiwałam tylko głową i zaczęliśmy biec. Harry strasznie ciągnął mnie za rękę, ale ja nie mogłam biec szybciej przez obijającą się o nogi torebkę. -Ali nie dasz rady szybciej?
-Torebka mi przeszkadza!
-To daj mi ją!
-Ale wtedy tobie będzie niewygodnie!- cały czas musieliśmy krzyczeć przez wiatr, deszcz i grzmoty.
-To nic. Ja i tak mam dłuższe nogi od ciebie, więc będę biegł szybko- serio musiał o tym wspominać? O swoich zgrabnych, długich nogach, przez które miałam kompleksy? Widząc moją minę zaczął się śmiać.
-Proszę- podałam mu torebkę a on zawiesił ją sobie na ramię i wyciągnął ponownie rękę. Po chwili biegliśmy z nadzieją odszukania schronienia. Cała sytuacja mimo szalejącej burzy wydawała mi się strasznie zabawna i chichrałam się jak debilka. Harry też się śmiał. W pewnym momencie dojrzałam jakieś światła i wiedziałam, że nic mi się nie przewidziało i jesteśmy uratowani. Puściłam rękę chłopaka i najszybciej jak potrafiłam zaczęłam biec w stronę oświetlonego budynku.
-Ej mała czekaj!- zawołał Harry, ale ja ani przez chwilę nie myślałam by spełnić jego prośbę.
-Złap mnie!- odwróciłam się i krzyknęłam. Chwilę później dopadłam do drzwi i szybko je otworzyłam. Harry dobiegł w tym samym momencie i dosłownie wpadliśmy do hotelu cali zdyszani, mokrzy i roześmiani.
-Mam cię!
-Harry- wypowiedziałam tylko przypominając sobie tamtą burzę, tamten bieg.
-Wiem- odpowiedział i na mnie spojrzał. Też mu się to przypomniało. Patrzył na mnie w taki sposób, że nie mogłam się nie uśmiechnąć a kiedy on też się uśmiechnął zaczęłam się śmiać. Puściłam jego dłoń i zaczęłam biec najszybciej jak potrafiłam.
-Ej mała czekaj!- nie mogłam uwierzyć, że pamięta, co wtedy powiedział. Tymi słowami obudził motyle w moim brzuchu.
-Złap mnie!- krzyknęłam tylko. Czułam to co wtedy, jakąś taką wolność i przede wszystkim było mi idiotycznie wesoło. Biegłam najszybciej jak potrafiłam nie myśląc o niczym innym jak o tym, że w tej chwili jestem po prostu szczęśliwa. Bluza i legginsy, które miałam na sobie były mokre, moje włosy także. Po twarzy spływały mi stróżki deszczu, nade mną niebo przecinały błyskawice i to było niesamowite. Harry był niesamowity. Śmiał się tak jak ja. Czuł to co ja. Tak jak ja zapomniał o problemach i czuł wolność. Do apartamentowca, w którym znajdowało się nasze mieszkanie wpadliśmy mokrzy, zdyszani i roześmiani. Nie zwracaliśmy uwagi na ochronę i na kilka osób znajdujących się w lobby. Weszliśmy do windy i jadąc na odpowiednie piętro patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Nasz śmiech powoli przeradzał się w uśmiech. Po kilku sekundach uśmiech na twarzy Harry’ego przerodził się w minę, którą doskonale znałam. Miałam wrażenie, że temperatura wokół nas wzrosła o jakieś dwadzieścia stopni, wydawało mi się, że jeszcze chwilę a wokół nas powietrze będzie tak duszne i parne, że burza rozpęta się także tutaj. Gdy tylko weszliśmy do mieszkania Harry od razu przyparł mnie do drzwi i zaczął całować moje usta, moją szyję, mój dekolt.
-Wtedy powinienem zrobić właśnie to- powiedział i znowu zaczął mnie całować. Wiedziałam, że wciąż wspomina tamten wieczór w Dublinie.
-A żebyś wiedział. Powinieneś- odparłam. Chwile później byłam już zupełnie naga. Tej nocy udawaliśmy, że nie mamy żadnych problemów. Kochaliśmy się. Po prostu. Właściwie kochaliśmy się w sposób, w jaki już dawno tego nie robiliśmy. Odkąd zamieszkała z nami Nina na ogół musieliśmy zachowywać spokój i ciszę. Nie chciałam żeby moja przyjaciółka musiała doświadczać takich niezręcznych momentów. Oczywiście nie miałam jej tego za złe. Ale teraz byliśmy sami i mogliśmy kochać się gdzie chcieliśmy i jak głośno chcieliśmy. Dlatego zrobiliśmy to w każdym pomieszczeniu. Kochaliśmy się jęcząc, wzdychając głośno. To było coś, czego po prostu potrzebowaliśmy. Nasz seks zawsze był dobry, ale ten był niesamowity. Był pełen pożądania i oddania. Pełen pragnienia i tęsknoty. Pełen złości i miłości. Nie mieliśmy zahamowani i nie mogliśmy się nasycić. To było jak zaprzeczenie całej tej grzeczności, w której sidłach tkwiliśmy, gdy wiedzieliśmy, że za ścianą, w pokoju obok jest Nina. W końcu, gdy nasze ciała otulała przyjemność mogliśmy krzyczeć swoje imiona, prosić o więcej, żądać mocniej i szybciej z zupełnie wyłączonymi głowami. Nie musieliśmy myśleć o innych, myśleliśmy wyłącznie o sobie i o tym jak cholernie jest nam dobrze.
