wtorek, 16 sierpnia 2016

Rozdział 21




„Being a part of something special does not make you special. Something is special because you are a part of it.”


-Marzenia się spełniają. Każdy kto w to wierzy niech podniesie do góry rękę- powiedziałam stojąc na środku sali wypełnionej po brzegi. Wszyscy zaczęli się rozglądać i patrzeć na siebie, ale gdy rękę podniosła jedna osoba było to już jak fala tsunami. W całym pomieszczeniu były tylko dwie osoby, które tego nie zrobiły. Była to Klaudia i ja. –Dlaczego w to wierzysz?- zapytałam chłopaka, którego dłoń powędrowała do góry jako pierwsza.
-Yyyyyy- blondyn się zaciął wyraźnie zawstydzony. Z pewnością żałował tego, że był pierwszy i uważał, ze go atakuję.
-Śmiało, nie bój się, nie zrobię ci przecież krzywdy. Spójrz na mnie, ledwo co udało mi się przekroczyć metr pięćdziesiąt- miałam nadzieję, że jakoś go ośmielę, ale byłam świadoma, że mój żart był naprawdę słaby.
-Właściwie uwierzyłem w to dopiero dzisiaj- powiedział i zabrzmiał już całkiem pewnie.
-Dlaczego?- zapytałam zaciekawiona.
-Bo... bo jesteś prawdziwa- słysząc jego słowa od razu zrozumiałam o czym mówił. Oczywiście, że miałam świadomość tego jak jestem postrzegana przez wszystkich, którzy uczęszczali na zajęcia Klaudii.
-A ty? Także podniosłaś rękę. Dlaczego uważasz, że marzenia się spełniają?- zapytałam dziewczynę siedzącą obok chłopaka.
-Bo tobie się udało. Byłaś jak my. Byłaś tutaj a teraz jesteś tam- odpowiedziała.
-Marzenia się spełniają. Dość często to powtarzamy i słyszymy. Marzenia się spełniają. Jest w tym stwierdzeniu odrobina prawdy. Niestety tylko odrobina. Teraz was zapytam o coś innego. Kto chciałby być na moim miejscu? Jeśli na tej sali jest taka osoba niech podniesie rękę- powiedziałam i tym razem tak jak przy poprzednim moim pytaniu wszyscy unieśli do góry ręce.
-Chcielibyście być na moim miejscu, bo jak zauważyła wasza koleżanka mi się udało. Bo byłam kiedyś taka jak wy, ale mi się udało. Moje marzenia się spełniły i wy chcecie by spełniły się także wasze. Ale to nie jest prawda. Bo nie obudzicie się pewnego dnia i wasze marzenia nie spełnią się od tak. To tak nie działa. Wszystko, co teraz mam, zawdzięczam dwóm rzeczom: talentowi i ciężkiej pracy. Dzięki talentowi wszystko się zaczęło, ale to dzięki ciężkiej pracy nadal trwa. Miałam marzenie. Ale ono się nie spełniło. To ja je spełniłam a właściwie nadal spełniam. To ja. Nic nie stało się samo. Bo nic się samo nie dzieje i tylko od was zależy to czy spełnicie swoje marzenia. Kiedyś często powtarzałam, że będąc częścią czegoś wyjątkowego stajesz się wyjątkowy. To było moje motto. Teraz wiem już, że się myliłam i to nie jest prawda. Bycie częścią czegoś wyjątkowego nie czyni cię wyjątkowym. Coś jest wyjątkowe, dlatego że ty jesteś tego częścią.* Za bycie wyjątkowym odpowiada wasz talent, za sukces ciężka praca. To po zsumowaniu daje dziewięćdziesiąt dziewięć procent tego, co składa się na powodzenie. Pozostaje jeszcze jeden procent. Jeden procent, który stanowi tą drobinę prawdy w stwierdzeniu, że marzenia się spełniają. Szczęście. Czasami potrzeba odrobina szczęścia. Czasami trzeba znaleźć się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. Choć nie zawsze tak jest i by osiągnąć sukces trzeba iść kręta, wyboistą drogą. Ja miałam szczęście jednocześnie go nie mając. Wiem, że to brzmi nielogicznie, ale tak właśnie było. Przede wszystkim jednak czułam, że jestem stworzona by być na scenie. To moje życie. To moje marzenie, które spełniam, którym żyję. Marzenie, które kosztowało mnie morze łez, setki godzin spędzonych na kształtowaniu siebie, ale było warto. Bo warto spełniać marzenia. I kiedy to robisz wiesz, że możesz zrobić wszystko, że każda wylana łza sprawiła, że ci się udało. Uwierzcie mi, że nieważne, jakie są wasze marzenia, czy chcecie śpiewać czy nie. Bo może marzycie o czymś zupełnie innym, może ktoś chciałby otworzyć własną restaurację, ktoś chciałby napisać książkę a jeszcze ktoś z was chciałby wynaleźć lek na Alzheimera. Nie ważne jakie jest wasze marzenie. Ważne jest by się nie poddać, by wierzyć w sens tego, co robicie, by oddawać się temu z pasją i poświęceniem a po pewnym czasie, za miesiąc, rok a może dziesięć lat obudzicie się i mimo tego, że to będzie poniedziałek, będzie padać, będziecie niewyspani a wasz pies pogryzie kolejną parę waszych nowych butów, samochód nie będzie chciał odpalić a autobus wam ucieknie, stojąc w deszczu, smagani zimnym wiatrem, w butach z dziurą zrobioną przez ukochanego pupila pomyślicie, że kochacie wasze życie i nie zamienilibyście go na żadne inne. Bo to właśnie nazywa spełnieniem marzeń.