-Nie mam siły wstać- powiedział Harry a ja mu się przyglądałam. Było rano. Słońce wpadające do sypialni oświetlało jego twarz. Wyglądał na zmęczonego, ale przede wszystkim na zrelaksowanego.
-Jestem cała obolała- przyznałam zgodnie z prawdą. Ta noc była szalona.
-Nie pamiętam, kiedy ostatni raz robiliśmy to tyle razy jednej nocy. Kiedy robiliśmy to na tyle sposobów. Musimy to robić częściej. W ogóle...- mówił i nagle zrobił pauzę. Uśmiechnął się głupkowato, więc byłam pewna, że zamierza powiedzieć coś, co mnie wkurzy albo przynajmniej zirytuje.
-W ogóle? No dokończ- ponagliłam go.
-Pracowałaś ostatnio na siłowni nad swoją elastycznością?- zapytał a przez to, że niedawno się obudziłam i mój mózg miał jeszcze problemy z myśleniem nie zrozumiałam go od razu.
-No tak, rozciągałam się i- widząc jak porusza znacząco brwiami w końcu ogarnęłam, do czego zmierza. -Ty zboczeńcu!
-To co wyprawiałaś, skarbie... Jesteś bardzo gibka- przyznał a moja mina bardzo go rozbawiła.
-Zamknij się. Wstajemy, jemy śniadanie, pijemy kawę, ubieramy się i jedziemy oglądać domy!- powiedziałam szybko, bo nie chciałam rozmawiać o tym, jaka rozpustna i giętka byłam w nocy.
-Ale serio, potrafisz zarzucić nogę tak wysoko i...- nie zamierzałam tego słuchać. Tak, kochać się można w wielu ciekawych pozycjach i nie zawsze musimy to robić w łóżku leżąc na sobie. Ale co się działo w nocy zostaje w nocy, dlatego Harry oberwał ode mnie poduszką w głowę. –Okej już milczę.
Właściwie ten poranek był jednym z najidealniejszych poranków w moim życiu. Byłam zmęczona, bo nie przespałam nocy, ale jednocześnie czułam, że moje ciało jest odprężone. Miedzy mną a Harrym nie było żadnej złej energii, jakbyśmy tą nocą zaczęli rozdział „Kupno domu” od nowa. Jakbyśmy mieli białą kartkę. Harry był taki wesoły, robiliśmy wspólnie śniadanie, które jedliśmy o wiele za długo. Ale my po prostu rozmawialiśmy, dawaliśmy sobie buziaki, trzymaliśmy się za ręce, zakochiwaliśmy się w sobie kolejny raz. Nasza rozmowa nie dotyczyła ani domów, ani pracy, ani policji czy sądów. On opowiadał mi, co słychać u jego mamy, ja opowiadałam o Zuzie. Opowiadaliśmy sobie, co nam się śniło tej nocy i poprzedniej. Zastanawialiśmy się, na co pójdziemy do kina, sprawdziliśmy nawet repertuar. Stwierdziliśmy, że naprawdę to zrobimy. Nie wynajmiemy pół kina na jeden wieczór. Pójdziemy normalnie, jak normalni ludzie. Doszliśmy do wniosku, że możemy trochę tej normalności pomóc i możemy się nieco wystylizować. Harry miał doczepić brodę, ubrać jeansy z szerokimi nogawkami, trampki. Ja miałam założyć blond perukę, jakąś niemodną sukienkę, którą mogliśmy kupić między obiadem a oglądaniem drugiego domu. Znowu planowaliśmy. Planowaliśmy dzień. I znowu okazało się, że było to zupełnie niepotrzebne a nasze plany boleśnie nierealne. Nasza sielanka skończyła się po obejrzeniu pierwszej posiadłości, która bardzo mi się spodobała. Harry wrócił do bycia nadętym palantem, któremu nie wiedziałam, o co chodzi. Po obejrzeniu drugiej willi mój mąż zupełnie zapomniał o kinie i o tym jak tego poranka opowiadał mi swoje idiotyczne żarciki a ja śmiałam się z nich do rozpuku. Zapomniał jak się śmialiśmy, gdy ja suszyłam włosy a on się golił i wysmarował mi twarz pianką do golenia. Zapominał o wszystkim i znowu był jak stary, zrzędliwy dziad. Gdy nastał wieczór a konkretnie godzina dwudziesta pierwsza poszedł się umyć, bo stwierdził, że jest bardzo zmęczony. Powiedział to tak jakby obwiniał mnie o to, że ja chciałam uprawiać z nim dziki seks poprzedniej nocy a on po prostu nie chciał mi odmówić. Znowu obwiniał mnie za wszystko. Znowu wszystko, co zrobiłam go drażniło. Znowu mnie zirytował, dokładnie tak samo jak poprzedniego wieczora. Znowu miałam ochotę wyjść na spacer, najlepiej taki prosto do Nowego Jorku. Ale postanowiłam być tą mądrzejszą stroną w tym małżeństwie. Schowałam, więc dumę do kieszeni, usiadłam na łóżku i po prostu za nim czekałam. Gdy wszedł do sypialni zachowywał się tak jakby mnie wcale w niej nie było. Rzucił swoje ubrania na fotel wcześniej zwijając je w kulkę. Doskonale wiedziałam, że zrobił to, bo wie jak mnie to denerwuje i zawsze na niego krzyczałam, gdy robił taki bałagan. W dalszym ciągu mając mnie za powietrze położył się po swojej stronie łóżka, nakrył się kołdrą, zgasił lampkę stojącą na jego szafce nocnej i zamknął oczy. Zupełnie szczerze sama przed sobą przyznałam się, że jedyne, na co miałam ochotę w tamtym momencie to udusić go poduszką. Albo przynajmniej walnąć go w tą obrażoną, idiotyczną twarz. Podeszłam do niego i uniosłam dłoń do góry. Naprawdę chciałam go uderzyć. Za to jak okropnie znowu mnie traktował. Ale zamiast tego wzięłam głęboki wdech i zamknęłam na moment oczy a gdy je otworzyłam wiedziałam, że przemocą niczego nie wskóram. Harry był problematyczny, chodził do specjalisty, bo nie zawsze potrafił rozmawiać o uczuciach, lękach, problemach. Wiedziałam, że taki jest i zamiast wyżywać się na nim, że czuję się zraniona pochyliłam się nad nim i położyłam swoje usta na jego. Miałam otwarte oczy, więc widziałam jak on otworzył swoje szeroko. Wtedy odsunęłam się od niego na kilka centymetrów i przez jakiś czas patrzyliśmy na siebie. Nagle poczułam jak ujmuje moją twarz w swoje wielkie dłonie i przyciąga mnie do siebie. Tym razem przymknęłam oczy a on złączył nasze wargi w naszym pocałunku. W naszym namiętno-delikatno-perfekcyjnym pocałunku.
-A teraz powiedz, dlaczego zachowujesz się jak palant- zaczęłam, gdy przestaliśmy się całować.
-Przepraszam- powiedział i w końcu brzmiał łagodnie i przede wszystkim w oczach nie miał już tej złości.
-Wiem, że coś się trapi, po prostu mi powiedz- starałam się go jakoś zachęcić do wyznania prawdy więc dałam mu szybkiego buziaka w policzek.
-Okej- westchnął głośno i w końcu wyjawił mi, dlaczego od kilku dni jest jak tykająca bomba. -Wiem, że chcesz się poświęcić dla mnie. A nie chcę żebyś to robiła. Nie poświęcaj się dla mnie już nigdy więcej.
-W jakim sensie poświęcić?- zapytałam, chociaż wiedziałam już, dlaczego jest taki nerwowy. Zrozumiałam, o co mu chodzi.
-Wiesz, w jakim. Mieszkasz w Nowym Jorku i kochasz tam mieszkać. Ale wiesz też, że ja mieszkałem tutaj, wiesz, że większość moich przyjaciół mieszka tutaj, tutaj nagrywam najwięcej, tutaj toczyło się moje życie, kiedy nie byliśmy razem, chodzi ci pewnie nawet o to, że kocham słońce, które tutaj świeci codziennie, dlatego chcesz poświęcić się dla mnie i chcesz zamieszkać tutaj. I nie zaprzeczaj, że jest inaczej. Dlatego z góry założyłaś sobie, że to, co będziemy oglądać w Nowym Jorku ci się nie spodoba.
-Nie. Nie założyłam sobie tego z góry. Po prostu nie podoba mi się dom, w którym pomieszczenia są tak wielkie, że potrzebowalibyśmy megafonu żeby móc się słyszeć. I nie próbuj mi wmawiać, że tobie się tam podobało. Wiem, że tak jak ja lubisz, gdy jest po prostu przytulnie. I skończ z tym poświęcaniem. Robisz ze mnie cały czas jakąś świętą, która wiecznie poświęca się dla ciebie, kiedy to zupełna bzdura.