***

-Byłam dzisiaj u Klaudii na zajęciach. Chcesz mnie utuczyć?- zapytałam, bo Zuza postawiła przede mną wielki talerz czegoś, co chyba miało być zapiekanką makaronowo-serową, ale coś jej nie wyszło. Do tego zamiast herbaty, wody czy soku postanowiła podać... wielki kubek pełen goręcej czekolady z bitą śmietaną. Totalnie dziwne połączenie.
-Powinnaś trochę przytyć, bo jesteś za koścista. Jak było u Klaudii?- nie chciałam komentować, że wcale nie jestem koścista tylko wysportowana, ale Zuza odkąd tylko urodziła zaczęła wszystko postrzegać inaczej i czasami była jak moja mama.
-Byłam pierwszy raz w tym nowym budynku i jestem pod wrażeniem. Naprawdę wszystko wygląda tak profesjonalnie. Są sale do ćwiczeń, sale do tańca, dwa studia do nagrywania, jedna sala jest naprawdę duża i ma idealną akustykę przypomina wyglądem tę ze szkoły w Nowym Jorku. Poznałam też całą kadrę, instruktorów, nauczycieli i muszę przyznać, że Klaudia zna się na tym wszystkim. Pomijając fakt, że ta szkoła, bo chyba tak to trzeba teraz nazywać, otwiera naprawdę wiele drzwi tym ludziom i daje im serio wielką szansę to chyba okaże się to naprawdę dochodowy biznes- sporo w to wszystko zainwestowałam, Klaudia też, poza tym ona wzięła kredyt, ale czułam, że to naprawdę się uda. W sumie wiedziałam to już wtedy, kiedy przedstawiała mi plan, ale gdy zobaczyłam to na własne oczy dotarło do mnie jak wielkie jest to przedsięwzięcie. -Dlaczego mnie nie słuchasz?
-Słucham- odpowiedziała, choć nie byłam do końca pewna czy na pewno to powiedziała, bo mówiła mając usta pełne tego makaronowego czegoś.
-Nie słuchasz, bo masz mózg zamroczony jedzeniem- moja przyjaciółka miała chyba żołądek wielkości studni bez dna.
-Przesadzasz- od kilku dni miałam wrażenie, że blondynka nie jest do końca sobą. Miałam nadzieję, że sama mi powie o co chodzi i coś mi mówiło, że właśnie po to spotkałyśmy się tego wieczora.
-Masz jakiś problem prawda?- niektórzy ludzie, kiedy coś ich trapi nie mają apetytu. Zuza z kolei pochłaniała góry jedzenia.
-Skąd ci to przyszło do głowy?- zapytała i obdarzyła mnie pięknym uśmiechem.
-Bo zawsze zajadasz stres- może i nie wyglądała na zestresowaną, ale przez cały mój pobyt w domu była naprawdę dziwna. Przyleciałam do Polski dzień przed wigilią i już wtedy zauważyłam, że coś jest nie tak. Nie miałam jednak jak z nią porozmawiać, później były święta i musiałam skupić się na tym by nie pokłócić się z rodzicami, co było prostym zadaniem, bo cały czas mieliśmy gości. -Odkąd przyleciałam jesteś dziwna i dużo jesz a zawsze tyle jesz jak się czymś stresujesz. Znam cię. I martwię się o ciebie.
-Nie martw się. I cieszę się, że mogę ci w końcu wszystko powiedzieć, bo wiesz, że nie lubię milczeć i zawsze wszystko muszę ci wygadać. Nawet jak nie mogę. Ale wracając do sedna. Chodzi o to, że tego dnia, kiedy przyleciałaś zrobiłam test. Wynik był pozytywny, ale wolałam poczekać i się upewnić i czekałam całe święta żeby umówić się do lekarza. No i dopiero dzisiaj miałam wizytę. I teraz już jestem pewna- była tak podekscytowana, że jej głos stał się wysoki i piskliwy zupełnie jak mój kiedy się denerwuję.
-Chcesz mi powiedzieć, że...- łzy zebrały się w moich oczach, bo nie mogłam uwierzyć w to co słyszę!  
-Tak, właśnie to chcę ci powiedzieć. Jestem w ciąży!- oczywiście od razu zaczęłam ryczeć wzruszona i rzuciłam się by ściskać moją ukochaną przyjaciółkę.
-Znowu będziesz mieć dzidziusia!- mój głos stał się równie wysoki jak jej. Piszczałyśmy ze szczęścia.
-Chciałam ci powiedzieć we wigilię, ale wolałam zaczekać i mieć pewność.
-To najwspanialszy spóźniony prezent świąteczny jaki dostałam w życiu!- Zuzka wyglądała pięknie i wręcz emanowała od niej ogromna radość.
-Tylko nie mów nic przy małym. Na razie wiesz tylko ty. No i oczywiście mój kochany mąż. Chcemy poczekać z ogłoszeniem tej nowiny a Kubuś jest na takim etapie, że powtarza wszystko, co usłyszy praktycznie każdemu.
-Jasne, nic nikomu nie powiem- nie docierało do mnie to, co się właśnie wyprawiało.
-Nie powinnaś być aż tak w szoku.
-Niby masz rację, ale to tak wspaniała wiadomość, że nie mogę nie być w szoku- wiedziałam od Zuzy, że chcą mieć drugie dziecko więc powinnam spodziewać się tego, że im się uda i pewnego dnia usłyszę to co usłyszałam w tym momencie. Mimo tego i tak nie byłam przygotowana na taką nowinę. –Dlaczego ty jesteś taka spokojna?
-Bo zdążyłam się oswoić z tą myślą. Kiedy zobaczyłam wynik testu... Kupiłam go wieczorem wracając z pracy i nie mogłam się doczekać, kiedy go zrobię. Wstałam o czwartej rano i gdy zobaczyłam, że jest pozytywny pobiegłam do sypialni i tak się wydarłam, że Łukasz prawie spadł z łóżka. Kiedy pokazałam mu test też się wydarł. Oczywiście obudziliśmy Kubusia, który przyszedł z płaczem, bo chyba miał przez nas zawał- wyobraziłam sobie całą tą sytuację i zaczęłam się śmiać.
-Jesteście naprawdę wspaniałymi rodzicami...- skomentowałam. -To dziwne jedzenie, które mi dzisiaj zaserwowałaś to przez ciążę?- zapytałam.
-Nie. Po prostu teraz mogę jeść takie bomby kaloryczne i nie mam wyrzutów sumienia, że przytyję.
-Bo i tak przytyjesz.
-Ciąża jest super- podsumowała wpychając do buzi kolejną porcję makaronu.
-Zazdroszczę ci- przyznałam i jakoś tak zrobiło mi się troszkę smutno.
-Przecież ty też zostaniesz kiedyś mamą.
-Nie o to chodzi. Ale o to, że moje życie jest takie skomplikowane- poplątane, zagmatwane, chaotyczne, pokręcone...
-Rozmawiałaś z rodzicami o Harrym?- Zuza była neutralna. Porozmawiałam z nią szczerze o brunecie. Opowiedziałam jej wszystko. Co powiedziałam ja i co powiedział Harry. Wiedziała o wszystkich naszych dylematach i stwierdziła, że jest naiwna, ale mu wierzy. Stwierdziła, że tym razem jest szczery. Jednocześnie podkreślała, że nadal go nie lubi choć chwilę później powiedziała, że jednak nie jest taki zły. Pomogła mi przeanalizować jego zachowanie po raz tysięczny. Od pierwszego naszego spotkania do tego, kiedy przed świętami odwiózł mnie na lotnisko i doszłyśmy do wniosku, że wszystko opiera się na tym czy potrafię mu wierzyć i zaufać. Jeśli chodzi o wybaczenie tego, co mi zrobił to chyba miałam to już za sobą. Tym bardziej, że sama chciałam go zranić jeszcze parę miesięcy wcześniej udowadniając sobie, że tak naprawdę wcale się nie różnimy. Patrząc na to wszystko z perspektywy czasu umiałam nawet usprawiedliwić to jak się zachowywał, kiedy o wszystkim się dowiedziałam i od niego odeszłam. Kochał mnie, chciał mnie odzyskać. Dowiedziałam się o tym, co zrobił złego. Dowiedziałam się o tym, że przez niego nie było mnie na ślubie Zuzy wymazując z pamięci to, że dzięki niemu byłam na chrzcie jej dziecka. Zaczęłam go postrzegać, jako najgorszą osobę na Ziemi w momencie, kiedy on mnie kochał i chciał żeby było dobrze. Dlatego robił te wszystkie chore akcje, dlatego groził, że się zabije. Robił to, bo chciał żebym wróciła. Naprawdę długo zajęło mi ogarnięcie tego. Zuza mi pomogła. Powiedziała też, że jeśli czuję, że chcę zaryzykować to mam to zrobić. Moi rodzice, przede wszystkim tata, mieli totalnie odmienne zdanie.
-Tak. I chyba pierwszy raz w życiu tata się na mnie darł. Ja też się darłam. To nawet zabawne, bo przeczekaliśmy święta by się pokłócić. Teraz niby jest zawieszenie broni, ale wiem, że tata myśli swoje. Z mamą jest lepiej. Wytłumaczyłam jej, że tak naprawdę to wszystko jest tak skomplikowane, że nawet nie wiem, co mam im powiedzieć. Opowiedziałam, że jak dowiedziałam się o pożarze to do niego pojechałam i prawie umarłam myśląc, że coś mu się stało i mama uważa, że zawsze wiedziała, że nigdy nie przestałam... No wiesz. Że zawsze go...
-Kochasz go. Mimo tego, że jest świnią. Twoja mama to wie i rozumie. Bo jest kobietą. Twój tata to facet, nie rozumie złożoności uczuć kobiety.
-Święta prawda. Do tego nie wiem, co mam zrobić z Sylwestrem. To już za dwa dni. Nie wiem czy mam zostać tutaj czy jechać do Nialla. Czy może wrócić do Nowego Jorku.
-Co robi Harry?
-Będzie u Nialla. Pogodzili się, bo Harry podjął decyzję. Nagrają ostatnią płytę. Nie będzie już trasy, ale będzie płyta. To jego kompromis. Wydaje mi się, że zmienił zdanie tylko i wyłącznie ze względu na mnie i Nialla- powiedziałam i usłyszałam jak mała osóbka przemierza przedpokój. Początkowo było słychać delikatne tupanie by po chwili dołączyły do niego kroki dorosłego mężczyzny.