-Moim zdaniem to nie bzdura tylko prawda- powiedział a ja spojrzałam na niego spod byka. Starałam się wyglądać groźnie, ale on jedynie się uśmiechnął. -Okej, być może zgadzam się z tobą, pierwszy był trochę wielki, ale drugi dom?
-Nie mów mi, że nie byłeś tam przytłoczony?- ja naprawdę czułam się tam jakaś stłamszona. 
-Nie byłem- mogłam przewidzieć, że nie przyzna mi racji tak dla zasady.
-Ja byłam, było tam ciemno. Ogród był jakoś... za blisko. Było tam tak mało światła. Poza tym nie podobały mi się podłogi i cały budynek na zewnątrz. Wszystko było tam za ciemne. Nie było tam w ogóle życia.
-Podłogi można zmienić, ogród zaprojektować od nowa, cały budynek można przearanżować...
-Ale, po co?- zapytałam i ujęłam jego twarz w dłonie. -Można też kupić budynek, który po prostu będzie nam się podobać. I nie mówię tego by się poświęcać dla ciebie. Czy tak ciężko ci zrozumieć, że chcę tutaj zamieszkać? Chcę zmienić otoczenie? Chcę codziennie cieszyć się słońcem?
-I nie chcesz widywać się z Niną, Kurtem? Chodzić na tańce? Do ulubionej kawiarni?- gdy Harry coś wbije sobie do głowy ciężko jest mu to wybić.
-Zamknij już się! Jesteś uparty jak osioł! Możesz zacząć mnie słuchać? Poza tym, doskonale wiesz, że gdyby twój dom nie spłonął, to w nim byśmy zamieszkali. Prawdopodobnie już wcześniej. I nie było by żadnych dyskusji- taka była prawda i Harry o tym wiedział.
-Nie prawda. Mógłbym go sprzedać i kupić coś w Nowym...- ja swoje a on swoje. Jedynym plusem tej rozmowy był atmosfera, w której się odbywała. Nie sprzeczaliśmy się, nie denerwowaliśmy tak jak wcześniej.
-Nie zrobiłbyś tego. Nie sprzedałbyś go. Poza tym twierdzisz, że zamierzam się poświęcić, chociaż nie wiem, co to za poświęcenie, ale sam twierdzisz, że ty nie poświęcisz swoich ulubionych miejsc i ludzi, gdy zamieszkamy w Nowym Jorku?- zapytałam próbując go jakoś podejść.
-To coś innego.
-Jesteś taki irytujący! To nie coś innego!
-Nie jestem irytujący. To ty się irytujesz, bo wiesz, że mam rację- odparł i wydawało mi się, ze zaraz nasza przyjazna atmosfera pęknie jak bańka mydlana. Harry i te jego zmiany nastroju!
-Ostatnio zachowujesz się jakbyś miał napięcie przedmiesiączkowe- zauważyłam a on się uśmiechnął. Nasza bańka została uratowana.
-Teraz widzisz jak mam ciężko, kiedy ty masz te swoje napięcia i okresy?  Nie da się z tobą wtedy wytrzymać- stwierdził a ja spiorunowałam go spojrzeniem.
-Ale w moim przypadku to wina hormonów i ogólnie biologii a w twoim to jakieś twoje błędne oceny i wyobrażenia- powiedziałam. W końcu udało nam się normalnie rozmawiać. Z Harrym czasami ciężko było to robić, dlatego cieszyłam się, że wyrzucił z siebie to, co leżało mu na sercu. Częściowo miał rację, bo chciałam zamieszkać w LA głównie dla niego, ale sama także lubiłam tu przebywać. Poza tym dom, który jak do tej pory spodobał mi się najbardziej był nie tylko piękny, ale był niedaleko domu Nialla. A to był dla mnie ogromy plus. Kiedy wyjaśniliśmy sobie nieporozumienia w końcu zaczęliśmy rozmawiać o tych posiadłościach na spokojnie. Początkowo chcieliśmy by były zupełnie w stanie surowym, ale później szybko zrozumieliśmy, że to jest bez sensu. Leżeliśmy przytuleni i wymienialiśmy uwagi na temat tego, co można by zmienić w posiadłości, która jak się okazało Harry’emu też najbardziej się spodobała. Wciąż mieliśmy też do obejrzenia jeden dom. Nasza rozmowa była normalna, ale nagle poczułam, że coś jest nie tak. Nie wiedziałam, co ale coś nagle zupełnie się zmieniło. To uderzyło we mnie jak fala.
-Co jest?- zapytał Harry, gdy zorientował się, że go nie słucham.
-Nie wiem, ale coś mi się przypomniało- odparłam i poczułam jak zaczyna mnie boleć głowa.
-Co?
-Nie wiem. O czymś zapomniałam. A ta rozmowa... Nie wiem, o czym zapomniałam, ale to jest ważne- to co czułam było niepokojące. To uczucie było podobne do tego, które pojawia się, gdy rano zaśpisz i się śpieszysz a gdy jedziesz do pracy nie jesteś pewna czy wyłączyłaś żelazko? Zamknęłaś drzwi na klucz? Zdajesz sobie sprawę z tego, że pada i wieje huraganowy wiatr i nie masz pojęcia czy pozamykałaś okna. To właśnie poczułam tylko o wiele bardziej spotęgowane.
-Chodzi o domy?
-Nie. O czym rozmawialiśmy?- stwierdziłam, że muszę sobie przypomnieć. To było zbyt ważne.  
-O domach, o poświęcaniu się- powiedział, ale mi nie chodziło o to.
-O czym jeszcze?- zapytałam.
-O tym, że dom koło Nialla jest super i podoba nam się najbardziej.
-A wcześniej? Co powiedziałam wcześniej?- wiedziałam, że moje psychiczne zachowanie wzbudziło w Harrym niepokój, ale musiałam ogarnąć, o co mi chodzi.
-Że domy w Nowym Jorku były okropne.
-A coś nie o domach? Co powiedziałam?
-Że cię irytuję. Że zachowuję się jakbym miał okres- odpowiedział i to było to. Wykonałam tak gwałtowny ruch, że Harry aż cały się wzdrygnął, bo go przestraszyłam. A ja dopadłam telefon i spojrzałam na datę. Natychmiast wstałam i podeszłam do stolika, na którym leżał mój kalendarz. Otworzyłam go i zaczęłam szukać odpowiedniego dnia. –Ali nie lubię, kiedy robisz coś takiego i nagle zaczynasz milczeć. Co się dzieje do cholery?
-Spóźnia mi się. Okres. Miałam dostać okres ponad dwa tygodnie temu- odpowiedziałam spokojnie. Chodziło mi o okres. Wcześniej w ogóle o nim nie pomyślałam, zapomniałam. Pierwszy raz w życiu zapomniałam o miesiączce. Ale to nie było wcale najdziwniejsze. Najbardziej zaskakujące było bowiem to, że wcale się nie zdenerwowałam. Właściwie cieszyłam się, że odkryłam, o co mi chodziło.
-Jesteś w ciąży?- nie byłam pewna czy zapytał tak spokojnie, bo nie chciał mnie straszyć czy naprawdę był spokojny. A może nie dotarło do niego, o co mnie pyta?
-Nie wiem. Biorę tabletki, ale może raz czy dwa nie wzięłam? Może nie pamiętam? Nie wiem- odpowiedziałam i położyłam się koło niego. Przytuliłam się do mojego męża i nie panikowałam.  
-Stresujesz się, że to może być dziecko?- zapytał i spojrzał mi prosto w oczy. On też nie panikował, ale chyba tak jak ja był świadomy tego, że rozmawiamy o być może najważniejszej sprawie w naszym życiu. O czymś, czego nie planowaliśmy a być może stało się i zmieni wszystko.
-Nie. Nie stresuję się. Ale muszę zrobić test- odpowiedziałam.
-Naprawdę nie panikujesz? Wtedy, gdy pękła nam gumka byłaś cała roztrzęsiona.
-Wiem. Może właśnie, dlatego że już raz coś takiego nam się przydarzyło teraz jestem spokojna. A ty?
-Ja też jestem spokojny. Mamy już doświadczenie. Czy to nie wspaniałe?
***
Weszłam do łazienki z testem ciążowym w ręce. Harry wszedł ze mną i patrzył na mnie tak, że momentalnie zaczęłam się krępować.
-Możesz wyjść?- zapytałam, bo nie byłam pewna czy on jest świadomy tego, że nie zrobię tego przy nim. Nic nie mówiąc spełnił moją prośbę i zostałam w łazience sama.
-Już? Jaki jest wynik?- zapytał po pięciu minutach.
-Jeszcze nie wiem- odpowiedziałam, bo nawet jeszcze nie nasikałam na ten patyczek. Po prostu nagle zaczęłam się denerwować. Właściwie zaczęłam żałować, że od razu wypaplałam wszystko Harry’emu. Mogłam to zrobić sama, sama kupić test i sama sprawdzić czy noszę pod sercem nowe życie. Czułam, że test wyjdzie negatywny. Byłam pewna na dziewięćdziesiąt procent, że nie jestem w ciąży. Ale Harry wydawał się być pewny, że jest inaczej i gdy wracaliśmy z apteki a on zaczął nadawać naszym nienarodzonym dzieciom imiona przestraszyłam się, bo nie chciałam go zawieść. Nie chciałam żeby mu odbiło, nie chciałam żeby ubzdurał sobie, że cieszę się, że nie jestem w ciąży, bo nie chcę mieć z nim dzieci. Nie chciałam żeby było tak jak ostatnim razem.