-Mama!- synek Zuzy wbiegł do pokoju i podbiegł do niej. Był naprawdę słodkim dzieckiem a czerwone od zimna policzki tylko spotęgowały jego „słodkość”. Zuza przeprosiła mnie na moment i zajęła się ogarnięciem swoich chłopaków. A ja postanowiłam zadzwonić.
-Skarbie- gdy usłyszałam jego głos poczułam falę szczęścia uderzającą we mnie. Musiałam mu powiedzieć. Co z tego, że mówiłam Zuzie, że nikomu nie powiem? Musiałam się z kimś podzielić tą informacją. To znaczy... musiałam podzielić się tą informacją właśnie z Harrym.
-Hej. Co robisz?- zapytałam.
-Odwiozłem mamę do domu i teraz wracam do siebie. Właściwie to nie wracam tylko stoję w korku i się bunkruję żeby mnie nikt nie poznał- Harry pogodził się tylko z mamą. Jeśli chodziło o Gemmę nie za bardzo chciał z nią rozmawiać. Wiedziałam, że miał podobne święta do moich. Miał sporo gości, bo wysłał mi zdjęcie, na którym były jego ciotki, wujkowie, kuzynostwo.
-Zuza jest w ciąży- powiedziałam ledwo słyszalnie, ale kiedy to zrobiłam nic nie mogłam poradzić na to, że zapiszczałam do telefonu.
-To wspaniale. Ale dlaczego mówisz tak cicho?
-Bo obiecałam, że nikomu nie powiem i boję się, że usłyszy.
-Rozumiem. Powiedziałbym żebyś jej pogratulowała, ale przecież nie mam prawa wiedzieć.
-Przekażę jej twoje gratulacje. Ale dzwonię też w innej sprawie. Harry za dwa dni Sylwester i ja...- mimo tego, że czułam to, co czułam nie umiałam jeszcze mówić zawsze o wszystkim otwarcie. Czasami zacinałam się i nie mogłam wydobyć z siebie słowa a innym razem nie miałam z tym problemu.
-Chcę go spędzić z tobą. Przylecę po ciebie, jeśli będzie trzeba- gdyby stał przy mnie uściskałabym go za te słowa.
-Chyba życie ci nie miłe- zaśmiałam się wyobrażając sobie minę mojego taty gdyby zobaczył Harry’ego stojącego u progu naszego domu.
-Dla ciebie wszystko.
-Spokojnie. Nie musisz się dla mnie narażać. Będę w Londynie za dwa dni. Możesz odebrać mnie z lotniska.
-Dziękuję za pozwolenie. I od razu mówię, że zatrzymujesz się u mnie.
***
-Skarbie- Harry miał jakiś nowy zwyczaj. Ostatnio za każdym razem jak się ze mną witał nie mówił „hej” czy „cześć”, ale zawsze mówił skarbie.
-Hej- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się widząc jak jego twarz zdobi ogromny uśmiech.
-Chodźcie- Steve mi towarzyszył praktycznie cały czas. Był ze mną także w Polsce. Właściwie w domu był tylko na święta przez dwa dni. Nie powiedziałam mu o wiadomościach od D., ale miałam wrażenie, że albo po prostu o nich wie, albo poza D. ktoś jeszcze do mnie pisze, ale nie mam o tym pojęcia. Bo Steve nigdy nie był przewrażliwiony a ostatnio był ze mną cały czas, sprawdzał wszystko po pięć razy, planował każde moje wyjście tak by zawsze ktoś ze mną był. Podejrzewałam, co to oznacza, choć mężczyzna zapewniał mnie, że nie mam się niczym martwić.
-Jak minął wam lot?- Harry objął mnie ramieniem tak spontanicznie i automatycznie jakby nigdy nie przestał tego robić.