-I?- zapytał, gdy otworzyłam drzwi. Nie wiedziałam, co czuje i co myśli i w tym właśnie momencie żałowałam, że nie jestem Edwardem ze Zmierzchu i nie umiem czytać mu w myślach. To by bardzo pomogło.
-Jeszcze tego nie zrobiłam- odpowiedziałam.
-Siedziałaś tam piętnaście minut i jeszcze tego nie zrobiłaś?
-Po prostu wyjaśnijmy sobie coś. Ja chcę mieć z tobą dzieci, ale jeszcze nie teraz- powiedziałam. Ostatnim razem, gdy cieszyłam się, że nie jestem w ciąży Harry’emu odbiło i musiałam być pewna, że tym razem mu nie odbije.
-Wiem. I ja też wolałbym żeby test był negatywny- odpowiedział a ja zaczęłam przyglądać mu się podejrzliwie.
-Po prostu ostatnim razem uroiło ci się, że nie chcę założyć z tobą rodziny i zachowywałaś się dziwnie i nie gadałeś ze mną... No wiesz jak było- powiedziałam a jego twarz zaczęły zdobić rumieńce. Zawstydził się. Harry był najdziwniejszym człowiekiem na świecie.
-Wiem, zachowywałem się jak oszołom. Ale nie musisz się teraz o to martwić- odparł i spuścił głowę w dół.
-Bo wiesz zacząłeś już wymyślać imiona a ja jestem pewna, że nie jestem w ciąży. I nie chcę cię tym zawieść- położyłam dłoń na jego policzku i zmusiłam go do patrzenia na mnie.
-Skarbie nie zawiedziesz mnie i w ogóle tak nie myśl. Ale nie możesz być pewna.
-Jestem prawie pewna. Ostatnio chodziłam taka zestresowana. Wydaje mi się, że przez to nie mam okresu. Stres bardzo wpływa na cykl miesiączkowy i ja jestem chodzącą definicją stresu- powiedziałam a on ujął moją dłoń w swoje i złożył na niej delikatny pocałunek.
-Skarbie, po prostu zrób test. Jeśli będzie negatywny to super, jeśli będzie pozytywny to super. Ale zrób go i nie przejmuj się swoim psychicznym mężem. Nie odbije mi, gdy zobaczę jak kamień spada ci z serca, bo nie zostaniemy teraz rodzicami.
-Byłoby miło gdybyś nie zaczął zachowywać się dezorientująco.
-Nie zacznę, ale przestań trzymać nas w niepewności.
-Okej- powiedziałam jeszcze i znowu weszłam do łazienki. Nie odwlekałam już tego, co i tak musiałam zrobić. Wykonałam wszystko zgodnie z instrukcją, która znajdowała się na opakowaniu poza czasem, jaki musiałam odczekać by zobaczyć wynik. Odczekałam dokładnie pięć minut więcej by mieć pewność, że nic się nie zmieni.
-I?- zapytał kolejny raz, gdy wyszłam z łazienki a ja zamiast odpowiedzieć podałam mu test. –Jedna kreska. Czyli co to znaczy?
-Że nie jestem w ciąży- odpowiedziałam i przyglądałam mu się jak jakaś psycholka. A on nie zbzikował tylko mnie przytulił.
-Nie ważne, co by się stało byłbym z tobą. Przepraszam, że wtedy mi odbiło- wyszeptał mi do ucha.
-Dziękuję.
-Miałaś rację. 
-Po prostu czułam, że to nie to.
-Ale z jakiegoś powodu nie masz okresu. O ile test się nie myli. Tak czy siak musisz iść do lekarza. Co jak jesteś chora? Nie znam się na tych sprawach, ale chyba każdy wie, że miesiączka to niesamowicie ważna sprawa. A skoro nie masz jej tak długo to może coś ci jest- powiedział. Widziałam po jego minie, że naprawdę się o mnie martwi. Pod tym względem Harry zawsze przesadzał a od sprawy z guzkami był nieco przewrażliwiony. Wystarczyło, że powiedziałam, że boli mnie głowa a on już najchętniej wysłałby mnie do lekarza.
-To stres. Ale nie przejmuj się. Pójdę do lekarza i zobaczę, co mi powie- dałam mu całusa i uśmiechnęłam się do niego. -Już drugi raz mieliśmy taką akcję.
-Nabieramy coraz więcej doświadczenia- odparł a ja się zaśmiałam. Wyobraziłam sobie, że piszę CV i w rubryce doświadczenie wpisuję, że już dwa razy miałam akcję pod nazwą ciąża.
-W końcu kiedyś wyjdę z toalety i zobaczysz dwie kreski na patyczku- obiecałam a jego oczy momentalnie zaczęły błyszczeć z radości.
-Już nie mogę się doczekać.
***
-Już jestem po- powiedziałam do telefonu. –Lekarz uważa, że to przez stres i siłownię. Kazał mi zwolnić no i na jakiś czas mam odstawić tabletki antykoncepcyjne. Mam zrobić badanie krwi jeszcze żeby zobaczyć jak tam moje hormony, ale ogólnie nie musimy się martwić. Musimy się tylko odstresować. No i mniej ćwiczyć.
-Ale na pewno wszystko jest w porządku?- zapytał a ja wywróciłam oczami. Wiedziałam, że Harry po prostu się o mnie martwi i troszczy, ale tak przejmował się, że nie będzie mógł ze mną iść do lekarza, że aż zaczęło mnie to denerwować.
-Na pewno. A jak tobie mija dzień? Mówiłeś Niallowi, że zostaniemy jego sąsiadami?- postanowiłam zmienić temat i odwrócić nieco jego uwagę. Nie powiedziałam mu, że lekarz zapisał mi tabletki na wywołanie miesiączki, bo nie zamierzałam ich jeszcze brać. Chciałam się wyciszyć, przystopować, zacząć znowu jeść regularnie, przestać brać tabletki na antykoncepcję i zobaczyć czy to pomoże. Tabletki były ostatecznością, ale gdyby Harry o nich wiedział sam pilnowałby czy biorę je regularnie. Gdy skończyliśmy rozmawiać postanowiłam urzeczywistnić mój plan. Stwierdziłam, że skoro nie mogę tyle ćwiczyć to chętnie zastąpię te zajęcia jakimiś innymi. Musiałam się wyciszyć, więc stwierdziłam, że idealna do takich zadań jest joga. Może nieco przesadzałam, ale zawsze traktowałam moje zajęcia z jogi bardzo poważnie. Starałam się na nie uczęszczać regularnie, bo po prostu je uwielbiałam. Umówiłam się, więc na dodatkowe zajęcia na drugi dzień. Nazajutrz rano zgodnie z planem udałam się na wyciszające i kojące nerwy zajęcia i... jedyne, co czułam przez cały czas to złość i irytacja. Zajęcia te odbywały się zawsze w niewielkiej grupie osób i do tej grupy dołączyła pewna kobieta. Na oko była przed czterdziestką – z wyglądu. Zachowaniem przypominała raczej dziesięcioletnie dziecko. Joga pozwalała mi się wyciszyć, zawsze. Ale na tych zajęciach ta baba po prostu przeszkadzała. Była głośna, śmiała się, gdy nie potrafiła wykonać jakiejś pozycji, dosłownie cały czas pytała instruktorki czy wykonuje wszystko poprawnie. Miałam się odstresować, ale przez to babsko byłam jeszcze bardziej zestresowana. Przyjmowałam kolejne pozycje, które miały mnie zrelaksować, ale przez piski i śmiech tej kobiety jedyne, co robiłam to notoryczne przeklinanie w myślach. Halo! To jest joga! Ja tutaj próbuję zapomnieć o trudach mojego życia! Traktuję to serio a nie jak jakieś wygłupy i wygibasy a ten babsztyl zachowuje się jakby był na imprezie w klubie!
-Ta pani- gdy tylko zajęcia się skończyły od razu podeszłam do instruktorki i wskazałam jej babę, która doprowadzała mnie do szału. –Ta pani musi zmienić grupę. Nie może być z nami. Prawda?- spojrzałam na dziewczynę, która stała za mną i też chciała porozmawiać o czymś z Jennifer, miałam nadzieję, że o tym samym, co ja. Nie czekając na odpowiedź blondynki kontynuowałam. –Ta pani musi się przepisać a inne zajęcia. Musimy ją przenieść i musimy się upewnić, że już nigdy tutaj nie wróci. Z kim musimy porozmawiać żeby to załatwić? Chodźmy i to załatwmy od razu- powiedziałam i zarówno instruktorka jak i dziewczyna, która stanęła obok mnie patrzyły na mnie wzrokiem mówiącym jedno. Ali Rose popadła w szaleństwo. Patrzyły na mnie jak na wariatkę i wyglądały na nieco przestraszone. I wtedy podeszła do nas kobieta, którą właśnie starałam się wyrzucić z zajęć.  Spojrzała na mnie niepewnie a gdy się odezwała wydawało mi się, że podziela uczucia moich wcześniejszych rozmówczyń.
-Hej. Wydaje mi się, że napisałam piosenkę na twój album- powiedziała.
-Jaką piosenkę?- zapytałam nadal będąc wkurzona dodatkowo moją złość podkręcając nadmierną gestykulacją.
-Nazywa się Anything’s Possible- odpowiedziała a ja z pewnością wyglądałam jak szajbuska.
-Tak i mi jej nie dałaś!- powiedziałam sarkastycznie wciąż kipiąc złością a ona spojrzała na mnie jakby obawiała się nieco o własne życie.
-Możesz ją sobie wziąć- usłyszałam jak cicho i niepewnie wypowiada te słowa i dopiero wtedy ogarnęłam, co się dzieje. W mojej głowie przełączył się odpowiedni przełącznik i dotarło do mnie, z kim rozmawiam.