-Możemy prosić o zdjęcie?- obawiałam się tego pytania. To nie tak, że nie chciałam tego robić, ale było już późno i nawet nie chodziło o to, że muszę się przygotować, co z pewnością miało zająć mi ze dwie godziny, bo poza makijażem i ułożeniem włosów, przede wszystkim chciałam wziąć kąpiel, ale byłam podekscytowana i wystraszona jednocześnie, bo miałam jechać do Harry’ego. Do tego mieszkania, w którym bywałam codziennie. Do miejsca, które znałam i które jednocześnie stało się dla mnie zupełnie obce. Myślałam, że już nigdy się tam nie znajdę tymczasem miałam tam spędzić noc, właściwie to dzień, bo noc mieliśmy spędzić u Nialla, ale chciałam to mieć już za sobą, bo po prostu mnie to stresowało. Miałam z tym miejscem wiele wspomnień, złych i dobrych i chciałam już mieć to za sobą. Może przeżywałam to za bardzo, ale taka już byłam i czasami sytuacje, które nie powinny wywoływały we mnie jakieś duże emocje. Po jakimś czasie, który wydawał mi się być wiecznością, Steve wyciągnął nas z lotniska i zostawił w aucie Harry’ego i mimo szczerej niechęci mężczyzna zaczynał właśnie swoje dwa, wolne dni. Podczas jazdy do domu bruneta niewiele mówiłam. Harry z kolei gadał jak najęty i byłam pewna, że nie widzi tego mojego wewnętrznego zdenerwowania, które minęło, gdy weszliśmy do środka. Okazało się, że wszystko wygląda zupełnie inaczej niż zapamiętałam i gdyby nie fakt, że adres się zgadzał pomyślałabym, że to nie to mieszkanie. Harry bez owijania w bawełnę wyjaśnił, że musiał zrobić generalny remont. Inaczej nie mógłby tam mieszkać, bo za bardzo kojarzyło mu się wszystko ze mną. Oczywiście rozumiałam go doskonale. Kiedy poruszyliśmy ten temat zrobiło się nieco niezręcznie, ale tak naprawdę dopiero u Nialla zrozumiałam, co to określenie w ogóle znaczy. I nie chodziło o to, że ubrałam śliczną, grafitową, obcisłą sukienkę, która sięgała mi do połowy uda i Harry gapił się na mój tyłek przez większość czasu. Nie poczułam się niezręcznie nawet, kiedy powiedział, że cieszy się, że sukienka nie ma wielkiego dekoltu, bo nie wiedziałby, na co patrzeć. Takie zachowanie bruneta było tak naprawdę niczym. Bo niezręcznie poczuliśmy się oboje w momencie, kiedy znajomi Nialla nie kryli zdziwienia, że widzą nas razem. Trzymaliśmy się za ręce, obejmowaliśmy się... dosłownie chwilę. Bo już kilku minutach bycia tam zrozumieliśmy ich wzrok. I nagle nie chciałam tam być. Nie, kiedy patrzą na nas w ten sposób. Ale to kuzynka Horana sprawiła, że naprawdę chcieliśmy uciec. Wiedziałam, że nie chciała, ale była jak Niall. Dużo mówiła i często dopiero po chwili docierało do niej, że palnęła gafę. „Super, że znowu jesteście razem, ale szkoda Jesse’ego. Byliście taką super parą. Jesse jest naprawdę słodki i żal chłopaka.” – po tych słowach miałam wrażenie, że zapadnę się pod ziemię. Wiedziałam, że nikt tak naprawdę nie chce byśmy czuli się w ten sposób, ale jednocześnie byli bardzo niesubtelni w tym, co robili.
-Ewakuacja?- usłyszałam tuż przy uchu i naprawdę cieszyłam się, że o to zapytał.
-Zostaniesz moim bohaterem, jeśli mnie stad zabierzesz.
-W takim razie zamierzam zostać twoim bohaterem- powiedział i złapał mnie za rękę.
-Na serio chcesz to zrobić?
-A dlaczego nie?
-No nie wiem... Niall nas zaprosił. Nie będzie mu smutno, że byliśmy tu chwilę?
-Cóż... Mając na uwadze fakt, że poświęcił nam dzisiaj niecałe trzydzieści sekund wydaje mi się, że nawet nie zauważy, że nas nie ma- po tych słowach spojrzałam na Horana i zdecydowanie mogłam stwierdzić, że nie będzie się smucił, gdy opuścimy jego imprezę.
-W sumie masz rację, ale jest sylwester. Nie chcesz się bawić?- zapytałam.
-Serio myślisz, że się bawię słysząc jak piękną parę tworzyłaś z Jessem?- Harry nie wyglądał na złego. Dawniej byłby mega wkurzony. Byłby zazdrosny, ale to byłaby chora zazdrość. Teraz był po prostu zazdrosny. Tak po prostu. Normalnie.
-Wiem, że nie, ale nie chcę żeby przez to ominęła cię zabawa- czy można kogoś kochać i jednocześnie patrzyć na niego i czuć jak zakochujesz się w tej osobie na nowo?
-Ale ja nie mam ochoty na zabawę.
-Więc masz niecałe dwadzieścia cztery lata i chcesz spędzić tę noc w domu przed telewizorem?
-Niekoniecznie...- uśmiech malujący się na jego twarzy mówił jedno. Harry ma plan.
-Niekoniecznie?
-Mam pewien pomysł gdzie możemy się podziać... Właściwie chciałbym ci coś pokazać.
-Kuzyn Nialla się dziwnie na mnie gapi. Możemy jechać gdzie tylko chcesz- nawet nie próbowałam oszukiwać samej siebie, że zgadzam się z nim uciec tylko dlatego, że ludzie się dziwnie na nas patrzą. Musiałam być ze sobą szczera i przyznać się sobie samej, że po prostu chcę z nim być sam na sam.
-Super, że się tak doskonale rozumiemy- zanim wyszliśmy Harry ukradł dwie butelki szampana a ja talerz przekąsek i dopiero kiedy wsiedliśmy do auta poczułam, że się rozluźniam. Przez większość drogi milczeliśmy poza tym, że oboje dziękowaliśmy Bogu, że Harry nic nie zdążył wypić oraz tym, że w połowie trasy zorientowałam się gdzie jedziemy i zapytałam go czy mam rację na co chłopak tylko kiwnął twierdząco głową.
-Tutaj też zrobiłeś generalny remont?- zapytałam, gdy stałam za nim a on otwierał drzwi.
-Tutaj nie zmieniłem niczego- odpowiedział i przepuścił mnie bym mogła wejść pierwsza. Gdy znalazłam się w środku szybko zorientowałam się, że rzeczywiście wszystko wygląda dokładnie tak jak dawniej. Mieszkanie przeszło całkowitą zmianę, ale willa nie zmieniła się choćby w jednym procencie.
-Czyli jednak spędzimy ten wieczór jak dwójka emerytów?- starałam się zażartować, bo nie chciałam żeby mój mózg zaczął przywoływać wspomnienia.
-Możesz się śmiać, ale tutaj nie musisz się krępować słysząc głupie pytania. Albo być pod ostrzałem natarczywych spojrzeń.
-Racja. To co będziemy robić dziadku? Jest dopiero kilka minut po dwudziestej trzeciej.
-Na początek chcę wznieść toast- powiedział i zaczął przeszukiwać kuchnię w poszukiwaniu kieliszków.
-Okej. Jeśli niczego nie przestawiałeś to kieliszki są tutaj- popatrzyłam na niego i otworzyłam odpowiednią szafkę. Musiałam spojrzałam na niego jakoś dziwnie, bo chłopak postanowił zacząć się tłumaczyć.
-Nie patrz tak na mnie. Rzadko tu bywam- odparł i nalał szampana do kieliszków.
-Jasne, rozumiem. Matko, jakie to pyszne- powiedziałam, bo włożyłam do ust malutkiego krokiecika, którego ukradłam Niallowi. Harry nagle nic nie mówił a ja pochłonęłam jeszcze koreczka i coś, co wyglądało jak mini tarta. –To, za co wzniesiemy ten toast?- zapytałam, bo on się na mnie gapił, ale jednocześnie milczał i sprawił, że poczułam się skrępowana niczym na imprezie, z której oboje uciekliśmy żeby się tak nie czuć.
-Za... nas- Harry spojrzał na mnie tak intensywnie, że nie miałam odwagi by powiedzieć, że przecież nie ma nas. Zamiast tego kiwnęłam tylko głową i wzięłam w dłoń kieliszek i upiłam mały łyczek trunku.
-Dlaczego nagle jesteś taki dziwny?- stwierdziłam, że nie będę się domyślać, o co mu chodzi i zapytam wprost. Dawniej za rzadko zadawałam pytania i potem wszystko skończyło się źle.
-Bo nagle dotarło do mnie to, że tutaj jesteś.
-I to źle?  Czy dobrze?- domyślałam się, że dobrze, ale wolałam się upewnić.
-Wspaniale- powiedział, złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie, po czym zaczął mnie całować. Jak ja mogłam żyć bez jego pocałunków? Jak mogłam żyć bez tego uczucia, które pojawiało się zawsze, kiedy jego usta dotykały moich? –Chodź. Chcę ci coś pokazać- powiedział, kiedy niestety, przestał mnie całować. Trzymając się za ręce poszliśmy na górę. Wiedziałam gdzie idziemy. Powiedział, że niczego w tym domu nie zmienił. Wszystko było takie jak kiedyś. Wszystko.
-Mój pokój?- musiałam się upewnić, że kiedy zaraz otworzy drzwi zobaczę to, o czym myślę. Brunet kiwnął głową i nieco niepewnie nacisnął na klamkę. Gdy weszliśmy do pomieszczenia poczułam to, co myślałam, że poczuję, gdy wejdę do jego mieszkania. Niczego nie zmienił. Wszystko wyglądało dokładnie tak jak dawniej. Na sztaludze wciąż wisiał szkic. Na kanapie szkicownik, który dostałam kiedyś od Zayna. Farby, kredki, ołówki. Wszystko leżało dokładnie tak samo jak to zostawiłam. Był tylko jeden wyjątek. Na środku pokoju stało pudełko.

Zabrałam z tego mieszkania prawie wszystko, została mi ostatnia walizka pełna ubrań. Ale części rzeczy nie umiałam zabrać ze sobą. Po prostu nie mogłam, dlatego zostawiłam je w pudełku, które postawiłam na parapecie. Znajdowały się tam nasze zdjęcia, ususzona róża, klucze do jego domu, prezenty od niego… I teraz miałam tam włożyć coś, co było tak symboliczne… Co było jak moje serce. Podeszłam do pudełka i je otworzyłam. Następnie zerwałam wiszący na mojej szyi wisiorek, zdjęłam z palca pierścionek i włożyłam je do pudełka a kiedy to zrobiłam z moich oczu wypłynęły łzy. To był koniec. Koniec.

-Powiedziałem ci, że rzadko tutaj bywam. Po naszym rozstaniu tak naprawdę byłem tutaj raz. Przyniosłem je tutaj. Zostawiłem. I nigdy więcej nie wróciłem. Aż do teraz- powiedział, gdy przestałam oglądać wszystko szczegółowo i podeszłam do niego.
-Nie wiem, co mam powiedzieć. Nie chcę wracać do smutnych wspomnień. Bo tak naprawdę nie czuję teraz smutku. Wiem, że powinnam się smucić, że przeze mnie nie wchodziłeś do własnego domu przez ponad dwa lata, ale tak naprawdę chyba cieszę się, że nie wyrzuciłeś tego wszystkiego- już bardziej egoistycznie to nie mogło zabrzmieć.
-Nie umiałbym tego wyrzucić. I właściwie to chciałem cię o coś prosić- moje słowa chyba dodały mu pewności siebie. Harry podszedł do pudełka i je otworzył. Wyciągnął z niego mój wisiorek. Naszego motyla. A ja chyba domyślałam się już, o co chce mnie prosić. Już raz mnie o to prosił i wtedy też trzymał w dłoni ten wisiorek. –Chcę cię o coś zapytać.