-Poczekaj, o mój Boże! To ty!- moja złość automatycznie przerodziła się w ekscytację. To była ona! –Naprawdę? To znaczy przepraszam, że byłam taka niemiła. Ta piosenka jest genialna.
-Jeśli nadal ją chcesz jest już twoja- byłam taką idiotką! Jak mogłam być dla niej niemiła?
-Ja nie chciałam żeby pani poczuła, że musi mi ją dać. Ostatnio jestem trochę zestresowana, jeszcze raz przepraszam za ton i to jak się do pani odezwałam- powiedziałam skruszona. Uśmiechnęłam się do niej i kamień spadł mi z serca, gdy ona uśmiechnęła się do mnie.
-Masz czas żeby pójść na kawę?- zapytała. Cieszyłam się, że nie zraziłam jej do siebie.
-Teraz?
-Tak, możemy ustalić szczegóły żeby jak najszybciej wejść do studia. Bo muszę być przy nagraniu- każdy mój dzień jest zaplanowany. Ten także był. Ale taka zmiana planu była wspaniała.
-Oczywiście, że mam czas- oczywiście, że go nie mam, ale pójdę z tobą kobieto nawet do Honolulu, jeśli dzięki temu dasz mi tę piosenkę.
-W takim razie chodźmy.
Nawet najlepszy plan może zawieźć, gdy zdarzy się coś nieoczekiwanego, bo plany mają to do siebie, że nie uwzględniamy w nich zdarzeń, których się nie spodziewamy. Dlatego czasami, gdy coś lub ktoś znowu psuje nam nawet najlepszy plan, nie pozostaje nam nic innego jak improwizacja. Musimy improwizować. Musimy zmieniać. Czasami zmiana planów jest niesamowicie stresująca. Wytrąca nas z równowagi. Na poczekaniu musimy wymyślić plan awaryjny. Musimy rozwiązać problem najlepiej jak potrafimy. Musimy pogodzić się z tym, że czasami pewne rzeczy dzieją się niezależnie od nas i naszych idealnych planów. Ale czasami nagłe zmiany planów nie są wcale takie złe. Czasami są to dobre zmiany. Czasami te zmiany są aż tak dobre, że cieszymy się, że one nastąpiły i jedyne, co nam pozostaje to stworzenie nowego, lepszego planu.




Heeeeej!
Wiem, że obiecałam, że dodam rozdział jeszcze w maju, ale gdy dwa dni temu go napisałam stwierdziłam, że poczekam te dwa dni i dodam go dzisiaj jako prezent na dzień dziecka ode mnie dla Was! <3 Tak więc wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Dziecka! (Jeśli myślicie, że jesteście za stare by świętować powiem Wam, że moja babcia co rok przyjeżdża do nas 1 czerwca żeby dać mojemu tacie prezent z okazji jego święta XDDD) Mam nadzieję, że mój prezent Wam się spodobał!
Przechodząc do piosenki... KOCHAM JĄ!!!! Historia pozyskania przez Ali Anything's Possible to prawdziwa historia pozyskania tej piosenki przez Leę! Co prawda trochę przerobiłam to żeby pasowało do opowiadania, ale większość się zgadza. Lea nagrywała Scream Queen's gdy pierwszy raz usłyszała piosenkę i miała wtedy doła. Gdy ją usłyszała stwierdziła, że to piosenka, której desperacko potrzebuje, ale okazało się, że nie może jej dostać. Cały Album był już skończony i Lea zagroziła, że wyrzuci wszystko do śmieci jeśli nie dostanie Anything's Possible, ale nawet te groźby nic nie dały i musiała się pogodzić ze stratą XD Później Lea wróciła do LA, poszła na zajęcia z jogi i była tam jakaś mega wkurzająca baba, która krzyczała i śmiała się nie zważając na innych XD No i Lea chciała ją wywalić z tej grupy i wtedy ta kobitka powiedziała, że napisała dla Lei Anything's Possible- część dialogu pod koniec rozdziału żywcem wzięłam z opowieści Lei z jej koncertu w Londynie XD Koniec końców MoZella - autorka (znana m.in. z napisania Wrecking Ball) dała Lei piosenkę i piosenka ta znalazła się na płycie XD Tutaj dodam Wam filmik z Londynu gdzie jest część tej historii (całość jest na filmiku z całego koncertu) i możecie to sobie same wyobrazić no i posłuchać wykonania na żywo, które jest genialne i takie piękne!! Lea na żywo brzmi tak pięknie!! Lea jest taka piękna!!!<3 <3 <3 <3 <3  

Przepraszam za wszystkie błędy!
Fragment pisany kursywą to oczywiście część z Turn To Stone
Do następnego!
PS I love youuuuu all!!! <3 <3 <3 <3 <3