-Harry- przez ułamek sekundy bałam się odpowiedzieć. Bo mimo wszystko nadal mu nie ufałam. Nawet mimo tego, co mi właśnie pokazywał. Mimo tego, że nie umiał mnie wyrzucić ze swojego życia i zachował ten pokój. Mój dawny raj. Moje rzeczy. Właściwe to nasze rzeczy. Nie ufałam mu. Nie ufałam. Ale go kochałam. Kochałam bardziej niż kiedykolwiek innego. I tego byłam pewna. I to zamierzałam mu powiedzieć. Gdyby mi nie przerwał.
-Wiem, że się domyślasz, o co chcę cię zapytać, ale chcę cię zapewnić, że tym razem wszystko będzie inaczej. Wszystkiego nauczymy się od nowa a niektórych rzeczy po raz pierwszy, ale damy radę. Uda nam się. Wiesz dlaczego? Bo się kochamy. Nie powiedziałaś mi tego, ale wiem, że mnie kochasz tak samo jak ja kocham ciebie. Powiesz mi to, gdy będziesz gotowa. Ale właśnie, dlatego że się kochamy uda nam się.
-Zamknij się- przerwałam mu i położyłam dłoń na ustach, bo cholera! Ja mu zamierzałam miłość wyznawać a on wyjeżdża z tekstem, że to wie i mam mu to powiedzieć jak będę gotowa. Halo! Ja jestem gotowa! –Harry kocham cię. To moja odpowiedź i właśnie zamierzałam...- Kiedy usłyszał moje słowa nie czekał aż skończę swoją wypowiedz. Przyciągnął mnie do siebie i raptownie połączył nasze usta w cudownym pocałunku.
-Naprawdę ze mną będziesz? Pozwolisz mi cię kochać?- miałam wrażenie, że Harry nie wierzy w moje słowa. Że nie dociera to do niego.
-Mam nadzieję, że nie będę żałować tego, że się zgadzam- odgarnęłam włosy na lewe ramię a on zapiął mój łańcuszek. Zgodziłam się, bo kierowałam się sercem, ale jednocześnie czułam, że muszę mu powiedzieć o tym, że miłość to nie jedyne, co czuję. Musiałam go uświadomić, że tym razem kieruję się także rozumem, ale to musiało chwilę poczekać, bo on postanowił znowu mnie pocałować i na moment sprawił, że zapomniałam w ogóle jak się nazywam. -Harry ja wiem, co przed chwilą powiedziałam i wiem, że się zgodziłam być z tobą, ale muszę cię uświadomić... Nie ufam ci. Nie w stu procentach i nie mam pojęcia ile czasu minie zanim to się stanie- okej może i właśnie psułam idealny moment, ale musiał to wiedzieć.
-Wiem o tym. Ale tym razem naprawdę niczego przed tobą nie ukrywam. Wiesz wszystko. I udowodnię ci, że mówię prawdę. Jeśli chcesz możemy to zrobić nawet teraz. Chcesz przeczesać mój telefon? Nie ma sprawy. Kod to 2708- może oszalałam, ale czułam, że Harry mówi prawdę. Uśmiechał się do mnie podając ten kod, miałam wrażenie, że właściwie to chce mu się nawet śmiać.
-Nie chcę tego robić. A już na pewno nie teraz. Po prostu chcę żebyś wiedział, co dokładnie czuję.
-Być może nie zdajesz sobie sprawy z tego, że czuję praktycznie to samo co ty. Ale nie chcę już o tym myśleć. Nie chcę o tym rozmawiać, bo w tym momencie jestem po prostu szczęśliwy.
-Ja też jestem szczęśliwa- przyznałam mimo tego, że nadal nie umiałam pojąć tego, co się dzieje.
-Zatańcz ze mną- powiedział i wyciągnął dłoń w moim kierunku. Uśmiechnęłam się do niego i spojrzałam mu w oczy. Kochałam go. Harry był miłością mojego życia. Jedyną. Prawdziwą. Taką, którą przeżywa się tylko raz w życiu. Myślałam, że mam to za sobą tymczasem okazało się, że mogę to czuć jeszcze raz. Że mogę dopuścić do siebie to uczucie, które mimo wielu moich starań nigdy nie wygasło. Boże, to było cudowne. Bez żadnego zawahania chwyciłam jego dłoń. Harry przyciągnął mnie do siebie a ja zarzuciłam mu ręce na szyję. Początkowo kołysaliśmy się tylko w rytm melodii, którą nucił brunet przytulając się do siebie. Jednak to szybko przestało nam wystarczać. Wszystko działo się wolno i szybko jednocześnie. Chciałam by był blisko mnie. Chciałam go całować. Nie mogłam się pohamować i zostawiłam całusa na jego szyi. Nim zdążyłam się zorientować jego usta znalazły się na moich i zaczęły je całować. I to był inny pocałunek. Inny niż wszystkie. Nie umiałam tego opisać, ale kiedy odsunęłam się nieco od niego i spojrzałam mu w oczy wiedziałam, że Harry chce więcej. Że my chcemy więcej. Dlatego położyłam dłonie na jego torsie nieco przeciągając ten moment. Patrzyłam na niego i byłam pewna, czego chcę. Chciałam jego. Moje palce zajęły się rozpinaniem guzików fikuśnej koszuli, robiłam to powoli, bo po prostu pragnęłam nacieszyć się tą chwilą a kiedy się jej pozbyłam Harry musnął nosem mój nos i uśmiechnął się do mnie, po czym stanął za mną. Odgarnął moje włosy na ramię i pocałował moją szyję. Później jego dłonie zajęły się zamkiem błyskawicznym mojej sukienki. Z każdym odsłanianym przez siebie centymetrem Harry zostawiał na moich plecach całusa.  Wiedziałam, że tym razem nie padnie pytanie czy jestem pewna. Albo czy on chce to zrobić. Bo tak naprawdę sam fakt, że wyznaliśmy sobie miłość był odpowiedzią na to czy powinniśmy albo czy chcemy to zrobić. Zadawanie jakichkolwiek pytań w tym momencie było zbędne, bo przecież ta cała droga, którą przeszliśmy od spotkania w Nowym Jorku aż do tego momentu sprawiła, że byliśmy pewni tego czego chcemy. A chcieliśmy siebie. I w związku z tym nie mieliśmy żadnych wątpliwości. Wyswobodziłam się z sukienki i stanęłam przed nim w samym staniku, majtkach i pończochach i czułam iskry przeskakujące z jego skóry na moją. Zanim zajęłam się rozpięciem jego rozporka nie mogłam się powstrzymać i pocałowałam jego motyla. Tęskniłam za tym. Za tatuażami, wisiorkiem, za Harrym. Zanim brunet pozbył się spodni wyciągnął z ich kieszeni paczkę z zabezpieczeniem przez, co spojrzałam na niego spod byka, bo coś sobie uświadomiłam.
-Zaplanowałeś to- powiedziałam i widząc jego szeroki uśmiech także się uśmiechnęłam.
-Przewidziałem- Harry puścił mi oczko i rozpiął mi stanik, który wylądował obok jego spodni. –Tęskniłem za nimi- kiedy powiedział to gapiąc się na moje piersi walnęłam go w głowę.
-Psujesz romantyczny nastrój- byłam taka wyluzowana. Chłopak zaczął się śmiać, ale po chwili przestał, bo zaczął mnie całować. Potem uniósł mnie do góry, dlatego oplotłam go nogami w pasie i przez kilka sekund się na siebie gapiliśmy.
-Gapisz się- powiedział a ja znowu uśmiechałam się jak idiotka.
-To romantyczne- jego oczy błyszczały się patrząc na mnie. Tęskniłam za tym. Za wszystkim. Nawet za tymi słowami.
-Też tak uważam- odparł i powoli zaczął iść w stronę kanapy. Ja natomiast zajęłam się całowaniem jego szyi. I policzków. I tych cudownych ust. Harry położył mnie na sofie i najpierw pozbył się moich majtek a potem swoich bokserek.
-Teraz to ty się gapisz- powiedziałam, bo właśnie to robił. Ale co może było nieco dziwne, wcale mnie tym nie krępował.
-Jesteś piękna- chłopak pocałował wewnętrzną stronę mojej dłoni. Drugą, wolną ręką odgarnęłam mu włosy z twarzy i kiedy ja przeczesywałam je palcami on zajął się ubraniem zabezpieczenia.
-Tęskniłam za tobą- wyszeptałam, kiedy pochylił się nade mną i zaczął całować moją szyję.
-Bardzo cię kocham skarbie- drapałam go delikatnie po plecach i miałam wrażenie, że doprowadzamy się wzajemnie do szaleństwa przeciągając ten moment do granic możliwości aż w końcu nasze ciała stały się jednością. Wszystkie nasze ruchy były takie nieśpieszne i delikatne jakbyśmy robili to pierwszy raz. Ale w pewnym sensie to było jak pierwszy raz. Pierwszy raz po tym, co było kiedyś, pierwszy raz, kiedy tak naprawdę przeszłość przestała mną kierować. I czułam się z tą myślą doskonale. Nasze usta łączyły się co chwilę, nasze spojrzenia wyrażały więcej niż jakiekolwiek słowa. Znowu mogłam to przeżywać. Coś, czego nie mogłabym przeżyć z żadnym innym mężczyzną. Bo nikt poza Harrym nie mógł dać mi tego rodzaju przyjemności. I naprawdę wierzyłam, że tak jak on mi, tak samo tylko ja mogłam mu to dać. Właściwie w to nie wierzyłam tylko byłam tego pewna. I kiedy oddawaliśmy się tym wszystkim doznaniom usłyszeliśmy coś jakby grzmot. Sekundę później drugi i trzeci a później była ich już niezliczona ilość. Fajerwerki. Wybiła północ. Nowy Rok. Spojrzałam na Harry’ego, który uśmiechnął się tak wymownie, że nie pozostało mi nic innego niż odwzajemnienie tego uśmiechu.
-Szczęśliwego Nowego Roku Harry- wyszeptałam i przyciągnęłam go do siebie, bo chciałam był jeszcze bliżej mnie.
-Szczęśliwego Nowego Roku skarbie.



*Cytat ten pochodzi z serialu Glee ;) I tak, jest to cytat z początku rozdziału XD



Heeeeej!
Rozdział 21 za nami!
Myślę, że piosenki, która pojawiła się w rozdziale nie trzeba nikomu "przedstawiać" XD
Dzisiaj notka będzie krótka XD 
Przepraszam za błędy!
Do następnego!

PS I love youuu all <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz